Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 11 października 2024 r., imieniny Aldony, Brunona



Obiecanki cacanki

Do kolejnych wyborów samorządowych jeszcze trochę czasu zostało. Ich przedsmak jednak się pojawił już dzisiaj. Ostatnio miały miejsce wybory na wójta Zabrodzia. Apele o niewystawianie kandydatów się pojawiły, gdyż jedna słuszna osoba miała poparcie wśród radnych gminy. Apel na nic się zdał.
Kilka osób zaczęło mieć chęć na stołek wójta. Nie dziwi to wcale. Demokrację mamy, więc każdy może sobie komitecik założyć i stanąć do walki o wyższe, zaszczytne stanowisko. Poseł pochodzący z naszego rejonu swoje niezadowolenie co do niezastosowania się do apelu radnych zabrodziańskich publicznie wyraził. Zdaje się, że „mądrości radnych” niewielu doceniło i mimo licznych apeli społeczeństwo postanowiło oddać swoje głosy na swojego faworyta. Nie jestem z Zabrodzia i nie bardzo umiem ocenić, który z dwóch kandydatów, pomiędzy którymi walka o urząd w II turze wyborów się rozegra, zasługuje na zaufanie wyborców.
Tak sobie jednak myśleć zaczęłam, że to co dzieje się dzisiaj w Zabrodziu za chwilę będzie miało miejsce w całym kraju. Nas oczywiście najbardziej będą interesowały wybory te nasze lokalne. Czas płynie tak szybko, że kilka miesięcy, które do wyborów zostało minie jak z bicza strzelił. Już dzisiaj widać kto i w jaki sposób zaczął kampanię wyborczą.
Nagle liczni przedstawiciele władz gminnych i powiatowych zaczęli brać udział w uroczystościach. Tak jakby przypomnieli sobie, że kolejne rocznice należy jednak obchodzić. Tłok pod pomnikami się zaczął. Kolejka z kwiatami, wieńcami i zniczami zaczęła się ustawiać. Przepychanki miejsce mają, kto pierwszy powinien oddać hołd. Ciągnięcie losów się zaczyna kto, kiedy, gdzie zostanie reprezentantem władz powiatowych i gminnych. Niedługo zapewne modne stanie się bywanie na uroczystościach szkolnych. Młodzi, niedoświadczeni wyborcy będą mieli możliwość poznania tych, którzy rządzą nami i wydają nasze pieniądze. Wszak ci młodzi za rok po raz pierwszy będą brali udział w wyborach.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzi tak bardzo ciągnie do władzy. Dlaczego tak bardzo chcą zostać reprezentantami narodu. Czy jest to chęć działania na rzecz społeczności lokalnej, czy chęć zdobycia konkretnej pozycji.
Zaczęłam sobie myśleć, że gdyby funkcja radnego była funkcją społeczną nie byłaby tak mocno oblegana. Jak wiadomo, każdy radny dietę za „społeczną” działalność pobiera. Różnie w różnych gminach, jak również powiecie naliczaną. Zasad naliczania diety opisywała nie będę, nie bardzo mi się chce wertować uchwały, które zasady te określają. Warto jednak podkreślić, że tak naprawdę uchwały te niewiele wnoszą. Dieta się po prostu należy. Bez względu na to, czy udziałem swoim sesję lub komisję zaszczycił, dietę będzie miał wypłaconą. Wystarczy usprawiedliwić swoją ewentualną nieobecność, by 100% świadczenia mieć wypłacone. Dziwi to trochę, gdyż wiadomo, iż za nieobecności w pracy wynagrodzenie nasze jest pomniejszane (z wyjątkiem nieobecności spowodowanej otrzymaniem wymarzonego urlopu wypoczynkowego). Jeśli więc chorujemy i pracować nie możemy, wynagrodzenie nasze zostaje „obcięte”. Radny chorować może do woli. Usprawiedliwi się – cała dietka się mu należy. Zastanawiam się, co by było, gdyby nagle okazało się, że funkcja radnego nie może być opłacana. Ilu z tych, którzy na listach wyborczych się znajdowało zgodziłoby się na ponowne kandydowanie i na pełnienie nieodpłatnej funkcji radnego.
Czy radny jest faktycznie przedstawicielem lokalnej społeczności? Czy bycie radnym daje nam jakąś pozycję? A może funkcja ta daje nam jakieś przywileje? Czy radny może spełnić obietnice wyborcze, jeśli się znajdzie w opozycji? Co znaczy opozycja i koalicja wśród radnych zawarta?
Pojedynczy radny nic sam nie wskóra. Może głos zabrać, błędy władzy może pokazać, wizytówkę może sobie wydrukować i wykazać wysokość pobranej diety w oświadczeniu majątkowym. Grupa radnych również niewiele może wskórać. Przywileje pojedynczego radnego posiada, z wyjątkiem tego że pogadać może sobie. Pogadać może – owszem, ale po cichu, przy wódce, tak by nikt nie słyszał. Umowa koalicyjna obowiązuje i bez względu na swoje zdanie łapkę w górę trzeba podnieść, by w koalicji pozostać.
Zaczęłam się również zastanawiać się, co tak naprawdę powoduje, że ktoś na kandydowanie na urząd wójta lub burmistrza się decyduje. Czy jest to chęć wprowadzenia zmian, chęć kontynuowania rządów poprzednika, jeśli jest co kontynuować, chęć pracy dla ludzi, chęć zysku czy potrzeba posiadania nowej pozycji zawodowej?
Zaczęłam kombinować, czy jeśli urząd wójta/burmistrza nie byłby tak sowicie opłacany, to czy w ogóle ktokolwiek chciał ten urząd piastować? Czy człowiek, który chce coś zmienić, chce być uczciwy, nie chce w układy wchodzić żadne ma szansę na, to by kierownicze stanowisko w samorządzie zająć? Jak długo porządzi, jeśli na uczciwość swoją i ludzi, z którymi pracuje będzie liczył? Troszkę się przestraszyłam, bo wyszło mi, że porządzi zaledwie rok. To znaczy, do czasu pierwszego absolutorium. Potem zostanie odwołany, pozamiatany, sponiewierany. Potem pomyślałam sobie, że na pewno źle myślę i uczciwy człowiek ma jednak możliwość uczciwie urzędem kierować.
Poczytałam sobie programy wyborcze dwóch kandydatów do II tury wyborów na wójta w Zabrodziu. Troszkę obiecują, kokietują, rozumieją wszystkich i wszystkim pomagać będą – czyli standard. Na unijne pieniądze pazurki ostrzą, oświatą obiecują się zająć jako priorytetową sprawą w gminie. Pomyślałam sobie, że ich zamierzenia w 4-letniej kadencji trudne do realizacji by były, a co dopiero w czasie kilku miesięcy, które do kolejnych wyborów zostały. Zaczęłam się zastanawiać, czy szanowni kandydaci zdają sobie sprawę, że czas ich panowania wynosił będzie 14 miesięcy. Dużo planów, dużo słów jak zwykle w czasie kampanii. Według mnie, ostrożnie należy obietnice składać. Za chwilkę nowe wybory, nowa kampania się zacznie. Ile ze składanych obietnic będzie zrealizowanych, a ile na kolejnej ulotce wyborczej na następną kampanię wyborczą (być może dla kogoś innego) zostanie przepisanych?
Wybory i prowadzone kampanie wyborcze wśród ludzi wywołują duże emocje. Kandydaci obiecują, a ludzie do piątego pokolenia ich życie prześwietlą. Strach się bać, co za rok zacznie się w prasie ukazywać. Strach myśleć, ile nowych obietnic usłyszymy, ilu nowych wspaniałych kandydatów zobaczymy i ile pięknych słów zostanie wypowiedzianych. Strach, że znowu komuś z nowych/starych kandydatów uwierzymy i na kolejne 4 lata pozwolimy kierować naszym miastem/gminą/powiatem.

Judyta
„Wyszkowiak” nr 34 z 20 sierpnia 2013 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta