Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 13 grudnia 2024 r., imieniny Łucji, Otylii



Sierpień miesiącem trzeźwości narodu

Kolejny już raz, dokładnie 36. Zespół Konferencji Episkopatu Polski ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych wystosował apel o abstynencję w sierpniu. Tradycyjnie został on odczytany w kościołach podczas niedzielnej mszy.
Apel w szczególności dotyczy powstrzymywania się od spożywania napojów alkoholowych, ale także innych środków narkotycznych. Apel ze wszech miar słuszny, bo człowiek uzależniony jest po prostu niewolnikiem nałogu. Niewolnik nie ma własnej woli, bo traci ją na rzecz tego, komu lub czemu oddaje się w niewolę. Taki człowiek nie do końca panuje nad swoim życiem. Będąc pod wpływem substancji psychoaktywnej nie do końca panuje nad swoimi decyzjami, czynami, czasem wręcz nie jest ich świadom. A przecież w obecnie panującym ustroju, czyli demokracji tym bardziej dobrze by było, żeby każdy z nas, dorosłych obywateli w pełni świadomie i dobrowolnie podejmował bardzo ważne decyzje, które dotyczą jego i jego najbliższych, jak chociażby wybór władzy, która nadaje kształt obowiązującym prawom. Warto więc robić to nie pod wpływem czegoś, co osłabia naszą wolę i myślenie. Może dzięki temu będzie mniej popełnionych błędów i pomyłek. Może ludzie będą bardziej uodpornieni na wszechobecną propagandę sukcesu, którego w rzeczywistości nie widać.
Jak zauważyłem wcześniej, apel ze wszech miar słuszny, tylko niestety w paru miejscach przedstawione w nim zalecenia są sprzeczne z przesłaniem, jakie niesie sama Ewangelia. Słyszymy w nim, m.in., że: „Alkohol w Polsce jest dostępny zawsze i wszędzie. Można go kupić całą dobę, także na stacjach paliw. Ogromna liczba punktów sprzedaży alkoholu w przeliczeniu na mieszkańców oznacza, że ta destrukcyjna substancja psychoaktywna jest na wyciągnięcie ręki. To pogłębia proces degradacji społecznej”. Czy to oznacza, że państwo powinno wprowadzić prohibicję i zakazać produkcji oraz sprzedaży alkoholu? A co z możliwością pędzenia tzw. bimbru we własnym domu?
Jak to się ma też do słów samego Pana Boga z Księgi Rodzaju: „rzekł: «Niechaj ziemia wyda rośliny zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi według swego gatunku owoce, w których są nasiona». I stało się tak. Ziemia wydała rośliny zielone: trawę dającą nasienie według swego gatunku i drzewa rodzące owoce, w których było nasienie według ich gatunków. A Bóg widział, że były dobre” (Rdz 1,11-12). Czyż nie z tych dobrych, powszechnie występujących roślin zielonych pozyskuje się piwo, tytoń, wino, wódkę, bimber i inne rodzaje substancji psychoaktywnych, czyli tzw. narkotyki? Chociażby z tych legalnych roślin, których jeszcze nie zakazano w polskim prawie uprawiać, czy zbierać jak: bylica piołun, chmiel, hortensja bukietowa, kocimiętka, koper ogrodowy, kozłek lekarski, muchomor czerwony, pszenica, ziemniaki, żyto i wielu, wielu innych, których z braku miejsca nie sposób tu wymienić. Zresztą powszechna dostępność tych roślin pokazuje, że to nie te czynniki wpływają w głównej mierze na uzależnienie od narkotyków. Są to bardziej rzeczy związane z ludzkimi emocjami i psychiką.
A co z wolnością, ku której wyswobodził nas Chrystus (Ga 5,1)? Mamy się jej wyzbyć w kolejnym segmencie naszego życia, bo nie każdy jest w stanie unieść wiążącą się z nią odpowiedzialnością? No chyba nie tędy droga do bycia szczęśliwym.
Miejscami odbieram ten apel jako jednoznaczną sugestię, że państwo powinno wprowadzić zakaz produkcji w/w substancji i surowo karać za tzw. pędzenie alkoholu. Co potwierdzają kolejne słowa apelu: „Dlatego jednym z najistotniejszych obowiązków państwa i samorządów jest troska o trzeźwość narodu, wyrażająca się między innymi likwidacją reklamy, ograniczaniem fizycznej i ekonomicznej dostępności alkoholu”. Przecież takie ograniczenia, czy podwyższenie podatków nałożonych na alkohol i inne używki spowodują wzrost ich cen, co wynika wprost z praw ekonomii i osoby uzależnione będą musiały wydawać na przysłowiową flaszkę więcej pieniędzy, tak jak to ma miejsce np. w przypadku marihuany czy kokainy (tu wysoka cena wynika z ryzyka poniesienia kary i trudnej dostępności). A czy moralnym jest, żeby państwo poprzez wysokie podatki zarabiało krocie wykorzystując uzależnienie ludzi od napojów wyskokowych? Bo przecież nie każdy z dnia na dzień przestanie pić tylko dlatego, że cena alkoholu drastycznie skoczy do góry. Ludzie nie przestaną z tego powodu popadać w nałóg, czego dowodem jest uzależnianie się też od nielegalnych narkotyków, które nie są przecież tanie. Co więcej, jeśli ktoś będzie właśnie więcej wydawał na alkohol, to mniej zostanie mu w portfelu na inne wydatki, więc z tego powodu ucierpi też domowy budżet. Dodatkowo powstanie wiele melin, które będą oferować także alkohol podejrzanej jakości, co nie przyczyni się do poprawy stanu zdrowia osób pijących, który i tak nie jest najlepszy z powodu nadmiernego picia. A czyż w obecnym systemie to nie my wszyscy pod przymusem składamy się na ich leczenie? Tak więc niewykluczone, że nastąpi wzrost tych wydatków, co dodatkowo obciąży i tak już niewydolny państwowy system opieki zdrowotnej.
Wracając do Ewangelii, czy to nie sam Pan Jezus mówił: „Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza” (Mt 13,30). Bo przecież tak bardzo łatwo wyrywając chwast, wyrwać z nim młodą pszenicę. A nie o to chodzi, żeby wszystkich wrzucać do jednego worka, tylko żeby oddzielić jednych od drugich. Zło od dobra. Likwidując, ograniczając, opodatkowując, czy powszechnie zakazując sprzedaży alkoholu, nie niszczymy zła, które nie zniknie, bo nie naprawi się w ten sposób ludzkiej natury, ale ograniczamy dobro! Przecież wino, czyli alkohol pity oczywiście z umiarem ma służyć m.in. rozweseleniu człowieka (Ps 104,15), dlatego nie zabrakło go na weselu w Kanie Galilejskiej. Jest także pomocą w leczeniu, chociażby służy do odkażania ran jak w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie (Łk 10,34).
Wydaje mi się, że Kościół w pierwszej kolejności powinien bronić prawdy i przypominać tu mocne słowa św. Pawła Apostoła: „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść. Wszystko mi wolno, ale ja niczemu nie oddam się w niewolę” (1Kor 6,12). Prawdziwa wolność, nie ogranicza się tylko do wyboru między dobrem a złem, ale przede wszystkim to stałe ukierunkowanie naszych wyborów na dobro (zło przecież zniewala!), pomimo otaczającego nas zła. Wybór dobra powinien wypływać z naszego wnętrza z naszej postawy, a nie tylko i wyłącznie z zewnętrznych nakazów i zakazów prawa („Kochaj i czyń co chcesz” św. Augustyn), które owszem są jak najbardziej przydatne jako kierunkowskaz działania, ale nie zastąpią nam duszy i wolnej woli. Jako ludzie nie jesteśmy przecież robotami, które wykonują wpisany im program. Jesteśmy wolni. I tę naszą wolną wolę przykładami i nauką Kościół powinien ukierunkowywać na czynienie dobra. Owszem, samo prawo nie powinno być zbyt pobłażliwe i nie powinno dopuszczać do braku karania złych uczynków, ale nie powinno być też zbyt rygorystyczne i antywolnościowe, bo nie pozwala się wtedy rozwijać dobru.
Internauta

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta