Najważniejsza jest chudość
Miałam o tym nie pisać. Nie potrafię się jednak oprzeć, gdyż coraz bardziej narasta we mnie złość, niesmak, zdziwienie. Sama nie bardzo wiem, jakie uczucia tak naprawdę mną miotają.
Temat prosty. Niby nic kontrowersyjnego. Chodzi mi o wygląd człowieka. Nie o jego urodę jednak, twarz czy wiek, utraconą młodość lub młodość właśnie trwającą. Chodzi mi o rozmiar człowieka, o jego tuszę po prostu.
Pisałam już kiedyś o kulcie młodości. Za młodością szybkim truchtem podąża szczupłość. Właściwie to nie szczupłość, tylko chudość.
Powszechnie panująca opinia to taka, że chudość jest piękna. Im chudsze, tym ładniejsze, bardziej pożądane. Być może tak jest. O gustach wszak się nie dyskutuje. Nie dyskutuje się dopóki, dopóty nie przytłacza nas to, co dzieje się dookoła. Nie nadaje sensu życia. Dopóki nie staje się wariactwem, z którym nie ma jak walczyć.
Dla mnie kult chudości wariactwem stał się już dawno.
Wszechobecne chude modelki, aktorki, piosenkarki. Chudość jest wszędzie. Nie szczupłość właśnie, tylko chudość okropna.
Zdziwiona oglądałam kiedyś sławetny program „Top model”. Półnagie dziewczęta prezentujące swą urodę i wdzięki oceniane przez „światowe” sławy. Chcą, to są oceniane. Ich wybór. Trochę jak na targu koni się to odbywa. Zaglądają w zęby, każą biegać i pozować. Dziewczęta póki milczą, są niczego sobie, jak się odezwą – czar często pryska. Ale modelki wszak mówić nie muszą. Mają być chude jedynie. „Światowe” sławy jednak oceniają. I to wcale nie buźkę dziewczęcia, a jedynie chudość. Dziewczyna w rozmiarze 36 natychmiast musi zrzucić 4 kilogramy. Ta w rozmiarze 40 została nazwana grubą. Łzy w oczach ma dziewczę, bo tysiące oglądających ją ludzi kpiny z niej zaczyna sobie urządzać na internetowych forach. Żal mi jej, bo naprawdę wygląda świetnie. Ma biust, biodra, nogi długie i zgrabne, a co najważniejsze, potrafi coś logicznie powiedzieć. Dziewczęta na niewybredną krytykę reagują jedynie słowem „dziękuję”. Żadna z nich nie odszczeknęła oceniającym ich gwiazdkom. Nie mam pojęcia, za co im dziękują. Zapewne po powrocie do domu będą się katowały kolejnymi dietami, gdyż marzenia o sławie są silniejsze niż zdrowy rozsądek.
Po pierwszej edycji programu szał na chudość nastał jeszcze większy. Nastolatki z zapałem poszukują nowych drakońskich diet, znajdują i stosują. Nieważne, że młode ciało się rozwija, rośnie, pięknieć powinno i kalorii pilnie potrzebuje. Kalorii potrzebuje też umysł. Nastolatki wszak jeszcze chadzają do szkoły, uczyć się powinny, a nie myśleć o żarciu, którego ciągle im brakuje. Same dla siebie dziewczyny też są bezlitosne. Niby koleżanki z ławki szkolnej, a tak naprawdę małe potwory wytykające sobie nawzajem swoje zbędne kilogramy.
Mam córkę – młodą, wysoką, normalną. Ani ona chuda, ani gruba. Widzę jednak, jak negatywnie ocenia swoje ciało. Ciało, które zmienia się pod wpływem dojrzewania i które w rozmiar 34 wejść nie może. „Jestem gruba” – mówi. Ona nie pyta, ona stwierdza, ona wie, bo już słyszała opinię koleżanek wypowiedzianą na swój temat. „Oszalałaś! Normalna jesteś. Masz ładne nogi, tyłek taki, jaki być powinien. Zobacz, biust ci rośnie. Fajnie wyglądasz, czego ty chcesz od siebie?” – denerwuję się.
Rozumiem jej obawy, sama je miałam lata całe. Mając lat 20 słyszałam, że jestem gruba. Oglądając zdjęcia z tamtych lat ze zdziwieniem odkryłam, że wcale tak nie było. Byłam normalna. Opinia środowiska, w jakim się obracałam, była jednak zupełnie inna. Nie panował wówczas kult chudości, lecz szczupłe było w modzie. Zaczynam się martwić, że córka dietę jakąś cudną znajdzie i w szale odchudzania żarcie po kieszeniach zacznie chować. Obserwuję więc bacznie ją i jej koleżanki. Nie ma wśród nich chudych chorobliwie. Są normalne i są te bardziej okrągłe. Wyglądają fajne, są młode, pełne życia, radosne.
W telewizji jednak i prasie chudość jest na pierwszej stronie. Mało urokliwy stylista zaleca grubasom, czyli dziewczętom w rozmiarze 36 rozpocząć ćwiczenia. Zdecydowanie mówi, że ładne są tylko te chude i tylko one mogą się podobać.
Kontrowersyjna pani Marta Grycan jest przedstawiana jako grubaska (nota bene jest w rozmiarze 42). Czytam obrzydliwe wpisy pod jakimś artykułem na temat jej i jej córek. Epitetów na ich temat powtarzać nie zamierzam. Nie chcę dyskutować o ich charakterze, o tym czy warto o nich pisać, czy też nie. Zastanawiam się jednak, ile w ludziach musi być jadu, żalu i nienawiści, skoro ośmielają się pisać tak na temat kogoś, kogo w ogóle nie znają. Gdyby zamiast rozmiaru 42 czy 44 miały rozmiar 34 byłyby fajniejsze? Nie byłoby wtedy tylu dyskusji na ich temat? Która z komentujących je dziewcząt lub kobiet dojrzałych ma sylwetkę modelki? Ilu facetów obrażających w sieci okrągłe kobiety ma w domu chudą piękność? Ilu facetów może pochwalić się umięśnionym brzuchem, a nie piwną piłką zamiast niego? Ile kobiet może stanąć przed lustrem i śmiało powiedzieć „Jestem piękna”. Obserwując otaczających mnie ludzi myślę, że tylko nieliczni mogą powiedzieć, że jest OK. Nikt powiedzieć nie może, że jest doskonały.
Anonimowo swoje opinie wyrażamy na temat czyjejś sylwetki. Komentujemy koleżankę z pracy, znajomych, nawet przyjaciół. Przestajemy jeść, bo za plecami usłyszeliśmy mało pochlebną opinię na swój temat. Czasami jemy jeszcze więcej, bo tylko tak potrafimy odreagować stres.
Wydaje mi się, że chudy nie musi być każdy. Gusta nasze są różne. Jednym podobają się krągłości, inni jedynie gibką talią zachwycać się będą. Gdyby wszystkim podobał się określony typ urody, określone kształty i określony charakter, to co pozostała część ludności począć by miała? Dobrze, że jedni wolą blondynkę filigranową z niebieskimi oczami, inni pulchną brunetkę z wydatnym biustem. „Jedni wolą kobiety szukać w łóżku, inni wolą ją czuć” – odparłam kiedyś na niewybredny żart mojego kolegi. Tak chyba właśnie w życiu być powinno. Nie chudość, czy jej brak świadczą o człowieku. Nie należy oceniać ludzi po ich wyglądzie. Młodość mija, uroda blednie, sylwetka zmienia się, czasami niezależnie od naszego chcenia lub nie.
Razem z chudością nadeszła moda na zdrowy styl życia. Coraz więcej osób zaczęło dbać o kondycję swego ciała. Jeśli ćwiczymy dla zdrowia, pochwalam to z całego serca. Jeśli jednak katujemy się dietami i ćwiczeniami tylko dlatego, żeby wejść w kieckę w rozmiarze 34, uważam to za głupotę i brak szacunku dla własnego ciała.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 34 z 21 sierpnia 2012 r.
Pisałam już kiedyś o kulcie młodości. Za młodością szybkim truchtem podąża szczupłość. Właściwie to nie szczupłość, tylko chudość.
Powszechnie panująca opinia to taka, że chudość jest piękna. Im chudsze, tym ładniejsze, bardziej pożądane. Być może tak jest. O gustach wszak się nie dyskutuje. Nie dyskutuje się dopóki, dopóty nie przytłacza nas to, co dzieje się dookoła. Nie nadaje sensu życia. Dopóki nie staje się wariactwem, z którym nie ma jak walczyć.
Dla mnie kult chudości wariactwem stał się już dawno.
Wszechobecne chude modelki, aktorki, piosenkarki. Chudość jest wszędzie. Nie szczupłość właśnie, tylko chudość okropna.
Zdziwiona oglądałam kiedyś sławetny program „Top model”. Półnagie dziewczęta prezentujące swą urodę i wdzięki oceniane przez „światowe” sławy. Chcą, to są oceniane. Ich wybór. Trochę jak na targu koni się to odbywa. Zaglądają w zęby, każą biegać i pozować. Dziewczęta póki milczą, są niczego sobie, jak się odezwą – czar często pryska. Ale modelki wszak mówić nie muszą. Mają być chude jedynie. „Światowe” sławy jednak oceniają. I to wcale nie buźkę dziewczęcia, a jedynie chudość. Dziewczyna w rozmiarze 36 natychmiast musi zrzucić 4 kilogramy. Ta w rozmiarze 40 została nazwana grubą. Łzy w oczach ma dziewczę, bo tysiące oglądających ją ludzi kpiny z niej zaczyna sobie urządzać na internetowych forach. Żal mi jej, bo naprawdę wygląda świetnie. Ma biust, biodra, nogi długie i zgrabne, a co najważniejsze, potrafi coś logicznie powiedzieć. Dziewczęta na niewybredną krytykę reagują jedynie słowem „dziękuję”. Żadna z nich nie odszczeknęła oceniającym ich gwiazdkom. Nie mam pojęcia, za co im dziękują. Zapewne po powrocie do domu będą się katowały kolejnymi dietami, gdyż marzenia o sławie są silniejsze niż zdrowy rozsądek.
Po pierwszej edycji programu szał na chudość nastał jeszcze większy. Nastolatki z zapałem poszukują nowych drakońskich diet, znajdują i stosują. Nieważne, że młode ciało się rozwija, rośnie, pięknieć powinno i kalorii pilnie potrzebuje. Kalorii potrzebuje też umysł. Nastolatki wszak jeszcze chadzają do szkoły, uczyć się powinny, a nie myśleć o żarciu, którego ciągle im brakuje. Same dla siebie dziewczyny też są bezlitosne. Niby koleżanki z ławki szkolnej, a tak naprawdę małe potwory wytykające sobie nawzajem swoje zbędne kilogramy.
Mam córkę – młodą, wysoką, normalną. Ani ona chuda, ani gruba. Widzę jednak, jak negatywnie ocenia swoje ciało. Ciało, które zmienia się pod wpływem dojrzewania i które w rozmiar 34 wejść nie może. „Jestem gruba” – mówi. Ona nie pyta, ona stwierdza, ona wie, bo już słyszała opinię koleżanek wypowiedzianą na swój temat. „Oszalałaś! Normalna jesteś. Masz ładne nogi, tyłek taki, jaki być powinien. Zobacz, biust ci rośnie. Fajnie wyglądasz, czego ty chcesz od siebie?” – denerwuję się.
Rozumiem jej obawy, sama je miałam lata całe. Mając lat 20 słyszałam, że jestem gruba. Oglądając zdjęcia z tamtych lat ze zdziwieniem odkryłam, że wcale tak nie było. Byłam normalna. Opinia środowiska, w jakim się obracałam, była jednak zupełnie inna. Nie panował wówczas kult chudości, lecz szczupłe było w modzie. Zaczynam się martwić, że córka dietę jakąś cudną znajdzie i w szale odchudzania żarcie po kieszeniach zacznie chować. Obserwuję więc bacznie ją i jej koleżanki. Nie ma wśród nich chudych chorobliwie. Są normalne i są te bardziej okrągłe. Wyglądają fajne, są młode, pełne życia, radosne.
W telewizji jednak i prasie chudość jest na pierwszej stronie. Mało urokliwy stylista zaleca grubasom, czyli dziewczętom w rozmiarze 36 rozpocząć ćwiczenia. Zdecydowanie mówi, że ładne są tylko te chude i tylko one mogą się podobać.
Kontrowersyjna pani Marta Grycan jest przedstawiana jako grubaska (nota bene jest w rozmiarze 42). Czytam obrzydliwe wpisy pod jakimś artykułem na temat jej i jej córek. Epitetów na ich temat powtarzać nie zamierzam. Nie chcę dyskutować o ich charakterze, o tym czy warto o nich pisać, czy też nie. Zastanawiam się jednak, ile w ludziach musi być jadu, żalu i nienawiści, skoro ośmielają się pisać tak na temat kogoś, kogo w ogóle nie znają. Gdyby zamiast rozmiaru 42 czy 44 miały rozmiar 34 byłyby fajniejsze? Nie byłoby wtedy tylu dyskusji na ich temat? Która z komentujących je dziewcząt lub kobiet dojrzałych ma sylwetkę modelki? Ilu facetów obrażających w sieci okrągłe kobiety ma w domu chudą piękność? Ilu facetów może pochwalić się umięśnionym brzuchem, a nie piwną piłką zamiast niego? Ile kobiet może stanąć przed lustrem i śmiało powiedzieć „Jestem piękna”. Obserwując otaczających mnie ludzi myślę, że tylko nieliczni mogą powiedzieć, że jest OK. Nikt powiedzieć nie może, że jest doskonały.
Anonimowo swoje opinie wyrażamy na temat czyjejś sylwetki. Komentujemy koleżankę z pracy, znajomych, nawet przyjaciół. Przestajemy jeść, bo za plecami usłyszeliśmy mało pochlebną opinię na swój temat. Czasami jemy jeszcze więcej, bo tylko tak potrafimy odreagować stres.
Wydaje mi się, że chudy nie musi być każdy. Gusta nasze są różne. Jednym podobają się krągłości, inni jedynie gibką talią zachwycać się będą. Gdyby wszystkim podobał się określony typ urody, określone kształty i określony charakter, to co pozostała część ludności począć by miała? Dobrze, że jedni wolą blondynkę filigranową z niebieskimi oczami, inni pulchną brunetkę z wydatnym biustem. „Jedni wolą kobiety szukać w łóżku, inni wolą ją czuć” – odparłam kiedyś na niewybredny żart mojego kolegi. Tak chyba właśnie w życiu być powinno. Nie chudość, czy jej brak świadczą o człowieku. Nie należy oceniać ludzi po ich wyglądzie. Młodość mija, uroda blednie, sylwetka zmienia się, czasami niezależnie od naszego chcenia lub nie.
Razem z chudością nadeszła moda na zdrowy styl życia. Coraz więcej osób zaczęło dbać o kondycję swego ciała. Jeśli ćwiczymy dla zdrowia, pochwalam to z całego serca. Jeśli jednak katujemy się dietami i ćwiczeniami tylko dlatego, żeby wejść w kieckę w rozmiarze 34, uważam to za głupotę i brak szacunku dla własnego ciała.
Judyta
„Wyszkowiak” nr 34 z 21 sierpnia 2012 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl