Przed sylwestrem
Dopadła mnie przedświąteczna i przedsylwestrowa chandra. Niby święta już przygotowane. Nawet coś z prezentów udało mi się kupić, co uważam za swój sukces mając na względzie moją niechęć do biegania po sklepach. Święta już czuć i widać, a mimo tego wszędzie panuje niemiłosierny tłok.
Ludziska kupują wszystko co zmieści im się do wózków, a że wózki sklepowe są gigantycznych rozmiarów, to i zakupów zmieścić się może tyle, że zapasy do nowego roku będą mieli.
Stojąc w sklepowym ogonku po raz kolejny zastanawiam się, po co komu tyle jedzenia? Kto jest w stanie przeżuć i strawić to, co pojawi się na świątecznych stołach? Po totalnym, świątecznym przejedzeniu się nie ma mowy, by wcisnąć się w sylwestrową kieckę. Jak ja zazdroszczę facetom, którzy mają luźne garniturowe spodenki i bez stresu mogą pałaszować to, co pojawi się na stołach.
Zbliża się sylwester. Bez większego zainteresowania przeczytałam zaproszenia na wielkie bale. Na bal trzeba mieć z kim iść, ja jestem singlem i sama na bale nie chodzę. Na bale nie wybierają się również moi znajomi, więc nie ma się do kogo przykleić, by odbębnić sylwestrowe szaleństwo. Kiedy ostatnio byłam na balu? Myślę, liczę, przypominam sobie. Nie może być?! Czy to możliwe, że ostatni raz na sylwestrowej wielkiej potańcówce byłam 14 lat temu? Kogo więc jeszcze dziwi, że mam chandrę???
Czas najwyższy sylwestra spędzić w stadzie. Popatrzyłam na kalendarz i stwierdziłam, że to niemożliwe, by wszyscy znajomi mieli już sylwestrowe plany. Na pierwszy ogień idzie moja koleżanka.
- Co robisz na sylwestra? Może w końcu byśmy coś razem zorganizowali? – podpytuję.
- Nie wiem jeszcze. Pewnie pójdziemy do znajomych, ale jeszcze nie wiem, czy na pewno. Nic mi się nie chce. Chętnie bym przespała koniec roku. Mam doła – posępnie odpowiada koleżanka – Jak nigdzie nie będę szła, to dam ci znać i się spotkamy.
No nie, kolejna z dołem! Wystarczy, że ja mam i doła innych w sylwestrową noc nie potrzebuję. Tym razem potrzebuję natychmiastowego oddołowania i pocieszenia!
Następny w kolejce jest Człowiek. Dawno nigdzie razem się nie bawiliśmy. Człowiek czasu nie ma wcale. Kiedyś miał czasu odrobinkę, dzisiaj marzy o tym, by doba miała co najmniej 36 godzin. Jestem jednak przekonana, że gdyby doba miała 48 godzin Człowiek i tak by czasu nie miał.
- Co robicie na sylwestra? Może byśmy się spotkali razem? – pytam nieśmiało.
- Mamy iść do znajomych, ale strasznie mi się nie chce. A co?
- Może byśmy zorganizowali coś razem. Znamy się tyle lat i nigdy nie spędziliśmy sylwestra razem. Może czas najwyższy, co?
- Wiesz, jak nam to wyjście nie wypali, to wtedy możemy się spotkać. Zadzwonię do ciebie tuż przed sylwestrem – ospale odpowiada Człowiek.
Wykonałam jeszcze kilka telefonów i okazało się, że każdy gdzieś idzie, każdy ma coś zaplanowane, ale gdyby coś komuś nie wyszło, to wtedy chętnie się ze mną spotka. Prawdę mówiąc, zrobiło mi się trochę przykro, że być może będę kołem ratunkowym dla tych, którym prywatka się „spaliła”. Swoją drogą, to ciekawe, kiedy zamierzają mnie powiadomić o ewentualnej chęci spędzenia ze mną sylwestra?
Postanowiłam obrazić się na wszystkich. Nie będę więcej prosiła. Siedzę nadęta, chandra pogłębiła mi się do rozmiarów Wielkiego Kanionu.
- Mamuś, co robisz w sylwestra? – pyta córeczka z tajemniczym uśmiechem.
- Siedzę w domu. A co?
- Myślałam, że gdzieś idziesz, to bym koleżanki zaprosiła. Nie bardzo mamy się gdzie spotkać. Znowu każda będzie siedziała w domu sama i będzie się nudziła – szczebiocze córka.
- To u nas musi być ta impreza? Zostaję w domu i nie bardzo chcę, by nastolatki latały mi całą noc po mieszkaniu. Dla was też nie będzie to komfortowa sytuacja.
Córka dziwnie patrzy na mnie i pyta:
- Znowu sama będziesz siedziała w sylwestra?
- Wygląda na to, że tak – nie wiadomo dlaczego powoli zaczynam się rozklejać. Mam dziwaczną zasadę, że nie pozwalam sobie na płacz przy dzieciach. Zbieram się więc do kupy i mówię – Ale wiesz, mi wcale nie jest smutno z tego powodu. Możesz się umawiać z koleżankami, nie musisz się mną przejmować.
Do pokoju wchodzi dziecko nr 1 i pyta:
- Odwieziesz mnie na sylwestra?
- Nie – odpowiadam.
- Ooo, dlaczego? – dziwi się synek
- Bo nie. Zawsze muszę ciebie odwozić na sylwestra i nawet szampana nie mogę wcześniej z nikim wypić, bo muszę być mobilna. Inni twoi znajomi też mają rodziców, niech inni was odwożą – odpowiadam.
Synek podejrzliwie na mnie patrzy i pyta:
- Idziesz gdzieś na sylwestra?
- Nie. Zresztą do sylwestra jeszcze gromada czasu. Może gdzieś pójdę, a może nie pójdę.
- Znowu sama będzie w domu? – interesuje się dziecko.
Moje dzieci chyba oszalały! Jak to znowu sama? Raz zdarzyło mi się samej spędzić sylwestra. Samej! Bez nikogo, bez dzieci, bez znajomych, bez rodziny i przyznam, że nie czułam się nieszczęśliwa z tego powodu. Było mi naprawdę dobrze i nie płakałam, jaka jestem biedna, że siedzę sama. Nie musiałam szykować kreacji balowej i wykonywać specjalnego makijażu na tą okazję. Cały wieczór biegałam w dresach po domu, bo nikt mnie nie widział i dla nikogo nie musiałam się stroić. Życzeniowe szaleństwo odwaliłam jeszcze przed północą, więc potem miałam spokój i do nikogo dzwonić nie musiałam. Największym zaś atutem samotnego sylwestra było to, że 1 stycznia nie miałam kaca.
Hmm... Zaraz, zaraz. Skoro rok temu tak dobrze było mi samej w sylwestrową noc, to dlaczego teraz uważam, że będzie mi smutno i źle? Dół powoli zaczął znikać. Postanowiłam, że w sylwestrową noc zrobię sobie coś dobrego do jedzenia, wypożyczę dobrą książkę, obejrzę dobry film, wypiję drinka i kupię dobrego szampana, którego może w jakiś cudowny sposób otworzę tuż przed północą.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 51 z 23 grudnia 2014 r.
Stojąc w sklepowym ogonku po raz kolejny zastanawiam się, po co komu tyle jedzenia? Kto jest w stanie przeżuć i strawić to, co pojawi się na świątecznych stołach? Po totalnym, świątecznym przejedzeniu się nie ma mowy, by wcisnąć się w sylwestrową kieckę. Jak ja zazdroszczę facetom, którzy mają luźne garniturowe spodenki i bez stresu mogą pałaszować to, co pojawi się na stołach.
Zbliża się sylwester. Bez większego zainteresowania przeczytałam zaproszenia na wielkie bale. Na bal trzeba mieć z kim iść, ja jestem singlem i sama na bale nie chodzę. Na bale nie wybierają się również moi znajomi, więc nie ma się do kogo przykleić, by odbębnić sylwestrowe szaleństwo. Kiedy ostatnio byłam na balu? Myślę, liczę, przypominam sobie. Nie może być?! Czy to możliwe, że ostatni raz na sylwestrowej wielkiej potańcówce byłam 14 lat temu? Kogo więc jeszcze dziwi, że mam chandrę???
Czas najwyższy sylwestra spędzić w stadzie. Popatrzyłam na kalendarz i stwierdziłam, że to niemożliwe, by wszyscy znajomi mieli już sylwestrowe plany. Na pierwszy ogień idzie moja koleżanka.
- Co robisz na sylwestra? Może w końcu byśmy coś razem zorganizowali? – podpytuję.
- Nie wiem jeszcze. Pewnie pójdziemy do znajomych, ale jeszcze nie wiem, czy na pewno. Nic mi się nie chce. Chętnie bym przespała koniec roku. Mam doła – posępnie odpowiada koleżanka – Jak nigdzie nie będę szła, to dam ci znać i się spotkamy.
No nie, kolejna z dołem! Wystarczy, że ja mam i doła innych w sylwestrową noc nie potrzebuję. Tym razem potrzebuję natychmiastowego oddołowania i pocieszenia!
Następny w kolejce jest Człowiek. Dawno nigdzie razem się nie bawiliśmy. Człowiek czasu nie ma wcale. Kiedyś miał czasu odrobinkę, dzisiaj marzy o tym, by doba miała co najmniej 36 godzin. Jestem jednak przekonana, że gdyby doba miała 48 godzin Człowiek i tak by czasu nie miał.
- Co robicie na sylwestra? Może byśmy się spotkali razem? – pytam nieśmiało.
- Mamy iść do znajomych, ale strasznie mi się nie chce. A co?
- Może byśmy zorganizowali coś razem. Znamy się tyle lat i nigdy nie spędziliśmy sylwestra razem. Może czas najwyższy, co?
- Wiesz, jak nam to wyjście nie wypali, to wtedy możemy się spotkać. Zadzwonię do ciebie tuż przed sylwestrem – ospale odpowiada Człowiek.
Wykonałam jeszcze kilka telefonów i okazało się, że każdy gdzieś idzie, każdy ma coś zaplanowane, ale gdyby coś komuś nie wyszło, to wtedy chętnie się ze mną spotka. Prawdę mówiąc, zrobiło mi się trochę przykro, że być może będę kołem ratunkowym dla tych, którym prywatka się „spaliła”. Swoją drogą, to ciekawe, kiedy zamierzają mnie powiadomić o ewentualnej chęci spędzenia ze mną sylwestra?
Postanowiłam obrazić się na wszystkich. Nie będę więcej prosiła. Siedzę nadęta, chandra pogłębiła mi się do rozmiarów Wielkiego Kanionu.
- Mamuś, co robisz w sylwestra? – pyta córeczka z tajemniczym uśmiechem.
- Siedzę w domu. A co?
- Myślałam, że gdzieś idziesz, to bym koleżanki zaprosiła. Nie bardzo mamy się gdzie spotkać. Znowu każda będzie siedziała w domu sama i będzie się nudziła – szczebiocze córka.
- To u nas musi być ta impreza? Zostaję w domu i nie bardzo chcę, by nastolatki latały mi całą noc po mieszkaniu. Dla was też nie będzie to komfortowa sytuacja.
Córka dziwnie patrzy na mnie i pyta:
- Znowu sama będziesz siedziała w sylwestra?
- Wygląda na to, że tak – nie wiadomo dlaczego powoli zaczynam się rozklejać. Mam dziwaczną zasadę, że nie pozwalam sobie na płacz przy dzieciach. Zbieram się więc do kupy i mówię – Ale wiesz, mi wcale nie jest smutno z tego powodu. Możesz się umawiać z koleżankami, nie musisz się mną przejmować.
Do pokoju wchodzi dziecko nr 1 i pyta:
- Odwieziesz mnie na sylwestra?
- Nie – odpowiadam.
- Ooo, dlaczego? – dziwi się synek
- Bo nie. Zawsze muszę ciebie odwozić na sylwestra i nawet szampana nie mogę wcześniej z nikim wypić, bo muszę być mobilna. Inni twoi znajomi też mają rodziców, niech inni was odwożą – odpowiadam.
Synek podejrzliwie na mnie patrzy i pyta:
- Idziesz gdzieś na sylwestra?
- Nie. Zresztą do sylwestra jeszcze gromada czasu. Może gdzieś pójdę, a może nie pójdę.
- Znowu sama będzie w domu? – interesuje się dziecko.
Moje dzieci chyba oszalały! Jak to znowu sama? Raz zdarzyło mi się samej spędzić sylwestra. Samej! Bez nikogo, bez dzieci, bez znajomych, bez rodziny i przyznam, że nie czułam się nieszczęśliwa z tego powodu. Było mi naprawdę dobrze i nie płakałam, jaka jestem biedna, że siedzę sama. Nie musiałam szykować kreacji balowej i wykonywać specjalnego makijażu na tą okazję. Cały wieczór biegałam w dresach po domu, bo nikt mnie nie widział i dla nikogo nie musiałam się stroić. Życzeniowe szaleństwo odwaliłam jeszcze przed północą, więc potem miałam spokój i do nikogo dzwonić nie musiałam. Największym zaś atutem samotnego sylwestra było to, że 1 stycznia nie miałam kaca.
Hmm... Zaraz, zaraz. Skoro rok temu tak dobrze było mi samej w sylwestrową noc, to dlaczego teraz uważam, że będzie mi smutno i źle? Dół powoli zaczął znikać. Postanowiłam, że w sylwestrową noc zrobię sobie coś dobrego do jedzenia, wypożyczę dobrą książkę, obejrzę dobry film, wypiję drinka i kupię dobrego szampana, którego może w jakiś cudowny sposób otworzę tuż przed północą.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 51 z 23 grudnia 2014 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl