Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 08 października 2024 r., imieniny Brygidy, Pelagii



11 Listopada

Święta narodowe to dla Polaków głównie dni wolne od pracy. Wariactwo zakupowe ogarnia cały naród. Mięsiwa, sześcioraki piwa i alkohol zakupywane są w ilościach hurtowych. Tłok w sklepach taki, jakby na tydzień miano je pozamykać. Kupujemy na zapas i niby świętujemy. Mam wrażenie, że kolejne święto narodowe nie ma znaczenia, że nikt o nim tak naprawdę nie pamięta.
Pamiętamy o Bożym Narodzeniu, kiedy choinkę ubrać wypada, świecącą gwiazdę i mrugające światełka w oknie powiesić trzeba. Pamiętamy o Wielkiej Nocy, gdy domek pisankami i zajączkami ozdabiamy. Święta narodowe traktujemy nijako – są bo są, znaczenia nie mają żadnego. Wolne – świętujemy. Czasami nawet nie bardzo wiemy dlaczego. W święto narodowe powinno się flagę biało-czerwoną wywiesić, by chociaż w ten sposób pokazać, że pamiętamy, wiemy, że czujemy się Polakami. Flagi pojawiają się na ulicach, wywieszane przez służby miejskie. Drobni handlarze i tzw. sieciówki flag zazwyczaj nie wywieszają. Ilość flag wywieszanych w blokach, czy domach prywatnych jest znikoma. Zdawać by się mogło, że wstydzimy się ich, wstydzimy się zamanifestować nasz patriotyzm.
Wiem, że nie każdy jest patriotą, nie każdy czuje się Polakiem. Niejeden wstydzi się tego, gdzie mieszka, więc z biało-czerwoną flagą nie będzie się obnosił. Mieszkając w Polsce, mając polskie obywatelstwo i mówiąc „jestem Polakiem” należy pamiętać o historii naszego kraju. To wstyd nie znać najważniejszych dat dotyczących tego, co dotyczy nas samych. Wstydem jest nie mówić swoim dzieciom, dlaczego mamy dzień wolny i dlaczego na ulicach pojawiły się barwy biało-czerwone. W wielu domach o patriotyzmie nie mówi się w ogóle. Wielokrotnie uważamy, że mamy zbyt małe dzieci, by opowiedzieć im o historii ojczyzny . Wielokrotnie nie mamy nic dzieciom do powiedzenia, bo sami niewiele wiemy.
11 listopada to dzień, kiedy Polska w 1918 r. po 123 latach zaborów odzyskała niepodległość. Każdy wiedzieć to powinien. Nie doceniamy wolności, jaką wtedy odzyskaliśmy. Nie wiemy, dlaczego na mapie świata przez 123 lata Polski nie było.
W Wyszkowie uroczystości związane z obchodami Dnia Niepodległości są przewidywalne. Msza, kwiaty złożone pod pomnikiem, koncert Młodzieżowej Orkiestry Dętej. Włodarze się pokazują, godzinę z dnia wolnego przeznaczają na uroczystości. Fotka tu, fotka tam. Będzie o czym potem w kolejnej kampanii wyborczej mówić. Będzie czym kolumny w prasie lokalnej zapełnić. Jeśli coś ciekawego się zadzieje, to na pewno nie z inicjatywy lokalnych samorządów.
W Warszawie od lat kilku organizowany jest „Marsz Niepodległości”. Zainicjowany został przez środowiska narodowe: Młodzież Wszechpolską i Obóz Narodowo-Radykalny. Rok temu po raz pierwszy wyjątkowo głośno się o nim zrobiło. Transmisje z marszu pokazywane w telewizji ukazały pole bitwy. Pomyśleć by można było, że banda wandali zjechała się, by dokonać w stolicy demolki. Przerzucam kanały: TVN, Polsat, WOT – wszędzie to samo. Kordony policji, gaz, pałki, szarpanina. Włosy na głowie dęba stają. Gdzieś tam w Warszawie jest moje dziecko i moja siostra. Wysyłam sms „Gdzie jesteś?”. Za chwilkę dostaję odpowiedź – „Idziemy w Marszu”. Idą? Gdzie? Jak? Przecież nas karmią czymś zupełnie innym. Informacja się pojawiła, że Marsz jest zdelegalizowany. Znowu kanały zmieniam, szukam informacji, co tak naprawdę się tam dzieje. Tylko na WOT pojawia się informacja o tym, że Marsz ruszył. Tysiące ludzi idzie wyznaczoną trasą. Dorośli i dzieci, starzy, młodzi, kobiety, mężczyźni. Niosą potężną biało-czerwoną flagę. Rozmawiają, śmieją się. Do nich już dotarła informacja, co pokazuje nam telewizja. Już wiedzą, jak to roztrzęsiona dziennikareczka opowiada o hasłach nienawiści wykrzykiwanych przez manifestantów – „Bóg. Honor. Ojczyzna”. Nie wierzę własnym uszom, oczy ze zdumienia przecieram. Kto to dziewczę wysłał z mikrofonem w miasto, nie mam pojęcia. Ignorancja, niewiedza, głupota – tylko tak można ocenić zachowanie paniusi z telewizji. Po powrocie do domu syn z przejęciem opowiada mi, co tak naprawdę się działo. Już wiem, że wystarczy pogrzebać trochę w sieci i tam zobaczyć prawdziwą relację z Marszu. Można też porozmawiać z ludźmi, którzy tam byli. Postanawiam – za rok jadę, muszę zobaczyć jak jest, sama muszę to przeżyć. Rano wychodzę na balkon – na całym osiedlu na palcach jednej ręki policzyć można miejsca, gdzie ludzie flagi wywiesili i pokazali swój patriotyzm.
Pojechałam, byłam, widziałam, przeżyłam trochę strachu, przeżyłam wzruszenie. Nie potrafię opisać panującego tam klimatu. Nie umiem policzyć ludzi, którzy szli w „Marszu Niepodległości”. Wróciłam późno, zmęczona, z podrażnionym gardłem od gazu pieprzowego, jakim uraczyli nas nasi rodacy. Wróciłam szczęśliwa, że tam byłam. Do późnych godzin nocnych szukałam informacji o marszu, w którym brałam udział. Wszędzie rozczulano się nad radosnym pochodem B. Komorowskiego „Razem dla Niepodległej”, szczebiotano o marszu antyfaszystowskim zorganizowanym przez Porozumienie 11 Listopada, pokazywano uczestników XXIV Biegu Niepodległości. Informacja o „Marszu Niepodległości” była jedna – rozróby, prowokatorzy, chuligani, bandyci. Żaden dziennikarz nie pofatygował się pokazać tego, jak było naprawdę. Nikt nie pokazał morza biało-czerwonych flag, nikt nie pokazał co działo się na Agrykoli, gdzie Marsz się zakończył. Nikt nie pokazał zjednoczonych Polaków, którzy w tym dniu – bez prikazu, z własnej woli, przyjechali z najdalszych zakątków kraju i spoza niego, by wziąć udział w potężnej manifestacji.
Kilkanaście tysięcy uczestników „Marszu Niepodległości” nazwano bandytami. Nieważne, czy brali w nim udział ci, którzy traktują go jako manifestację antyrządową, czy byli tam dla uczczenia odzyskania niepodległości przez Polskę.
Oglądam „Czas honoru”. Serial opowiadający historię grupy Cichociemnych, którzy po szkoleniu w Londynie wracają do okupowanej Warszawy i przechodzą do konspiracji. W okresie wojny byli bandytami dla hitlerowców, w okresie powojennym bandytami stali się dla ubeków. Zaczęłam mieć wrażenie, że historia zaczyna się powtarzać…
Z oficjalnej strony „Marszu Niepodległości”:
„…Pójdziemy, aby potwierdzić, że wciąż istniejemy, nie wstydzimy się swojej tożsamości, zarówno narodowej (polskiej), jak i ideowej (…). Oczywiście – marsz ten jest tylko drobnym krokiem w dziele daleko większych rozmiarów, jest zjawiskiem symbolicznym, to jednak nie umniejsza jego rangi, pamiętajmy bowiem, że bardzo wiele kończy się, gdy rozpadają się symbole…”.

Judyta
„Wyszkowiak” nr 46 z 13 listopada 2012 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta