Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 20 kwietnia 2024 r., imieniny Agnieszki, Teodora



Spowiedź wyłudzacza emocjonalnego

[w:] „Wyszkowiak” nr 21/2010 z 24 maja 2010 r.
Historia Jana B.

Zwykły człowiek, nawet nieudacznik. Nie umiał zorganizować sobie życia. Ani innym. Przez wiele lat swojej dorosłej egzystencji pałętał się po świecie i starał się „zawieszać ludziom na plecach”.
– Moja metoda była i jest prosta – opowiada. – Kiedy utyskujesz na swoje życie przy ludziach, natychmiast zaczynają ci współczuć. A potem pytają, co można dla ciebie zrobić.

Oczywiście Jan B. listę próśb, a raczej zleceń dla ewentualnych altruistów, miał w pełni zrobioną i gotową do przekazania. Swoje korzyści udawało mu się osiągać znakomicie. W metodzie swej miał wysoką specjalizację.
– Metoda musi ewoluować – twierdzi. – Ludzie w gruncie rzeczy na dłuższą metę nie lubią „smutasów”. No, bo ile można mówić, że się coś nie udaje, że wszystko jest źle. Do pewnego momentu twoi rozmówcy to przyswajają, ale w pewnym momencie zaczynają się niecierpliwić.

Dlatego Jan B. postanowił być czujny na emocje rozmówców. Kiedy widział, że swoją opowieścią raczej rozdrażnia rozmówców, niż ich zachęca do pomocy dla siebie, opracował metody znakomitsze.
– Należy wtedy nie zaczynać rozmów i wszelkich spotkań od narzekania. Raczej opowiadać na początku, jak to człowiek sobie radzi, pomimo kłopotów. No i dodaje się „o których wiecie”. Wszyscy wtedy już „są w temacie” i można powoli przechodzić do sedna sprawy.
– Czym jest sedno sprawy? – pytam.
– Wciągnięciem rozmówcę na tory, które prowadzą do pomocy – odpowiada Jan B. Kontynuuje:
– Widząc moja zaradność, o której mówię, rozmówca traci swój chłodny osąd. I pozostaje wsłuchany w dalszy wywód. Już nie jest napięty i już się nie martwi, że ewentualnie coś od niego chcę. A ja oczywiście od niego chcę i to konkretne rzeczy. Na przykład pożyczyć pieniądze. Albo żeby wziął za mnie kredyt w banku na pewną sumę. Albo żeby anulował mi dług, którego nie jestem w stanie spłacać, a jestem mu winien. Lub pożyczył samochód z zatankowanym bakiem – wymienia listę swoich naglących, notorycznych potrzeb.
– Następnie przystępuję do ataku.
– Czym jest atak? – zadaję pytanie.
– Stawiam człowieka „pod murem”. No tak, żeby nie był w stanie odmówić. A nawet jak zaczyna coś próbować się tłumaczyć, niezdecydowanie, to dać mu spokój na chwilę, aby złapał oddech, a potem ponawiać i ponaglać swoje oczekiwanie.

Jan B. mówi jasno: Zasada najważniejsza. Zasada zasad: nie nachalnie, ale nagminnie.
– Jest takie przysłowie – dodaje – „Kropla drąży skałę nie siłą, lecz częstym padaniem”. I to jest moje motto życiowe.
Przez instrumentalne traktowanie ludzi i wykorzystywanie ich do swoich potrzeb, Jan B. realizuje swoje życie. Człowiek o mentalności bluszczu, aby żyć, musi oplątać się wokół kogoś. Musi mieć podporę swojej egzystencji. A co za tym idzie, musi mieć również wyspecjalizowane metody pozyskiwania takich „podpór”, swoistych „stelaży”.

Ludzie-bluszcze nie potrafią sami nic zrobić czy zorganizować. Działając natomiast przy pomocy kogoś innego, czerpią garściami z wiedzy innych, doświadczenia, z możliwości, decyzyjności. Przeprawiają się przez życie jak król na barkach tragarza, który przenosi go przez rwącą rzekę na drugi brzeg.

Jan B. nie wyobraża sobie innego sposobu na organizację swego życia. Jego postawa życiowa oparta jest tylko i wyłącznie o innych. W psychologii nazywa się to postawą „na zewnątrz”.
– Rozpościeram się pomiędzy ludźmi, jak płachta namiotu – mówi z zadowoleniem. – Wtedy mogę być tym pięknym i zachwycającym salonem, kiedy inni mnie podtrzymują.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta