Żołnierz Wyklęty – Żołnierz Niezłomny
Czym jest dla nas historia? Dla jednych to po prostu przedmiot, którego należało się uczyć w szkole. Znienawidzona, nierozumiana, obojętna. Dla innych historia jest pasją. W grzebaniu, odtwarzaniu, czytaniu tego, co działo się kiedyś znajdują sens życia. Są tacy, którzy po latach obojętności na historię, w pewnym momencie na nowo odkryli jej urok. Do tych ludzi zaliczam się właśnie ja.
Historia nigdy nie była dla mnie nudna. Po maturze jednak na długo zapomniałam o jej istnieniu. Niby czytałam, niby słuchałam, ale byłam daleka od tego, by mówić, że historia jest moją pasją. Dzisiaj też nie mogę tak twierdzić, ale w najmniej spodziewanym momencie ogarnęła mnie chęć pogłębienia swojej historycznej wiedzy. Nie całej oczywiście, tylko konkretnych kawałków historii Polski, bo ta właśnie dla każdego z nas powinna być najważniejsza.
W latach 80., kiedy kończyłam szkołę podstawową, powoli, nieśmiało zaczęto mówić o Katyniu. Karmiona szkolną wiedzą nie bardzo wiedziałam, o co tak na prawdę z tym Katyniem chodzi. Tu coś mi podrzucono, tam coś dostałam, gdzieś indziej kogoś dopytałam. Z kawałków informacji stworzyła się w miarę uporządkowana wiedza. Pamiętam jednak, jak w VIII klasie szkoły podstawowej kolega dostał dwóję z historii, gdy nauczycielce zadał pytanie na temat Katynia. Jego rodzice zaś natychmiast zostali wezwani na dywanik do dyrektora. Taki przypadek nie był odosobniony. Lecz nawet wtedy, kto chciał o Katyniu wiedział, kto chciał – mówił. Większość jednak długo mówić i wiedzieć nie chciała nic. Tak było wygodniej.
W nowej Polsce po roku 90. coraz więcej mówiło się o „przyjaźni” polsko-ruskiej, przestaliśmy się bać mówić o sowieckiej okupacji, której doświadczyliśmy. Lata całe minęły, jednak nim usłyszałam o Żołnierzach Wyklętych. Wstydziłam się pytać, o co chodzi, gdyż wydawało mi się, że osoba w moim wieku takie rzeczy powinna wiedzieć. Uważałam, że jeśli nie wiem, to znaczy, że jestem ignorantem w kwestii historii swojego kraju. Po cichu cieszyłam się, że w dobie wszechobecnego Internetu raz dwa dowiem się, kim są Żołnierze Wyklęci. Zaczęłam grzebanie, dopytywanie i słuchanie. Lżej na duszy mi się zrobiło, gdy okazało się, że wielu znajomych również nie posiadało wiedzy na temat Żołnierzy Wyklętych.
Na dobre wiedza o nich upowszechniła się, gdy w lutym 2011 r. Sejm uchwalił ustawę o ustanowieniu dnia 1 marca Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Od tej pory temat jest już obecny, zagościł także w podręcznikach historii (jednak nie wszystkich). Mimo to wciąż wiele osób nie bardzo się orientuje, o co tak naprawdę chodzi. Warto więc przypomnieć kilka ważnych faktów.
W 1945 r. zakończyła się II wojna światowa, choć nie dla wszystkich był to powód do radości. Dla nas, Polaków, nastąpiła zamiana okupanta z niemieckiego na sowieckiego. Nie byliśmy wolnym krajem, chociaż jako pierwsi stanęliśmy do walki i nie splamiliśmy się kolaboracją. Mimo męstwa i zaangażowania polskich żołnierzy na wielu frontach, nasi zachodni sojusznicy bez skrupułów oddali nas w sowiecką strefę wpływów. Gdy zdobywaliśmy Monte Cassino, Sowieci już „wyzwalali” polskie ziemie, rozbrajając, aresztując i zabijając polskich patriotów. Mieliśmy pogodzić się z tym, że pół Polski zostanie włączone do ZSRR, a władzę sprawować będą komuniści z namaszczenia Moskwy. Nic dziwnego, że wielu uznało, że trzeba walczyć dalej. Tym razem przeciwko komunistycznemu zniewoleniu, mając przeciwko sobie potężną niezwyciężoną Armię Czerwoną i rosnące wciąż siły komunistycznego aparatu terroru. Ukrywając się w lasach, bili się nadal o suwerenną ojczyznę. Coraz bardziej osamotnieni, coraz mniej rozumiani. Niezłomni, wyklęci. Tych polskich żołnierzy komuniści traktowali jak zwykłych bandytów. Tak zresztą właśnie ich nazywali. Na każdego z nich wydany był wyrok śmierci – władza ludowa uznała, że należy ich bezwzględnie wybić.
Represje uderzały nie tylko w tych, którzy ukrywali się po lasach z bronią w ręku, ale także tych, którzy dawali im schronienie, żywność, zapewniali łączność, wywiad. Szacuje się, że w 1945 roku w polskim podziemiu działało blisko 200 tys. osób. Do tej liczby należy dodać około 20 tys. uczniów z podziemnych organizacji młodzieżowych, w tym harcerzy. Niestety, w miarę upływu czasu, siły patriotyczne topniały. Przewaga liczebna wroga, malejące nadzieje na pomoc Zachodu, bezwzględność i zdrada robiły swoje. W latach 50. walczyli już nieliczni. Ostatni „leśny”, Józef Franczak „Laluś”, zginął z bronią w ręku w październiku 1963 r. W tym czasie mało kto zastanawiał się już nad niepodległością naszej Ojczyzny. Ludzie chodzili do pracy, chłopcy grali w piłkę, rodziły się dzieci – wojna skończyła się przecież już tak dawno…
W walce z „wyklętymi” wykonano ponad 5 tys. wyroków śmierci, ponad 21 tys. zamordowano w komunistycznych więzieniach i obozach, ponad 10 tys. zabito w akcjach zbrojnych. Dodajmy do tego tysiące ofiar pacyfikacji w odwecie za pomoc udzielaną partyzantom, niektórych zabito, innych wysiedlano, nie pozwalając zabrać nic ze sobą, rozdzielając rodziny. Ponad 50 tys. osób wywieziono do łagrów sowieckich (po wojnie!). 250 tys. osób skazano na więzienie za tzw. przestępstwa polityczne. Ilu z nas zna te liczby? Kto się nad nimi zastanawia?
Na terenie obecnego powiatu wyszkowskiego również oddziały niepodległościowe.
Kto zna nazwiska braci Kmiołków, kto słyszał o Zygmuncie Dąbkowskim, Romku Składanowskim?… Kto 1 marca zapalił znicz przed pomnikiem Żołnierzy Wyklętych? Kto przyprowadził tam swoje dzieci i opowiedział im, o co chodzi?
Możemy nie mieć talentu do gotowania, możemy nie znać języków obcych, z matematyki możemy jedynie rozwiązywać proste równania. Możemy nie znać historii Egiptu i daty Rewolucji Francuskiej. Czas wolny możemy spędzać na zakupach w supermarketach. Nie wypada jednak nie znać historii naszej Ojczyzny. Nie wypada z przekąsem mówić o tym, że źle jest żyć przeszłością, bo teraz nie ma ona żadnego znaczenia. Nie wypada z czarującym uśmiechem oznajmiać, że nie ma się pojęcia o historii, bo miało się kiepskiego nauczyciela w podstawówce. Nie wypada drwić z tych, którzy ze swoim patriotyzmem się nie kryją.
Myślę, że w czasach rozbuchanego konsumpcjonizmu szczególnie warto zadbać o ideały.
„Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych ma być wyrazem hołdu dla żołnierzy drugiej konspiracji za świadectwo męstwa, niezłomnej postawy patriotycznej i przywiązania do tradycji niepodległościowych, za krew przelaną w obronie Ojczyzny”.
Lech Kaczyński
Judyta
„Wyszkowiak” nr 9 z 4 marca 2014 r.
W latach 80., kiedy kończyłam szkołę podstawową, powoli, nieśmiało zaczęto mówić o Katyniu. Karmiona szkolną wiedzą nie bardzo wiedziałam, o co tak na prawdę z tym Katyniem chodzi. Tu coś mi podrzucono, tam coś dostałam, gdzieś indziej kogoś dopytałam. Z kawałków informacji stworzyła się w miarę uporządkowana wiedza. Pamiętam jednak, jak w VIII klasie szkoły podstawowej kolega dostał dwóję z historii, gdy nauczycielce zadał pytanie na temat Katynia. Jego rodzice zaś natychmiast zostali wezwani na dywanik do dyrektora. Taki przypadek nie był odosobniony. Lecz nawet wtedy, kto chciał o Katyniu wiedział, kto chciał – mówił. Większość jednak długo mówić i wiedzieć nie chciała nic. Tak było wygodniej.
W nowej Polsce po roku 90. coraz więcej mówiło się o „przyjaźni” polsko-ruskiej, przestaliśmy się bać mówić o sowieckiej okupacji, której doświadczyliśmy. Lata całe minęły, jednak nim usłyszałam o Żołnierzach Wyklętych. Wstydziłam się pytać, o co chodzi, gdyż wydawało mi się, że osoba w moim wieku takie rzeczy powinna wiedzieć. Uważałam, że jeśli nie wiem, to znaczy, że jestem ignorantem w kwestii historii swojego kraju. Po cichu cieszyłam się, że w dobie wszechobecnego Internetu raz dwa dowiem się, kim są Żołnierze Wyklęci. Zaczęłam grzebanie, dopytywanie i słuchanie. Lżej na duszy mi się zrobiło, gdy okazało się, że wielu znajomych również nie posiadało wiedzy na temat Żołnierzy Wyklętych.
Na dobre wiedza o nich upowszechniła się, gdy w lutym 2011 r. Sejm uchwalił ustawę o ustanowieniu dnia 1 marca Narodowym Dniem Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Od tej pory temat jest już obecny, zagościł także w podręcznikach historii (jednak nie wszystkich). Mimo to wciąż wiele osób nie bardzo się orientuje, o co tak naprawdę chodzi. Warto więc przypomnieć kilka ważnych faktów.
W 1945 r. zakończyła się II wojna światowa, choć nie dla wszystkich był to powód do radości. Dla nas, Polaków, nastąpiła zamiana okupanta z niemieckiego na sowieckiego. Nie byliśmy wolnym krajem, chociaż jako pierwsi stanęliśmy do walki i nie splamiliśmy się kolaboracją. Mimo męstwa i zaangażowania polskich żołnierzy na wielu frontach, nasi zachodni sojusznicy bez skrupułów oddali nas w sowiecką strefę wpływów. Gdy zdobywaliśmy Monte Cassino, Sowieci już „wyzwalali” polskie ziemie, rozbrajając, aresztując i zabijając polskich patriotów. Mieliśmy pogodzić się z tym, że pół Polski zostanie włączone do ZSRR, a władzę sprawować będą komuniści z namaszczenia Moskwy. Nic dziwnego, że wielu uznało, że trzeba walczyć dalej. Tym razem przeciwko komunistycznemu zniewoleniu, mając przeciwko sobie potężną niezwyciężoną Armię Czerwoną i rosnące wciąż siły komunistycznego aparatu terroru. Ukrywając się w lasach, bili się nadal o suwerenną ojczyznę. Coraz bardziej osamotnieni, coraz mniej rozumiani. Niezłomni, wyklęci. Tych polskich żołnierzy komuniści traktowali jak zwykłych bandytów. Tak zresztą właśnie ich nazywali. Na każdego z nich wydany był wyrok śmierci – władza ludowa uznała, że należy ich bezwzględnie wybić.
Represje uderzały nie tylko w tych, którzy ukrywali się po lasach z bronią w ręku, ale także tych, którzy dawali im schronienie, żywność, zapewniali łączność, wywiad. Szacuje się, że w 1945 roku w polskim podziemiu działało blisko 200 tys. osób. Do tej liczby należy dodać około 20 tys. uczniów z podziemnych organizacji młodzieżowych, w tym harcerzy. Niestety, w miarę upływu czasu, siły patriotyczne topniały. Przewaga liczebna wroga, malejące nadzieje na pomoc Zachodu, bezwzględność i zdrada robiły swoje. W latach 50. walczyli już nieliczni. Ostatni „leśny”, Józef Franczak „Laluś”, zginął z bronią w ręku w październiku 1963 r. W tym czasie mało kto zastanawiał się już nad niepodległością naszej Ojczyzny. Ludzie chodzili do pracy, chłopcy grali w piłkę, rodziły się dzieci – wojna skończyła się przecież już tak dawno…
W walce z „wyklętymi” wykonano ponad 5 tys. wyroków śmierci, ponad 21 tys. zamordowano w komunistycznych więzieniach i obozach, ponad 10 tys. zabito w akcjach zbrojnych. Dodajmy do tego tysiące ofiar pacyfikacji w odwecie za pomoc udzielaną partyzantom, niektórych zabito, innych wysiedlano, nie pozwalając zabrać nic ze sobą, rozdzielając rodziny. Ponad 50 tys. osób wywieziono do łagrów sowieckich (po wojnie!). 250 tys. osób skazano na więzienie za tzw. przestępstwa polityczne. Ilu z nas zna te liczby? Kto się nad nimi zastanawia?
Na terenie obecnego powiatu wyszkowskiego również oddziały niepodległościowe.
Kto zna nazwiska braci Kmiołków, kto słyszał o Zygmuncie Dąbkowskim, Romku Składanowskim?… Kto 1 marca zapalił znicz przed pomnikiem Żołnierzy Wyklętych? Kto przyprowadził tam swoje dzieci i opowiedział im, o co chodzi?
Możemy nie mieć talentu do gotowania, możemy nie znać języków obcych, z matematyki możemy jedynie rozwiązywać proste równania. Możemy nie znać historii Egiptu i daty Rewolucji Francuskiej. Czas wolny możemy spędzać na zakupach w supermarketach. Nie wypada jednak nie znać historii naszej Ojczyzny. Nie wypada z przekąsem mówić o tym, że źle jest żyć przeszłością, bo teraz nie ma ona żadnego znaczenia. Nie wypada z czarującym uśmiechem oznajmiać, że nie ma się pojęcia o historii, bo miało się kiepskiego nauczyciela w podstawówce. Nie wypada drwić z tych, którzy ze swoim patriotyzmem się nie kryją.
Myślę, że w czasach rozbuchanego konsumpcjonizmu szczególnie warto zadbać o ideały.
„Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych ma być wyrazem hołdu dla żołnierzy drugiej konspiracji za świadectwo męstwa, niezłomnej postawy patriotycznej i przywiązania do tradycji niepodległościowych, za krew przelaną w obronie Ojczyzny”.
Lech Kaczyński
Judyta
„Wyszkowiak” nr 9 z 4 marca 2014 r.
Komentarze
Dodane przez knom, w dniu 11.03.2014 r., godz. 18.22
Na dobra naukę nigdy nie jest za późno. Dociera do nas powojenna prawda, a z nią nadejdzie też uświadomienie na czym polegała zbrodnicza żydokomuna. To będzie kolejny etap odkrywania polskiej historii. Pozdrawiam.
Na dobra naukę nigdy nie jest za późno. Dociera do nas powojenna prawda, a z nią nadejdzie też uświadomienie na czym polegała zbrodnicza żydokomuna. To będzie kolejny etap odkrywania polskiej historii. Pozdrawiam.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl