Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



Depresja artysty

[w:] „Wyszkowiak” nr 11/2011 z 15 marca 2011 r.
Co może człowieka załamać? Co może sprawić, że inaczej spojrzy na życie? Na pewno drugi człowiek i jego zamierzone działanie. Na pewno niemożność samorealizacji oraz niedocenienie tego, co się swoim życiem przedstawia. Czyli, tzw. świadectwa.

Artysta jest szczególną jednostką, która całe życie musi konfrontować się z oceną swojej twórczości. I chociaż jest to twórczość, czyli materia, która nie powinna podlegać naciskowi i presji a żyć swoim rytmem, gdy staje się zawodem, zaczyna mieć ów wymiar zapalczywości.

Operator filmowy, operator kamery, reżyser obrazu to jedna i ta sama osoba. To również dziwny rodzaj artysty, bo pomieszany z biznesmenem. W polskich realiach sam musi walczyć o zlecenia, sam musi dbać o swoje zawodowe trwanie. Operator jest jednocześnie rzemieślnikiem i artystą. Uczestniczy w filmie w sposób fizyczny, ciężko pracując nad każdym ujęciem. Musi jednocześnie wykrzesać z siebie pokłady wyobraźni i kreacji, aby obraz przemówił, podkreślił emocje. To bardzo ważny współtwórca każdego dzieła filmowego.
– Od zawsze marzyłem, aby robić filmy – opowiada jeden z operatorów filmowych, z którym jakiś czas temu zrobiłam parę własnych filmów. Był profesjonalistą, a praca z nim odpowiadała mi pod każdym względem. Na planie zdjęciowym czuć było, że zna się doskonale na tym, co robi. I że lubi wykonywać swoją pracę, której jako pracy już nie traktował. Robienie, a właściwie tworzenie zdjęć, było dla niego rodzajem misji.
– Film był moim życiem. Dlatego poszedłem do szkoły filmowej – twierdzi.

Pana Z., tak go nazwijmy na potrzeby tego felietonu, znam od wielu lat. Znam go i ze szczytowej formy i z jego, jak to określa, upadku zawodowego. Dziś czuje się człowiekiem przegranym. To niesamowite, jak jedno wydarzenie potrafi przekreślić entuzjazm życiowy na dalsze lata. Załamanie przyszło u niego, gdy dobił pięćdziesiątego roku życia.
– Nie miałem wówczas pracy. Zaczęły być w Polsce realizowane „reality show”. Tam brali każdą ilość ludzi do kamer. Nie było ważne, jakie masz wykształcenie. Nie było ważne, czy jesteś fotografem amatorem, czy jesteś po szkole filmowej, czy kolegą kolegi. Nie było ważne, czy na planie zdjęciowym umiesz ustawić światło i obsłużyć dźwięk. Prawdziwy operator kamery powinien umieć to zrobić – tłumaczy. – Nie miałem pracy, bo przemysł filmowy zaczynał być w stanie rozkładu. Zatrudniłem się zatem do jednego z najsłynniejszych realisty show w Polsce tamtego czasu.

Kontrakt obejmował niepokazywanie się ekipy filmowej na emisyjnym planie programu. Operator, niestety, na skutek zaniedbania producentów, nieoczekiwanie spadł z dźwigni, która podtrzymywała jego kamerę. I pojawił się w kadrze. To, co się wtedy wydarzyło, zatrzęsło całym jego układem odpornościowym i świadomością, jako człowieka. Mówi, że był to moment, gdy stracił wiarę w ludzi, która i tak była już nadwątlona przez lata działania zawodowego w świecie walki o prestiż i uznanie.

Producent programu okazał się nowobogackim, pewnym swojej ówczesnej pozycji, nieprzebierającym w słowach, facetem. Nie wzdrygał się przed publicznym poniżaniem, zastraszaniem i miotaniem przeraźliwie prymitywnym epitetów w kierunku współpracowników. Sprawiał wrażenie, jakby właśnie z takiego zachowania czerpał życiodajną energię. Gdy publicznie rozpoczął lincz nad Panem Z., był w swoim żywiole. Otoczony prawnikami, ku głębszemu pognębieniu psychicznemu, roztaczał wizję niebotycznego odszkodowania, jakie grozi za upadek na plan „realisty” kogoś z obsługi technicznej – jak nazwał operatora. Następnie wyrzucił go z planu zdjęciowego przy całej ekipie.
– Wyp… mi stąd ty ch…– cytując owe słowa, proszę czytelników, aby w miejsca wykropkowane nic nie wstawiali, gdyż pierwsze fonemy wyrazów w sposób wyczerpujący określają charakter tego zdania.

Pan Z. wyszedł z budynku.
– Szedłem przez ulice Warszawy. Padał śnieg. W wieku pięćdziesięciu lat płakałem, jak dziecko – opowiadał. – Nikt nigdy jeszcze mnie tak nie potraktował. Poczułem, że jako operator filmowy zostałem sam dla siebie pogrzebany.

Pan Z. od paru lat poddaje się terapii antydepresyjnej. Mówi, że coś definitywnie się w nim zamknęło.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta