Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 20 kwietnia 2024 r., imieniny Agnieszki, Teodora



Nowogród - forty

(Zam: 26.10.2021 r., godz. 11.39)

Do tej pory każdy wyjazd naszej grupy na zwiedzanie twierdz czy poszczególnych fortów oparty był na kompletnej wiedzy, mapach, szkicach i pełnych informacjach turystycznych. Zupełnie inaczej miała się sprawa dotycząca zwiedzania nowogródzkich fortyfikacji obronnych z roku 1939.



W tytule wyjazdu zawarte zostało słowo ,,poszukiwanie”, które było w pełni adekwatne do tej wyprawy.

Już na etapie planowania wyjazdu wiedziałem, że łatwo nie będzie. Dysponowałem planem, lecz na nim tylko w przybliżonej lokalizacji znajdowały się trzy obiekty, w tym jeden, najlepiej znany, przy moście drogowym. Na innej mapie topograficznej ani skansenu, ani schronów nie naniesiono. Szukałem w Internecie, był opis, zdjęcia ruin i kilku dobrze zachowanych obiektów, ale bez lokalizacji. Jedynie opis mówiący o dotarciu jednego z pasjonatów do 11 obiektów, które trudno odnaleźć na zalesionym terenie. Czyli fajnie. Znalazłem jednak szkic sytuacyjny z 1939 r. z zaznaczonymi fortami, sektorami ognia i ten sobie wydrukowałem, zabrałem busolę i maszerując na poszczególne dozory miałem nadzieję, że przynajmniej do 3 z 5 dotrzemy. Celem było odnalezienie schronu ciężkiego z dwiema kopułami pancernymi, unikatu w sztuce fortyfikacyjnej w całej Polsce, a w tym rejonie szczególnie. To tu Niemcy po raz pierwszy do ostrzału polskich umocnień wykorzystali przeciwlotnicze działa ciężkie kalibru 88, gdyż standardowe armaty przeciwpancerne były zupełnie bezskuteczne.
Na miejscu zbiórki wszyscy byli punktualnie. Pogoda deszczowa i mglista, było zimno, miny takie sobie. Wprowadziłem w sytuację. Powiedziałem, co nas czeka, a to wcale nastroju nie poprawiło i raczej nie nastrajało młodzieży do poszukiwań. Wsiedliśmy do busa i ruszyliśmy. Za Ostrowią Mazowiecką wyszło słońce i ukazały się pierwsze wzgórki kryjące schrony bojowe. Pokazałem je ekipie, która raczej bez entuzjazmu spoglądała w ich kierunku. Nagle jedna osoba stwierdziła, że to chyba nie te mamy zwiedzać. ,,Tak - myślałem sobie - najpierw trzeba będzie je znaleźć, żeby zwiedzać, ale co tam… damy radę”.

Już przed samym Nowogrodem pojawiły się widoczne z drogi zarówno ruiny, jak i dobrze zachowane obiekty. Korzystałem z nawigacji licząc, iż doprowadzi nas do informacji turystycznej. Niby coś wskazywało, ale skończyło się miasto, kończył się asfalt. Jechaliśmy z góry aleją pomiędzy wysoką kukurydzą po coraz bardziej piaszczystej drodze. Przed nami głęboki wąwóz, miejsce do obrony dobre i tyle, fortu nie widać. Żadnych informacji turystycznych też. Konsultowałem się z kierowcą, zjechaliśmy na łąkę, wysiedliśmy i… ujrzeliśmy zarośnięty krzakami pierwszy z fortów. Buźki młodzieży obudziły się, chcieli już biec.
- Chwila, idę pierwszy, a wy za mną – stwierdziłem, co niekoniecznie podobało się młodym. Włączyliśmy latarki i zauważyliśmy pełno porozrzucanej kukurydzy oraz innych śmieci. Do kopuły można było wejść, co u wszystkich wzbudziło zachwyt. Ustawiła się kolejka do wejścia. Z wieżyczki roztaczały się piękne widoki na dolinę Narwi i miasto. Humory były już dobre. Na zewnątrz fortu widoczne były niewielkie pozostałości po walkach. Najmocniej zaakcentowane na pancerzu wieży, niczym odbite w plastelinie ślady po pociskach niemieckich działek przeciwpancernych. Ekipa się rozkręciła, nikomu nie bardzo chciało się stąd odchodzić, ale przed nami były kolejne atrakcje.

Dziewczęta zajęły się sobą i okolicą, a my, męska część, siedliśmy do starego planu z busolą i próbowaliśmy odnaleźć się w terenie. Szło nieźle, było zachowanych kilka punktów orientacyjnych. Wybrałem kierunek i z busolą w ręku ruszyliśmy na przełaj, przez puste już pola. Chłopcy towarzyszyli mi, dziewczęta zawróciły ze swojej trasy. Na buźkach uśmiechy. Pojawił się następny, mały fort, a w nim studnia po zdemontowanej wieży. Jedno wejście było zamurowane, strzelnice zasypane ziemią i kamieniami, a u nas emocje poszły w górę, aparaty fotograficzne w użyciu, wyobraźnia widać, że też działała. Rozejrzałem się szukając wzrokiem miejsca, w którym może być to najbardziej nas interesujące. Razem ze mną obserwację prowadziła młodzież, a jej towarzyszyło myślenie życzeniowe i w każdym pagórku widziała fort. Osobiście miałem wrażenie, że byliśmy blisko, ale w którą stronę? Rozłożyłem plan i busolą obrałem kolejny kierunek, towarzyszył mi Adrian. Wskazówka busoli zgłupiała, tańczyła w każdą stronę. No tak, otoczyła mnie cała szóstka i każdy z telefonem komórkowym w dłoni. Przestawiam ekipę i już wszystko jasne. Uśmiechnęliśmy się z Adrianem i ruszyliśmy dalej. Odległość do przejścia oceniałem na 250-300 m. Jednak tym razem weszliśmy w gęsty las, ciasno i ciemno, więc gdzie ten fort? Próbowaliśmy ominąć bokiem i zejść na środek skarpy, tu było luźniej, ale fortu ani śladu. Kluczyliśmy po krzakach i nic. Chwila odpoczynku i chcieliśmy wracać. Wtem nagle głos Oliviera:
- Jest! - lecz po chwili - Nie, to tylko takie drzewa.
Znowu doszliśmy do gęstwiny, trafiłem na ślady transzei, poszliśmy ich skrajem, lecz fortu ciągle brak. Zatrzymałem ekipę.
- Asia, ty zostań tu, ja idę w dół, a wy (do młodzieży) idźcie za te chaszcze i jak coś, to wołajcie - nie trzeba było dwa razy powtarzać. Młodzież nie tyle poszła, co pobiegła i za chwilę słyszę.
- Jest!!!
- Są dwie kopuły!!!

Szybko dołączyłem do grupy, a to, co zobaczyłem to pięknie zachowany, unikalny obiekt na czystej i przestronnej polanie. Fort fortem, ale ważne były te dumne miny i uśmiechy na twarzach znalazców. Nie wiem, czy Kolumb był bardziej dumny po odkryciu Ameryki. Wszyscy niby cierpliwie, lecz w napięciu czekali nie tyle na mnie, co na pozwolenie wejścia do środka, więc weszliśmy. Obiekt wspaniale zachowany i czysty. Znaleźliśmy w nim jedną puszkę i dwa wypalone znicze jako znak upamiętniający walczących w nim żołnierzy. Wszystkie pomieszczenia zwiedziliśmy, młodzież zadawała dużo pytań dotyczących przeznaczenia poszczególnych elementów i komnat. Spoglądaliśmy się na siebie z Asią i uśmiechnęliśmy, bo cel osiągnięty. Młodzi zdobyli obydwie kopuły, do których prowadziły bardzo dobrze zachowane drabinki. Wiktoria fotografowała wnętrze wieży ze znakiem firmowym i rokiem produkcji. Widać radość na twarzach. Zaproponowałem wejście na fort, jednak jakoś nikt nie garnął się do opuszczenia wnętrza, wszyscy wyglądali przez strzelnice oceniając pole ostrzału itp. Już na górze rozmawialiśmy o walkach, jakie tu miały miejsce we wrześniu 1939 r. Młodzi dopytywali się o szczegóły oraz o to, czy tu jeszcze kiedyś przyjedziemy. Olivier prosił o odbitkę starego planu, który miałem, pytał o kilometry i liczbę schronów w okolicy. Myślał o wycieczce rowerowej do tego miejsca, czym podsunął mi pewien pomysł….

Czas mijał szybko. Chodziliśmy tak po wzgórzach i fortach ok. 4 godz. Zgłodnieliśmy, a przed nami były jeszcze dwa forty. Ruszyliśmy i po kolejnej godzinie zwiedzaliśmy ostatni fort znajdujący się przy moście. Ram okazało się, iż jeden, którego poszukiwaliśmy bezowocnie, już po prostu nie istnieje (ulżyło mi, gdyż już miałem wątpliwości co do orientacji w terenie).
Robiło się coraz zimniej, poszliśmy jeszcze do czołgu i dział na małą sesję fotograficzną. Wiktoria z Mileną nas dosłownie rozbroiły, gdyż zdobyły wnętrze czołgu T-34-85. Przed wyjazdem stwierdziłem, że zbyt ładnie się ubrały i czysto, co podsumowały, iż brudzić się nie mają zamiaru, a tu same… już są pod czołgiem i się czołgały, znalazły wejście przez tzw. luk inspekcyjny, poprosiły o latarkę i hajda jako załoga urzędować do środka.
Andrzej Grajczyk
Grupa pedagogiki niekonwencjonalnej działa w ramach projektu dofinansowanego przez gminę Wyszków i realizowanego od roku 2015 przez Fundację nad Bugiem.


Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta