Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 20 kwietnia 2024 r., imieniny Agnieszki, Teodora



Szepty miejsc

[w:] „Wyszkowiak” nr 23/2010 z 8 czerwca 2010 r.
– Chodziłam i chodziłam – opowiadała Maria. – Dokoła tego domu. I nie wiedziałam, dlaczego chcę tu mieszkać.
Mówi, że uczucie przynależności było tak silne, że nie mogła oprzeć się temu miejscu.
– Chociaż agent nieruchomości odradzał mi to – wspomina. – Ziemia słaba. Dom do całkowitego remontu. W dodatku wystawiony na komorniczej licytacji…Wszystko przemawiało przeciwko.
Lecz wewnętrzny imperatyw domagał się sfinalizowania transakcji.
– Moja znajoma wierzy w energię i takie tam rzeczy – ciągnie opowieść Maria. – Dlatego od razu powiedziała, że domu, gdzie mieszkali zadłużeni właściciele, nie można kupować, bo samemu popadnie się w długi. Mimo to, coś mnie tu ciągnęło i kazało zostać…
Maria pracowała w jednej z warszawskich korporacji, w wydawnictwie, na stanowisku redaktora. W pewnym momencie swojego życia wszystko jej się przewartościowało. Poczuła, że pragnie żyć inaczej.
– Jak? – zapytał wtedy jej mąż, gdy wyrażała swoją głęboką frustrację prowadzonym życiem. – Przecież wszystko jest dobrze. Masz pracę. Radzimy sobie. Skąd nagle zmiana. Chęć zmiany! – czasami, według relacji Marii, bywał nawet oburzony i zły na taką wiadomość.
Maria dobiegała wtedy pięćdziesiątki. Życie miejskie, korporacyjne, odcisnęło na niej piętno czasu.
– Chociaż dbałam o siebie, czułam presję młodości. Presję czasu. Presję bycia najlepszym. To mnie przerażało i jednocześnie przeszkadzało. Kiedy miałam stać się kim innym, moje ciało odczuwało napięcie. „Stać się kimś innym” znaczyło zaczynać grę.
– Grałam w dobrą redaktorkę, w kompana kolegów z pracy, w osobę kompetentną przed klientami. Ciągle grałam – tłumaczy.
Decyzja o zmianie miejsca zamieszkania zapadła nagle. Maria przeglądała Internet i natrafiła na ogłoszenie związane z nieruchomościami. Mechanicznie wykonała telefon. Mechanicznie umówiła się na spotkanie, aby zobaczyć ów dom. Mechanicznie – bo zupełnie poza świadomością, działała niczym w transie. W dodatku na to wszystko nie miała pieniędzy. Co ją zatem podkusiło?
– Pojechałam zobaczyć. Zachwyciłam się, ale nie urodą domu, ale jego energią. A potem to już się potoczyło. Kredyt. Zakup. Złość męża. W efekcie tych działań – rozstaliśmy się. To też był przewrót w moim życiu. W kolejnej kłótni na temat domu okazało się, że mąż ma kochankę i to od paru lat. I nie na rękę jest mu jakaś wyprowadzka, a tym bardziej wspieranie żony – Maria już o tym mówi spokojnie, chociaż zaznacza, że wywołało to w niej szok.
– Mój organizm zaczął wykazywać początki depresji, ale dom, który zakupiłam i nowe życie, które na mnie czekało, nie pozwoliły mi na zapadnięcie się. Jakoś nie umiałam do końca poddać się smutkowi. Oczywiście czułam się oszukana, ale ze zdziwieniem stwierdziłam, że uczucia te są na drugim planie. A z czasem zeszły nawet dalej – mówi kobieta.
Po symbolicznym (z okazji braku pieniędzy) remoncie, Maria zamieszkała w swoim domu. Daleko od dużego miasta. Tuż obok małego miasteczka. Początkowy brak pędu i zajęcie się, bez znajomości sztuki, malarstwem – przerażały jej znajomych. Lecz, ku zdziwieniu samej Marii, jej proste, wiejskie kwiaty, które przedstawia na swoich obrazach – znajdują klientów z Niemiec.
– W swoim nowym-starym domu pozostawałam optymistyczna. Słowem: wierzyłam w siebie i mój dom – dodaje.
Okazało się przypadkiem, że dom ten należał kiedyś do rodziny, chociaż Maria tego nie wiedziała. Co prawda, sporo czasu temu, ale należał.
– Dowiedziałam się dopiero po trzech latach mieszkania tutaj.
Od tego czasu Maria, która była pragmatyczna do bólu oraz sceptyczna z założenia, uwierzyła, że nic nie dzieje się przypadkiem i że warto słuchać swojego wewnętrznego wołania.

Daria Galant

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta