Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 04 grudnia 2024 r., imieniny Barbary, Krystiana



Tak sobie myślę…

„Niektórzy politycy są jak małe dzieci: wierzą, że dostaną wszystko, jeśli tylko będą głośno krzyczeć”
Lady Astor
Ostatnie wydarzenia na Ukrainie skłoniły licznych polityków do odmieniania słowa „demokracja” we wszystkich przypadkach. Słowem tym będziemy bombardowani przez najbliższe miesiące, gdyż zbliżają się wybory do Parlamentu Europejskiego i wybory samorządowe. O demokracji będziemy słyszeli w 2015 roku, kiedy to będą miały miejsce wybory parlamentarne.
Czym jest demokracja?
Słowo demokracja pochodzi z języka greckiego od słowa demos, co znaczy lud i słowa kratos, co znaczy władza. W słowniku znajdziemy wyjaśnienie tego słowa, jako formę ustroju politycznego, w której obywatele (naród) sprawują rządy bezpośrednio lub za pomocą wybranych przez siebie przedstawicieli. W tak rozumianej definicji podmiotem ustroju demokratycznego jest naród (nazwany przeze mnie dalej ludem). Lud ten ustanawiając swoich przedstawicieli (w rzadkich przypadkach wypowiadając się w sposób bezpośredni), kształtuje porządek polityczny i społeczny, ustanawia prawo i egzekwuje je. Podobno demokracja daje nam m.in. wolność przekonań i wypowiedzi oraz chroni nas, obywateli przed nadmierną i nieuzasadnioną ingerencją władzy w nasze sprawy.
Tyle teorii. A jak jest naprawdę?
Słucham kolejnych wypowiedzi polityków, tych ważnych (posłów i senatorów) i tych mniej ważnych (radnych), i co raz bardziej jestem przekonana, że pełną demokrację mamy wtedy, gdy oni, nasi przedstawiciele – politycy, w wyniku wyborów dorwą się do władzy. Wynika z tego, że pupilkami demokracji są posłowie, senatorowie i radni.
Większość z nich z uzyskanego mandatu utworzyła sobie etat, umowę o pracę „odnawianą” po każdych, kolejnych wyborach. Ludzie ci, sprawując mandat radnego, posła czy senatora przez kolejne, liczne kadencje wyzbyli się części umiejętności, które kiedyś niewątpliwie posiadali. Wyzbyli się bowiem umiejętności funkcjonowania w grupie. Wybrańcy ci, nasi przedstawiciele, kompletnie odizolowali się od społeczeństwa i tym samym przestali to społeczeństwo rozumieć. Odnoszę wrażenie, że po jakimś czasie nie potrafią robić nic innego jak tylko być radnym, posłem lub senatorem i jedyne co potrafią, to tylko zasiadać w radzie, sejmie lub senacie.

„Demokratyczne wybory rozstrzygają o tym, kto będzie uciskany w majestacie prawa”
M. G. Davila

Większość wybrańców po wyborach ogrania marazm i na jakieś trzy lata zasypiają. Potem nagle, niespodziewanie budzą się i w trakcie przypadkowych, pojedynczych spotkań z wyborcami uśmiechają się i otumaniają nas swoimi kolejnymi wyborczymi obietnicami.
W trakcie przedwyborczych spotkań mają wiele do powiedzenia. Niewielu z nich czeka jednak na pytania z naszej strony. Jeśli jednak pytanie jakieś padnie, wymigują się od odpowiedzi kolejnym ważnym spotkaniem, mówią o braku czasu i biegną dalej, gdyż jak wszystkim wiadomo, ich czas jest bardzo cenny. Jeśli przyjdzie nam do głowy rozliczyć ich z poprzednich wyborczych obietnic, w oczach wybrańców pojawia się strach. Zaczyna się bełkot i mało logiczne wyjaśnienia, dlaczego nie zrobili czegoś co mieli zrobić, wyjaśniają kto im przeszkodził w działaniach i pomimo iż bardzo się starali, nic zrobić nie mogli, tłumaczą jak to sami zostali z problemem, a całą reszta nie chciała im pomóc i dlatego również oni nic nie mogli zrobić. Przedstawiciele nasi są wówczas bardzo zdziwieni, że ludzie pamiętają co tak dawno temu, cztery lata wcześniej obiecywali. Wiadomo bowiem, że władza (w omawianym przeze mnie przypadku władzą są radni, posłowie i senatorowie) nie lubi pytań. Władza natomiast lubi być fotografowana. Publicznie władza zawsze wypowiada się w sposób politycznie poprawny. Dba o to, by wszystko co mówi podobało się tym, którzy kiedyś wpisali ich na wyborcze listy, czyli swoim liderom. Wiadomo bowiem, że każda władza ma swojego przywódcę, czyli swojego lidera. To lider właśnie mówi jak należy głosować, gdzie bywać, z kim fotkę sobie zrobić wypada, a kogo należy unikać. Władza robi tak, jak każe jej lider, niejednokrotnie tracąc przy tym swój honor i własną dumę. Ale czy honor i duma zawsze ma znaczenie? Ponadto władza lubi być medialna, ale tylko wówczas, gdy na swój temat słyszy i czyta same pochlebne opinie. Tuż przed wyborami medialność władzy zdecydowanie wzrasta. Wówczas władza jest wszędzie. Jest na otarciu nowej drogi, wieniec przed pomnikiem jakimś złoży lub swą obecnością zaszczyci młodzież w szkole.
Ponieważ władza uzależnia, nikt nie chce oddać władzy uzyskanej w wyborach. Nawet wówczas, gdyby wyborca (czyli lud) chciałby kogoś tej władzy pozbawić. Dzieje się tak, gdyż nasi wybrańcy uzyskali nie tylko mandat do sprawowania władzy, lecz również mandat nieomylności oraz mandat jedynego, właściwego rozumienia tego, co dla nas, dla ludu jest najlepsze. Władza nas poucza, przekonuje nas co dla nas jest najlepsze, władza nas karci, odmawia nam prawa do logicznego myślenia, wyśmiewa nasze przyzwyczajenia, obyczaje, nasze rozumienie rzeczywistości. Władza wie jak należy uczyć, wie jak należy wychować nasze dzieci.
Analizując poczynania władzy można przypuszczać, że wszyscy wyborcy to tzw. ciemna masa, którą trzeba bez przerwy pouczać i edukować. I niestety, władza to robi! Edukacją ludu władza zajmuje się w radio, w gazetach, na spotkaniach z ludem, w telewizji w tzw. programach publicystycznych.

„Demokracja to rząd większości prostaków; komunizm to rząd małej grupy prostaków; a dyktatura to rząd jednego prostaka. W tradycyjnym i jednomyślnym społeczeństwie rządzi dziedziczna arystokracja, której funkcją jest utrzymanie istniejącego porządku, opartego na wiecznych wartościach, a nie narzucanie poglądów czy woli (w najbardziej dosłownym znaczeniu tego słowa, woli tyrańskiej) jakiejkolwiek partii czy grupy nacisku”
A. K. Coomaraswamy

Pojawia się też kolejne pytanie – czy władza liczy się z wyborcami?
Według mojej opinii, zdanie wyborców nie jest ważne. Siedzący na ciepłych stołkach wybrańcy narodu ze szczególnym upodobaniem dbają jedynie o własne interesy. Tuż po wyborach zapominają, że dzięki naszym głosom, dzięki głosom prostego, nic nie rozumiejącego ludu mają możliwość decydowania, uchwalania, budowania, mądrzenia się i popisywania się, a przede wszystkim mają możliwość zarabiania. Mam wrażenie, że wyborcy dla władzy stanowią zbędny balast. Cóż, my będziemy im potrzebni tuż przed kolejnymi wyborami. Wtedy to władza – obecni radni, posłowie i senatorowie, przypomni sobie co znaczy słowo demokracja.
My wyborcy, mamy prawo radnym, posłom i senatorom wystawić prawdziwą ocenę w najbliższych wyborach.

Judyta
„Wyszkowiak” nr 10 z 11 marca 2014 r.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta