Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 06 listopada 2024 r., imieniny Feliksa, Leonarda



Powrót cenzury?

Główny Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk, od 1981 r. Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk, tak nazywał się centralny urząd cenzury państwowej w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, którego główna siedziba mieściła się przy ul. Mysiej 5 w Warszawie. Czyżby miało dojść do jego reaktywacji za pisowskiej władzy?
Niedawno, niestety bez większego echa, przedostała się do mediów wypowiedź premiera M. Morawieckiego, że na jego wniosek Rada Europejska (instytucja Unii Europejskiej mająca za zadanie wyznaczanie kierunków jej rozwoju i polityki), przyjęła zapis do konkluzji mówiący o przeciwdziałaniu dezinformacji i propagandzie rosyjskiej. „To bardzo ważne, bo widzimy doskonale, że wiele sił politycznych – nie tylko w Polsce, ale w Polsce oczywiście także – udaje, że inflacja jest zjawiskiem wewnętrznym, a nie, że przyszła do nas z zewnątrz. Udaje, że przyczyny tych problemów energetycznych, czy z węglem, czy z gazem wzięły się znikąd, z nieba i wszyscy przywódcy mają podobne obserwacje. Więc my delikatnie sugerujemy coś tym, którzy usiłują na plecach tej ludzkiej krzywdy i tego kryzysu gospodarczego zbić jakiś kapitał polityczny. Przyjrzyjcie się dokładnie tym konkluzjom Rady Europejskiej, co tam zostało uzgodnione.” – mówił premier po posiedzeniu tego organu.
Ewidentnie widać, że pod pozorem walki z dezinformacją nasi włodarze chcą wprowadzić cenzurę! Oczywiście, żeby nie było na nich, jacy to z nich totalitaryści/zamordyści, będą chcieli wykorzystać do tego celu Unię Europejską. Jak zwykle wytłumaczą to kolejnym przymusowym dostosowaniem się do wspólnotowego prawa.
I pomyśleć, że jeszcze nie tak dawno, tj. 13 stycznia 2021 r. na swoim profilu na Facebooku, premier Mateusz Morawiecki zamieścił grafikę z następującymi słowami, oczywiście podpisanymi przez siebie: „Co nie jest zabronione, jest dozwolone. Także w internecie. Nie ma, i nie może być, zgody na cenzurę. Media społecznościowe muszą służyć nam – społeczeństwu, a nie interesom ich potężnych właścicieli. Wszyscy ludzie mają prawo do wolności słowa. Polska będzie tego prawa bronić” (pisownia oryginalna).
Jak widać nie bez powodu nasz premier jest często nazywany Pinokiem. Nie pierwszy to z resztą raz dla niego skłamać, tym razem w kwestii wolności słowa. Przypisuje mu się także poprzez związki rodzinne z szefową portalu internetowego YouTube Zuzanną Wojcicki wpływ na blokowanie w Polsce niektórych kanałów na tej platformie, oczywiście tych nieprzychylnych pisowskiej władzy i prowadzonej przez nią polityce jak np. telewizja wRealu24.tv. Taka nieformalna cenzura niestety istnieje i jest stosowana przez główne media społecznościowe w Internecie. Właśnie wspomniany już portal YouTube ją stosuje, ale także Facebook czy Twitter, np. słynna blokada konta amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa na tym ostatnim portalu. Blokują oni pewne treści sami z siebie lub po zgłoszeniu ich, a pokazano już nie raz, że jednym ze zgłaszających do ww. firm był także polski rząd.
Prawda jest taka, że żadna władza nie lubi być krytykowana i wolność słowa jest dla niej problemem. Przykład z mailami byłego szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michała Dworczyka, które wypłynęły do opinii publicznej jest tu bardzo znaczący. Widać było, że rząd miał ewidentny problem z tłumaczeniem się z tego. Także ze spraw dotyczących szkodliwych dla Polski tzw. kamieni milowych zawartych w KPO (Krajowy Plan Odbudowy), które negocjował sam premier M. Morawiecki z Komisją Europejską, rząd musiał się gęsto tłumaczyć.
Obecna krytyka posunięć gospodarczych pisowskiej władzy, pokazywanie tego, że to oni wywołali ogromną inflację, że zamykali kopalnie, że uzależnili Polskę od rosyjskiego węgla, którego dostawy potem zablokowali i to nawet te, które były już opłacone, a także inne sprawy jak słynne wybory kopertowe, są dla nich bardzo niewygodne. Nic dziwnego więc, że będą starali się tylnymi drzwiami wprowadzić cenzurę. Jeśli Unia zaakceptuje i wdroży to, co postulował M. Morawiecki, czyli tzw. „przeciwdziałanie dezinformacji i propagandzie rosyjskiej”, to bardzo szybko pod pozorem jej szerzenia pisowski rząd będzie blokowała niewygodną dla siebie prawdę, a zamiast niej serwował nam kłamstwa.
Obalając komunę opozycjoniści (takim statusem szczyci się przecież sam premier) walczyli także o wolność słowa, która jest niezbędna, jeśli chcemy żyć w wolnym kraju, niestety po tym jak doszło do zamiany miejsc i sami doszli do władzy, szybko zapomnieli o tym szczytnym postulacie. Teraz to oni chcą zamykać opozycji usta, żeby tylko prawda o tym jak rządzą nie przedostawała się do opinii publicznej. Jeszcze ktoś przejrzy na oczy i przestanie popierać pisowską władzę. Jak zwykle potwierdza się, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, a słowa Naczelnika państwa, że oni są tam, gdzie kiedyś stało ZOMO nabierają nowego znaczenia. Niestety coraz bardziej realistycznego dla obecnej władzy.
Jedyne pocieszenie, że całego Internetu nie uda im się zamknąć, a macki polskiego rządu na szczęście nie są wszędobylskie.
Internauta

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta