Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



Kariera warszawska

[w:] „Wyszkowiak” nr 17/2011 z 26 kwietnia 2011 r.
W psychologii społecznej powstał niedawno termin, traktowany jako tzw. „usus językowy”. Znaczy to tyle, że jakieś słowo czy wyrażenie wchodzi do obiegu zupełnie spontanicznie i pozostaje w nim, pełniąc już rolę określającą daną sytuację lub zachowanie. Tą praktycznością i użytecznością języka zajmuje się profesor Jan Miodek z Uniwersytetu Wrocławskiego. Już dawno temu mówił nam na wykładach, że język będzie ewoluował w kierunku tworzenia słów i wyrażeń, które uzyskują nowe znaczenia, nie tylko opisowe, ale i psychologiczne. A raczej oznaczają nowe zjawiska. Wówczas trudno było się spodziewać, że odbędzie się to na tak szeroką skalę. Nadane mu przez społeczeństwo znaczenie przybiera formę, która opisuje już istniejące, dane zjawisko. „Kariera warszawska” znaczy zatem tyle, co uczestnictwo w pewnym procesie unicestwiania się na raty. Poddawania się zasadom gry, które albo zahartują, albo położą na deski.

Przeprowadzone ostatnio badania, dotyczące działania grupy w korporacjach dowodzą, że pęd ku karierze i poświęcanie wszystkiego dla dobra firmy (co w zasadzie ów termin oznacza) są nagminne i charakterystyczne. To pewniki tzw. „kariery warszawskiej”. Wysoka pozycja firmowa, uczestnictwo w działaniach w stolicy, dotykanie tzw. nieba, spełnienie ambicjonalne. W końcu, po osiągnięciu zenitu możliwości, przychodzi punkt, od którego rozpoczyna się droga w dół. Bo „kariera warszawska” ma to do siebie. Osiąga, jak w dramacie antycznym, punkt kulminacyjny, by za chwilę, tuż po nim, spadać w czasową i emocjonalną pustkę. Stopniowo. Wszystko jest bowiem procesem. I wspinanie się. I lot w dół.

Porównania tego procesu do dramatu antycznego nie są bezpodstawne. W dramacie antycznym (wspomnijmy tu chociażby znaną wszystkim ze szkoły średniej „Antygonę” Sofoklesa), najpierw powstaje początek myśli, chęci. Potem intryga. Następnie konflikt. Gdy sytuacja rozpoczyna już poruszanie się po orbicie punktu kulminacyjnego, bohaterowie zaczynają swój tzw. epizod tragiczny. W skrócie można to określić, że źle się to wszystko kończy. I, jak możemy zauważyć, źle się kończy dla psychiki bohatera, bądź uczestników wydarzeń. Psychika ta zostaje na zawsze skażona piętnem tragedii. Nie ma tu miejsca na happy end.

Podobnie dzieje się w syndromie „kariery warszawskiej”. Młodość, działanie, ambicje, chęć „bycia kimś”, wyrwanie się do „lepszego świata”. Następuje zachłyśnięcie się atmosferą, możliwościami. Do rodzimych miejsc pochodzenia: prowincjonalnych miasteczek, wiosek dużych lub małych, miast większych, jednak ekonomicznie i kulturalnie nie przedstawiających wartości na mapie Polski, przyjeżdżają lokalni emigranci. Samochodami na kredyty. Mieszkający w mieszkaniach, w tzw. dobrych warszawskich dzielnicach. Lub po prostu, bo wszystko zależy od indywidualnego statusu wartościowania swojego powodzenia, w mieszkaniach, ale kredytowanych, warszawskich. Poczucie spełnienia jest tuż przed poczuciem porażki. Wszystko budowane jest w oparciu o system korporacyjnych motywacji, zatem podlega możliwości ocenienia i pewnym regułom przewidywalności. Również regułom tzw. punktu kulminacyjnego. A on następuje. Bo wiek. Bo zmniejszająca się wydajność. Bo chęć narzucenia własnych reguł, i niepoddawanie się niewolniczym systemom funkcjonowania. W tym czasie 80% związków partnerskich jest już załamanych. W pędzie karierowych działań, poszukuje się związków najczęściej pokrewnych z wykonywanych swoim zawodem, aby dążyć do osiągania tzw. wspólnego celu. Ułatwiać sobie funkcjonowanie w systemie.

Na przykład – jedna z bohaterek eseju, jaki przygotowuję dla publikacji tego zjawiska, jest na etapie rozstawania się z mężem. To młode małżeństwo. Pochodzą z tej samej, niewielkiej miejscowości koło Poznania. Mąż został odrzucony po trzech latach związku, bo w Warszawie nie spełnił oczekiwań.
– Nie realizował się – określa te oczekiwania bohaterka eseju. – Pozostał na etapie zwykłej pracy w warsztacie samochodowym i powiedział, że to mu wystarcza. Że nie chce dalej. Nie chce więcej. Ja pracuję w wydawnictwie. Przeszłam już parę szczebli kariery. Mam plany. Chcę być kimś i na to się nastawiłam, jak przyjechałam do Warszawy.

Pytam: „co to znaczy być kimś”?
– To znaczy żyć, tak po warszawsku. Mieć ambicje i je realizować. Nawet za cenę wielu wyrzeczeń – pada odpowiedź.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta