Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 25 kwietnia 2024 r., imieniny Jarosława, Marka



Duchowa Księżna

[w:] „Wyszkowiak” nr 46/2010 z 16 listopada 2010 r.
Miejscem dla mnie najbardziej energetycznym, gdzie przychodzi odpoczynek i refleksja życiowa – oprócz mojego drewnianego siedliska w Ojcowiźnie i wycieczek nad brzeg Bugu – jest Zamek Książ na Dolnym Śląsku, koło Wałbrzycha. Burzliwe były jego dzieje. Nie będę opisywała tu rzecz jasna historii, lecz opowiem historię osobistą, zupełnie inną. Teraźniejszą. Aczkolwiek związaną z przeszłością.

Do Książa przyjechałam późną nocą wraz z dwójką moich dzieci. Listopad tutaj jest tajemniczy i słoneczny. Lecz to słońce ma barwę przydymioną, choć jasną. Okazało się, że nasz pokój, który wynajęliśmy, znajduje się przed frontem zamku. W nocy robi to niesamowite wrażenie. Oświetlone wejście do zamku, sala balowa, znajdując się tuż nad nim wyposażona jest nocą w nikłe światła, które jedynie punktowo dają znać, że w zamku być może ktoś jest…Ot taki turystyczny manewr.

Przed zaśnięciem postanowiliśmy jeszcze pospacerować koło zamku. Listopadowa noc, góry dokoła i wiatr, na szczęście ciepły, tworzyły ciekawy klimat. Front zamku i jego główne wejście z daleko wyglądały tak, jakby stała tam grupa ludzi. Z początku myślałam, że to grupa niemieckich turystów, którzy przybywają tu często, aby zwiedzać zamek. Nawet miałam pewną myśl, aby poczekać, aż pójdą. Dawno w Książu nie byłam i zależało mi na samotności w tym miejscu. Tym bardziej, że już w restauracji hotelowej zrobiło się małe zamieszanie i prawie doszło do wieczoru autorskiego, bo jedną z hotelowych gości okazała się być czytelniczka moich powieści. To Polka, lecz mieszkająca w Niemczech. Poznałam ją rok wcześniej, gdy byłam na Dolnym Śląsku z promocją „Sióstr Opposto”. Rozgorzała zatem dyskusja o widmach słowiańskich, rusałkach, wschodzie Polski. Opowiadałam zdawkowo o miejscu, w którym mieszkam, bo prawdę mówiąc spieszyłam się na samotny spacer. Tymczasem zgromadzona wycieczka namawiała mnie na wieczór autorski. – Będzie po angielsku – powiedział jeden pan. – My znamy ten język, pani zna, możemy porozmawiać o literaturze.
– Będzie to na cześć księżnej Daisy! – wykrzyknęła po niemiecku jakaś pani z wycieczki. – Ona była Angielką. I kochała literaturę.
– A poza tym ona tu chodzi po zamku. Może się do nas przyłączy…– padło również ciekawe stwierdzenie. Zachęta? Być może. Tym bardziej, że znana mi czytelniczka mówiła grupie, że piszę o duchach. Byłam jednak trochę zmęczona podróżą z Warszawy na Dolny Śląsk, tym bardziej, że nie jest to droga komunikacyjnie łatwa. Na portierni rozmawiałam jeszcze z panią z recepcji. Mówiła, że zdarzają się tutaj paranormalne sytuacje.
– Szczególnie kiedy nie ma gości, a ktoś z nas siedzi na nocki – opowiadała. – Na przykład w górnych partii hotelu wydobywa się jakiś rumor. Jakby tarły o siebie kamienie. Albo nagle gaśnie światło w całym hotelu. Ostatnio mój zmiennik w nocy usłyszał pukanie do drzwi. Poszedł otworzyć, ale za drzwiami nikogo nie było. Natomiast w oknie mignęła mu jakaś kobieta z długimi włosami. Pomyślał, że to szefowa. Ale co by tu robiła. Wyszedł na zewnątrz. Nikogo nie było…Mówią, że to chodzi księżna Daisy – dokończyła.

Księżna Daisy była jedną z najpiękniejszych kobiet Europy na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Do Zamku Książ trafiła poprzez małżeństwo z magnatem Janem Henrykiem XV Hochbergiem, który był ostatnim właścicielem Książa. Podczas II wojny światowej majątek został skonfiskowany przez Hitlerowców. Daisy umarła w willi zamkowej w Wałbrzychu a miejsce spoczynku księżnej owiane jest tajemnicą.

Zatem widząc z dala ludzi przy zamku, postanowiłam poczekać. Lecz ludzie ci stali i nie ruszali się. Też na coś czekali. Jakby fotograf miał zrobić im zdjęcie. Gdy zdecydowałam się na podejście do zamku, okazało się, że owi ludzie to nic innego, jak poustawiane przy wejściu tuje w donicach. Noc płata oczom figle.

Z samego rana poszłam z dziećmi zwiedzić zamek. One widziały go po raz pierwszy, ja po raz setny. Lecz z tym samym nieustająco wzruszeniem. Na fotografiach rodu Hochberg była jedna, która mnie zastanowiła: przed głównym wejściem do zamku stali ludzie-właściciele Książa. Nieruchomo. W tych samych miejscach, gdzie w nocy widziałam tuje.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta