Prawo dziecka…
Każdy człowiek ma swoje prawa i swoje obowiązki. To właśnie one pozwalają nam prawidłowo funkcjonować w społeczeństwie. Swoje prawa mają osoby dorosłe, swoje prawa mają dzieci. Ostatnio szczególnie głośno zrobiło się o prawach dziecka.
Powszechnie wiadomo, że istnym rajem dla dzieci są kraje skandynawskie. Tam dzieciom pozwala się na znacznie więcej niż w Polsce. W Norwegii prawa mają dzieci, rodzice zaś mają prawa mocno ograniczone. Tak naprawdę, to praw nie mają wcale. Rodzice mają prawo nie wtrącać się w życie swojego dziecka. W Norwegii za minimalną krzywdę psychiczną lub cielesną wyrządzoną dziecku można rodzicom dziecko odebrać lub pójść za kratki. Co należy rozumieć przez krzywdę psychiczną? Krzywdą psychiczną jest np. krzyczenie na dzieci (krzyk stresuje). Krzywdą taką jest również popędzanie dzieci. Dzieci mają prawo być powolne, ślamazarne. Jeśli ktoś jest świadkiem właśnie takiego „złego” traktowania dziecka, ma obowiązek powiadomienia o tym odpowiednie służby. Norwegia bowiem to kraj, gdzie stosowane jest tzw. bezstresowe wychowanie dzieci. Kar cielesnych wobec dzieci (typu klaps w tyłek) nie można stosować również w Szwecji. Wszystkie kraje skandynawskie bardzo rygorystycznie przestrzegają praw dziecka. Podniesiony głos, agresywna postawa wobec niego to powód do społecznego napiętnowania. W Skandynawii jeśli chcesz coś powiedzieć dziecku, musisz ukucnąć co oznacza, że dziecko traktujesz na równi ze sobą i nie traktujesz go jak osoby sobie podległej. W Skandynawii każde dziecko doskonale zna swoje prawa i wie, w jaki sposób może z nich korzystać. Dziecko może na przykład donieść na swojego rodzica i niestety, dzieci z tych praw korzystają. Niezadowolone dzieci donoszą na swoich rodziców. Odnoszę wrażenie, że w Skandynawii rodzice zostali podporządkowani dzieciom. Tam rządzą dzieci. Ale czy na pewno tak to powinno wyglądać?
Również do Polski dotarł skandynawski zwyczaj stopniowego ograniczania praw rodziców wobec dzieci. Nasze państwo powoli, systematycznie, coraz silniej ingeruje w rodzinę. W moim odczuciu państwo powoli tworzy mechanizmy ograniczania wpływu rodziców na kształtowanie postaw dzieci.
Zastanawiam się, czy głównym zagrożeniem dla dziecka są jego rodzice?
Czytając i słuchając wykształconych, mądrych znawców tematu zaczynam mieć wrażenie, że rodzic jest kimś groźnym i rodzica należy się bać. Państwo zaś jest uczynne, miłe i bezinteresownie rozwija ochronny parasol nad naszymi pociechami. Obawiam się, że wkrótce nadejdzie dzień, kiedy rodzice zostaną pozbawieni możliwości stosowania podstawowych zasad wychowania, wymagania czegokolwiek od własnych dzieci, gdyż będzie to odebrane jako presja na dziecku. Obawiam się, że tak jak w Skandynawii, lada dzień państwo bez wyroku sądowego będzie odbierać dzieci rodzicom.
Tak naprawdę już tak się dzieje. Znamy głośny przypadek małego chłopca, który został zabrany babci tylko dlatego, że był… za gruby. Urzędnik chłopca zważył, zmierzył i stwierdził, że nadwaga chłopca jest przejawem niewłaściwej opieki.
Zastanawiam się, kiedy jakiś urzędnik zważy i zmierzy dziecko zbyt szczupłe, by potem tak na wszelki wypadek zabrać je rodzicom? Czy nasze dzieci muszą się mieścić w jakiś bliżej niewyjaśnionych normach wagowych lub wzrostowych? Kiedy rodzice zbuntowanej nastolatki zaczną mieć kłopoty tylko dlatego, że córcia figurę modelki chce osiągnąć i z uporem maniaka chowa żarcie pod poduszką? Kiedy zwykła awantura z butnym nastolatkiem z powodu zbyt późnego powrotu do domu zostanie odebrana jako przejaw agresji rodzica wobec własnego dziecka? Kiedy dziecko będzie uważało, że jego osobista wolność została ograniczona, bo zamiast szaleć na dworze, rodzic kazał mu przygotować się do kolejnego szkolnego sprawdzianu? Kiedy urzędnik zacznie oceniać, czy mój sposób wychowania dzieci jest poprawny, czy też niezwłocznie państwo musi ingerować w to, co dzieje się w moim domu? Czy takie uprawnienia będzie posiadał szkolny pedagog lub psycholog?
Zastanawiam się, czy dzięki kolejnym ustawom będę wiedziała jak należy wychować dziecko? Czy zakaz typu „nie wolno bić dzieci” spowoduje, że nikt więcej dziecka nie uderzy?
Do aktów przemocy wobec dzieci dochodziło zawsze. Dzisiaj o nich wiemy, kiedyś o nich nie mówiono. O przemocy wobec dzieci wiemy, gdyż takich informacji bez przerwy dostarczają nam różnego rodzaju media. Niestety, powszechnie wiadomo, że przemoc się „sprzedaje”. Jest przemoc – jest oglądalność. Łatwiej zrobić łzawy program o przemocy wobec dziecka niż dobry program o zwykłej, kochającej się rodzinie. Kto z nas chce oglądać program o zwykłej rodzinie? Taki program uważany jest mało interesujący, wręcz nudny. Jeśli jednak taki program uda się nam zobaczyć, to zwykłe relacje rodzic-dziecko pokazywane będą jako coś nadzwyczajnego, niespotykanego, szczególnego. A przecież takie relacje są normalne.
W każdej rodzinie istnieje system kar i nagród stosowanych wobec dziecka. Czy zawsze będą to kary cielesne typu klaps w tyłek? Nie! Powszechnie stosowaną karą będzie zakaz korzystania z komputera, „zabór” ulubionego telefonu komórkowego, szlaban na wyjście z kolegami. Dziecko czuje się wówczas pokrzywdzone i nieszczęśliwe, ale czy to znaczy, że źle opiekujemy się naszymi dziećmi?
Na jednym z forów internetowych przeczytałam:„(…) Czasami dorośli nie zdają sobie sprawy lub po prostu zapominają, że my dzieci też jesteśmy ludźmi, że czujemy i bardzo łatwo nas skrzywdzić, zranić. (…) wszystkie dzieci, młodzież do 18 roku życia mają prawo do: wypowiedzi własnego zdania, szanowania ich godności i prywatności, nauki, wypoczynku, zapewnienia odpowiednich warunków bytowych…”.
Dorośli to wszystko wiedzą. Wiedzą również, że muszą nauczyć dziecko odpowiedzialności, samodzielności, muszą je wykształcić, nauczyć je poszanowania pracy. To rodzice najlepiej wiedzą, co dla ich dzieci jest właściwe. Młody człowiek najpierw emocjami, a dopiero potem rozumem reaguje na to, co jego otacza.
„(…) Obserwując tendencje poszerzania sfery ingerencji państwa w niezbywalne prawa rodziców do wychowywania dzieci i kształtowania ich losów można zauważyć stopniowe podmywanie uniwersalnych wartości na których osadzona jest nasza cywilizacja. W efekcie może to doprowadzić do postawienia samotnego, nieprzygotowanego do trudów życia człowieka wobec przerastających go zadań, co skłoni go do oddania się w pełni pod opiekę państwa. Mam nadzieję, że zdołamy się temu przeciwstawić skuteczniej niż dotychczas...” J. Lackowski
Judyta
„Wyszkowiak” nr 15 z 15 kwietnia 2014 r.
Również do Polski dotarł skandynawski zwyczaj stopniowego ograniczania praw rodziców wobec dzieci. Nasze państwo powoli, systematycznie, coraz silniej ingeruje w rodzinę. W moim odczuciu państwo powoli tworzy mechanizmy ograniczania wpływu rodziców na kształtowanie postaw dzieci.
Zastanawiam się, czy głównym zagrożeniem dla dziecka są jego rodzice?
Czytając i słuchając wykształconych, mądrych znawców tematu zaczynam mieć wrażenie, że rodzic jest kimś groźnym i rodzica należy się bać. Państwo zaś jest uczynne, miłe i bezinteresownie rozwija ochronny parasol nad naszymi pociechami. Obawiam się, że wkrótce nadejdzie dzień, kiedy rodzice zostaną pozbawieni możliwości stosowania podstawowych zasad wychowania, wymagania czegokolwiek od własnych dzieci, gdyż będzie to odebrane jako presja na dziecku. Obawiam się, że tak jak w Skandynawii, lada dzień państwo bez wyroku sądowego będzie odbierać dzieci rodzicom.
Tak naprawdę już tak się dzieje. Znamy głośny przypadek małego chłopca, który został zabrany babci tylko dlatego, że był… za gruby. Urzędnik chłopca zważył, zmierzył i stwierdził, że nadwaga chłopca jest przejawem niewłaściwej opieki.
Zastanawiam się, kiedy jakiś urzędnik zważy i zmierzy dziecko zbyt szczupłe, by potem tak na wszelki wypadek zabrać je rodzicom? Czy nasze dzieci muszą się mieścić w jakiś bliżej niewyjaśnionych normach wagowych lub wzrostowych? Kiedy rodzice zbuntowanej nastolatki zaczną mieć kłopoty tylko dlatego, że córcia figurę modelki chce osiągnąć i z uporem maniaka chowa żarcie pod poduszką? Kiedy zwykła awantura z butnym nastolatkiem z powodu zbyt późnego powrotu do domu zostanie odebrana jako przejaw agresji rodzica wobec własnego dziecka? Kiedy dziecko będzie uważało, że jego osobista wolność została ograniczona, bo zamiast szaleć na dworze, rodzic kazał mu przygotować się do kolejnego szkolnego sprawdzianu? Kiedy urzędnik zacznie oceniać, czy mój sposób wychowania dzieci jest poprawny, czy też niezwłocznie państwo musi ingerować w to, co dzieje się w moim domu? Czy takie uprawnienia będzie posiadał szkolny pedagog lub psycholog?
Zastanawiam się, czy dzięki kolejnym ustawom będę wiedziała jak należy wychować dziecko? Czy zakaz typu „nie wolno bić dzieci” spowoduje, że nikt więcej dziecka nie uderzy?
Do aktów przemocy wobec dzieci dochodziło zawsze. Dzisiaj o nich wiemy, kiedyś o nich nie mówiono. O przemocy wobec dzieci wiemy, gdyż takich informacji bez przerwy dostarczają nam różnego rodzaju media. Niestety, powszechnie wiadomo, że przemoc się „sprzedaje”. Jest przemoc – jest oglądalność. Łatwiej zrobić łzawy program o przemocy wobec dziecka niż dobry program o zwykłej, kochającej się rodzinie. Kto z nas chce oglądać program o zwykłej rodzinie? Taki program uważany jest mało interesujący, wręcz nudny. Jeśli jednak taki program uda się nam zobaczyć, to zwykłe relacje rodzic-dziecko pokazywane będą jako coś nadzwyczajnego, niespotykanego, szczególnego. A przecież takie relacje są normalne.
W każdej rodzinie istnieje system kar i nagród stosowanych wobec dziecka. Czy zawsze będą to kary cielesne typu klaps w tyłek? Nie! Powszechnie stosowaną karą będzie zakaz korzystania z komputera, „zabór” ulubionego telefonu komórkowego, szlaban na wyjście z kolegami. Dziecko czuje się wówczas pokrzywdzone i nieszczęśliwe, ale czy to znaczy, że źle opiekujemy się naszymi dziećmi?
Na jednym z forów internetowych przeczytałam:„(…) Czasami dorośli nie zdają sobie sprawy lub po prostu zapominają, że my dzieci też jesteśmy ludźmi, że czujemy i bardzo łatwo nas skrzywdzić, zranić. (…) wszystkie dzieci, młodzież do 18 roku życia mają prawo do: wypowiedzi własnego zdania, szanowania ich godności i prywatności, nauki, wypoczynku, zapewnienia odpowiednich warunków bytowych…”.
Dorośli to wszystko wiedzą. Wiedzą również, że muszą nauczyć dziecko odpowiedzialności, samodzielności, muszą je wykształcić, nauczyć je poszanowania pracy. To rodzice najlepiej wiedzą, co dla ich dzieci jest właściwe. Młody człowiek najpierw emocjami, a dopiero potem rozumem reaguje na to, co jego otacza.
„(…) Obserwując tendencje poszerzania sfery ingerencji państwa w niezbywalne prawa rodziców do wychowywania dzieci i kształtowania ich losów można zauważyć stopniowe podmywanie uniwersalnych wartości na których osadzona jest nasza cywilizacja. W efekcie może to doprowadzić do postawienia samotnego, nieprzygotowanego do trudów życia człowieka wobec przerastających go zadań, co skłoni go do oddania się w pełni pod opiekę państwa. Mam nadzieję, że zdołamy się temu przeciwstawić skuteczniej niż dotychczas...” J. Lackowski
Judyta
„Wyszkowiak” nr 15 z 15 kwietnia 2014 r.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl