Leciutko przed świętami
Po wyborach wszystko zostało po staremu. Mamy tego samego burmistrza i tego samego starostę. Troszkę nowości mamy w radzie, troszkę na stanowiskach zastępców szefów Urzędu Miejskiego i Starostwa. Jakie będą dalsze zmiany, tego jeszcze nie wiemy. Zapewne coś nas zaskoczy, coś nas zadziwi, coś uznamy za niewytłumaczalne, niezrozumiałe, głupie.
Gorączka wyborcza minęła i powoli cichną internetowe komentarze. Moim zdaniem, nastąpił lekki marazm. Skoro nic ciekawego się nie dzieje, ogarnęła mnie senność. Być może jednak to nie senność, a zrezygnowanie. Stwierdziłam bowiem, że widocznie społeczeństwu jest dobrze, skoro po raz kolejny wybrali sobie tego samego burmistrza. Z przerażeniem stwierdziłam, że być może mi również powinno być dobrze. Potem się ucieszyłam, że nie muszę myśleć tak jak reszta społeczeństwa i spokojnie mogę być niezadowolona z wyników wyborów.
Z lekkim zdziwieniem stwierdziłam, że już niedługo będą święta. Nie do wiary, jak ten czas szybko leci, znowu będą święta. Powyborcze rozmyślania wrzuciłam na półkę i stwierdziłam, że czas najwyższy rozejrzeć się za prezentami, trzeba też pomyśleć o sprzątaniu mieszkania i zastanowić , co by tu przygotować na święta.
Zaczęłam od myślenia o przedświątecznych porządkach. Na dworze zrobiło się zimno, więc z radością stwierdziłam, że odpada mi przedświąteczne mycie okien. Nie jestem narwana i nie jestem nienormalna, by przy minusowych temperaturach wisieć za oknem ze szmatą w ręku. Pomyślałam również, że może należy wyprać firanki, a do tego ładna pogoda nie jest potrzebna. Spojrzałam na kalendarz, policzyłam dni do świąt i wyszło mi, że przez 3 tygodnie firanki znowu się pobrudzą i ponownie będę musiała je chochlować. Postanowiłam więc, że pranie firan odłożę jeszcze na jakiś czas. Polazłam więc do szafy, otworzyłam ją i z radością stwierdziłam, że panuje w niej jako taki porządek, w związku z czym nie ma co przesadzać z wywalaniem wszystkiego na podłogę. Jakąś szmatkę rozłożyłam i złożyłam raz jeszcze, coś tam przełożyłam z jednego miejsca w drugie, wywaliłam zmechacone skarpetki i z zadowoleniem stwierdziłam, że naprawdę jest już ślicznie. Bardzo się ucieszyłam, gdy stwierdziłam, że przy tych porządkach ani trochę się nie zmęczyłam.
Następna do sprzątania została mi kuchnia. Otworzyłam szafkę i troszkę się zdenerwowałam. W szafce panował bałagan. Tu się coś wysypało, tam stoi coś, co w kuchni stać nie powinno. Samo patrzenie na wnętrze szafki sprawiło, że zmęczyłam się i rozbolała mnie głowa. Zrobiłam więc sobie kawkę, zapaliłam papieroska, usiadłam. Kawa pobudziła moje szare komórki i wymyśliłam, że na porządki w kuchni jest zdecydowanie za wcześnie. Po co sprzątać szafki teraz, skoro przy gotowaniu świątecznego bigosu, pieczeniu świątecznych mięsiw i ciast znowu powstanie bałagan? Jeśli teraz posprzątam, a potem się nabałagani, to będę zła, że nikt (to znaczy głównie ja sama) nie szanuje mojej pracy. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki głowa przestała mnie boleć.
Ruszyłam więc w stronę pokojów dzieci z zamiarem zagonienia ich do świątecznych porządków. W tym samym czasie zadzwoniła do mnie koleżanka.
- Co robisz? – pyta koleżanka.
- Nie wiem. Chyba próbuję trochę posprzątać przed świętami.
- Oszalałaś? Jeszcze kupa czasu do świąt. Ja tam nic nie robię – koleżanka najwyraźniej jest zadowolona ze swojego lenistwa.
Chwilkę pogadałyśmy, wymieniłyśmy się plotkami, stwierdziłyśmy że w końcu musimy się spotkać i zakończyłyśmy rozmowę.
Telefon od koleżanki sprawił, że postanowiłam nie sprzątać więcej. Faktycznie do świąt pozostało jeszcze kilka tygodni i nie ma co sobie głowy zawracać porządkami, skoro i tak za chwilę znowu będzie bałagan. O świątecznych porządkach postanowiłam pomyśleć zdecydowanie później.
W związku z tym postanowiłam zając się prezentami. Z przerażeniem stwierdziłam, że kompletnie nie mam pomysłu na to, co komu można pod choinkę położyć. Marzenia swoich dzieci znam, ale niestety to, co sobie życzą w dalszym ciągu pozostanie w sferze marzeń z prozaicznego powodu, jakim jest brak środków finansowych. Tylko o tym pomyślałam i znowu się zdenerwowałam. Wkurzyło mnie, że moim dzieciom, z racji ich wieku, nie wystarcza już misio i samochodzik na baterię jako prezent od Mikołaja. Stwierdziłam więc, że w związku z tym dzieci dostaną „nic” pod choinkę. Ok, kwestię prezentów mam więc załatwioną.
Znowu nie mam co robić. Na dworze ciemno, zaczyna mi się nudzić. W obawie, że z nudów zacznę sprzątać, pokłócę się z dziećmi albo, co gorsza, pobiegnę na zakupy, postanowiłam zaplanować, co dobrego przygotować na święta. Wzięłam kartkę, długopis – zrobiłam spis potrzebnych rzeczy. Taki spis zrobiłam po raz pierwszy. Zawsze podejmuję próbę zapamiętania tego, co jest mi potrzebne. Potem niestety, latam z koszykiem po sklepie, dopytuję córkę, co powinnam jeszcze zakupić i denerwuję się, że znowu na pewno o czymś zapomniałam. Polecenie zrobienia spisu najpotrzebniejszych rzeczy dostałam od syna, z którym ostatnio przez przypadek pojechałam do sklepu. Synek patrząc na moje nerwowe dopytywanie, co jeszcze możemy kupić powiedział „Kręcisz się zupełnie niepotrzebnie. Ciągle dopytujesz co jeszcze. Łazisz między półkami i ciągle wpadasz na pomysł, że coś jeszcze powinnaś kupić. Potem okazuje się, że wcale nam to nie jest potrzebne. Wyluzuj trochę, zaplanuj i kupuj z kartką w ręku”. Zdenerwowałam się trochę, że moje dziecko jest lepiej zorganizowane niż ja i lepiej niż ja potrafi planować. Pomyślałam jednak, że dziecko ma rację. To prawda, że w szale przedświątecznych zakupów kupujemy to, co jest nam kompletnie niepotrzebne, tyle, że pułk wojska można nakarmić, denerwujemy się, że rodzinka nie chce jeść tego co zrobiliśmy, a na koniec wywalamy gromadę żarcia do kosza. Kartka z zakupami leży więc na stole, a ja jestem dumna z siebie, że po raz pierwszy udało mi się zaplanować przedświąteczne zakupy.
Siedzę zadowolona, gdy znowu dzwoni telefon. Dzwoni koleżanka, z którą przed chwilą rozmawiałam. Zapewne sobie o czymś przypomniała albo już się za mną stęskniła i postanowiła ponownie mi głowę pozawracać.
- Co robisz? – pyta.
- Nic. Skończyłam robić listę zakupów na święta.
- Oszalałaś? Ze trzy razy tę listę zgubisz albo wcale jej nie weźmiesz, jak będziesz jechała wydawać kasę.
- Nieprawda. Postanowiłam być oszczędna, więc będę kupowała oszczędnie.
- Znam ciebie od zawsze. Teraz tak gadasz, a potem i tak zrobisz inaczej. Postanowiłam nie czekać na spotkanie z tobą. Skoro nic nie robisz, to zaraz będę. Wstawiaj wodę na kawę – powiedziała i rozłączyła się zanim zdążyłam zareagować.
Może to i dobrze, że postanowiła odwiedzić mnie już teraz. Nie ma nic gorszego od nudy. Gdy nie mam co robić, popadam w depresję, zaczynam sprzątać lub co gorsza, zaczynam gotować. Niestety, niedawno z przerażeniem stwierdziłam, że zrobiło mnie się więcej o trzy kilo. Chyba waga mi się popsuła. Na wszelki wypadek omijam kuchnię z daleka, przecież święta są tuż, tuż…
Judyta
„Wyszkowiak” nr 49 z 9 grudnia 2014 r.
Z lekkim zdziwieniem stwierdziłam, że już niedługo będą święta. Nie do wiary, jak ten czas szybko leci, znowu będą święta. Powyborcze rozmyślania wrzuciłam na półkę i stwierdziłam, że czas najwyższy rozejrzeć się za prezentami, trzeba też pomyśleć o sprzątaniu mieszkania i zastanowić , co by tu przygotować na święta.
Zaczęłam od myślenia o przedświątecznych porządkach. Na dworze zrobiło się zimno, więc z radością stwierdziłam, że odpada mi przedświąteczne mycie okien. Nie jestem narwana i nie jestem nienormalna, by przy minusowych temperaturach wisieć za oknem ze szmatą w ręku. Pomyślałam również, że może należy wyprać firanki, a do tego ładna pogoda nie jest potrzebna. Spojrzałam na kalendarz, policzyłam dni do świąt i wyszło mi, że przez 3 tygodnie firanki znowu się pobrudzą i ponownie będę musiała je chochlować. Postanowiłam więc, że pranie firan odłożę jeszcze na jakiś czas. Polazłam więc do szafy, otworzyłam ją i z radością stwierdziłam, że panuje w niej jako taki porządek, w związku z czym nie ma co przesadzać z wywalaniem wszystkiego na podłogę. Jakąś szmatkę rozłożyłam i złożyłam raz jeszcze, coś tam przełożyłam z jednego miejsca w drugie, wywaliłam zmechacone skarpetki i z zadowoleniem stwierdziłam, że naprawdę jest już ślicznie. Bardzo się ucieszyłam, gdy stwierdziłam, że przy tych porządkach ani trochę się nie zmęczyłam.
Następna do sprzątania została mi kuchnia. Otworzyłam szafkę i troszkę się zdenerwowałam. W szafce panował bałagan. Tu się coś wysypało, tam stoi coś, co w kuchni stać nie powinno. Samo patrzenie na wnętrze szafki sprawiło, że zmęczyłam się i rozbolała mnie głowa. Zrobiłam więc sobie kawkę, zapaliłam papieroska, usiadłam. Kawa pobudziła moje szare komórki i wymyśliłam, że na porządki w kuchni jest zdecydowanie za wcześnie. Po co sprzątać szafki teraz, skoro przy gotowaniu świątecznego bigosu, pieczeniu świątecznych mięsiw i ciast znowu powstanie bałagan? Jeśli teraz posprzątam, a potem się nabałagani, to będę zła, że nikt (to znaczy głównie ja sama) nie szanuje mojej pracy. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki głowa przestała mnie boleć.
Ruszyłam więc w stronę pokojów dzieci z zamiarem zagonienia ich do świątecznych porządków. W tym samym czasie zadzwoniła do mnie koleżanka.
- Co robisz? – pyta koleżanka.
- Nie wiem. Chyba próbuję trochę posprzątać przed świętami.
- Oszalałaś? Jeszcze kupa czasu do świąt. Ja tam nic nie robię – koleżanka najwyraźniej jest zadowolona ze swojego lenistwa.
Chwilkę pogadałyśmy, wymieniłyśmy się plotkami, stwierdziłyśmy że w końcu musimy się spotkać i zakończyłyśmy rozmowę.
Telefon od koleżanki sprawił, że postanowiłam nie sprzątać więcej. Faktycznie do świąt pozostało jeszcze kilka tygodni i nie ma co sobie głowy zawracać porządkami, skoro i tak za chwilę znowu będzie bałagan. O świątecznych porządkach postanowiłam pomyśleć zdecydowanie później.
W związku z tym postanowiłam zając się prezentami. Z przerażeniem stwierdziłam, że kompletnie nie mam pomysłu na to, co komu można pod choinkę położyć. Marzenia swoich dzieci znam, ale niestety to, co sobie życzą w dalszym ciągu pozostanie w sferze marzeń z prozaicznego powodu, jakim jest brak środków finansowych. Tylko o tym pomyślałam i znowu się zdenerwowałam. Wkurzyło mnie, że moim dzieciom, z racji ich wieku, nie wystarcza już misio i samochodzik na baterię jako prezent od Mikołaja. Stwierdziłam więc, że w związku z tym dzieci dostaną „nic” pod choinkę. Ok, kwestię prezentów mam więc załatwioną.
Znowu nie mam co robić. Na dworze ciemno, zaczyna mi się nudzić. W obawie, że z nudów zacznę sprzątać, pokłócę się z dziećmi albo, co gorsza, pobiegnę na zakupy, postanowiłam zaplanować, co dobrego przygotować na święta. Wzięłam kartkę, długopis – zrobiłam spis potrzebnych rzeczy. Taki spis zrobiłam po raz pierwszy. Zawsze podejmuję próbę zapamiętania tego, co jest mi potrzebne. Potem niestety, latam z koszykiem po sklepie, dopytuję córkę, co powinnam jeszcze zakupić i denerwuję się, że znowu na pewno o czymś zapomniałam. Polecenie zrobienia spisu najpotrzebniejszych rzeczy dostałam od syna, z którym ostatnio przez przypadek pojechałam do sklepu. Synek patrząc na moje nerwowe dopytywanie, co jeszcze możemy kupić powiedział „Kręcisz się zupełnie niepotrzebnie. Ciągle dopytujesz co jeszcze. Łazisz między półkami i ciągle wpadasz na pomysł, że coś jeszcze powinnaś kupić. Potem okazuje się, że wcale nam to nie jest potrzebne. Wyluzuj trochę, zaplanuj i kupuj z kartką w ręku”. Zdenerwowałam się trochę, że moje dziecko jest lepiej zorganizowane niż ja i lepiej niż ja potrafi planować. Pomyślałam jednak, że dziecko ma rację. To prawda, że w szale przedświątecznych zakupów kupujemy to, co jest nam kompletnie niepotrzebne, tyle, że pułk wojska można nakarmić, denerwujemy się, że rodzinka nie chce jeść tego co zrobiliśmy, a na koniec wywalamy gromadę żarcia do kosza. Kartka z zakupami leży więc na stole, a ja jestem dumna z siebie, że po raz pierwszy udało mi się zaplanować przedświąteczne zakupy.
Siedzę zadowolona, gdy znowu dzwoni telefon. Dzwoni koleżanka, z którą przed chwilą rozmawiałam. Zapewne sobie o czymś przypomniała albo już się za mną stęskniła i postanowiła ponownie mi głowę pozawracać.
- Co robisz? – pyta.
- Nic. Skończyłam robić listę zakupów na święta.
- Oszalałaś? Ze trzy razy tę listę zgubisz albo wcale jej nie weźmiesz, jak będziesz jechała wydawać kasę.
- Nieprawda. Postanowiłam być oszczędna, więc będę kupowała oszczędnie.
- Znam ciebie od zawsze. Teraz tak gadasz, a potem i tak zrobisz inaczej. Postanowiłam nie czekać na spotkanie z tobą. Skoro nic nie robisz, to zaraz będę. Wstawiaj wodę na kawę – powiedziała i rozłączyła się zanim zdążyłam zareagować.
Może to i dobrze, że postanowiła odwiedzić mnie już teraz. Nie ma nic gorszego od nudy. Gdy nie mam co robić, popadam w depresję, zaczynam sprzątać lub co gorsza, zaczynam gotować. Niestety, niedawno z przerażeniem stwierdziłam, że zrobiło mnie się więcej o trzy kilo. Chyba waga mi się popsuła. Na wszelki wypadek omijam kuchnię z daleka, przecież święta są tuż, tuż…
Judyta
„Wyszkowiak” nr 49 z 9 grudnia 2014 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl