Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 19 kwietnia 2024 r., imieniny Adolfa, Leona



Samotność jest dobra

[w:] „Wyszkowiak” nr 31/2010 z 3 sierpnia 2010 r.
Każdy rodzi się sam i umiera w samotności. Są to dwa stany, przez które musimy przejść bez pomocy. Pomoc „z zewnątrz” – w postaci lekarzy przy porodzie bądź śmierci – jest jedynie pomocą z zewnątrz. Nie rekompensuje nam strachu i lęku przed nieznanym, którego doświadczamy.

Dla rodzącego się noworodka nieznanym jest świat, na który przychodzi. Czuje zimno i stres. Umierający człowiek, zanim odczuje światło i dobro, przechodzi przez ów tajemniczy moment całkowitej samotności.

Ludzie, którzy przeżyli śmierć kliniczną, opowiadają o przerażającej ciemności, która ich spowijała.
– Najpierw była ciemność. Kiedy nachodziła, czuło się strach – opowiada osoba, która doświadczyła takiej śmierci. – Ta ciemność jakby oklejała. Jakby się rozprzestrzeniała. I wtedy był to najbardziej lękowy moment. A potem już ta ciemność rozproszyła się i powstało odczucie bezgranicznego bezpieczeństwa i dobra.

Sam na sam jesteśmy ze swoimi myślami. Możemy się nimi podzielić. Możemy poprosić kogoś, aby nam coś doradził. Aby z nami pobył, porozmawiał. Jednak na końcu tych wszystkich słów, wydarzeń i spotkań, jesteśmy sami. Właśnie sami. W poczuciu własnego istnienia.

Od poczucia własnego istnienia wynika to, jak ową samotność sami ze sobą znosimy. Ideałem jest, i to tego powinno prowadzić nasze życie, aby umieć być ze sobą i czerpać z tego przyjemność oraz pożytek.

Tymczasem ludzie uciekają od samych siebie. Nie lubią przebywać ze swoimi myślami. Z dźwiękami swoich przeżyć i wspomnień. Wydaje im się, że tracą czas, spędzając go w samotności. Tymczasem go zyskują. Jeśli oczywiście przebywanie ze sobą przynosi pożytek. Nie w wysprzątaniu mieszkania lub zrobieniu prania (chociaż to też może być czynność medytacyjna, gdy przynosi rozmyślania, od których „robi się na duszy lekko”), lecz w goszczeniu się „u siebie” i rozmawianiu ze sobą, jak z najlepszym kolegą lub przyjacielem. Bo najtrudniejsze i najmniej zrozumiałe jest cieszenie się na spotkanie z samym sobą. Na przeżycie czegoś z samym sobą. To niestety, jest wyższy stan pojmowania świata i życia. Stan, do którego dociera się realizując swoje życie w jak najbardziej duchowym sensie. Duchowym, lecz nie uduchowionym. Różnica jest taka, że duchowość wynika sama z siebie i jest radością i szczęściem bycia tu i teraz, bez względu na okoliczności dokoła. Uduchowienie tymczasem jest wymuszonym stanem, którego zadaniem jest przywołanie duchowości. Stąd często można obserwować rozbieżności w ludziach np. bardzo pobożnych, którzy w życiu nie stosują zasad, jakie wyznają poprzez swoją religijną praktykę. Sztucznie generowana – duchowości nie przywodzi. Zamienia się w fanatyzm i dewocję.

Gdyby mogła przyjść, osiągnięcie szczęścia i radości w życiu byłoby łatwe. Lecz nie jest. Wymaga od nas pracy przez całe życie. Od tego zależy, jak odejdziemy z tego świata. Spełnieni i zrealizowani, z radością opuszczając ziemię? Czy w poczuciu straconego bądź przegranego życia?

Człowiek pragnie kontaktu ze społeczeństwem, kontaktu z drugim człowiekiem. Jeśli potrzeba ta jest naturalna, a sam człowiek potrzebuje w równym stopniu i samotności, i bliskości innych, to dobrze. Często jednak ludzie odbijają się w lustrze społeczeństwa i to ono je utwierdza w tym, kim są. Praca nad sobą polega zaś na uzyskaniu zgoła innego efektu: tym, kim jesteś, utwierdza cię twoje istnienie. Nie opinie innych na twój temat. Nie stanowiska. Nie nagrody. Tylko twoje własne poczucie wartości.

Dlatego nie powinno mylić samotności z osamotnieniem. Bo my, ludzie, jesteśmy tak naprawdę samotnością, a osamotnienie jest naszym brakiem zgody na własną samotność.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta