Noworoczne postanowienia
Przed sylwestrem miałam chandrę. Zdążyłam się do niej przyzwyczaić, gdyż od ładnych paru lat męczy mnie przedświąteczna, poświąteczna i przedsylwestrowa chandra. Niestety, oprócz mnie nikt inny do mojej chandry się nie przyzwyczaił.
Moi znajomi patrzą na mnie z litością w oczach i co roku zadają szereg pytań: czy na pewno nic mi nie jest? Czy jestem szczęśliwa? Czy nie czuję się samotna? Czy na pewno nie chcę iść na sylwestra pod chmurką? Czy na pewno nie będę płakała w sylwestrową noc? Czy jak zadzwonią do mnie z życzeniami, to odbiorę telefon, a może wolę, by nie dzwonili do mnie, bo być może snem sprawiedliwego będę spała i nie ma co mi tyłka zawracać, bo się zdenerwuję? A może jednak przyjdę na smętną domówkę, bo jednak lepiej z kimś pogapić się w telewizor niż samemu kanały bezmyślnie przerzucać…
Z jednej strony to fajnie, że ktoś się o mnie martwi, z drugiej strony wkurza mnie, że ciągle słyszę to samo od ludzi, których znam całe wieki, którzy doskonale wiedzą, że moja chandra mija równie szybko jak szybko się pojawia.
Jak wiadomo, z końcem grudnia większość ludzi robi podsumowanie mijającego roku. Nawet lokalne gazetki przeprowadziły sondę jak ludzie oceniają mijający rok. Przez szereg lat ja również robiłam takie podsumowanie. Od kilku lat, no może od roku, a może dopiero w tym roku po raz pierwszy – nie pamiętam – postanowiłam nie rozliczać starego roku. Nie warto rozmyślać nad tym co było, gdyż jak wszystkim wiadomo, i tak tego co było nie możemy zmienić. Nie warto więc zawracać sobie głowy pytaniami typu: a co by było, gdybym zrobiła coś inaczej? A może gdybym nie powiedziała czegoś, to by było lepiej? A może za dużo kasy wydałam? Nawet gdybym bardzo chciała, a czasami bardzo chcę, i tak nie mogę cofnąć tego, co powiedziałam, nie mogę zmienić swojego zachowania, nie odzyskam wydanej kasy, której wcale wydać nie chciałam.
Z końcem roku częściej niż zazwyczaj bawimy się we wróżenie. W sylwestrową noc wraz z wybiciem północy zapisujemy swoje życzenie (jedno!) na kartce, kartkę szybko palimy, spaloną kartkę wsypujemy do szampana i wypijamy to, co mamy w kieliszku. Ze dwa razy kartkę spaliłam, a powstały z niej popiół wypiłam. Niestety, życzenie się nie spełniło, szampan ze spaloną kartką smakował kiepsko, więc postanowiłam nigdy więcej nie bawić się w palenie noworocznego życzenia. Wymyśliłam sobie, że skoro pali się życzenie zapisane na kartce, to być może dlatego się ono nie spełnia. Z końcem roku wczytujemy się w gigantyczne horoskopy na kolejny rok. Dawno mi to przeszło. Nigdy, nic co było zapisane w horoskopie się nie potwierdziło, więc stwierdziłam, że na czytanie bzdur szkoda mojego czasu.
Z początkiem roku wiele osób robi postanowienia na nowy rok. Ludzie ci są przekonani, że tym razem dotrwają w postanowieniu dłużej niż parę dni, parę tygodni lub chociaż dwa miesiące. Niestety, o postanowieniach zapominany równie szybko, jak szybo je podejmujemy. Przez kilka lat ja również obiecywałam sobie, że w nadchodzącym roku coś zmienię. Moje postanowienia były różne. Najczęściej postanawiałam sobie, że w końcu rzucę palenie. Palenia do tej pory nie rzuciłam, a o noworocznym postanowieniu zapominałam zaraz następnego dnia. Kolejnym moim postanowieniem było oczywiście takie, które dotyczyło odchudzania. Obiecywałam sobie, że przejdę na cud dietę, że będę ćwiczyła, że będę o siebie dbała. Po jakimś czasie stwierdziłam jednak, że dbam o siebie każdego dnia, więc nie muszę obiecywać, że tego dotrzymam. Stwierdziłam również, że jestem zbyt leniwa, by ćwiczyć, więc nie ma co robić takiego postanowienia, bo potem będę zła, że chciałam ćwiczyć, a nie ćwiczyłam. Dietowe postanowienie też sobie odpuściłam, gdyż stwierdziłam, że i tak przestaję jeść, jeśli kiecka robi się dla mnie za mała. Oznacza to, że na bieżąco kontroluję wagę (nie zawsze z pozytywnym skutkiem) i nie ma co sobie głowy zawracać takim postanowieniem. Kilka razy postanawiałam, że przestanę być kłótliwa. Z takiego postanowienia najbardziej ucieszył się Człowiek, który z nadzieją oczekiwał na złagodzenie mojego charakteru. Niestety, jak to z postanowieniami bywa, zapomniałam o nim w tej samej chwili, gdy postanowienie podjęłam. Wobec powyższego postanowiłam, że nic nie będę postanawiać na rok 2015. Z początkiem grudnia postanowiłam jednak, że nigdy więcej nie będę o nic, ani o nikogo zazdrosna. Zazdrość to brzydka cecha, której warto się wyzbyć. Ale zaraz zaraz, skoro postanowiłam nie robić postanowień, to znaczy, że takie postanowienie nie ma sensu. Lżej zrobiło mi się na duszy, że w nowy rok wchodzę bez postanowień, bez zastanawiania się, co by było gdyby i bez bezsensownych wróżb i horoskopów.
Niestety, część moich znajomych postanowiła podsumować stary rok, postanowiła coś postanowić i postanowiła podzielić się tym wszystkim ze mną. Z początkiem roku rozwiązał się worek ze znajomymi i nagle wszyscy, w jednym czasie zapragnęli mnie odwiedzić. Stęsknili się za mną, czy co? Wszystkich na raz przyjąć się nie da, nie dlatego, że mam mało miejsca i nie mam gdzie ich posadzić, ale każdy znajomy jest jakby z innej beczki, nie znają się ze sobą, co mogłoby powodować konsternację, brak swobody w prowadzonych rozmowach, może nawet lekkie zakłopotanie. Ustaliłam więc grafik przyjęć i zajęłam się wysłuchiwaniem podsumowań i postanowień.
- Postanowiłam rzucić palenie – mówi moja pierwsza koleżanka.
- Tak? A od kiedy? – pytam zdziwiona, gdyż mówiąc to koleżanka pali kolejnego papieroska.
- Od jutra, bo zawsze jak do ciebie przyjadę napalę się jak wściekła. Wiesz, ja uwielbiam palić – mówi koleżanka.
- To po co pozbywasz się tego, co sprawia ci przyjemność? – pytam.
Koleżanka zastanowiła się przez ułamek sekundy i stwierdziła, że jej postanowienie jest jednak bez sensu.
Następnego dnia przyszła druga koleżanka, która postanowiła, że będzie się odchudzać. Popatrzyłam na nią z lekkim niedowierzaniem i stwierdziłam, że dziewczynie odbiło. Koleżanka od lat nosi ten sam rozmiar 36 i nie ma na sobie nawet grama tłuszczu.
- Zgłupiałaś na stare lata? – mówię. – Z czego będziesz chudła? Zmarszczek tylko dostaniesz i zaczniesz jęczeć, że jesteś stara.
Koleżanka popatrzyła na mnie zdziwiona i wyjaśniła, że ostatnio ma niepohamowany apetyt i ciągle jest głodna.
- Takie napady głodu to ja w ciąży miałam. Może w ciąży jesteś?
Koleżanka przestraszyła się, pobiegła do domku i za dwie godziny przysłała mi smsa: „Zrobiłam test i nie jestem w ciąży. Chyba po prostu jestem łakoma, właśnie robię sobie zapiekankę. Postanowienie wyrzucam do kosza”.
Wizyty kolejnych dwóch koleżanek zakończyły się tym, że wyszły ode mnie bez noworocznych postanowień, z którymi do mnie przyszły. Teraz wszyscy są zadowoleni – i one, i ja. One, bo nie będą miały wyrzutów sumienia, że nie dotrzymały postanowień, ja – bo nie będę słuchała ich narzekania, że znowu się im nie udało dotrzymać swoich obietnic.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 2 z 13 stycznia 2015 r.
Z jednej strony to fajnie, że ktoś się o mnie martwi, z drugiej strony wkurza mnie, że ciągle słyszę to samo od ludzi, których znam całe wieki, którzy doskonale wiedzą, że moja chandra mija równie szybko jak szybko się pojawia.
Jak wiadomo, z końcem grudnia większość ludzi robi podsumowanie mijającego roku. Nawet lokalne gazetki przeprowadziły sondę jak ludzie oceniają mijający rok. Przez szereg lat ja również robiłam takie podsumowanie. Od kilku lat, no może od roku, a może dopiero w tym roku po raz pierwszy – nie pamiętam – postanowiłam nie rozliczać starego roku. Nie warto rozmyślać nad tym co było, gdyż jak wszystkim wiadomo, i tak tego co było nie możemy zmienić. Nie warto więc zawracać sobie głowy pytaniami typu: a co by było, gdybym zrobiła coś inaczej? A może gdybym nie powiedziała czegoś, to by było lepiej? A może za dużo kasy wydałam? Nawet gdybym bardzo chciała, a czasami bardzo chcę, i tak nie mogę cofnąć tego, co powiedziałam, nie mogę zmienić swojego zachowania, nie odzyskam wydanej kasy, której wcale wydać nie chciałam.
Z końcem roku częściej niż zazwyczaj bawimy się we wróżenie. W sylwestrową noc wraz z wybiciem północy zapisujemy swoje życzenie (jedno!) na kartce, kartkę szybko palimy, spaloną kartkę wsypujemy do szampana i wypijamy to, co mamy w kieliszku. Ze dwa razy kartkę spaliłam, a powstały z niej popiół wypiłam. Niestety, życzenie się nie spełniło, szampan ze spaloną kartką smakował kiepsko, więc postanowiłam nigdy więcej nie bawić się w palenie noworocznego życzenia. Wymyśliłam sobie, że skoro pali się życzenie zapisane na kartce, to być może dlatego się ono nie spełnia. Z końcem roku wczytujemy się w gigantyczne horoskopy na kolejny rok. Dawno mi to przeszło. Nigdy, nic co było zapisane w horoskopie się nie potwierdziło, więc stwierdziłam, że na czytanie bzdur szkoda mojego czasu.
Z początkiem roku wiele osób robi postanowienia na nowy rok. Ludzie ci są przekonani, że tym razem dotrwają w postanowieniu dłużej niż parę dni, parę tygodni lub chociaż dwa miesiące. Niestety, o postanowieniach zapominany równie szybko, jak szybo je podejmujemy. Przez kilka lat ja również obiecywałam sobie, że w nadchodzącym roku coś zmienię. Moje postanowienia były różne. Najczęściej postanawiałam sobie, że w końcu rzucę palenie. Palenia do tej pory nie rzuciłam, a o noworocznym postanowieniu zapominałam zaraz następnego dnia. Kolejnym moim postanowieniem było oczywiście takie, które dotyczyło odchudzania. Obiecywałam sobie, że przejdę na cud dietę, że będę ćwiczyła, że będę o siebie dbała. Po jakimś czasie stwierdziłam jednak, że dbam o siebie każdego dnia, więc nie muszę obiecywać, że tego dotrzymam. Stwierdziłam również, że jestem zbyt leniwa, by ćwiczyć, więc nie ma co robić takiego postanowienia, bo potem będę zła, że chciałam ćwiczyć, a nie ćwiczyłam. Dietowe postanowienie też sobie odpuściłam, gdyż stwierdziłam, że i tak przestaję jeść, jeśli kiecka robi się dla mnie za mała. Oznacza to, że na bieżąco kontroluję wagę (nie zawsze z pozytywnym skutkiem) i nie ma co sobie głowy zawracać takim postanowieniem. Kilka razy postanawiałam, że przestanę być kłótliwa. Z takiego postanowienia najbardziej ucieszył się Człowiek, który z nadzieją oczekiwał na złagodzenie mojego charakteru. Niestety, jak to z postanowieniami bywa, zapomniałam o nim w tej samej chwili, gdy postanowienie podjęłam. Wobec powyższego postanowiłam, że nic nie będę postanawiać na rok 2015. Z początkiem grudnia postanowiłam jednak, że nigdy więcej nie będę o nic, ani o nikogo zazdrosna. Zazdrość to brzydka cecha, której warto się wyzbyć. Ale zaraz zaraz, skoro postanowiłam nie robić postanowień, to znaczy, że takie postanowienie nie ma sensu. Lżej zrobiło mi się na duszy, że w nowy rok wchodzę bez postanowień, bez zastanawiania się, co by było gdyby i bez bezsensownych wróżb i horoskopów.
Niestety, część moich znajomych postanowiła podsumować stary rok, postanowiła coś postanowić i postanowiła podzielić się tym wszystkim ze mną. Z początkiem roku rozwiązał się worek ze znajomymi i nagle wszyscy, w jednym czasie zapragnęli mnie odwiedzić. Stęsknili się za mną, czy co? Wszystkich na raz przyjąć się nie da, nie dlatego, że mam mało miejsca i nie mam gdzie ich posadzić, ale każdy znajomy jest jakby z innej beczki, nie znają się ze sobą, co mogłoby powodować konsternację, brak swobody w prowadzonych rozmowach, może nawet lekkie zakłopotanie. Ustaliłam więc grafik przyjęć i zajęłam się wysłuchiwaniem podsumowań i postanowień.
- Postanowiłam rzucić palenie – mówi moja pierwsza koleżanka.
- Tak? A od kiedy? – pytam zdziwiona, gdyż mówiąc to koleżanka pali kolejnego papieroska.
- Od jutra, bo zawsze jak do ciebie przyjadę napalę się jak wściekła. Wiesz, ja uwielbiam palić – mówi koleżanka.
- To po co pozbywasz się tego, co sprawia ci przyjemność? – pytam.
Koleżanka zastanowiła się przez ułamek sekundy i stwierdziła, że jej postanowienie jest jednak bez sensu.
Następnego dnia przyszła druga koleżanka, która postanowiła, że będzie się odchudzać. Popatrzyłam na nią z lekkim niedowierzaniem i stwierdziłam, że dziewczynie odbiło. Koleżanka od lat nosi ten sam rozmiar 36 i nie ma na sobie nawet grama tłuszczu.
- Zgłupiałaś na stare lata? – mówię. – Z czego będziesz chudła? Zmarszczek tylko dostaniesz i zaczniesz jęczeć, że jesteś stara.
Koleżanka popatrzyła na mnie zdziwiona i wyjaśniła, że ostatnio ma niepohamowany apetyt i ciągle jest głodna.
- Takie napady głodu to ja w ciąży miałam. Może w ciąży jesteś?
Koleżanka przestraszyła się, pobiegła do domku i za dwie godziny przysłała mi smsa: „Zrobiłam test i nie jestem w ciąży. Chyba po prostu jestem łakoma, właśnie robię sobie zapiekankę. Postanowienie wyrzucam do kosza”.
Wizyty kolejnych dwóch koleżanek zakończyły się tym, że wyszły ode mnie bez noworocznych postanowień, z którymi do mnie przyszły. Teraz wszyscy są zadowoleni – i one, i ja. One, bo nie będą miały wyrzutów sumienia, że nie dotrzymały postanowień, ja – bo nie będę słuchała ich narzekania, że znowu się im nie udało dotrzymać swoich obietnic.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 2 z 13 stycznia 2015 r.