Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 29 marca 2024 r., imieniny Eustachego, Wiktora



Woda na młyn

[w:] "Wyszkowiak" nr 26/2009 z 30 czerwca 2009 r.
Właśnie wróciłam z podróży w krainę, gdzie się urodziłam, wychowałam i skończyłam edukację, począwszy od szkoły podstawowej, skończywszy na wyższej. Z Dolnego Śląska. Wraz z dziećmi i moim partnerem życiowym Przemkiem, odwiedziłam mojego tatę. Zwiedzieliśmy również piękną dolnośląską architekturę.
Cała podróż, jak i turystyka, wszystko odbywało się w atmosferze ulewnych deszczów, bo to tydzień, w którym w kilku gminach i dolnośląskich powiatach ogłoszono powodziowy stan alarmowy.
Między innymi alarm ogłoszono w powiecie świdnickim, kłodzkim, powiecie noworudzkim itd. Akurat w powiecie świdnickim przebywaliśmy, natomiast do Nowej Rudy pojechaliśmy z wizytą.
I niestety napotkaliśmy krajobraz dziwnych zjawisk- ale nie atmosferycznych, bo te były w pewien sposób przewidywalne.
W momencie, kiedy podążaliśmy do Nowej Rudy w radiu słyszeliśmy komunikat:
„Odradzamy wjazd do Nowej Rudy i Kłodzka, gdyż stan wody jest tam sporo ponad stan. Przebywanie w tych rejonach grozi wielkim niebezpieczeństwem” - brzmiała informacja.
Jechaliśmy zdziwieni. W dodatku przejeżdżaliśmy przez góry, pomiędzy którymi wiły się strumyki a które miały być już odcięte od świata.
Patrzyliśmy zatroskani z okien samochodu na wodę. Strumyki były rwące, ale w żaden sposób nie odbijały od brzegów. Mało tego – wiele im do wystąpienia z brzegu brakowało. Do celu dotarliśmy normalnie.
W Nowej Rudzie (gdzie notabene żyje i tworzy pisarka Olga Tokarczuk) w zaprzyjaźnionej kawiarni spotkaliśmy redaktora miejscowej gazety.
- Nie mogę tego słuchać i jestem zaskoczony, że coś takiego podawane jest do telewizji. W TVN 24 podają ciągle stan krytyczny rzeki, a przecież dzisiaj rano byłem na punkcie pomiarowym i jest tylko 2 cm. ponad stan alarmowy. A to przecież mało. To zdarza się- mówił zdenerwowany. – To wypłoszyło wszystkich turystów a i mieszkańcy są spanikowani.

Kiedy wróciliśmy do Świdnicy (również stan alarmowy) w telewizji oglądamy relacje z „wielkiej wody”. Spikerka mówi szybko i sensacyjnie:
- Dla państwa specjalny wysłannik, już ponad 14 godzin na nogach, relacjonuje wydarzenia z kotliny kłodzkiej.
Na ekranie pojawia się człowieka w nieprzemakalnej kurtce, który z zacięciem i równie wielką sensacją w głosie relacjonuje jednym tchem, co może się stać z miejscową ludnością, jak nastaniu powódź. Poza tym przypominane są przebitki z powodzi w 1997 r. Dziwne uczucie ogarnia nawet nas, chociaż tam byliśmy i wróciliśmy.
- Nie „dla państwa” tylko dla sławy – komentujemy z uśmiechem prezentację spikerki Przemek.
- Tak, czego to się nie robi dla sławy. Na powodzi niejeden popłynął w karierze daleko- mówi pani, która prowadzi pensjonat, gdzie się zatrzymaliśmy. Jej syn potakuje, stojąc z boku.

Media zalewają widzów wiadomościami o zalaniu. Mnożą czarne scenariusze. Prorokują i wyrokują. Skóra cierpnie na karku.
W końcu zbliża się dzień, w którym wracamy do Warszawy.
Kolega mówi:
- W radiu mówili, żeby nie jechać autostradą A 4 z Wrocławia na Opole, bo tam jest zalane i samochody jadą ruchem wahadłowym i to z dwóch stron. Korek, jak diabli. Poza tym nie wiadomo, co z tą pędzącą wodą. Lepiej ominąć.
Wsiadamy w samochód. Pakujemy dzieci. W związku z informacją z radia, postanawiamy pojechać trasą Wrocław- Warszawa, przez Bełchatów. Wiąże się to oczywiście z masakrą jechania za tirami, bez możliwości wyprzedzania, gdyż wąsko i ciasno. No, ale skoro A 4 zalana na znacznym odcinku…
Zbliżamy się do autostrady. Kolega, który wraca też ze Świdnicy do Białegostoku, lecz innym samochodem, zadzwonił na policję, aby dla pewności sprawdzić informację z radia.
Oddzwania do nas:
- Słuchajcie, nie ma żadnego zalania autostrady- mówi. – Policjant powiedział, że owszem był spływ wody, ale z pól, nie z rzeki. No i było to dwa dni temu. Poza tym nie na dużym odcinku, tylko na parunastu metrach. Można śmiało jechać tamtędy. Po chwili dodaje.- Policjant zdenerwował się na mnie: „coś pan z tym zalaniem i wielką wodą mi tu ciągle wyskakujesz. To tylko zeszło z pól. Poszaleli ci ludzie. Sensację mi tu robią.”

Jedziemy A 4. Kałuża z pól na jezdni nie wygląda strasznie i złowrogo.
Zastanawialiśmy się tylko, dlaczego media tak hiperbolizują wydarzenia. Wiadomo: wakacje- brak tematów, brak sensacji, trzeba, jak to się mówi w żargonie dziennikarskim „dmuchać w żagle”.
Lecz wiele osób wprowadzonych zostało w błąd.
- Baliśmy się. Narastał strach i panika zamiast rozsądnej oceny sytuacji – mówi jedna pani z Nowej Rudy. – To emocje, które nie są zdrowe. Są niepotrzebne.
Rejony, gdzie doszło do niszczycielskiego działania wody, zostały poszkodowane- to fakty.
Ale nie wszędzie sytuacja wyglądała tak, jak ją przedstawiano. O czym się przekonałam naocznie.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta