Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



Bieda jako strategia

[w:] „Wyszkowiak” nr 48/2010 z 30 listopada 2010 r.
Wszyscy potrzebujemy siebie nawzajem, aby funkcjonować. Ale są tacy ludzie, którzy potrzebują innych histerycznie i o wiele więcej. Szukają więc wspomagania na różnych płaszczyznach. Jedną z nich jest pewna gra z otoczeniem. To tzw. nabieranie innych na „swoje wieczne nieszczęścia i tragedie”.

Znam takich, którzy są w tym znakomicie wyspecjalizowani. Ma to związek z wampiryzmem energetycznym. Osoby, które w danej chwili nie mają swojego „dawcy”, tj. na przykład nie są z nikim związane, lub są w okresie rozstań z „dawcą”, często epatują swoją biedą, niepowodzeniem i strachem o przyszłość. Mówią o tym głośno, oczekują natychmiastowej pomocy i reakcji ze strony otoczenia. Wówczas znajduje się ktoś, kto będzie próbował wyrwać ich z kłopotów. Tylko, że te kłopoty będą stale powracać.

Jak tylko człowiek-wampir znajdzie się bez zasilania energetycznego od drugiego człowieka, na którym żerował, pojawi się u niego „stara śpiewka” niepowodzeń. Znaki rozpoznawcze? Staje się wtedy niezwykle bezbronny. Owa bezbronność jest wynikiem intensywnego poszukiwania dawcy. Miły, smutny, wzruszający. Po wysłuchaniu przeraźliwej historii o złych ludziach i złych okolicznościach, serce rwie nam się do pomocy. Tylko, że ta historia jest skrojonym na miarę scenariuszem, wywołującym określone i spodziewane efekty. Takie jej zadanie.

Znam osobę, która od wielu lat co pewien czas przechodzi bezdomność. Jest w jakimś związku lub układzie i zawsze ustawia się w pozycji: „dziękuję, że mi dałeś dach nad głową”. Podczas trwania układu gości się w domu i zaczyna uważać go za swój. Potem, jako że zawsze jest to układ a nie miłość, dochodzi do zerwania relacji. Wtedy siłą rzeczy musi opuścić zamieszkiwane miejsce, które formalnie nie jest jej. Zaczyna się szukanie pomocy u innych. Ci, którzy znają już ten sposób działania, pomagają w miarę potrzeb, umiarkowanie, zmuszając i pobudzając ją do działania na własną rękę. Jednak osoba ta pomocy chce bezwzględnej, czyli całkowitej i bezdyskusyjnej. Na przykład potrafi obrazić się, jeżeli dostanie za małą pożyczkę pieniężną.
„Potrzebuję więcej” – mówi. – „Tyle mi na nic nie wystarczy”.
Nie pojawia się wdzięczność. Bo jej nie ma. Jest po prostu próba szukania koła ratunkowego.

Podczas kolejnych bezdomności, osoba ta prosi o wynajęcie dla niej mieszkania, na parę miesięcy. Ma to być oznaką, że jesteśmy wrażliwi na cudzą krzywdę. Aby pokazać, że nie jesteśmy nieczuli, musimy znaleźć lokal za darmo, bez płacenia, bo przecież istnieje tzw. „tragiczna sytuacja”. I nie ma z czego żyć. I nie ma po co żyć. Słyszymy te argumenty i serce nam się kraje. Bierzemy na siebie obowiązek. Tylko, że owa tragiczna sytuacja jest wielokrotna. Powtarzalna. I ciągle ma ten sam cel: znaleźć następnego dawcę.

Ludzie, którzy znajdują się w tarapatach życiowych i kłopotach spowodowanych przez los, zazwyczaj są mało inwazyjni. Ale wprawne oko humanisty dostrzeże zawsze tarapaty prawdziwe od ustawicznych, jako sposobu na życie. Oczywiście, rozróżnianie tych kategorii dzieje się wyłącznie w oparciu o doświadczenie życiowe.

Im częściej trafiamy w życiu na tzw. „wyłudzaczy emocjonalnych” i ludzi prawdziwie potrzebujących, tym szybciej nauczymy się w mig odróżniać te dwa stany, chociaż na pierwszy rzut oka wyglądają identycznie. Działania na „biednego misia” są jednak bardzo powszechne. „Proszę pomóż mi, błagam cię, zaklinam na wszystko” – to słowa, które padają z ust osób, pragnących uzyskać pewien określony cel. Bo prawdziwe cierpienie jest nieme – jak powiedział kiedyś poeta.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta