Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 10 października 2024 r., imieniny Franciszka, Pauliny



… i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską…

Wiele się będzie działo, zanim młoda para wypowie te słowa w kościele. Mówi się, że to najważniejszy dzień w życiu. Ale potem okazuje się, że kolejnym dniem najważniejszym w życiu są narodziny pierwszego dziecka, potem drugiego i kolejnego, jeśli ktoś na to ma ochotę. Wcześniej najważniejszym dniem w naszym życiu był dzień I Komunii Świętej, czy dzień, w którym kazano nam iść do szkoły.
W każdym bądź razie dzień na pewno ważny, co nie znaczy, że konieczne radosny. Z radością bywa różnie. Para młoda pokłócona z powodu stresu, jaki nimi zawładnął. Rodzice obrażeni, bo młodzi chcieli nowoczesności i wymyślili coś, z czym pokolenie starsze absolutnie się nie zgadza. A może po prostu młodzi zaczęli mieć wątpliwości, czy na pewno są sobie przeznaczeni i łezka cieknąca z oka wcale nie jest łzą szczęścia, tylko rozpaczy płynącej z głębi serca.
Nieważne jednak, czy cieszyć się będziemy w trakcie tej uroczystości, czy też na niej płakać. Ważne są przygotowania, które z całą pewnością nie raz sen z oczu nam spędzą.
Zaręczyny mogą być spontaniczne lub przemyślane w każdym szczególe. Powodują, że w ruch rusza machina piekielna.
Wynajęcie sali to niełatwe zadanie. Jeśli ślub planujemy z długim wyprzedzeniem, coś tam na pewno się nam spodoba. Jeśli jednak małżeństwo z przyczyn wiadomych powinno być zawarte np. w ciągu kwartału, zaczynają się schody. Czasami należy liczyć na cud i cieszyć się z cudzego nieszczęścia nam przyjdzie, że czyjaś uroczystość do skutku dojść nie mogła.
Jeśli salę zdobędziemy, to kolejnym zmartwieniem jest menu, które wspólnie z mamą i teściową należy ustalić. Wojna pokoleń zaczyna się ponownie, bo młodzi chętnie by na ekologiczną żywność postawili, zaś „starzy” nie wyobrażają sobie wesela bez suto zastawionych stołów z nieśmiertelnym schabowym i rosołkiem.
O wódce nikt nie dyskutuje. Wódka być musi. Jeśli chcemy trochę nowoczesności, wprowadzić możemy gościom importowane wino. Wesel bezalkoholowych jest niewiele, więc pisać o nich nie ma po co.
Obrączki też mogą być solą w oku, gdyż kobieta kwiatki na nich widzieć by chciała, mężczyzna zaś najchętniej w ogóle by o nich zapomniał.
Najwięcej uwagi poświęca się jednak nie ogólnej oprawie weselnej, lecz jedynej w tym dniu Pannie Młodej. To ona, pół roku wcześniej zaczyna biegać po salonach sukien ślubnych i z obłędem w oczach przymierza wszystko, co przymierzyć się da. Co prawda, jako 5-latka suknię miała już wybraną, ale gust zmienił się jej trochę, więc na nowo daje upust swojej wyobraźni. Do sukni dodatków kilka kilogramów i zdawać by się mogło, że jest gotowa na to, by do ołtarza dumnie kroczyć.
Nic bardziej mylnego. Zanim założy suknię, ciało to trzeba do tego odpowiednio przygotować. Obowiązkowo więc kilka wizyt w solarium lub bardziej nowoczesne opalanie natryskowe. Kilka razy na próbne czesanie się umówi. Makijaż u kosmetyczki w dniu ślubu zrobi i na kilka dni przed weselem zafunduje sobie szponiaste pazurki.
Potem już z górki. Jeszcze tylko trzeba zadbać o pieniążek w bucie i coś pożyczonego skrzętnie pod sukienką ukryć na znak szczęścia w związku mającym zagościć.
Królewna gotowa.
Przyjeżdża po nią facet wozem wypasionym albo bryczką w dwa białe konie zaprzężoną. No właśnie, nie królewicz tylko facet.
Facetowi przygotowanie do własnego ślubu nie zajmuje tyle czasu. Garnitur, koszula, buciki bijące po oczach czystością okrutną i krawat. O krawacie pisać można wiele, bo nie wiadomo, czy dopasować go należy do oczu swojej wybranki, jej paznokci, kwiatów w dłoniach trzymanych czy może kupić ten, który mężczyźnie podoba się najbardziej.
Zaproszenia rozdanie, przyjście weselników potwierdzone. Uczta się zaczyna. O weselnych kreacjach pisać by można wiele. Krynoliny, suknie długie, z żabotem, z dekoltem z przodu, z tyłu i takie, że zdawać by się mogło, iż wcale ich nie ma. Uważać należy przy tym, aby strojem swoim i urodą nie przyćmić Panny Młodej. Wszak to ona tego dnia ma być podziwiana. Panowie z uciskającym szyję krawatem dumnie kroczą u boku swoich wybranek. Kwiaty, misie, kupony totolotka, książki wręczone przed kościołem to tylko małe co nieco.
Problem z prezentami istniał zawsze. Nie wiadomo, co przydać się może. Wiadomo powszechnie, że kasa zawsze mile widziana jest w takiej sytuacji. I tu znowu mamy kłopot, gdyż nie wiadomo, ile za takie wesele należy zapłacić. Kiedyś było łatwiej – dawali tyle, ile mieli. Mieli dużo – można liczyć było na kopertę wypchaną po brzegi, mieli mało – mało z uśmiechem na ustach dawali. Wydaje mi się, że ćwierć wieku temu gości zapraszało się dlatego, że chcieliśmy, a nie po to, by dawali. Do głowy mi nie przyszło liczyć, czy wesele me zwróciło się czy też dołożyć do niego musieliśmy trochę. Kalkulacja obecnie zdawać by się mogła prosta: ilość osób x cena 1 osoby, którą płacimy w knajpie + coś tam górką dla młodych. Czyli tak naprawdę, to płacę sama za siebie na weselu, na którym się bawię do świtu. Płacę więc za swoje żarcie i daję prezent – kasę młodym na ich nową drogę życia. Spory wydatek czeka więc tego, kto na wesele zaproszenie otrzyma.
Powoli wesela zastępowane są zagraniczną podróżą Państwa Młodych, którzy wolą oglądać egzotyczne kraje niż roczne zarobki na potańcówkę dla rodziny i bliskich swoich przeznaczyć.
W całym tym zamieszaniu uwagę mą zwraca fakt, że osobą główną jest Panna Młoda. Świat cały kreci się wokół jej osoby, jakby to TYLKO ONA była w tym dniu najważniejsza. Pan Młody jest zapomniany, mniej ważny, nijaki by się zdawało. Stanowi jedynie dodatek do dziewczyny. Nie bardzo wiem, dlaczego traktowany jest tak po macoszemu. Tak jakby jemu zainteresowanie w tym wyjątkowym dniu nie należało się wcale.
Mówi się ciągle o Pannie Młodej, o jej zachciankach, jej wymysłach i jej kolejnych fanaberiach. Nie ma w tym wszystkim miejsca na zachcianki i fanaberie Pana Młodego.
Panna Młoda mówi „Ja chcę” i ma, a co ma powiedzieć Pan Młody? Jeśli powie „chcę”, kto zrealizuje jego marzenie? Czy Pan Młody jest tylko dodatkiem do kobiety, z którą ślub bierze?
Płaci, stara się, przeżywa tak samo jak dziewczyna z nim biorąca ślub. Dla niego to też coś ważnego, coś co zmieni jego dotychczasowe życie, nawet jeśli myślał, że dalej żyć będzie tak samo.
Królewna i facet. Tak wygląda para idąca do ślubu.
Judyta

„Wyszkowiak” nr 29 z 17 lipca 2012 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta