Rzeczywistość zależy od nas
W książce W. Sumlińskiego „Z mocy nadziei” natrafiłem na opis pewnego zjawiska socjologicznego, określanego mianem „kapitanozy”.
Pozwolę sobie zacytować mały fragment: „Komisje badające katastrofy lotnicze wielokrotnie stwierdzały, że przyczyną wypadków bywają błędy kapitana samolotu, niesprostowane przez nikogo z załogi nawet wtedy, gdy mają one zupełnie oczywisty charakter. Załoga samolotu, nawet jeśli jest sprawą jak najbardziej osobiście zaineresowana, bo przecież leci w tym samolocie, nie reaguje na pomyłkę eksperta, automatycznie podporządkowując się regule: „Skoro tak mówi autorytet, to tak zapewne jest”.
W życiu społecznym wielu ludzi ulega podobnym regułom uznając, że skoro ktoś jest od nas wyżej postawiony, ma większą władzę, dostęp do wiedzy, której my nie posiadamy, należy ulegać jego autorytetowi. Nawet wtedy, gdy nie ma to żadnego sensu. Nawet wtedy, gdy w gruncie rzeczy czujemy, że coś tu nie gra. Nawet wtedy, gdy jego decyzje są szkodliwe dla nas samych. Pozwala to rozmaitym specom od PR kreować rzeczywistość i sprawiać, że obywatele nie dociekają, nie protestują i godzą się na zastaną rzeczywistość. Wszak autorytety wytłumaczyły im, że inaczej się nie da. Stąd krok do przyjęcia postawy bierności. Tymczasem wystarczy czasem zareagować, przełamać ten schemat myślenia, by wpłynąć na bieg wydarzeń.
Bez takiego śmiałego myślenia z pewnością nie odrodziłaby się nam niepodległa Polska w 1918 r. Przecież po przeszło 120 latach naszej niewoli świat zapomniał zupełnie o dawnej potężnej Rzeczypospolitej. Został pouczony przez naszych zaborców, że rozbiory po prostu się nam należały i że w gruncie rzeczy były aktem sprawiedliwości dziejowej. I że dla dobra Europy, lepiej tego nie zmieniać.
Wśród samych Polaków także wielu uznało, że widać tak już być musi, skoro jest. Że po wielu nieudanych próbach odzyskania wolności może naprawdę lepiej będzie zająć się tylko prywatnym życiem, pracą, spotkaniami z przyjaciółmi. Wystarczy, by nie było gorzej.
Pod prąd takiemu myśleniu szli na szczęście ci, o których potem śpiewano: „Mówili, żeśmy stumanieni, nie wierząc wszak, że chcieć to móc”. Te słowa można odnieść zarówno do ojców naszej niepodległości – Piłsudskiego, Dmowskiego, Paderewskiego, Witosa, Korfantego, jak też do tysięcy mniej znaczących postaci i ludzi dziś dla nas bezimiennych, którzy odważyli się „być stumanieni” wiarą w to, że Polska może być znowu suwerenna. Jak pokazała historia, to oni mieli rację. Bez legionów Piłsudskiego, bez Błękitnej Armii gen. Hallera, dyplomatycznych zabiegów Dmowskiego i Paderewskiego, mrówczej pracy u podstaw Witosa, walki o polskość Śląska Korfantego – bez tego wszystkiego nie byłoby Polski.
W dniu 11 listopada wywieśmy flagi na naszych domach, weźmy udział w uroczystościach patriotycznych. Uczcijmy pamięć tych, którzy mieli odwagę iść pod prąd, którzy rzucili na szalę swoją młodość, bezpieczną codzienność, a czasem nawet życie.
A w niedzielę 16 listopada pójdźmy na wybory. I jeśli nie zgadzamy się z istniejącym stanem rzeczy, zagłosujmy tak, by go zmienić. I nie dajmy się zwieść zapewnieniom, że jest jak jest, bo inaczej się nie da.
Marek Głowacki
„Wyszkowiak” nr 45 z 10 listopada 2014 r.
W życiu społecznym wielu ludzi ulega podobnym regułom uznając, że skoro ktoś jest od nas wyżej postawiony, ma większą władzę, dostęp do wiedzy, której my nie posiadamy, należy ulegać jego autorytetowi. Nawet wtedy, gdy nie ma to żadnego sensu. Nawet wtedy, gdy w gruncie rzeczy czujemy, że coś tu nie gra. Nawet wtedy, gdy jego decyzje są szkodliwe dla nas samych. Pozwala to rozmaitym specom od PR kreować rzeczywistość i sprawiać, że obywatele nie dociekają, nie protestują i godzą się na zastaną rzeczywistość. Wszak autorytety wytłumaczyły im, że inaczej się nie da. Stąd krok do przyjęcia postawy bierności. Tymczasem wystarczy czasem zareagować, przełamać ten schemat myślenia, by wpłynąć na bieg wydarzeń.
Bez takiego śmiałego myślenia z pewnością nie odrodziłaby się nam niepodległa Polska w 1918 r. Przecież po przeszło 120 latach naszej niewoli świat zapomniał zupełnie o dawnej potężnej Rzeczypospolitej. Został pouczony przez naszych zaborców, że rozbiory po prostu się nam należały i że w gruncie rzeczy były aktem sprawiedliwości dziejowej. I że dla dobra Europy, lepiej tego nie zmieniać.
Wśród samych Polaków także wielu uznało, że widać tak już być musi, skoro jest. Że po wielu nieudanych próbach odzyskania wolności może naprawdę lepiej będzie zająć się tylko prywatnym życiem, pracą, spotkaniami z przyjaciółmi. Wystarczy, by nie było gorzej.
Pod prąd takiemu myśleniu szli na szczęście ci, o których potem śpiewano: „Mówili, żeśmy stumanieni, nie wierząc wszak, że chcieć to móc”. Te słowa można odnieść zarówno do ojców naszej niepodległości – Piłsudskiego, Dmowskiego, Paderewskiego, Witosa, Korfantego, jak też do tysięcy mniej znaczących postaci i ludzi dziś dla nas bezimiennych, którzy odważyli się „być stumanieni” wiarą w to, że Polska może być znowu suwerenna. Jak pokazała historia, to oni mieli rację. Bez legionów Piłsudskiego, bez Błękitnej Armii gen. Hallera, dyplomatycznych zabiegów Dmowskiego i Paderewskiego, mrówczej pracy u podstaw Witosa, walki o polskość Śląska Korfantego – bez tego wszystkiego nie byłoby Polski.
W dniu 11 listopada wywieśmy flagi na naszych domach, weźmy udział w uroczystościach patriotycznych. Uczcijmy pamięć tych, którzy mieli odwagę iść pod prąd, którzy rzucili na szalę swoją młodość, bezpieczną codzienność, a czasem nawet życie.
A w niedzielę 16 listopada pójdźmy na wybory. I jeśli nie zgadzamy się z istniejącym stanem rzeczy, zagłosujmy tak, by go zmienić. I nie dajmy się zwieść zapewnieniom, że jest jak jest, bo inaczej się nie da.
Marek Głowacki
„Wyszkowiak” nr 45 z 10 listopada 2014 r.