Szkoła – kogo na to stać?
Koniec wakacji. Wielkie wydarzenie dla uczniów, czas stresu i finansowych kłopotów rodziców.
Rodzice, jak kraj długi i szeroki, siedzą nad swoimi domowymi budżetami i planują... jak przeżyć kolejny miesiąc. Ze strachem w oczach dopisują kolejne pozycje do listy rzeczy, z których muszą zrezygnować. Szczęście mają ci, którzy zrezygnują z wyjścia do kina albo tabliczki czekolady. Wielu jednak na listę rezygnacji musi wpisać zakup ubrania, bo stare i znoszone może jeszcze posłużyć. Są też tacy, dla których wyrzeczenia są dużo bardziej bolesne. Nie ma takiego wyrzeczenia dla rodzica, które byłoby ważniejsze od zeszytu dla dziecka. Każdy bezrobotny ojciec z tytułem magistra i bezrobotna matka po studiach wie, że szkoła jest najważniejsza. To nowa kampania wrześniowa naszych czasów, jaką zgotowano polskim rodzinom. Stres, płacz i niepewność jutra to dylematy polskich rodzin u schyłku lata.
Skąd się bierze ten strach rodziców, skoro nauka w szkołach państwowych jest bezpłatna, a rząd prowadzi politykę prorodzinną? Początkiem gehenny staje się zakup podręczników i zeszytów ćwiczeń na kolejny rok. Rodzice uczniów uczących się w podstawówkach i gimnazjach muszą liczyć się z wydatkiem rzędu 400-500 złotych. Gdybym nie miał córek w tym wieku, nigdy bym w to nie uwierzył. Kiedyś wystarczyło odkupić podręcznik od starszego kolegi i każdy, łącznie z nauczycielem, był zadowolony. Wówczas koszt zakupu książek był znacznie niższy.
Niestety, teraz nie ma takiej możliwości. Co roku wprowadzane są nowe podręczniki, które zmieniane są tylko po to, aby wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy z kieszeni rodziców. A to, że Ministerstwo Edukacji Narodowej, nazywa to „nową podstawą programową”, niczego nie zmienia. Jest to tylko zabieg marketingowy, który ma ułatwić zarabianie na uczniach.
Jednakże książki to nie wszystko, czego potrzebują uczniowie. Każdy z nich potrzebuje notatników, przyborów do pisania, rysowania – to kolejne 50-80 złotych. Warto pamiętać, że te produkty, zużywają się bardzo szybko w ciągu roku, więc kwotę powinniśmy liczyć podwójnie...
Z jakimi jeszcze wydatkami muszą liczyć się rodzice, posyłający dzieciaki do szkoły 1 września?
Strój na zajęcia wychowania fizycznego, obuwie na zmianę, tornistry i plecaki. To kolejne 100-200 złotych. Prócz tego dochodzi nam dziwnie wysoki koszt ubezpieczenia dziecka – około 35 złotych. Niezwykle zastanawiające jest to, że ubezpieczyciel, który zawiera umowę ze szkołą, w której uczy się kilkuset uczniów, proponuje tak wysokie stawki. Należy się zastanowić, kto tak naprawdę na tym zarabia i dlaczego odbywa się to kosztem dzieci i ich rodziców.
Wróćmy jednak do tematu. Kolejne wydatki wiążą się z opłaceniem Rady Rodziców. Fakt. Nie jest to płatność obowiązkowa, jednak wielu rodziców godzi się na tę „darowiznę”. Datek na radę to około 30-60zł. Jeśli rodzice pracują do późna, decydują się na wykupienie obiadów w szkolnej stołówce (o ile taka się tam znajduje). Ceny są zróżnicowane i wahają się od 50 do nawet 300 złotych.
Po zsumowaniu kosztów dochodzimy do wniosku, że budżet rodziny wychowującej jedno dziecko, na początku września zmniejszy się średnio o ok. 600-800 złotych. Jak sami Państwo widzicie, wysłanie jednego dziecka do szkoły to duży wydatek. Przy dwójce koszty są ogromne. Nie mówiąc już o rodzicach, którzy wysyłają do szkoły trojkę, czwórkę lub więcej dzieci.
I tu należy zadać sobie pytanie: gdzie w tym wszystkim jest państwo? W jaki sposób pomaga ono rodzinom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej?
Owszem, są zasiłki. Chociaż lepsze byłoby określenie „jałmużna”. Bo jak inaczej nazwać jednorazową pomoc w wysokości 130zł (dla ucznia 1 klasy), podczas gdy koszty są 7-8 krotnie wyższe...
Mamy również rządowy program „Wyprawka szkolna 2012/2013”, którego założeniem jest dofinansowanie zakupu przedmiotów szkolnych. Wszystko ładnie, pięknie, ale pojawia się jeden problem. Otóż, po złożeniu wniosku w miejscowym Ośrodku Pomocy Społecznej, należy wydać pieniądze na zakup wyprawki, (których de facto się nie posiada), następnie należy wrócić do OPS-u, przedstawić dowód zakupu i poczekać na zwrot pieniędzy. Sęk w tym, że nie każdy jest w stanie wykonać krok drugi (zakup materiałów szkolnych). I co wtedy?
Na sam koniec nachodzi mnie refleksja. Czy warto wydawać tak dużą ilość pieniędzy, na coraz to nowsze podręczniki? Wszak „nowa podstawa programowa”, która oprócz wysokich kosztów wprowadzenia, ma jeszcze jedną cechę charakterystyczną: dużo niższy poziom nauczania.
B. Bodio
„Wyszkowiak” nr 36 z 4 września 2012 r.
Skąd się bierze ten strach rodziców, skoro nauka w szkołach państwowych jest bezpłatna, a rząd prowadzi politykę prorodzinną? Początkiem gehenny staje się zakup podręczników i zeszytów ćwiczeń na kolejny rok. Rodzice uczniów uczących się w podstawówkach i gimnazjach muszą liczyć się z wydatkiem rzędu 400-500 złotych. Gdybym nie miał córek w tym wieku, nigdy bym w to nie uwierzył. Kiedyś wystarczyło odkupić podręcznik od starszego kolegi i każdy, łącznie z nauczycielem, był zadowolony. Wówczas koszt zakupu książek był znacznie niższy.
Niestety, teraz nie ma takiej możliwości. Co roku wprowadzane są nowe podręczniki, które zmieniane są tylko po to, aby wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy z kieszeni rodziców. A to, że Ministerstwo Edukacji Narodowej, nazywa to „nową podstawą programową”, niczego nie zmienia. Jest to tylko zabieg marketingowy, który ma ułatwić zarabianie na uczniach.
Jednakże książki to nie wszystko, czego potrzebują uczniowie. Każdy z nich potrzebuje notatników, przyborów do pisania, rysowania – to kolejne 50-80 złotych. Warto pamiętać, że te produkty, zużywają się bardzo szybko w ciągu roku, więc kwotę powinniśmy liczyć podwójnie...
Z jakimi jeszcze wydatkami muszą liczyć się rodzice, posyłający dzieciaki do szkoły 1 września?
Strój na zajęcia wychowania fizycznego, obuwie na zmianę, tornistry i plecaki. To kolejne 100-200 złotych. Prócz tego dochodzi nam dziwnie wysoki koszt ubezpieczenia dziecka – około 35 złotych. Niezwykle zastanawiające jest to, że ubezpieczyciel, który zawiera umowę ze szkołą, w której uczy się kilkuset uczniów, proponuje tak wysokie stawki. Należy się zastanowić, kto tak naprawdę na tym zarabia i dlaczego odbywa się to kosztem dzieci i ich rodziców.
Wróćmy jednak do tematu. Kolejne wydatki wiążą się z opłaceniem Rady Rodziców. Fakt. Nie jest to płatność obowiązkowa, jednak wielu rodziców godzi się na tę „darowiznę”. Datek na radę to około 30-60zł. Jeśli rodzice pracują do późna, decydują się na wykupienie obiadów w szkolnej stołówce (o ile taka się tam znajduje). Ceny są zróżnicowane i wahają się od 50 do nawet 300 złotych.
Po zsumowaniu kosztów dochodzimy do wniosku, że budżet rodziny wychowującej jedno dziecko, na początku września zmniejszy się średnio o ok. 600-800 złotych. Jak sami Państwo widzicie, wysłanie jednego dziecka do szkoły to duży wydatek. Przy dwójce koszty są ogromne. Nie mówiąc już o rodzicach, którzy wysyłają do szkoły trojkę, czwórkę lub więcej dzieci.
I tu należy zadać sobie pytanie: gdzie w tym wszystkim jest państwo? W jaki sposób pomaga ono rodzinom znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej?
Owszem, są zasiłki. Chociaż lepsze byłoby określenie „jałmużna”. Bo jak inaczej nazwać jednorazową pomoc w wysokości 130zł (dla ucznia 1 klasy), podczas gdy koszty są 7-8 krotnie wyższe...
Mamy również rządowy program „Wyprawka szkolna 2012/2013”, którego założeniem jest dofinansowanie zakupu przedmiotów szkolnych. Wszystko ładnie, pięknie, ale pojawia się jeden problem. Otóż, po złożeniu wniosku w miejscowym Ośrodku Pomocy Społecznej, należy wydać pieniądze na zakup wyprawki, (których de facto się nie posiada), następnie należy wrócić do OPS-u, przedstawić dowód zakupu i poczekać na zwrot pieniędzy. Sęk w tym, że nie każdy jest w stanie wykonać krok drugi (zakup materiałów szkolnych). I co wtedy?
Na sam koniec nachodzi mnie refleksja. Czy warto wydawać tak dużą ilość pieniędzy, na coraz to nowsze podręczniki? Wszak „nowa podstawa programowa”, która oprócz wysokich kosztów wprowadzenia, ma jeszcze jedną cechę charakterystyczną: dużo niższy poziom nauczania.
B. Bodio
„Wyszkowiak” nr 36 z 4 września 2012 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl