Pasja
„Nawet z pozoru najdziwaczniejsza, najskromniejsza pasja jest czymś bardzo, ale to bardzo cennym.”
Pasja to silne zainteresowanie, zamiłowanie do czegoś. Taką regułkę znalazłam w słowniku. Czy każdy z nas ma jakąś pasję? Spotkałam się z opinią, że Polacy pasji nie mają, że jesteśmy narodem szarym i zmęczonym. Jeśli spytamy kogoś czy ma jakąś pasję, zazwyczaj słyszymy odpowiedź negatywną. Uwielbiamy słodkie lenistwo, nic nie robienie, leżenie na kanapie z pilotem w ręku. Uwielbiamy bezmyślnie „biegać” po telewizyjnych kanałach, uwielbiamy filmy o niczym i uwielbiamy czytać lekkie gazetki z plotkami z życia gwiazd i gwiazdeczek. Tak zazwyczaj sami o sobie mówimy, tak o sobie myślimy. Czy faktycznie tak jest?
Jeśli będziemy się zastanawiać co znaczy mieć pasję, oczom naszym ukaże się obraz człowieka zadowolonego, spełnionego, zabieganego, aktywnego. Kogoś, kto ciągle nie ma czasu, społecznika, może polityka, na pewno sportowca.
Przeczytałam, że jedna piąta Polaków nie ma pasji. Czyli tak naprawdę niewielu. Reszta z nas pasje posiada. Niektórzy mają pasje kosztowne, inni mają takie, które realizować można bez finansowych nakładów. Są też tacy, którzy nie wiedzą, że to co robią można nazwać pasją.
Zainteresowałam się tematem i postanowiłam poobserwować znajomych jakie kto ma pasje. Postanowiłam sama tych pasji skosztować.
Znajomy co drugi dzień do stadniny jakiejś jedzie i kilka godzin z konikami spędza, wiadomo że radość jemu to sprawia i pasję jego stanowi. Kilka razy próbowałam z tymi zwierzętami się zaprzyjaźnić. Jeździć na nich próbowałam i szczotkowania ich się uczyłam. Piękne, wielkie, szybkie – dla mnie jednak zdecydowanie za wysokie. Pewnej czuję się na małych wysokościach. Konie moją pasją nie są.
Znajoma zapisała się na taniec brzucha. Łazi na jakiś kurs, wraca uśmiechnięta i odprężona. Taniec brzucha jak gimnastykę traktuje i ucieczkę od codziennych stresów. Każdy z nas jakiś stres w życiu posiada. Idę swój brzuch do tańca zmusić. Poczucie rytmu mam takie, że albo ręce tańczą, albo biodra się ruszają, razem nijak tego pogodzić się nie da. Zaliczyłam kilka lekcji tańca brzucha, ale niestety bardziej zestresowana byłam niż odprężona. Taniec brzucha odpada.
Może chór? Każdy harcerz kiedyś tam śpiewał, śpiewałam również ja. Ba nawet w jakiś jasełkach brałam udział będąc już osobą dorosłą. Jakiś tam zespół śpiewaczy jest w Wyszkowie. Niestety to nie moje klimaty. Może chór kościelny? Próbuję. Znajoma prowadzi mnie na próbę. Wszystko jest w porządku, dopóki nie dostaję do ręki pieśni, której melodia zapisana została za pomocą nut. Ratunku! Ostatni raz z nutami do czynienia miałam w podstawówce. Kompletnie nie rozumiem czym jedna nutka od drugiej się różni. Śpiewam, ale raczej ze słuchu i kartka z nutami zdecydowanie mi przeszkadza. Kilka prób i rezygnuję. Nie mam zamiaru udawać diwy operowej, bo wcześniej czy później mój brak nutowego wykształcenia wyjdzie na jaw.
Modny stał się dekupaż. W Wyszkowie również ktoś tam takie warsztaty zaczął prowadzić. Koleżanka co i raz jakieś poobklejane pudełeczka do domu mi znosi. Nawet jakiś wieszaczek w kwiatuszki dostałam od niej na urodziny. Namawia mnie, bym spróbowała swoich sił w sztuce dekupażu. Co mi tam, wycinać potrafię a i z malowaniem daję sobie jakoś radę. Zaopatruję się w serwetki, z których wzorki można wycinać i na pudełeczka naklejać. Będzie ślicznie! Niestety, chyba mam za mało cierpliwości by maleńkie kwiatuszki z serwetek wycinać. Tu mi się przetnie, tam rozerwie to co już udało mi się wyciąć. Bałaganu wokół siebie mam tyle, co pięcioletnie dziecko przy robieniu łańcucha na choinkę. Wątpliwe jest również moje wyczucie piękna. To co mi się podoba, inni oceniają nie bardzo przychylnie. Znowu bardziej się denerwowałam niż wyciszałam. Jedno pudełko zrobiłam, ba nawet jeden kieliszek kwiatkami okleiłam i …na tym koniec.
Przyjaciółka moja fanką ruchu nagle się stała. Biega, chodzi na siłownię, łazi z kijkami po ulicy. Mówi, że fajnie. Mówi, że ruch to zdrowie i w naszym wieku o zdrowie dbać należy. Biegać nie będę. Nigdy biegać nie lubiłam. Człowiek tylko się męczy a pożytku żadnego. Idę z nią na siłownię. Ludzi sporo, każdy sapie, zaduch. Na bieżni biegać nie będę. Chomikiem nie jestem i bieganie do nikąd zdecydowanie mi nie odpowiada. Stacjonarny rowerek również odpada. Jak jechać to w jakieś miejsce, a nie ciągle w miejscu stać. Jakiś inny dziwny przyrząd zaatakowałam i godzinę na niby kajaku spędziłam. Kolejnej wizyty na siłowni już nie zaliczyłam. Przyjaciółka nie daje za wygraną i dalej próbuje do ruchu mnie namówić. Wpada do mnie nagle i każe z kijkami jakimiś po mieście latać. „Oszalałaś! W życiu nie będę tak łazić. Chodź zrobię ci kawę a potem na normalny, ludzki spacer pójdziemy” mówię do niej. Ruch moją pasją zdecydowanie nie jest.
Moi znajomi mają różne pasje. Jeżdżą na rowerze, na nartach gdy sezon nadchodzi. Są wariatami na punkcie komputerów lub gotują jak szaleni. Pasją moich znajomych są podróże. Są tacy, którzy swoją pasję w wolontariacie znaleźli i tacy, dla których polityka, nie władza, stała się całych życiem. Mam znajomy dla których pasją jest ich praca, bez niej nie potrafią się w życiu odnaleźć.
Poszłam do biblioteki. Po raz kolejny kilka książek do poczytania wzięłam. Smutno mi się zrobiło, bo wyszło mi że należę do tej jednej piątej Polaków, którzy nie mają pasji. „A ty co taka smutna jesteś?” – pyta mnie dziecko. „Wiesz, bo wyszło mi że jestem człowiekiem bez pasji. Nie biegam, na koniu nie jeżdżę, nie śpiewam, nie tańczę. Wyszło mi że nic ciekawego nie robię. Wyszło mi, że nie mam pasji!” – odpowiadam niemalże z płaczem. „Oszalałaś? Zobacz, twoją pasją są książki na przykład. Ciągle czytasz. Od paru miesięcy piszesz felietony. Przecież to jest pasja. Robisz to bo to lubisz, a nie dlatego że ktoś tobie każe” – mówi dziecko.
To ja miałam pasje moich znajomych prześledzić, tym czasem to mój syn wyśledził co moją pasją się stało.
„Najsmutniejsi ludzie, jakich w życiu spotkałam, to ci, którzy nie interesują się niczym głęboko. Pasja i zadowolenie idą ze sobą w parze, a bez nich każde szczęście jest wyłącznie chwilowe, nie ma bowiem bodźca, który by je podtrzymywał.”
Nicholas Sparks
Judyta
„Wyszkowiak” nr 50 z 17 grudnia 2013 r.
Jeśli będziemy się zastanawiać co znaczy mieć pasję, oczom naszym ukaże się obraz człowieka zadowolonego, spełnionego, zabieganego, aktywnego. Kogoś, kto ciągle nie ma czasu, społecznika, może polityka, na pewno sportowca.
Przeczytałam, że jedna piąta Polaków nie ma pasji. Czyli tak naprawdę niewielu. Reszta z nas pasje posiada. Niektórzy mają pasje kosztowne, inni mają takie, które realizować można bez finansowych nakładów. Są też tacy, którzy nie wiedzą, że to co robią można nazwać pasją.
Zainteresowałam się tematem i postanowiłam poobserwować znajomych jakie kto ma pasje. Postanowiłam sama tych pasji skosztować.
Znajomy co drugi dzień do stadniny jakiejś jedzie i kilka godzin z konikami spędza, wiadomo że radość jemu to sprawia i pasję jego stanowi. Kilka razy próbowałam z tymi zwierzętami się zaprzyjaźnić. Jeździć na nich próbowałam i szczotkowania ich się uczyłam. Piękne, wielkie, szybkie – dla mnie jednak zdecydowanie za wysokie. Pewnej czuję się na małych wysokościach. Konie moją pasją nie są.
Znajoma zapisała się na taniec brzucha. Łazi na jakiś kurs, wraca uśmiechnięta i odprężona. Taniec brzucha jak gimnastykę traktuje i ucieczkę od codziennych stresów. Każdy z nas jakiś stres w życiu posiada. Idę swój brzuch do tańca zmusić. Poczucie rytmu mam takie, że albo ręce tańczą, albo biodra się ruszają, razem nijak tego pogodzić się nie da. Zaliczyłam kilka lekcji tańca brzucha, ale niestety bardziej zestresowana byłam niż odprężona. Taniec brzucha odpada.
Może chór? Każdy harcerz kiedyś tam śpiewał, śpiewałam również ja. Ba nawet w jakiś jasełkach brałam udział będąc już osobą dorosłą. Jakiś tam zespół śpiewaczy jest w Wyszkowie. Niestety to nie moje klimaty. Może chór kościelny? Próbuję. Znajoma prowadzi mnie na próbę. Wszystko jest w porządku, dopóki nie dostaję do ręki pieśni, której melodia zapisana została za pomocą nut. Ratunku! Ostatni raz z nutami do czynienia miałam w podstawówce. Kompletnie nie rozumiem czym jedna nutka od drugiej się różni. Śpiewam, ale raczej ze słuchu i kartka z nutami zdecydowanie mi przeszkadza. Kilka prób i rezygnuję. Nie mam zamiaru udawać diwy operowej, bo wcześniej czy później mój brak nutowego wykształcenia wyjdzie na jaw.
Modny stał się dekupaż. W Wyszkowie również ktoś tam takie warsztaty zaczął prowadzić. Koleżanka co i raz jakieś poobklejane pudełeczka do domu mi znosi. Nawet jakiś wieszaczek w kwiatuszki dostałam od niej na urodziny. Namawia mnie, bym spróbowała swoich sił w sztuce dekupażu. Co mi tam, wycinać potrafię a i z malowaniem daję sobie jakoś radę. Zaopatruję się w serwetki, z których wzorki można wycinać i na pudełeczka naklejać. Będzie ślicznie! Niestety, chyba mam za mało cierpliwości by maleńkie kwiatuszki z serwetek wycinać. Tu mi się przetnie, tam rozerwie to co już udało mi się wyciąć. Bałaganu wokół siebie mam tyle, co pięcioletnie dziecko przy robieniu łańcucha na choinkę. Wątpliwe jest również moje wyczucie piękna. To co mi się podoba, inni oceniają nie bardzo przychylnie. Znowu bardziej się denerwowałam niż wyciszałam. Jedno pudełko zrobiłam, ba nawet jeden kieliszek kwiatkami okleiłam i …na tym koniec.
Przyjaciółka moja fanką ruchu nagle się stała. Biega, chodzi na siłownię, łazi z kijkami po ulicy. Mówi, że fajnie. Mówi, że ruch to zdrowie i w naszym wieku o zdrowie dbać należy. Biegać nie będę. Nigdy biegać nie lubiłam. Człowiek tylko się męczy a pożytku żadnego. Idę z nią na siłownię. Ludzi sporo, każdy sapie, zaduch. Na bieżni biegać nie będę. Chomikiem nie jestem i bieganie do nikąd zdecydowanie mi nie odpowiada. Stacjonarny rowerek również odpada. Jak jechać to w jakieś miejsce, a nie ciągle w miejscu stać. Jakiś inny dziwny przyrząd zaatakowałam i godzinę na niby kajaku spędziłam. Kolejnej wizyty na siłowni już nie zaliczyłam. Przyjaciółka nie daje za wygraną i dalej próbuje do ruchu mnie namówić. Wpada do mnie nagle i każe z kijkami jakimiś po mieście latać. „Oszalałaś! W życiu nie będę tak łazić. Chodź zrobię ci kawę a potem na normalny, ludzki spacer pójdziemy” mówię do niej. Ruch moją pasją zdecydowanie nie jest.
Moi znajomi mają różne pasje. Jeżdżą na rowerze, na nartach gdy sezon nadchodzi. Są wariatami na punkcie komputerów lub gotują jak szaleni. Pasją moich znajomych są podróże. Są tacy, którzy swoją pasję w wolontariacie znaleźli i tacy, dla których polityka, nie władza, stała się całych życiem. Mam znajomy dla których pasją jest ich praca, bez niej nie potrafią się w życiu odnaleźć.
Poszłam do biblioteki. Po raz kolejny kilka książek do poczytania wzięłam. Smutno mi się zrobiło, bo wyszło mi że należę do tej jednej piątej Polaków, którzy nie mają pasji. „A ty co taka smutna jesteś?” – pyta mnie dziecko. „Wiesz, bo wyszło mi że jestem człowiekiem bez pasji. Nie biegam, na koniu nie jeżdżę, nie śpiewam, nie tańczę. Wyszło mi że nic ciekawego nie robię. Wyszło mi, że nie mam pasji!” – odpowiadam niemalże z płaczem. „Oszalałaś? Zobacz, twoją pasją są książki na przykład. Ciągle czytasz. Od paru miesięcy piszesz felietony. Przecież to jest pasja. Robisz to bo to lubisz, a nie dlatego że ktoś tobie każe” – mówi dziecko.
To ja miałam pasje moich znajomych prześledzić, tym czasem to mój syn wyśledził co moją pasją się stało.
„Najsmutniejsi ludzie, jakich w życiu spotkałam, to ci, którzy nie interesują się niczym głęboko. Pasja i zadowolenie idą ze sobą w parze, a bez nich każde szczęście jest wyłącznie chwilowe, nie ma bowiem bodźca, który by je podtrzymywał.”
Nicholas Sparks
Judyta
„Wyszkowiak” nr 50 z 17 grudnia 2013 r.