Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 28 marca 2024 r., imieniny Anieli, Sykstusa



Ależ nerwowa jestem

Ależ nerwowa się ostatnio zrobiłam. Najpierw uważałam, że to dlatego, że jestem przemęczona. Potem stwierdziłam, że jednak zbyt dużo wolnego miałam i zwyczajnie z nudów nerwy mi się uwolniły. Potem znowu szybko się zmęczyłam, ale głupio mi się zrobiło, że niby z przepracowania nerwy mam na samym wierzchu. Zgłupiałam z lekka. Usiadłam i zaczęłam myśleć. Wszystko mnie denerwuje. Zdenerwowałam się, że ciasto zrobiłam i potem je zeżarłam.
Wściekła się zrobiłam, że zaraz w kieckę nie wejdę i znowu za odchudzanie będę musiała się zabrać. Potem zdenerwowałam się, że u syna w pokoju bałagan panuje. Syna nie ma, pokój został. Drzwi do pokoju otwarte i co tam zajrzę, widzę ten niby porządek. Kurz na meblach, koty pod meblami, cała masa malutkich karteczek z jakimiś notatkami. Z całych sił staram się nie widzieć tego. Obiecałam sobie, że nie będę jego pokoju sprzątała. Niestety, kurz jakby zaczął machać do mnie malutkimi rączkami, wlazłam więc, posprzątałam i oczywiście zła na samą siebie się zrobiłam, że znowu nie dotrzymałam danej sobie obietnicy.
Skoro taka zła jestem i wszystko co mnie otacza denerwuje mnie, postanowiłam odizolować się od otoczenia. Nie odbieram telefonów, nie odpisuję na smsy, nie reaguję na e-maile. Nie chce mi się gadać, więc nie umawiam się na przyjacielskie pogaduchy. Niestety, czasami z domu wyjść trzeba, bo albo się pracuje, albo do sklepu trzeba zawitać, by zakupy jakieś zrobić.
W pracy milczę i udaję, że głowa mnie boli. Nikt nie sprawdzi, czy boli faktycznie. Na zmieniającą się ciągle pogodę winę zwalam. Uczynni ludzie tabletki mi podają i ze zrozumieniem omijają mnie szerokim łukiem. Skoro nikogo obok mnie nie ma, denerwować się zaczynam, że nie mam z kim pogadać.
W sklepie jednak denerwuje mnie wszystko. A to baba jakaś zbyt długo szyneczkę wybiera. Ta za dużo tłuszczyku ma dookoła, tamta z kolei za chuda. Jak tłuszczyku mniej się znalazło, to szynka zbyt droga się okazała. Wzrokiem babę zabijam i z uśmiechem na ustach czekam cierpliwie na swoją kolej. A to przy kasie zator jakiś się zrobił, a spieszący się jegomość stojący za mną co chwila w tyłek koszykiem na kółkach mnie wali. Sądzi zapewne, że przez takie szturchanie szybciej do kasy się dostanie i spowoduje przyspieszenie moich ruchów, gdy będę już podliczana. Nic bardziej mylnego. Szturchanie takie wywołuje u mnie reakcję odwrotną. W normalnym tempie pakowanie zakupów zaczynam, niezbyt śpiesznie za płacenie się biorę i równie powoli od kasy się oddalam.
Na targ się wybrałam. Jest to jakiś mój mały sukces, bo z powodu lenistwa na targ tylko w czasie urlopu się udaję. Nie muszę wtedy o jasnym świcie się zrywać, by do pracy zdążyć, a wcześniej targowe zakupy poczynić. Najpierw zdenerwowałam się, że nie mam gdzie samochodu postawić. Potem się zdenerwowałam, że w sumie to nie musiałam wcale autka na targ ciągnąć. Na targu szału dostałam, że kobieta jakaś rowerem po nodze mej przejechałam. Potem zdenerwowałam się, że nie mogę kupić spodni tam, gdzie zazwyczaj je kupuję. Widocznie kobieta urlop sobie zaplanowała, a ja nieszczęsna akurat na ten jej urlop zakupy sobie zaplanowałam. Potem poszłam kupić pomidorki. Uwielbiam pomidory, więc różne rodzaje zostały nabyte. „Może już wystarczy, co? Ciekawe kto to wszystko zje” – hamuje moje pomidorowe zakupy córcia. No tak, nakupiłam jak głupia. I te czerwone i te żółte, okrągłe i te bardziej pokraczne, ale pyszne za to. Zdenerwowałam się więc, że na pewno część się zepsuje i będę zła, że niepotrzebnie jedzenie do kosza wywalam. Zdenerwowałam się również z tego powodu, że na targu tyle narodu i w sumie to nie wiadomo, dlaczego wszyscy na raz o tej same porze postanowili się na zakupy udać.
Młoda do szkoły się szykuje. Jęczy przy tym tak bardzo, że nerwy uszami mi już wychodzą, chociaż udaję że wcale mnie to nie wzrusza. To, co można używane się kupuje. Niestety, część książek tylko nowa być może. Złość mnie dopadła, gdy za 3 ćwiczenia ponad stówę musiałam zapłacić. „To jeszcze nic, proszę Pani – mówi miła sklepowa – komplecik nowych książek do I klasy gimnazjum ponad 600 zł kosztuje”. Gały na nią wywalam i zastanawiam się, kogo stać na taki wydatek dla swojej pociechy. Zdenerwowałam się więc, że idiotów z ludzi robią i o bezpłatnym systemie nauczania ciągle gadają. Jakie ono bezpłatne, skoro już z początkiem wakacji szkolne zakupy się rozpoczyna, by potem na raz pół pensji w sklepach nie zostawić.
Kręcę się po mieście autkiem. Ten za wolno jedzie, tamten za późno kierunkowskaz włączył. Na parkingu przed sklepem ktoś 2 miejsca na 1 malutki samochodzik zagarnął. Jazda, która zawsze radość mi sprawiała, zaczyna mnie denerwować okropnie. Zaczynam się zastanawiać jakim cudem ludzie ci prawo jazdy dostali.
Na kocie również złość swoją wyładowuję. „Ciągle tylko byś jadł i jadł. Żebrak się znalazł, ciągle pod lodówką tylko stoisz. Niedługo chodzić nie będziesz mógł, taki gruby jesteś. Nie dam ci nic innego do jedzenia. Jedz to co masz!” – warczę na niewinne zwierzę. Kicia o nogi się ociera i tak długi drze gębę, że dziecko me męskie zdecydowało się ukrócić cierpienia zwierzęcia i nakarmił je wątróbeczką. – „Nawet na kota warczysz. Zupełnie nie wiem, o co Ci chodzi. Nawet odezwać się do Ciebie nie można, bo nie wiadomo kiedy można” – mówi. No, ja też nie mam pojęcia dlaczego zła jestem.
Moja nerwowość w końcu zostaje zauważona przez najbliższych. Zaczynają więc dopytywać, czy wszystko jest w porządku, czy coś się stało, może mnie coś boli, czy w pracy wszystko w porządku. Strasznie mnie to denerwuje, więc zamiast się uspokoić i wyciszyć dalej się nakręcam.
Zaczęłam się w końcu martwić o siebie. Może coś nie tak się ze mną dzieje. Może powinnam do lekarza się udać i spytać mądrego człowieka o przyczynę mojej nerwowości. Najpierw jednak z córką postanowiłam sobie pogawędkę na ten temat uciąć.
Ja: Wiesz, wszystko mnie ostatnio denerwuje. Nie mam pojęcia dlaczego.
Ona: Nie przejmuj się, mnie też wszystko denerwuje.
Ja: Ale mnie ludzie denerwują. Nawet wy mnie wkurzacie.
Ona: Ty mnie też denerwujesz. I ludzie też mnie denerwują. Nie martw się.
Ja: To mam się nie przejmować?
Ona: Tak. W końcu kiedyś to przejdzie. Chcesz herbaty? A może kawę dobrą ci zrobić?
Ja: Kawę mi zrób i czekoladę przynieś. Może duża ilość cukru nas uspokoi.
Czekoladę zeżarłyśmy na raz. Kawę wypiłam i ucieszyłam się, że nie muszę jednak do lekarza biegać. Skoro nie tylko ja taka nerwowa jestem, to być może to tylko kwestia pogody. Na pewno nie jest to kwestia charakteru, gdyż ja do tych nadzwyczaj spokojnych ludzi należę...

Judyta
„Wyszkowiak” nr 35 z 27 sierpnia 2013 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta