Ciesz się z tego, co masz!
Bardzo często słyszymy, że powinniśmy się cieszyć z tego, co mamy. Cieszę się więc, że mam zdrowe dzieci i cieszę się, że ja sama jestem zdrowa. Cieszę się, że mam mieszkanie i nie muszę kątem u kogoś mieszkać. Ba! Cieszę się nawet z tego, że na mieszkanku kredyt hipoteczny nie ciąży.
Cieszę się, że jestem posiadaczką autka, które przeważnie bezawaryjnie (poza małymi wyjątkami) zawsze dowiezie mnie tam, gdzie chcę. Cieszę się, że mam rodzinkę, z którą czasami się kłócę, z którą mogę się pośmiać i na którą zawsze mogę liczyć. Cieszę się, że mam przyjaciółkę. Przyjaciółka jest kochana, „dostępna” w każdej chwili, można z nią poplotkować, pośmiać się, pogadać o rzeczach ważnych i tych mniej ważnych. Cieszę się, że mam fajnych sąsiadów, którzy mojego mieszkania przypilnują, gdy ja udam się w jakąś podróż. Cieszę się, że moim przyjacielem został Człowiek, który wykazuje jako taką tolerancję na moje humory i humorki. Cieszę się również z tego, że mam pracę. Cieszę się, że mam zwierzaka w domu, z którym mogę sobie pogadać, gdy nikt inny gadać ze mną nie chce. Cieszę się, że nie muszę mieszkać w Warszawie. Cieszę się, że do gazetki mogę sobie popisać.
Ale… no właśnie, pomimo tylu powodów do radości (czyli tzw. cieszenia się) zawsze jest jakieś „ale”. Tak więc zdrowie jest, ale… mogłoby być lepsze. Czasami tu mnie strzyka, tam gdzieś łamie i coraz częściej swoje dziwne dolegliwości zaczynam zrzucać na karb mojego wieku.
Jest mieszkanie, ale brakuje w nim miejsca tylko dla mnie. Miejsca, w którym bym mogła się zamknąć, odizolować od świata, do którego nikt po za mną nie miałby dostępu.
Mam autko, ale… gdybym miała nowsze, to by było lepiej, bo przynajmniej przez jakiś czas nic się w nim nie psuło.
Mam przyjaciółkę, ale… czas najwyższy, by w końcu przestała być depresyjna i zaczęła się uśmiechać. Niestety, jej tzw. doły również na mnie działają dołująco i czasami po jej wizytach zaczynam postrzegać świat jak jedną, czarną breję. Potem okazuje się, że do pionu muszę doprowadzać nie tylko moją przyjaciółkę, ale sama siebie też.
Jest Człowiek, ale… czas najwyższy, by zaczął mieć czas nie tylko dla siebie. Wiem, że jego sprawy dla niego są najważniejsze (co zapewne jest normalne, ale dla mnie niezrozumiałe), ale Człowiek nie może zapominać o tych, którzy go otaczają.
Praca jest (co bardzo doceniam), ale… nie lubię jej, nie realizuję się w niej i od dawna nie daje mi satysfakcji.
Jestem przekonana, że niejeden powie, że inni ludzie mają zdecydowanie gorzej, a babie (czyli mi) poprzewracało się w głowie i nie potrafi (czyli ja) docenić tego, co ma. Potem po raz kolejny usłyszę, że powinnam się cieszyć z tego co się ma, bo w każdej chwili mogę mieć gorzej. Tak więc skoro mam aż tyle mam, to muszę się cieszyć i już!
Ależ ja się cieszę się, cieszę! Ale czy ciesząc się, nie mogę jednocześnie trochę ponarzekać?
Moja natura jest taka, że pomimo wielu powodów do radości (tzw. uciech) i tak potrafię znaleźć, chociaż jakiś malutki powodzik do narzekania. Cecha nieprzyjazna dla mnie, z którą niestety żyć trzeba i trzeba jakoś sobie z nią radzić.
Poczytałam trochę o tym, co robić, by doceniać to, co się ma. Okazało się, że należy zrobić listę rzeczy pozytywnych, czyli tego, co w życiu nam się udało. Nie, no – pomyślałam sobie – mam siedzieć nad kartką papieru i po kolei wypisywać plusy z mojego życia? Po co mi to? Bez pisania wiem, co przydarzyło mi się w życiu dobrego, a co mi się zupełnie „skiepściło”. Pomysł pisemnego wyliczania życiowych plusików zupełnie mi się nie podoba.
Przeczytałam również, że aby w pełni cieszyć się tym co mamy, należy odizolować się od ludzi depresyjnych, czyli od tych, którzy stale narzekają. Należy ignorować negatywne komunikaty, które ludzie nam przekazują. O masz ci los! Oznacza to, że niedługo zostanę zupełnie sama. Nie będę miała znajomych, kolegów, koleżanek i przyjaciół, gdyż praktycznie każdy na coś narzeka. Jednocześnie stwierdziłam, że ostatnio zrobił się wysyp narzekających ludzi i dlatego też nie będę się od nich izolowała.
Potem okazało się, że jeśli ktoś narzeka, należy mu powiedzieć, że inni ludzie na świecie mają gorzej (np. w Afryce) i ci ludzie jak nikt inny potrafią się cieszyć z tego co mają, nawet z rzeczy malutkich (to samo mam mówić sama sobie, jeśli to mi włączy się narzekanie). Niestety, taki argument absolutnie do mnie nie przemawia.
Przeczytałam również, że nie potrafimy docenić tego co mamy dlatego, że… plotkujemy. O kimś możemy mówić albo pozytywnie, albo wcale nie powinniśmy wypowiadać się na jego temat. Uśmiechnęłam się pod nosem i stwierdziłam, że na większości towarzyskich spotkań odbywa się plotkowanie. Jak można nie oplotkować koleżanki z pracy, szefa swojego lub kogoś zupełnie przypadkowego? Nie da się nie plotkować, po prostu się nie da!
Na sam koniec dowiedziałam się, że aby cieszyć się z tego, co mamy należy zaakceptować siebie ze swoimi wszystkimi zaletami i wadami, realizować swoje marzenia i pasje, żyć dla siebie i nie przejmować się, co inni o nas myślą i mówią.
Pomyślałam więc, że nasza władza bardzo musi być z siebie zadowolona. Na pewno akceptuje siebie ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami (chociaż wad pewnie nie posiada, więc tylko swoje zalety musi zaakceptować). Na pewno też realizuje swoje wszystkie pasje i marzenia, a pasją i marzeniem naszej władzy jest… władza. Na pewno też nasza władza nie przejmuje się tym, co inni o niej myślą. Dlatego też nasza władza jest wiecznie zadowolona i cieszy z każdej rzeczy, którą zrobi. Niestety entuzjazmu władzy, my mieszkańcy Wyszkowa, często nie podzielamy.
Tak więc władza cieszy się z sali gimnastycznej przy liceum ogólnokształcącym, my zaś uważamy że sala jest ciut za mała i jakaś dziwnie akustyczna, co uniemożliwia organizowanie na niej szkolnych uroczystości. Władza cieszy się z inwestycji na ul. I AWP, my zaś widzimy stojące słupy-koszmarki i cudownej urody energetyczne skrzyneczki. Władza cieszy się z oszczędności jakie dało zlikwidowanie szkolnych stołówek, my zaś widzimy, że dzięki władzy wiele osób pracę straciło. Władza cieszy się z remontu maleńkiej ul. Stolarskiej, my zaś zastanawiamy się po co komu potrzebna była ta inwestycja.
Rzeczy, z których władza jest bardzo zadowolona wymieniać można by długo. Czy mieszkańcy Wyszkowa, za każdym razem powinni podzielać radość władzy i cieszyć się z tego co mają, nawet wtedy, gdy tak naprawdę brak powodów do radości?
Judyta
„Wyszkowiak” nr 35 z 2 września 2014 r.
Ale… no właśnie, pomimo tylu powodów do radości (czyli tzw. cieszenia się) zawsze jest jakieś „ale”. Tak więc zdrowie jest, ale… mogłoby być lepsze. Czasami tu mnie strzyka, tam gdzieś łamie i coraz częściej swoje dziwne dolegliwości zaczynam zrzucać na karb mojego wieku.
Jest mieszkanie, ale brakuje w nim miejsca tylko dla mnie. Miejsca, w którym bym mogła się zamknąć, odizolować od świata, do którego nikt po za mną nie miałby dostępu.
Mam autko, ale… gdybym miała nowsze, to by było lepiej, bo przynajmniej przez jakiś czas nic się w nim nie psuło.
Mam przyjaciółkę, ale… czas najwyższy, by w końcu przestała być depresyjna i zaczęła się uśmiechać. Niestety, jej tzw. doły również na mnie działają dołująco i czasami po jej wizytach zaczynam postrzegać świat jak jedną, czarną breję. Potem okazuje się, że do pionu muszę doprowadzać nie tylko moją przyjaciółkę, ale sama siebie też.
Jest Człowiek, ale… czas najwyższy, by zaczął mieć czas nie tylko dla siebie. Wiem, że jego sprawy dla niego są najważniejsze (co zapewne jest normalne, ale dla mnie niezrozumiałe), ale Człowiek nie może zapominać o tych, którzy go otaczają.
Praca jest (co bardzo doceniam), ale… nie lubię jej, nie realizuję się w niej i od dawna nie daje mi satysfakcji.
Jestem przekonana, że niejeden powie, że inni ludzie mają zdecydowanie gorzej, a babie (czyli mi) poprzewracało się w głowie i nie potrafi (czyli ja) docenić tego, co ma. Potem po raz kolejny usłyszę, że powinnam się cieszyć z tego co się ma, bo w każdej chwili mogę mieć gorzej. Tak więc skoro mam aż tyle mam, to muszę się cieszyć i już!
Ależ ja się cieszę się, cieszę! Ale czy ciesząc się, nie mogę jednocześnie trochę ponarzekać?
Moja natura jest taka, że pomimo wielu powodów do radości (tzw. uciech) i tak potrafię znaleźć, chociaż jakiś malutki powodzik do narzekania. Cecha nieprzyjazna dla mnie, z którą niestety żyć trzeba i trzeba jakoś sobie z nią radzić.
Poczytałam trochę o tym, co robić, by doceniać to, co się ma. Okazało się, że należy zrobić listę rzeczy pozytywnych, czyli tego, co w życiu nam się udało. Nie, no – pomyślałam sobie – mam siedzieć nad kartką papieru i po kolei wypisywać plusy z mojego życia? Po co mi to? Bez pisania wiem, co przydarzyło mi się w życiu dobrego, a co mi się zupełnie „skiepściło”. Pomysł pisemnego wyliczania życiowych plusików zupełnie mi się nie podoba.
Przeczytałam również, że aby w pełni cieszyć się tym co mamy, należy odizolować się od ludzi depresyjnych, czyli od tych, którzy stale narzekają. Należy ignorować negatywne komunikaty, które ludzie nam przekazują. O masz ci los! Oznacza to, że niedługo zostanę zupełnie sama. Nie będę miała znajomych, kolegów, koleżanek i przyjaciół, gdyż praktycznie każdy na coś narzeka. Jednocześnie stwierdziłam, że ostatnio zrobił się wysyp narzekających ludzi i dlatego też nie będę się od nich izolowała.
Potem okazało się, że jeśli ktoś narzeka, należy mu powiedzieć, że inni ludzie na świecie mają gorzej (np. w Afryce) i ci ludzie jak nikt inny potrafią się cieszyć z tego co mają, nawet z rzeczy malutkich (to samo mam mówić sama sobie, jeśli to mi włączy się narzekanie). Niestety, taki argument absolutnie do mnie nie przemawia.
Przeczytałam również, że nie potrafimy docenić tego co mamy dlatego, że… plotkujemy. O kimś możemy mówić albo pozytywnie, albo wcale nie powinniśmy wypowiadać się na jego temat. Uśmiechnęłam się pod nosem i stwierdziłam, że na większości towarzyskich spotkań odbywa się plotkowanie. Jak można nie oplotkować koleżanki z pracy, szefa swojego lub kogoś zupełnie przypadkowego? Nie da się nie plotkować, po prostu się nie da!
Na sam koniec dowiedziałam się, że aby cieszyć się z tego, co mamy należy zaakceptować siebie ze swoimi wszystkimi zaletami i wadami, realizować swoje marzenia i pasje, żyć dla siebie i nie przejmować się, co inni o nas myślą i mówią.
Pomyślałam więc, że nasza władza bardzo musi być z siebie zadowolona. Na pewno akceptuje siebie ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami (chociaż wad pewnie nie posiada, więc tylko swoje zalety musi zaakceptować). Na pewno też realizuje swoje wszystkie pasje i marzenia, a pasją i marzeniem naszej władzy jest… władza. Na pewno też nasza władza nie przejmuje się tym, co inni o niej myślą. Dlatego też nasza władza jest wiecznie zadowolona i cieszy z każdej rzeczy, którą zrobi. Niestety entuzjazmu władzy, my mieszkańcy Wyszkowa, często nie podzielamy.
Tak więc władza cieszy się z sali gimnastycznej przy liceum ogólnokształcącym, my zaś uważamy że sala jest ciut za mała i jakaś dziwnie akustyczna, co uniemożliwia organizowanie na niej szkolnych uroczystości. Władza cieszy się z inwestycji na ul. I AWP, my zaś widzimy stojące słupy-koszmarki i cudownej urody energetyczne skrzyneczki. Władza cieszy się z oszczędności jakie dało zlikwidowanie szkolnych stołówek, my zaś widzimy, że dzięki władzy wiele osób pracę straciło. Władza cieszy się z remontu maleńkiej ul. Stolarskiej, my zaś zastanawiamy się po co komu potrzebna była ta inwestycja.
Rzeczy, z których władza jest bardzo zadowolona wymieniać można by długo. Czy mieszkańcy Wyszkowa, za każdym razem powinni podzielać radość władzy i cieszyć się z tego co mają, nawet wtedy, gdy tak naprawdę brak powodów do radości?
Judyta
„Wyszkowiak” nr 35 z 2 września 2014 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl