Nie bardzo wiem dlaczego
Jako kierowca, przemieszczam się z miejsca na miejsce zazwyczaj autkiem. Właściwie to zawsze i wszędzie. Z przepisami się nie dyskutuje, więc staram się do nich czasami stosować. Moje dziecko pragnie zdobyć prawo jazdy. Z mądrą miną zaczęło więc niedawno mądrzyć się, gdzie i jakie ograniczenia prędkości obowiązują w mieście naszym.
Nigdy nie zwróciłam uwagi na to, że na ul. Kościuszki istnieje obowiązek jazdy z maksymalną prędkością 30 km. Próbowałam, starałam się ze wszystkich sił tej prędkości nie przekroczyć. Samochodzik zgłupiał i nie bardzo wiedział, na jaki bieg ma się ustawić. Na wiadukcie, pod górkę ciężko mu jechać tak wolniutko. Jadę grzecznie, a z tyłu nerwus jakiś światłami na mnie mruga i klakson w terenie zabudowanym stosuje. Nie stresują mnie takie sytuacje, ale zastawiam się, dlaczego na drodze krajowej obowiązuje ruch ślimaczy. Ujrzałam znak „nierówna droga”, którego wcześniej nie widziałam, gdyż zwyczajem wyszkowskich kierowców jeżdżę na pamięć. Bez znaku też wiem, że falbanki są na jezdni i raczej więcej niż 50-tką jechać tam nie należy. Szybsza jazda zmusza do zaklepania sobie kolejki u mechanika. Myślę, że może trzeba w Wyszkowie zorganizować dożynki o zasięgu krajowym. Wtedy może środki na remoncik drogi by się znalazły, tak jak znalazły się w budżecie województwa na remont ul. Sowińskiego przed ubiegłorocznymi dożynkami wojewódzkimi.
Zagadką jest dla mnie sposób parkowania wokół „Galerii”, gdzie od ul. 11 Listopada jest wjazd do jedynego parkingu podziemnego w Wyszkowie. Coraz więcej ludzi pokazuje swą odwagę i stara się zaparkować pod ziemią. Łatwiej tam o miejsce i windą na górę można się przejechać. Miesiące całe zjeżdżałam na dół i skręt w lewo robiłam, bo bliżej wejścia i bardziej przyjaźnie niż na samym końcu. Zupełnie niedawno dziecko me uświadomiło mi, że skręcać powinnam w prawo, gdyż właściwie to jadę pod prąd. Zdziwiłam się i zaczęłam szukać znaków. Jest jeden na górze, zabrakło mi natomiast strzałek gdzieś na dole, na jezdni – wielkich, białych, odblaskowych. Może były, ale się zmyły. Wielką zagadką jest tam również światło, które włączyć się powinno, gdy wjeżdżam na parking. Tak przynajmniej działa to w innych parkingach podziemnych. W naszej „Galerii” wjeżdżam do ciemni. Zanim światło się załaduje, mija dobrych kilka sekund. Czuję się wtedy jak w katakumbach i przyznam, że czuję wtedy jakiś niepokój. Być może puszczony maleńki samochodzik przed naszym autem mógłby spowodować szybsze zapalenie światełka. Rozważam możliwość zastosowania techniki tej dla mego samopoczucia lepszego.
Jeśli ktoś boi się zjechać w podziemia, może miejsca szukać na powierzchni. Szukać może, ale czy znajdzie – nie wiem. Kilka miejsc parkingowych stale jest okupowanych i tylko wyjątkowe szczęście może spowodować, że samochodzik będziemy mogli zostawić na wierzchu. Ludzie jednak potrafią miejsce do parkowania znaleźć wszędzie. Liczne autka parkują przy krawężnikach, tuż za stojącymi grzecznie autkami na naziemnym parkingu. Stoją tak, że manewr wyjazdu spod „Galerii” staje się nie lada wyczynem. Chęć we mnie narasta, by zaangażować Straż Miejską lub Policję o pomoc w likwidacji niesfornych kierowców.
Również przy „Tesco” jest niemały parking. Sklep duży, to i miejsca na samochody wiele. Z uwagą obserwuję różne sposoby parkowania. Jeden samochód na dwóch miejscach to standard. Każdy chce stanąć jak najbliżej wejścia. Stają więc nawet na wypaskowanych miejscach, które jak mi się wydaje, do parkowania nie służą. Być może wielkie sklepy, idąc naprzeciw wymaganiom klienta, winny umożliwić dokonywanie zakupów klientom zmotoryzowanym. Mam bowiem wrażenie, że niejedna osoba chętnie by wjechała do środka sklepu i jako klient na kółkach dokonałaby zakupów, zwłaszcza że kupić już można nawet żarcie z samochodu.
Ponieważ wybory samorządowe zbliżają się krokami wielkimi proponuję, aby kandydaci na wybitnych samorządowców opracowali wersję samochodowych zakupów w „Tesco”, „Galerii” czy innym wielkim sklepie wyszkowskim. Troszkę głosów od zadowolonego społeczeństwa otrzymaliby na pewno.
Na wyszkowskim targu bywam rzadko. Pracującą osobą jestem i wstawanie o 5 rano, by udać się po ogóreczki i pomidorki na targ, wcale mi się nie uśmiecha. Skoro jednak miałam urlop wybrałam się na targ. Wybrałam się samochodem. Jedno kółko, drugie kółko, trzecie – miejsca na autko brak. Zastawione wszystko – trawniki, chodniki, pobocza, nawet na terenie przedszkola kilka osób ośmieliło się zostawić pojazdy. Wolne miejsce jest przy „Pingwinie”, ale to za daleko. Równie dobrze z domu na piechotę mogłam polecieć, a przecież mi się nie chciało przebierać nogami i targać zakupów, po to zabrałam ze sobą autko. Wolniutko poruszam się bocznymi uliczkami, mam czas, mam urlop – wolne miejsce w końcu znajdę. Przy targu jest parking płatny, ale na parkingu zator się zrobił wielki. Ktoś chciał wjechać, ktoś chciał wyjechać, nikt ustąpić nie chciał. Uparci kierowcy stali – stała reszta cała. Jadąc żółwim tempem zastanawiam się, dlaczego targowisko, tak bardzo popularne wśród mieszkańców naszego miasta, nie ma parkingu, który by rozwiązał problemy związane z pozostawieniem auta na kilka minut. Po 15 minutach miejsce parkingowe znalazłam.
Rondo mamy malowane. Niejeden na jego widok szczerze się uśmiechnął. Najpierw było powodem drwin, potem się przyzwyczailiśmy i uznaliśmy słuszność jego istnienia. Film akcji można by nakręcić obserwując dziejące się na nim sceny dantejskie. Znając obowiązujące przepisy drogowe wiem, że nie wolno na rondo wjechać, jeśli nie ma możliwości zjazdu z niego. Nikt przepisu nie przestrzega. Wszyscy wjeżdżają i wszyscy stoją. Rondo zablokowane jest ciągle, głównie w stronę dawnego dworca autobusowego. Zastanawiam się, czy Policja, która kwaterę swą nieopodal posiada, nie widzi panującego tam bałaganu. Kilka wizyt mundurowych może by rozwiązało problem dotyczący jazdy po rondzie. W tym samym czasie, gdy rondo jest zablokowane, dzielni policjanci pilnują przejazdu kolejowego przy ul. 3 Maja. Patrzą, czy kierowca zatrzymał się przy przyjeździe, czy z fantazją ułańską przemknął przez tory ignorując znak „Stop”. Mandaciki wręczają, upominają, proszą o jazdę bardziej ostrożną. Spieszący się wiecznie ludzie zapominają wszak o obowiązujących przepisach.
Ograniczeń prędkości, dziwnych parkingów i dziwnych sposobów parkowania jest wiele. Klniemy, machamy rękami, złościmy się na brak wyobraźni tych, którzy po drogach się poruszają, tych którzy znaki stawiają, tych którzy kontrolują lub pilnują, jak należy jeździć.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 37 z 11 września 2012 r.
Zagadką jest dla mnie sposób parkowania wokół „Galerii”, gdzie od ul. 11 Listopada jest wjazd do jedynego parkingu podziemnego w Wyszkowie. Coraz więcej ludzi pokazuje swą odwagę i stara się zaparkować pod ziemią. Łatwiej tam o miejsce i windą na górę można się przejechać. Miesiące całe zjeżdżałam na dół i skręt w lewo robiłam, bo bliżej wejścia i bardziej przyjaźnie niż na samym końcu. Zupełnie niedawno dziecko me uświadomiło mi, że skręcać powinnam w prawo, gdyż właściwie to jadę pod prąd. Zdziwiłam się i zaczęłam szukać znaków. Jest jeden na górze, zabrakło mi natomiast strzałek gdzieś na dole, na jezdni – wielkich, białych, odblaskowych. Może były, ale się zmyły. Wielką zagadką jest tam również światło, które włączyć się powinno, gdy wjeżdżam na parking. Tak przynajmniej działa to w innych parkingach podziemnych. W naszej „Galerii” wjeżdżam do ciemni. Zanim światło się załaduje, mija dobrych kilka sekund. Czuję się wtedy jak w katakumbach i przyznam, że czuję wtedy jakiś niepokój. Być może puszczony maleńki samochodzik przed naszym autem mógłby spowodować szybsze zapalenie światełka. Rozważam możliwość zastosowania techniki tej dla mego samopoczucia lepszego.
Jeśli ktoś boi się zjechać w podziemia, może miejsca szukać na powierzchni. Szukać może, ale czy znajdzie – nie wiem. Kilka miejsc parkingowych stale jest okupowanych i tylko wyjątkowe szczęście może spowodować, że samochodzik będziemy mogli zostawić na wierzchu. Ludzie jednak potrafią miejsce do parkowania znaleźć wszędzie. Liczne autka parkują przy krawężnikach, tuż za stojącymi grzecznie autkami na naziemnym parkingu. Stoją tak, że manewr wyjazdu spod „Galerii” staje się nie lada wyczynem. Chęć we mnie narasta, by zaangażować Straż Miejską lub Policję o pomoc w likwidacji niesfornych kierowców.
Również przy „Tesco” jest niemały parking. Sklep duży, to i miejsca na samochody wiele. Z uwagą obserwuję różne sposoby parkowania. Jeden samochód na dwóch miejscach to standard. Każdy chce stanąć jak najbliżej wejścia. Stają więc nawet na wypaskowanych miejscach, które jak mi się wydaje, do parkowania nie służą. Być może wielkie sklepy, idąc naprzeciw wymaganiom klienta, winny umożliwić dokonywanie zakupów klientom zmotoryzowanym. Mam bowiem wrażenie, że niejedna osoba chętnie by wjechała do środka sklepu i jako klient na kółkach dokonałaby zakupów, zwłaszcza że kupić już można nawet żarcie z samochodu.
Ponieważ wybory samorządowe zbliżają się krokami wielkimi proponuję, aby kandydaci na wybitnych samorządowców opracowali wersję samochodowych zakupów w „Tesco”, „Galerii” czy innym wielkim sklepie wyszkowskim. Troszkę głosów od zadowolonego społeczeństwa otrzymaliby na pewno.
Na wyszkowskim targu bywam rzadko. Pracującą osobą jestem i wstawanie o 5 rano, by udać się po ogóreczki i pomidorki na targ, wcale mi się nie uśmiecha. Skoro jednak miałam urlop wybrałam się na targ. Wybrałam się samochodem. Jedno kółko, drugie kółko, trzecie – miejsca na autko brak. Zastawione wszystko – trawniki, chodniki, pobocza, nawet na terenie przedszkola kilka osób ośmieliło się zostawić pojazdy. Wolne miejsce jest przy „Pingwinie”, ale to za daleko. Równie dobrze z domu na piechotę mogłam polecieć, a przecież mi się nie chciało przebierać nogami i targać zakupów, po to zabrałam ze sobą autko. Wolniutko poruszam się bocznymi uliczkami, mam czas, mam urlop – wolne miejsce w końcu znajdę. Przy targu jest parking płatny, ale na parkingu zator się zrobił wielki. Ktoś chciał wjechać, ktoś chciał wyjechać, nikt ustąpić nie chciał. Uparci kierowcy stali – stała reszta cała. Jadąc żółwim tempem zastanawiam się, dlaczego targowisko, tak bardzo popularne wśród mieszkańców naszego miasta, nie ma parkingu, który by rozwiązał problemy związane z pozostawieniem auta na kilka minut. Po 15 minutach miejsce parkingowe znalazłam.
Rondo mamy malowane. Niejeden na jego widok szczerze się uśmiechnął. Najpierw było powodem drwin, potem się przyzwyczailiśmy i uznaliśmy słuszność jego istnienia. Film akcji można by nakręcić obserwując dziejące się na nim sceny dantejskie. Znając obowiązujące przepisy drogowe wiem, że nie wolno na rondo wjechać, jeśli nie ma możliwości zjazdu z niego. Nikt przepisu nie przestrzega. Wszyscy wjeżdżają i wszyscy stoją. Rondo zablokowane jest ciągle, głównie w stronę dawnego dworca autobusowego. Zastanawiam się, czy Policja, która kwaterę swą nieopodal posiada, nie widzi panującego tam bałaganu. Kilka wizyt mundurowych może by rozwiązało problem dotyczący jazdy po rondzie. W tym samym czasie, gdy rondo jest zablokowane, dzielni policjanci pilnują przejazdu kolejowego przy ul. 3 Maja. Patrzą, czy kierowca zatrzymał się przy przyjeździe, czy z fantazją ułańską przemknął przez tory ignorując znak „Stop”. Mandaciki wręczają, upominają, proszą o jazdę bardziej ostrożną. Spieszący się wiecznie ludzie zapominają wszak o obowiązujących przepisach.
Ograniczeń prędkości, dziwnych parkingów i dziwnych sposobów parkowania jest wiele. Klniemy, machamy rękami, złościmy się na brak wyobraźni tych, którzy po drogach się poruszają, tych którzy znaki stawiają, tych którzy kontrolują lub pilnują, jak należy jeździć.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 37 z 11 września 2012 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl