Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 19 kwietnia 2024 r., imieniny Adolfa, Leona



Terapeutka Zima

[w:] „Wyszkowiak” nr 49/2010 z 7 grudnia 2010 r.
Zima zagościła na dobre. Śnieżne krajobrazy są miłe dla oka, ale równocześnie ciężkie w tzw. „życiu codziennym”. Zakopywanie się samochodami w śniegu, niemożność dojechania w umówione miejsca na umówioną godzinę, kłopoty z urządzeniami elektrycznymi. Słowem – walka z materią.

Gdy spadł śnieg, wszystko zostało sparaliżowane. Czy tego chcemy czy nie, nadszedł czas spokoju. I bezruchu. Lecz nie powinien to być czas bezruchu psychicznego. Wręcz przeciwnie, nasze myśli i głowa powinny pracować. Po depresyjnym i ciemnym listopadzie nadszedł czas surowej zimy oraz surowej oceny samych siebie.

Biel, kolor chłodu, również czystości, jest momentem zastanowienia się nad własną stroną emocji. A raczej ich braku. Biel, jaka roztacza się dokoła powoduje, że w głowie rodzą nam się myśli związane z opieką. Nie nad innymi, lecz nad nami – nad samym sobą. Czyli dopadają nas myśli egoistyczne.
Zaczynamy się nad sobą rozczulać i to w kontekście krajobrazu. Krajobraz zimowy poniekąd podpowiada nam tematy, przy których ulegamy roztkliwieniu.
Wychodząc na przykład rano z domu i przemieszczając się do pracy, podczas skrobania szyb samochodu lub niemożności uruchomienia pojazdu, rozmyślamy. Że jest nam ciężko w życiu, bo ze wszystkim musimy sami dawać sobie radę. Że rzadko kiedy możemy liczyć na pomoc ze strony innych.
Żal człowieczy kwitnie, chociaż jest zima, jak kwiaty na wiosnę.

Gdy wyruszamy już na zaśnieżone trasy i miejskie drogi, i na przykład mamy kłopoty z podjechaniem pod górę lub zaparkowaniem auta oraz przejściem przez błoto pośniegowe na drugą stronę ulicy, ciąg dalszy utyskujących rozmyślań pojawia się automatycznie. Że mamy pod górkę w życiu. Że jak ma coś nie wyjść, to na pewno nie wyjdzie. Że ciężko w życiu zrobić jakiś krok, bo wszystko (łącznie z warunkami atmosferycznymi) nam to utrudnia.
Zły nastrój spowodowany zimą rozwija się w zastraszającym tempie.

Dzieje się tak dlatego, ponieważ nagle, poprzez pogodę, zostaliśmy zmuszeni do działania. A nasz organizm w listopadzie zasnął. Psychologicznie można to określić, jako przymus ruchu, bo ciemne wieczory listopada pozwoliły zatapiać się we własnych myślach, bez angażowania w to ciała oraz energii, jaką musimy zużyć na ruch owego ciała. Siedzieliśmy zatem w domach i dumaliśmy. Nie było jeszcze zimno, ale było ciemno. Ciało i umysł, wszystko się wyciszało.
Znajomi terapeuci mówią, że listopad był okresem, kiedy zwiększyły się ich zarobki z prywatnych praktyk. Kozetka terapeutyczna wrzała od zwierzeń pesymistycznych.
- Głównie chodziło o obniżenie nastroju, smutek związany z porą roku i brakiem światła słonecznego – opowiadał jeden z zaprzyjaźnionych ze mną psychologów.

Gdy spadł śnieg, wszystko się zatrzymało. Zwierzenia w gabinetach również. Przestał być na to czas. Należało ruszyć w podskokach do odgarniania śniegu, przedzierania się przez zaspy oraz innych zimowych, uciążliwych czynności, które w normalnych warunkach nie są obciążające. Jednak w warunkach zimowych zmuszają człowieka do nadprodukcji energii, a to już powoduje dyskomfort. Za nim pojawia się z kolei żal, że ów dyskomfort zaistniał. Od żalu już tylko chwila dzieli nas od pesymistycznych myśli na tematy ogólnoludzkie.

Tak to już w przyrodzie zostało skonstruowane, że każda pora roku przynosi nam nowy trening dla organizmu i mózgu. Dlatego nie poddawajmy się złemu nastrojowi, jaki powoduje sroga zima. Traktujmy ją raczej jako trening naszej kondycji psychiczno- fizycznej. Bo, jak mówią stare księgi dziejów myśli świata, taka jej rola.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta