Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



JOW w 100%, czy ordynacja mieszana?

Piotr Duda, przewodniczący Solidarności, w TVN 24, (19.10. 2013 r. „Kropka nad i”) opowiedział się za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych (JOW) w wyborach do Sejmu, gdyż jak stwierdził „ordynacja proporcjonalna jest złym rozwiązaniem dla Polski”. Pełna zgoda. Podpisuję się pod tymi słowami. Ale, między wierszami szef Solidarności napomknął, że „można zrobić system mieszany”, i tu mojej zgody nie ma. Dlaczego?
Otóż, profesjonaliści zajmujący się systemami wyborczymi, ze względu na powyborcze skutki polityczne, ordynacje mieszane klasyfikują jako mutacje systemu proporcjonalnego. Piotr Duda, nie może tego wiedzieć, no bo skąd. Ani nie jest badaczem systemów wyborczych, ani zarówno on, jak i nikt w Polsce nie doświadczał skutków pomieszczania w jednych wyborach dwóch, kompletnie nieprzystających w swych celach systemów: proporcjonalnego, gdzie wybiera się partie i większościowego w JOW, gdzie wybiera się konkretnego z krwi i kości reprezentanta wyborców a nie partii. Taki system „pół na pół” działa w Niemczech. Polega on na tym, że połowa posłów wybierana jest w głosowaniu na partie, a połowa w okręgach jednomandatowych.
Otóż Niemcy w wyborach dysponują dwoma głosami. Głos drugi oddają na partie, a pierwszy na kandydata w okręgu jednomandatowym. Z pozoru całkiem do rzeczy: można wybrać partie i dodatkowo człowieka. A jak jest w rzeczywistości? Wyborca niemiecki, przy urnie, w obydwu przypadkach głosuje na partie. W głosie na partie wybiera oczywiście partie, a przy kandydatach w okręgu jednomandatowym szuka symbolu partyjnego i stawia przy nim krzyżyk wyborczy. Partie partie uber alles. Tak czyni (wg badań niemieckich) 90% wyborców.
Czy my Polacy, po wprowadzeniu systemu wyborczego „pół na pół” zachowywalibyśmy się inaczej niż Niemcy? Nic z tych rzeczy. Podczas wyborów w 2005 r., czy 2007 r., nie mówiąc już o wyborach w 2011 r. wybieraliśmy według podobnego mechanizmu. W pierwszym głosie – do Sejmu – wybieraliśmy partie, a w drugim głosie, personalnym – do Senatu… również partie. Szukaliśmy szyldu partyjnego przy nazwisku kandydata (PiS lub PO) i stawialiśmy krzyżyk. Jeżeli podczas tych samych wyborów odbywają się głosowania w dwóch różnych systemach wyborczych, wyborcy zachowują się tak, jakby to były tylko wybory partyjne. Pisałem o tym 13.01.2011 r. w Rzeczpospolitej
http://www.madison.org.pl/jednomandatowe-okregi-nie-odnienia-senatu.php, przewidując, że wybory w JOW do Senatu nie zmienią partyjnego przełożenia wyników wyborów. Zawodowi znawcy przedmiotu wiedzą o tych zachowaniach wyborców i chcąc utrwalić partyjność wyborczą proponują niby nową ordynację mieszaną. To podstępne oszustwo wobec obywateli, niestety nieobeznanych z tym tematem. Aby wybory zmieniły politykę, muszą być w 100 % w JOW i odbywać się tylko i wyłącznie w tym jednym systemie.
W stosowanych u nas wyborach partyjnych, tzw. proporcjonalnych, pierwszą preferencją wyborczą jest oczywiście partia, dopiero drugą człowiek, wybrany zresztą wcześniej również przez partię i umieszczony na partyjnej liście wyborczej. Natomiast w systemie JOW preferencje dla głosujących odwracają się o 180 stopni. Pierwszą jest człowie a wynik partyjny powstaje z sumy zwycięstw indywidualnych. Reprezentanci wybrani w JOW odpowiadają realnie przed wyborcami, przyjmują służebną wobec nich rolę w sposób naturalny i oczywisty. Natomiast wybrani w systemie partyjnym stają się z tytułu pragmatyki wyborczej zakładnikami partii, szantażowani przez jej władze umieszczeniem lub nie, na listach wyborczych. Strach przed wyeliminowaniem z możliwości reelekcji tworzy z tak wybranych polityków bezwolnych żołnierzy partyjnych, dla których interes publiczny, interes obywateli-wyborców, jest daleko za interesem partyjnym. Przywołując dziadka Marksa – byt polityczny określa świadomość polityka.
Jeżeli Piotr Duda z Solidarnością i Paweł Kukiz z Ruchem na rzecz JOW, zaczną rosnąć w siłę polityczną, domagając się zmiany ordynacji wyborczej na JOW, przewiduję, że przestraszone partie sejmowe czym prędzej ustanowią tzw. ordynację mieszaną, aby wszystko w polityce pozostało po staremu. Dowody, proszę bardzo. Szef Platformy Obywatelskiej, Donald Tusk zaproponował Polsce (grudzień 2009) ordynację mieszaną. Szczegółów na razie nie znamy, być może PO zechce skorzystać z pomysłu PiS, autorstwa Ludwika Dorna, który przedstawiając swój projekt w Sejmie w 2007 r. odwoływał się do wzoru niemieckiego, czyli ordynacji „pół na pół”. Janusz Palikot, gdy 2.10.2011 r. w Sali Kongresowej zapowiedział ustanowienie JOW, dostał na stojąco burzę oklasków. Teraz w swoim programie ma pomysł na wzór PO, „ordynację mieszaną”. Dobrze wie, że w JOW mogłoby go w ogóle nie być w Sejmie, gdyż w tym systemie wygrywa tylko jeden, ten który uzyska największe poparcie w okręgu. Żaden poseł Palikota, nawet on sam, nie miał najlepszego wyniku w okręgu. Wybory w JOW to wielka niewiadoma wyborcza. Trzeba być najznakomitszym spośród znakomitych, aby zostać posłem. Czy obecni posłowie do takich się zaliczają? A więc, aby nie dopuścić do pełnych, stuprocentowych JOW, partie złapią deskę ratunkową w postaci właśnie ordynacji mieszanej, może uda się omamić lud. Chcieliście JOW to my je wam daliśmy, na razie na próbę, w 50 procentach.
I tu jesteśmy w domu. Ordynacja mieszana to jest właśnie to, o co zabiegają cyniczni gracze polityczni, bo mają w tym swój partyjny interes. To nie jest interes Polski i Polaków. Gdyby taka ordynacja została u nas uchwalona, wszystkie złe cechy demokracji partyjnej zostałyby zachowane. Pozostałyby koalicje, przesilenia, haki, afery i grupy trzymające władzę. Można by dalej, w niby nowym politycznym świecie, kręcić, przekręcać, wpływać, dzielić – czyli rządzić po staremu. Godząc się na wybory w systemie proporcjonalnym (bez względu na to jak nim zamieszamy, czy jakie zastosujemy metody przeliczania głosów na mandaty), aprobujemy oddanie całej władzy partiom. Lud ma tylko legitymizować ten stan, godząc się być przedmiotem, a nie podmiotem wyborów. Rezygnujemy z możliwości wyłaniania trwałej większości rządowej w drodze wyborów, co sprawić może tylko i wyłącznie system wyborczy, całkowicie jednomandatowy (patrz laburzyści i konserwatyści w Wielkiej Brytanii, czy demokraci i republikanie w USA). Akceptujemy zgniłą koalicyjność rządzenia jako polityczną zasadę sprawowania władzy.
Pół wieku temu daliśmy się złapać na komunizm – nie dajmy się złapać na niby dobre, bo niemieckie „pół na pół”. Jeżeli chcemy budować uczciwe i praworządne państwo, musimy odrzucić pomysł ordynacji mieszanej. Dla dobra demokracji nad politykiem, aby nigdy nie zapominał komu służy, musi cały czas wisieć bicz wyborców. Jeżeli będziemy używać ordynacji wyborczej proporcjonalnej lub jej dowolnej mutacji, choćby i mieszanej, politycy będą w pierwszej kolejności zależeć od partii. Jeżeli zastosujemy jednomandatowe okręgi wyborcze w 100 procentach, wybrani posłowie będą służyć ludowi – wyborcom. Tak dzieje się na świecie. Po zastosowaniu ordynacji wyborczej „pół na pół” politycy przed ludem pozostaną nadal bezkarni. Mieszając oba systemy wyborcze, partyjny – tzw. proporcjonalny i obywatelski – jednomandatowy, zachowamy się jak przysłowiowy stryjek zmieniający siekierkę na kijek. Gdy słyszę „ordynacja mieszana” to wiem, że chodzi o mieszanie ludziom w głowach, aby oprócz nazwy nic się nie zmieniło na lepsze.

Mariusz Wis
Fundacja im. J. Madisona

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta