Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 03 października 2024 r., imieniny Gerarda, Teresy



Remoncik

Latem sprawiłam sobie nową łazienkę. Nie dlatego, że taki miałam kaprys, lecz dlatego,, że łazienka domagała się generalnej naprawy. Glazura sama zaczęła odłazić, farba na suficie zbuntowała się i spadała na głowę całymi płatami.
Poczułam, że łazienka przestała mnie lubić. Miała prawo, bo nikt jej nie dotykał ze 20 lat. To, co w trakcie remontu się działo, trudno opisać. By nie patrzeć na syf panujący w domu, przeprowadziłam się do taty. Nie wiem, czy był zadowolony, że nagle trzy osoby wlazły mu do domu, ale tylko on córce w tym trudnym momencie mógł pomóc. Remont trwał całe wieki, a ja w pewnym momencie pomyślałam, że na pewno już do końca życia będę mieszkała u taty. W trakcie remontu, mimo iż siły fizycznej nie używałam, strasznie się nim zmęczyłam. To ciągłe latanie po sklepach, ciągłe szukanie odpowiedniej glazury, brodzika, kranów, narożniczków, lustereczek, półeczek i innych pierdułek, które nagle okazały się niezbędne do łazienki.
Po miesiącu majster pokazał mi nową łazienkę. „Fajnie, przynajmniej jakiś czas nie będę musiała fug w glazurze szczoteczką do zębów szorować” – pomyślałam sobie. Podliczyłam rachunki za zakupy i dostałam małego zawału. Jeszcze gorzej zareagowałam, gdy majster podliczył swoją pracę. „Oszalałeś? Za tak małą łazienkę tak dużo kasy mam ci zapłacić? Myślisz, że ja bank obrobiłam?” – pytam kumpla-fachowca, który remontu się podjął. „Nie marudź, tylko zobacz, jak masz teraz ślicznie” – mówi kumpel. No ślicznie, ślicznie tylko na koncie debet jak lej po bombie został.
Stwierdziłam, że nigdy WIĘCEJ ŻADNEGO REMONTU NIE ZROBIĘ!
Po kilku tygodniach, jesienną porą, stwierdziłam, że niezbędny jest kolejny remont. Klepka odłazi z podłogi, ściany czymś pomazane. Zdecydowanie reszta mieszkania nie pasuje teraz do mojej czystej łazienki. Może chociaż ściany należy odświeżyć.
Ja: Synu co ty robisz, że ściany masz tak umazane? Jesz na nich, czy ręce o nie wycierasz?
Syn: Ojej, pobrudziły się. Dawno nie były malowane. Miały prawo się pomazać. Nie?
Ja: Dawno? Dwa lata temu to dawno? A ty, młoda czego się śmiejesz? Twoje ściany wcale nie lepsze!
Młoda: Lepsze, lepsze. Tylko nad łóżkiem trochę się pomazały. Niestet,y nie wiem czym.
Wkurzyłam się na dzieci i postanowiłam, że wspólnymi siłami, niewielkim kosztem pomalujemy ściany. Jeśli jednak ściany będą śliczne, to jak z tak paskudną podłogą zostać? Trudno, kredyt wezmę, ale do końca przeprowadzę remont mieszkania.
Dzwonię do kumpla-fachowca i do kolejnej robótki go zatrudniam. Kumpel się ucieszył, bo akurat zastój w robocie mu się zrobił. „Tylko pamiętaj, ma być tanio, szybko i ładnie” – mówię. Majster się śmieje i mówi, że jak chcę tanio coś zrobić, to linoleum na podłogę mogę sobie położyć. Jemu wtedy nic nie zapłacę, bo on do tego nie będzie potrzebny.
On: To co, cyklinowanie i lakierowanie będzie?
Ja: Oszalałeś!? Ja tu chcę mieszkać, a nie znowu do taty się przeprowadzać. Najtaniej to pewnie panele wyjdą, najszybciej będzie i bez kurzu. Na starą klepkę położysz i już. Może tak być?
On: Nie ma sprawy. Tylko porządne kup te panele, nie oszczędzaj. I farby kup takie, żeby można je było umyć, to znaczy ścianę żebyś mogła umyć.
Pomyślałam sobie, że chłop oszalał. Oczywiście, że będę oszczędzała. Nie mam zamiaru robić sobie drogiej podłogi. W końcu to tylko podłoga. Jak coś drogiego kupię, to potem będę się awanturowała z dziećmi, że w butach po mojej ślicznej, drogiej podłodze chodzą. Nie pozwolę roweru do domu wprowadzić i jak wściekła z mopem będę latała, by podłoga była lśniąca. Nie ma mowy, pojadę do sklepu i może coś uda mi się kupić w promocji. Rację jedynie w kwestii farby przyznałam kumplowi.
Latam więc po sklepach w poszukiwaniu ładnych i tanich paneli. Ładne są, ale nie tanie. Jak tanie, to nie bardzo śliczne. Okazuje się, że promocje zazwyczaj są latem, a teraz to na promocje trzeba poczekać. Ja czekać nie mogę. Fachowiec za chwilę w domu się zjawi i ciekawe co na podłodze będzie układał, jak nic nie kupię.
Jeszcze większy problem mam z wyborem kolorów farb. Syn zaproponował, że chce mieć ciemne ściany. Nie dlatego, że kocha ciemne kolory, lecz dlatego że ciemne jest po prostu praktyczne.
Syn: Zobacz, na czarnej bluzce brudu nie widać, a na białej widać najmniejszą plamkę. Tak samo będzie ze ścianami. Ściany chcę ciemne.
Ja: Oszalałeś? To może na czarno pokój pomaluj i z malowaniem spokój do końca życia będzie. Nie zgadzam się na ciemne. Masz wzornik kolorów i wybieraj.
Syn: To mój pokój i mogę mieć ściany, jakie chcę. Ja do twojego pokoju się nie wtrącam.
Ja: Bo ja nie mam swojego pokoju, nie zauważyłeś? Ty masz, młoda ma, a ja nie mam. Chyba, że kuchnia jest moja. Ale kuchnia to nie pokój. Niby ten „mój” pokój jest ogólnodostępny. Młoda, a ty jaki chcesz kolor na ścianach?
Młoda: Nie wiem. Jak myślisz, jaki mogę chcieć? Tylko nie różowy i nie pomarańczowy, i nie zielony, i nie żółty.
Ja: To może czarny, co? Oboje pomalujcie swoje pokoje na czarno!
Młoda: Ojej, jaka nerwowa jesteś. Nie denerwuj się, tylko mi pomóż.
Nie można słowami opisać tego, jak wyglądał wybór farb. Jak już im się coś podobało, to za chwilę się odpodobało. Jak młoda mówi, że ładny, to syn naśmiewa się z jej wyboru. Niewiele brakowało, by remontu nie było. Farby nie wybrane, paneli nie ma.
Pomyślałam sobie jednak, że skoro fachowiec zamówiony, to muszę być stanowcza. Szybciutko więc pogodziłam ciągle kłócące się dzieci, kolory farb wybrałam, panele kupiłam (znalazłam takie w promocji!). Kumpel przyszedł i robótkę zaczął. On pracuje, ja również pracuję. On całe dnie u mnie w domu, ja w swojej pracy. Kumpel co chwila dzwoni i dyktuje co mu „na już” do remontu potrzebne. Kup to, kup tamto, tego ma za mało, a tego za dużo, ten próg jest do bani, wymienić go trzeba na inny. „Kto ci mierzył metraż mieszkania, że tyle tych paneli kupiłaś? Na następny remont jeszcze ich wystarczy. Oddaj to, co zostało do sklepu” mówi któregoś dnia i wręcza mi listę kolejnych zakupów. Urwanie głowy miałam z tym niby niewielkim remontem.
Kumplowi chyba mocno zależało na kasie, bo z robótką w mig się uporał. Sąsiedzi zanim zorientowali się, kto znowu im ciszę zakłóca, remoncik został skończony.
Siedzę na kanapie, piję kawę, jem czekoladę i patrzę się na świeżo malowane, jeszcze pachnące ściany. Patrzę na podłogę, z której żadna klepka już nie wyjdzie i myślę sobie, że … NIGDY WIĘCEJ ŻADNEGO REMONTU NIE ZROBIĘ!

Judyta
„Wyszkowiak” nr 48 z 26 listopada 2013 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta