Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 27 listopada 2024 r., imieniny Walerego, Wirgiliusza



Pamięć o nich miała zniknąć

(Zam: 06.03.2020 r., godz. 15.09)

Konferencja popularnonaukowa w miejskiej bibliotece była kolejną odsłoną obchodów Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych, które zorganizowało Starostwo Powiatowe.

Jako pierwszy zabrał głos Marek Nadolski z Biura Poszukiwań i Identyfikacji Instytutu Pamięci Narodowej. Gość mówił o działaniach, jakie realizuje IPN na rzecz odnalezienia szczątków Żołnierzy Niezłomnych. Starania te zapoczątkował Krzysztof Szwagrzyk, dziś dyrektor biura, który w II połowie lat 90. przeprowadził pierwsze badania we Wrocławiu.
- Potem powstał IPN, profesor stworzył wydział poszukiwań, ale tak naprawdę badania zaczęły się na dobre w 2010 r. Zmieniono też ustawę o IPN i powołano Biuro Poszukiwań i Identyfikacji. Dziś mamy odnalezionych ponad 1500 osób, ale zidentyfikowanych 164 - poinformował Marek Nadolski. - Wiele rodzin nadal czeka na możliwość zapalenia znicza, pomodlenia się się przy grobie przodków. Komuniści chcieli zabić pamięć o polskich patriotach. Ale pamięci nie można zabić. Polska upomniała się o nich, jako naród jesteśmy im to winni. Gdyby nie oni, mówilibyśmy dziś po rosyjsku.
Dzięki pracom realizowanym przez prof. Szwagrzyka, jego współpracowników z IPN-u i wielu wolontariuszy na Łączce odnaleziono m.in. szczątki Jana Kmiołka. Uroczysty pogrzeb odbył się w minionym roku.
- Odnalezienie tych ludzi jest takim uczuciem, jakby ktoś, kogo dawno nie było w domu, nareszcie wrócił. Odnalezienie szczątków Jana Kmiołka było wielkim przeżyciem dla mojego taty, ale też mojego rodzeństwa, mamy - stwierdziła Teresa Czajkowska. - Przez te lata człowiek się zżywa z tą historią, ludźmi ją pielęgnującymi i szukającymi prawdy. Łączy nas wspólna historia - to wiele znaczy w naszych relacjach.
Najobszerniejsza okazała się jednak z udziałem pracownika biblioteki, regionalisty zasłużonego dla upamiętnienia Niezłomnych Mirosława Powierzy, Marka Nadolskiego, Jan Kmiołka, Teresy Czajkowskiej, Ireny Lekso. Poprowadził ją naczelnik wydziału promocji i rozwoju Starostwa Powiatowego Rafał Jaźwiński.
- Władza została przyniesiona do Polski na bagnetach. Było to poparte wrogą działalnością zbrojną i propagandą. Skąd wśród waszych rodzin przekonanie, że wojna w 1945 r nie zakończyła się? Duża część społeczeństwa witała jednak Armię Czerwoną jako swoistych bohaterów. Nieliczni wierzyli, że trzeba walczyć - stwierdził.
- Tu weszło 3 mln bagnetów sowieckich - wojsko frontowe w pierwszej linii, później NKWD i Smiersz - zabrał głos Mirosław Widlicki ze Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej. - Wkraczające wojsko miało przyzwolenie na gwałty, rabunek, na praktycznie wszystko. W 1944 r. zaczęły się aresztowania - Jerzy Rytel został osądzony i zamordowany na jesieni 1944 r. W listopadzie mój ojciec był w łagrze. Pokolenie dorastające w okupacji występowało jako przedstawiciele prawowitej władzy polskiej, chronili cywilów przed rabunkami, gwałtami. Stąd się wzięło to pokolenie Wyklętych. Wszystkim im należy się Virtuti Militari. Byli to żołnierze straceni.
- Sowieci pamiętali nam długo porażkę w wojnie 1920 r. Nie pogodzili się z nią. W 1939 r. wiedzieli, że musieli ukarać Polaków - zabrała głos Teresa Czajkowska, córka Żołnierza Niezłomnego z oddziału Jana Kmiołka Mariana Czajkowskiego.
Jak wspomniała, amnestie wprowadzane przez władze komunistyczne były tylko pozorem. Żołnierze nadal byli mordowni w katowniach ubeckich.
- Oni wiedzieli, że nie będzie żadnej amnestii. Jan Kmiołek na chwilę tylko wyszedł z lasu, bo wiedział, co go spotka - zaznaczyła. - To byli żołnierze, nie harcerzyki. Na poważnie traktowali sprawę Polski. Wiedzieli, że wygranej nie będzie. Kiedy mój tata był w patrolu, Janek powiedział mu „My nie przeżyjemy. Jeśli nas wyłapią, będzie koniec”. Mieli tego świadomość, ale do końca nie podawali się, bo to byli żołnierze. Nie zgodzę się, że znakomita większość ludzi była zadowolona z „wolności” przyniesionej na bagnetach, kiedy kwitł stalinizm, zamordyzm, wyrzucanie Boga z rodzin, zakładów pracy. Każdy, kto trochę się orientował w tym, co się dzieje, nie godził się. Ludzie byli zmęczeni wojną, biedą, nie wszyscy więc chwycili za broń.
- W 1944 r., kiedy front opuścił ziemię wyszkowską zaczęły napływać do nas oddziały NKWD. Z mieszkańców Wyszkowa i okolic zaczęto wyłuskiwać żołnierzy AK. Często byli denuncjowani przez innych mieszkańców. Tak też było w Wyszkowie, w którym z patrolem NKWD chodził mieszkaniec, wskazywał domy, gdzie byli żołnierze AK, a być może sporządził ich listę - podkreślił Mirosław Powierza. - Akowcy byli aresztowani i kierowani do obozów przejściowych, m.in. w Wyszkowie przy ul. Łącznej na posesji Balcerkiewiczów. Do dziś są tam judasze w drzwiach, przez które wartownicy podglądali, co robią więźniowie. Przy płycie z patefonu prowadzili przesłuchania, by zagłuszyć krzyki torturowanych. Drugi obóz był w Gulczewie. Znajdował się w bezpośrednim sąsiedztwie szkoły.
W 1951 r. funkcjonariusze reżimu komunistycznego aresztowali Jana Kmiołka, zabili jego podkomendnych w Jurgach. Jak przypomniała Teresa Czajkowska, za rozbicie oddziału i aresztowania odpowiadał funkcjonariusz UB Edward Wasilewski ps. Marek, który wniknął w podziemne struktury. Do oddziału wprowadził go ksiądz, u którego Jan Kmiołek i podkomendni spowiadali się, korzystali z sakramentów.
Agent wszedł do oddziału, poznał jego liczebność, kryjówki, ilość broni. Pod pretekstem szkolenia wywabił Jana Kmiołka z oddziału. Żołnierza aresztowano w Katowicach.
- Chłopcy zostają na miejscu, nie wiedzą, co się z nim dzieje. We wrześniu Julian Nasiadko przyjeżdża do Leszczydołu do mojego taty. Niedługo potem 16 wrzenia 1951 r. jest obława w Jurgach - UB, KBW otaczają leśniczówkę, w której jest Franciszek Kmiołek, Julian Nasiadko, Franciszek Ampulski. Wszyscy giną - podkreśliła Teresa Czajkowska. - W październiku w ciągu jednej nocy wyłapują 80 osób - reszki z oddziału i ludzi, którzy w jakikolwiek sposób im pomogli dając żywość, schronienie. Aresztowany jest też mój tata. Trwa gehenna w więzieniach. Drugą gehennę mają pozostawione rodziny, najczęściej mamy, żony, prześladowane, szarpane, nachodzone przez żołnierzy.
Tak osamotniona została też babcia Teresy Czajkowskiej cierpiąca z powodu biedy i prześladowania.
- A propaganda kwitła. Krążyły opowieści o karłach reakcji, przyprawiano im mordę. Ludzie się bali, omijali wielkim łukiem rodziny, których bliscy byli zamykani - stwierdziła. - Nawet bali się przejść obok domu rodziny Czajkowskich. Wśród społeczeństwa byli też ludzie będący na usługach różnych służb - nie wszyscy kochali biało-czerwoną i orła na czapce. Ludzie w pewnym momencie pogubili się, przestali rozróżniać co jest dobre, co złe, propaganda robiła swoje. Odbywały się pokazowe procesy, także z udziałem mojego taty. Pędzone były na niej dzieci ze szkół, pracownicy z zakładów pracy. Pokazywali im tych „którzy chcieli zguby narodu polskiego”.
Uczestnicy wspominali też moment, kiedy w Polsce zaczęto przywracać godność Żołnierzom Niezłomnym.
- Mojego tatę rehabilitowali. Trzech sędziów prowadziło sprawę. Po jej zakończeniu jeden z nich pogratulował moim synom uczestniczącym rozprawie - wspominał Jan Kmiołek.
- Ludzie zaczęli mówić głośno prawdę. Później był ustanowiony Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Klub Gazety Polskiej w Wyszkowie często organizował spotkania, w których mój tata uczestniczył chętnie. W Wyszkowie jest wielu zacnych nauczycieli, którzy ciągle idąc pod prąd, organizują spotkania dla uczniów na temat Wyklętych. Myślę, że jest coraz lepiej, ale walka z Wyklętymi nadal trwa. Nie jest tak, że ta historia została odkłamana. Walka trwa pomimo upływu lat - stwierdziła Teresa Czajkowska.
- Mój ojciec bał się na każdym kroku. Strach był w nim. Był skazany na 15 lat, 3,5 roku przesiedział. Wracając do domu nie czuł się pewnie, bał się wychodzić, wydawało się mu, że za każdym rogiem jest żołnierz. To był strach pozostający w nim praktycznie całe życie - zaznaczyła Irena Lekso z rodziny Juliana Nasiadki. - Kiedy w Polsce zaczęło dochodzić do zmian, tata zaczął więcej mówić o przeszłości. Żałuję, że nie robiliśmy notatek, można było wiele z jego rozmów nagrać. Dużo umknęło z pamięci.
Mirosław Powierza opowiedział też historię odsłonięcia pomnika w Wyszkowie, do którego wraz z Dorotą Cywińską, walnie się przyczynił. Monument poświęcony walczącym w antykomunistycznym podziemiu został odsłonięty nad Bugiem w październiku 2009 r.
J.P.














































Komentarze

Dodane przez SexPiSdols, w dniu 09.03.2020 r., godz. 14.42
O KRYSZTAŁ Z PIS KOLEJNY Z BRAŃSZCZYKA EX WICE WÓJT ZDZIARSTEK.
Dodane przez Anonim, w dniu 09.03.2020 r., godz. 20.50
Czemu ludzie ci, mają takie smutne twarze?
Dodane przez Marek Głowacki, w dniu 10.03.2020 r., godz. 18.45
Anonimie, smutne i zamyślone twarze. Bo los Wyklętych to bardzo tragiczne i smutne sprawy.
Dodane przez Kali, w dniu 11.03.2020 r., godz. 13.35
Tragiczna i smutna sprawa to kariera twojego syna Głowasiu. Żółtodziób po szkole, bez doświadczenia został dyrektorem w NBP. Orłem w szkole nie był. O taką Polskę walczyli Wyklente?

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta