Czy mogła się zakochać?
„Być zakochanym nic nie znaczy, być kochanym to jest już coś, ale kochać i być kochanym znaczy wszystko”T. Tolis
Ona przyjeżdża do mnie raz w roku. Nagle, niespodziewanie wysyła sms „Będę” i jest. Nie przyjaciółka, nie siostra – po prostu ONA. Bardzo ważna osoba w moim życiu. ONA jedyna woła mnie po panieńskim nazwisku. Jest zawsze wtedy, gdy być powinna.
Przyjechała.
Od progu pyta mnie gdzie facet, który otworzył jej domofon. Lata po mieszkaniu, szuka.
„Nie ma żadnego faceta. Ja Ci otworzyłam” – tłumaczę cierpliwie.
„Co Ty powiesz? W ogóle się nie starzejesz. Masz dzieci?” – pyta.
„No mam, od ładnych paru lat. Nie pamiętasz? Tylko, że już duże dosyć i nie latają z dzikim krzykiem po mieszkaniu. Twoje pewno też nie latają. Starzeję się, starzeję, tylko że nie na twarzy. Włosy mi na starość rosną i głos się zmienia na męski. Sama przecież słyszałaś” – odpowiadam ściskając ją mocno.
ONA ładuje się do kuchni i ani myśli przejść do pokoju. Tylko w kuchni można palić, więc inne miejsce do plotek się nie nadaje. Pali więcej niż ostatnio. Pije hektolitry herbaty cienkiej jak słomka.
„Masz ptasie mleczko?” – pyta. No mam, spróbowałabym nie mieć. Z samego rana do sklepu pojechałam zakupić pudełko, które niewątpliwie zeżre sama. Miłość do „Ptasiego mleczka” o smaku waniliowym połączyła nas 23-lata temu. ONA zjada je w ilościach hurtowych zachowując przy tym nienaganną figurę.
Dawno nie widziałyśmy się, więc jedna przez drugą opowiadamy, co się wydarzyło u nas w międzyczasie. Uważnie słucha tego, co mam jej do powiedzenia. Jeśli się z czymś nie zgadza, marszczy czoło robiąc przy tym śmieszny dziobek. Co chwila wyjemy ze śmiechu jak nastolatki. Dzieci znając nasze dziwne zachowanie, nie reagują na dzikie wrzaski dobiegające z kuchni. Wiedzą, że nie należy nam przeszkadzać.
ONA poważnieje nagle i zaczyna opowiadać o M. – swojej przyjaciółce.
M. ma 45 lat, ponad 20-letni staż małżeński. Męża swojego M. kochała, efektem jest kilka sztuk dzieci. Kryzys w związku M. zaczął się z chwilą zakupu wymarzonego domu. W ramach oszczędności remont domku M. z mężem zleciła robotnikom nigdzie niezatrudnionym na stałe. Wśród nich był 30-letni chłopak. Czarny jak cygan, tatuaże na ramionach, dziwny błysk w oku. Jak się okazało, dobry obserwator, niezły poeta, pocieszyciel kobiety nieszczęśliwej. Kobieta niedoceniona przez męża lub kobieta samotna jest najłatwiejszym łupem dla takiego uwodziciela. Czarnowłosy i czarnooki robotnik wykorzystał wzajemną niechęć małżonków. Kilka ciepłych słów, romantycznych smsów, czułych gestów sprawiło, że kobieta i mężczyzna się w sobie zakochali. Pozew rozwodowy trafił do sądu. Ojciec z dziećmi w wielkim wyremontowanym domu dalej wiedzie życie. M. zjawia się tam czasami. Niby jest, lecz tak naprawdę już jej nie ma. M. stwierdziła, że zaczęła na nowo żyć. Pokochała robotnika. Poczuła się na nowo kobietą uwielbianą, kochaną, docenianą, piękną. Przez lata prała, sprzątała, podawała, gotowała, opiekowała się, nadskakiwała, niańczyła, pieściła. Teraz tego robić już nie chce. Życie małżonków przypomina to, co obejrzeć można w „Wojnie państwa Rose”. Zdenerwowana rodzina zastanawia się, do czego posuną się we wzajemnej nienawiści.
ONA nie wie, co ma robić, co ma myśleć, jak ma się zachować.
„Bez względu na to, co M. zrobi, musisz przy niej być” – mówię. – „Możesz tego nie akceptować, możesz nie rozumieć, może Ci się nie podobać co robi, ale pamiętaj, musisz jej powiedzieć, że ją kochasz i zawsze może przy Tobie płakać”.
„Powiedz m” – mówi ONA – „Czy możliwa jest miłość 45-letniej kobiety i 30-letniego mężczyzny?”.
No właśnie, czy jest możliwa?
Nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć jej na to pytanie. Skoro ludzie o takiej miłości opowiadają, to zapewne tak.
Z uśmiechem będziemy opowiadali o takiej parze, jeśli nie będzie dotyczyło to osoby, którą kochamy – naszej siostry.
Miłość zdarza się w różnym wieku. Rzadko kiedy, ta pierwsza bywa jedyną. Zresztą, ta pierwsza to zazwyczaj nie miłość wcale, lecz zauroczenie, zwykłe zakochanie. Zakochanie jednak z miłością nic wspólnego nie ma.
Szczęście mamy niebywałe, jeśli miłość trwa życie całe. Ktoś powie: „Miłość mija. Potem tylko zostaje przyzwyczajenie”. W wielu przypadkach na pewno tak jest. Być może nawet w większości. Istnieją jednak związki, w których miłość trwa lata całe. Po cichu liczymy zawsze na to, że nam również się to przydarzy i będziemy całe życie kochać z wzajemnością.
Miłość nie jest łatwa. W miłości się wybacza, ustępuje, tłumaczy. W miłości konieczna jest cierpliwość i sztuka kompromisu opanowana winna być do perfekcji. W miłości nakazać nie można niczego i niczego zakazać nie można.
Nie zawsze to nasz małżonek, czy małżonka są tymi, których kochamy. Możemy być z nimi, ale prócz szacunku, którego też wcale być nie musi, nie ma w związku nic. Często to jedynie dzieci trzymają razem taki związek.
Małżeństwa są różne. Każdy ma tak, jak sobie to wymyślił, na co sobie pozwolił, jak sobie ułożył. To, co dla mnie jest nie do zaakceptowania, dla innych jest czymś normalnym. Są małżeństwa „luźne” i małżeństwa oddychające jednym wspólnym oddechem. Tam gdzie Franio, tam też jest zawsze Halinka. Są związki, które małżeństwem są tylko na papierze. Są razem z powodu interesów wspólnych i wspólnych zobowiązań. Są małżeństwa z lenistwa – są, bo łatwiej być z kimś, kogo już mamy, niż szukać na nowo i na nowo się przyzwyczajać do kogoś.
Niemałe zamieszanie zrobił w życiu par wielu portal „Nasza klasa”. To tam właśnie można było odnaleźć znajomych niewidzianych od lat. Tam bez skrępowania rozmawialiśmy z naszymi dawnymi ukochanymi. Po spotkaniu i wspólnie wypitej kawie niejednokrotnie odżywały dawne uczucia. Niejedna para odnalazła się na nowo. Niejedno małżeństwo zaczęło przeżywać kryzys z powodu wspomnień, o których wcale pamiętać nie chcieliśmy.
Czy M. ma prawo do miłości? Zapewne ma.
Czy M. ma prawo do przekreślenia tego, co budowała przez lata, z powodu zauroczenia 30-letnim facetem? Nie wiem. Tylko ludzie mieszkający razem wiedzą, co dzieje się naprawdę w ich związku. Jeśli w domu jest wszystko w porządku, nikt szczęścia nie szuka poza swoim podwórkiem.
Nie potrafimy zrozumieć kobiety, która przestaje niańczyć dzieci i wdaje się w romans z mężczyzną 15-lat młodszym. Taki romans mężczyzny zrozumiemy jednak.
Może M. pogubiła się sama w tym, co spotkało ją tak nagle i niespodziewanie.
Może za dużo zostało powiedziane, zrobione, wykrzyczane w małżeństwie, które uznawane było do tej pory za idealne.
Może oboje w natłoku codziennych zajęć zapomnieli, że o miłość należy dbać, bo wieczna nie jest.
Zachowania M. staram się nie oceniać. Nie wiem, czy ktokolwiek oceniać je powinien.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 42 z 16 października 2012 r.
Przyjechała.
Od progu pyta mnie gdzie facet, który otworzył jej domofon. Lata po mieszkaniu, szuka.
„Nie ma żadnego faceta. Ja Ci otworzyłam” – tłumaczę cierpliwie.
„Co Ty powiesz? W ogóle się nie starzejesz. Masz dzieci?” – pyta.
„No mam, od ładnych paru lat. Nie pamiętasz? Tylko, że już duże dosyć i nie latają z dzikim krzykiem po mieszkaniu. Twoje pewno też nie latają. Starzeję się, starzeję, tylko że nie na twarzy. Włosy mi na starość rosną i głos się zmienia na męski. Sama przecież słyszałaś” – odpowiadam ściskając ją mocno.
ONA ładuje się do kuchni i ani myśli przejść do pokoju. Tylko w kuchni można palić, więc inne miejsce do plotek się nie nadaje. Pali więcej niż ostatnio. Pije hektolitry herbaty cienkiej jak słomka.
„Masz ptasie mleczko?” – pyta. No mam, spróbowałabym nie mieć. Z samego rana do sklepu pojechałam zakupić pudełko, które niewątpliwie zeżre sama. Miłość do „Ptasiego mleczka” o smaku waniliowym połączyła nas 23-lata temu. ONA zjada je w ilościach hurtowych zachowując przy tym nienaganną figurę.
Dawno nie widziałyśmy się, więc jedna przez drugą opowiadamy, co się wydarzyło u nas w międzyczasie. Uważnie słucha tego, co mam jej do powiedzenia. Jeśli się z czymś nie zgadza, marszczy czoło robiąc przy tym śmieszny dziobek. Co chwila wyjemy ze śmiechu jak nastolatki. Dzieci znając nasze dziwne zachowanie, nie reagują na dzikie wrzaski dobiegające z kuchni. Wiedzą, że nie należy nam przeszkadzać.
ONA poważnieje nagle i zaczyna opowiadać o M. – swojej przyjaciółce.
M. ma 45 lat, ponad 20-letni staż małżeński. Męża swojego M. kochała, efektem jest kilka sztuk dzieci. Kryzys w związku M. zaczął się z chwilą zakupu wymarzonego domu. W ramach oszczędności remont domku M. z mężem zleciła robotnikom nigdzie niezatrudnionym na stałe. Wśród nich był 30-letni chłopak. Czarny jak cygan, tatuaże na ramionach, dziwny błysk w oku. Jak się okazało, dobry obserwator, niezły poeta, pocieszyciel kobiety nieszczęśliwej. Kobieta niedoceniona przez męża lub kobieta samotna jest najłatwiejszym łupem dla takiego uwodziciela. Czarnowłosy i czarnooki robotnik wykorzystał wzajemną niechęć małżonków. Kilka ciepłych słów, romantycznych smsów, czułych gestów sprawiło, że kobieta i mężczyzna się w sobie zakochali. Pozew rozwodowy trafił do sądu. Ojciec z dziećmi w wielkim wyremontowanym domu dalej wiedzie życie. M. zjawia się tam czasami. Niby jest, lecz tak naprawdę już jej nie ma. M. stwierdziła, że zaczęła na nowo żyć. Pokochała robotnika. Poczuła się na nowo kobietą uwielbianą, kochaną, docenianą, piękną. Przez lata prała, sprzątała, podawała, gotowała, opiekowała się, nadskakiwała, niańczyła, pieściła. Teraz tego robić już nie chce. Życie małżonków przypomina to, co obejrzeć można w „Wojnie państwa Rose”. Zdenerwowana rodzina zastanawia się, do czego posuną się we wzajemnej nienawiści.
ONA nie wie, co ma robić, co ma myśleć, jak ma się zachować.
„Bez względu na to, co M. zrobi, musisz przy niej być” – mówię. – „Możesz tego nie akceptować, możesz nie rozumieć, może Ci się nie podobać co robi, ale pamiętaj, musisz jej powiedzieć, że ją kochasz i zawsze może przy Tobie płakać”.
„Powiedz m” – mówi ONA – „Czy możliwa jest miłość 45-letniej kobiety i 30-letniego mężczyzny?”.
No właśnie, czy jest możliwa?
Nie wiem. Nie potrafię odpowiedzieć jej na to pytanie. Skoro ludzie o takiej miłości opowiadają, to zapewne tak.
Z uśmiechem będziemy opowiadali o takiej parze, jeśli nie będzie dotyczyło to osoby, którą kochamy – naszej siostry.
Miłość zdarza się w różnym wieku. Rzadko kiedy, ta pierwsza bywa jedyną. Zresztą, ta pierwsza to zazwyczaj nie miłość wcale, lecz zauroczenie, zwykłe zakochanie. Zakochanie jednak z miłością nic wspólnego nie ma.
Szczęście mamy niebywałe, jeśli miłość trwa życie całe. Ktoś powie: „Miłość mija. Potem tylko zostaje przyzwyczajenie”. W wielu przypadkach na pewno tak jest. Być może nawet w większości. Istnieją jednak związki, w których miłość trwa lata całe. Po cichu liczymy zawsze na to, że nam również się to przydarzy i będziemy całe życie kochać z wzajemnością.
Miłość nie jest łatwa. W miłości się wybacza, ustępuje, tłumaczy. W miłości konieczna jest cierpliwość i sztuka kompromisu opanowana winna być do perfekcji. W miłości nakazać nie można niczego i niczego zakazać nie można.
Nie zawsze to nasz małżonek, czy małżonka są tymi, których kochamy. Możemy być z nimi, ale prócz szacunku, którego też wcale być nie musi, nie ma w związku nic. Często to jedynie dzieci trzymają razem taki związek.
Małżeństwa są różne. Każdy ma tak, jak sobie to wymyślił, na co sobie pozwolił, jak sobie ułożył. To, co dla mnie jest nie do zaakceptowania, dla innych jest czymś normalnym. Są małżeństwa „luźne” i małżeństwa oddychające jednym wspólnym oddechem. Tam gdzie Franio, tam też jest zawsze Halinka. Są związki, które małżeństwem są tylko na papierze. Są razem z powodu interesów wspólnych i wspólnych zobowiązań. Są małżeństwa z lenistwa – są, bo łatwiej być z kimś, kogo już mamy, niż szukać na nowo i na nowo się przyzwyczajać do kogoś.
Niemałe zamieszanie zrobił w życiu par wielu portal „Nasza klasa”. To tam właśnie można było odnaleźć znajomych niewidzianych od lat. Tam bez skrępowania rozmawialiśmy z naszymi dawnymi ukochanymi. Po spotkaniu i wspólnie wypitej kawie niejednokrotnie odżywały dawne uczucia. Niejedna para odnalazła się na nowo. Niejedno małżeństwo zaczęło przeżywać kryzys z powodu wspomnień, o których wcale pamiętać nie chcieliśmy.
Czy M. ma prawo do miłości? Zapewne ma.
Czy M. ma prawo do przekreślenia tego, co budowała przez lata, z powodu zauroczenia 30-letnim facetem? Nie wiem. Tylko ludzie mieszkający razem wiedzą, co dzieje się naprawdę w ich związku. Jeśli w domu jest wszystko w porządku, nikt szczęścia nie szuka poza swoim podwórkiem.
Nie potrafimy zrozumieć kobiety, która przestaje niańczyć dzieci i wdaje się w romans z mężczyzną 15-lat młodszym. Taki romans mężczyzny zrozumiemy jednak.
Może M. pogubiła się sama w tym, co spotkało ją tak nagle i niespodziewanie.
Może za dużo zostało powiedziane, zrobione, wykrzyczane w małżeństwie, które uznawane było do tej pory za idealne.
Może oboje w natłoku codziennych zajęć zapomnieli, że o miłość należy dbać, bo wieczna nie jest.
Zachowania M. staram się nie oceniać. Nie wiem, czy ktokolwiek oceniać je powinien.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 42 z 16 października 2012 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl