Zimowy męski wypad
(Zam: 09.02.2021 r., godz. 10.52)Nareszcie zima, taka jak powinna być. Na spotkaniu w klubie z naszą grajcylową ekipą rzuciłem hasło noclegu w lesie, takiego typowego bytowania survivalowego…
- Ruszamy we trzech, męski wypad. Asia pracuje, Wiktoria ma wizytę u stomatologa, a ze względów logistycznych, to nawet będzie nam pasowało, że nas tylko trzech - rzuciłem.
Na dworze była odwilż, choć miało być na minusie i śnieżnie. Ale cóż, postanowione, więc szykujemy się. Mieliśmy robić ognisko, więc zadzwoniłem do Pawła, by nas odwiedził.
- O, a można z wami przenocować? Wziąłbym ze dwóch instruktorów z klubu - usłyszałem. Po szybkiej konsultacji z Dawidem oraz Bartkiem, zgodziliśmy się na powiększenie ekipy. Ok. Męski wypad, będzie nas 6.
Wieczorem zadzwonił do mnie kolega Andrzej z pytaniem, kiedy zamierzam zrobić nocleg w lesie, bo kiedyś mu o tym wspominałem.
- No wiesz, z piątku na sobotę - odparłem.
- Ty, to może dołączę do was z synem?
,,No dobra” - myślę i informuję chłopaków. Męski wypad, będzie nas 8. Jednak wieści szybko się rozchodzą i chętnych przybywa. Lecz postanowione - ośmiu i nikogo więcej! Szykujemy się, pałatki, łopatki i śpiwory przygotowane.
- Trenerze, a jak zrobimy nocleg? Ciągłe czuwanie przy ognisku? - pytają chłopcy.
- Nie, panowie. Zrobicie ogrzewanie podłogowe, rozbijecie namiot i idziecie spać.
I to była zagadka, nie tyle z namiotem, co z tym ogrzewaniem.
Nadszedł piątek i cała 8 w komplecie ruszyła po przygodę i po nowe doświadczenia. Robiło się już ciemno, gdy dotarliśmy na miejsce. Mrozu nie było, ale za to wilgotno i chłodno. Szybko wydałem instrukcję, chociaż w sumie nie musiałem. Paweł, stały bywalec w dawnych czasach na takich wypadach, wie, co robić. Pozostałej ekipie też nic dwa razy powtarzać nie trzeba. Każdy rześko zabrał się do pracy, od tego zależał przecież komfort naszego noclegu. Ja starałem się rozpalić ognisko jak najszybciej, co po chwili się udało. Z ogniem w chwilę robi się raźniej.
Rozwiesiłem parawan chroniący od wiatru. Zaraz było cieplej i ekipa, przerywając pracę, na chwilę podeszła do ognia. Ogrzali ręce i ruszyli do pracy, której było sporo.
Każda dobrana grupa zamierza inaczej przeżyć noc. Bartek wiódł prym w przygotowaniach ogrzewania podłogowego pod wojskowe pałatki, Paweł z instruktorami zrobili odpowiednią izolację pod letni namiot, Andrzej rozstawił wojskową norkę, a ja postawiłem sobie brezentowy namiot i zorganizowałem wewnętrzne ogrzewanie.
Czas przy pracy, której wciąż było jeszcze sporo, leciał szybko. W końcu pojawił się pierwszy mocny głód i pragnienie. Poszły w ruch kijki z kiełbaskami i gotowana na ognisku oraz kuchence turystycznej herbata. Wszystko pychota, a przy ognisku ciepło i przytulnie, choć temperatura zaczęła spadać poniżej zera. Trzeba było ruszać do dalszej pracy przy bazie. Pojawiły się różne typy ognisk, każde z określonym przeznaczeniem. W chwilach przerw słychać było coraz ciekawsze rozmowy, którym towarzyszyła historia - mijała właśnie kolejna rocznica wybuchu Powstania Styczniowego. Chwila zadumy. Były też ematy związane ze sportem i wojskiem. Przy ognisku w lesie i po ciemku, gdy pojawia się temat historii i wojska, nie wiadomo skąd zaraz przychodzą myśli o wojskowej grochówce. Sama tylko myśl, a tu ślinka leci i na wspomnienie w brzuchu burczy. No, ale cóż? Minęła już godz. 20.00, czas myśleć o solidnej kolacji. Sięgnęliśmy do plecaków. Naraz usłyszałem:
- Trenerze, jakiś samochód jedzie na naszą polanę!
Fakt, ale nie ma obaw, byliśmy w tym miejscu tu legalnie, miałem pozwolenie z nadleśnictwa. Z samochodu wysiadła żeńska cześć naszego grajcylowego składu na czele z Joanną. Aha… to po to Asia chciała poznać miejsce biwaku…
- Chłopaki, dawajcie do nas, bierzcie gary! - krzyknęły.
Podeszliśmy do samochodu, a w nim pokrojony chleb i gar pełen pachnącej grochówki na wędzonym boczku! No nie… o tym nie śniliśmy. Wszyscy bez wyjątku przerwali pracę… A niech tam, taka gorąca i pyszna zupa… Siedliśmy wokół ogniska na czym kto mogł, a dziewczęta serwowały repetę. No to dopiero wspaniałe i pyszne zaskoczenie, to przygoda i klimat. Najedliśmy się aż miło. Dziwne, ale nikt po tej wyżerce nie był rozleniwiony. Bartek zgarnął dwóch Dawidów i dalej zabrali się za szykowanie spania. Mieli najwięcej roboty, ale to im zaowocuje.
I tak tej pracy było do godz. 23.00. Chłopcy weszli pod pałatki i już spod nich wyjść nie chcieli,. Rozłożyli śpiwory i już nawet do ogólnego ogniska nie chciało im się przyjść. Po odjeździe dziewcząt cała nasza starszyzna zasiadła z kubkami herbaty do ogniska i kontynuowała pogawędki do momentu, aż wkoło zabieliło się od szronu i po plecach chłód przeszedł. Ruszyłem do swojego ciepłego namiotu. Chłopcy dali mi znać, że pod pałatkami mieli gorąco, co bardzo ucieszyło. A reszta? Rano, jak wstaliśmy, było sporo szronu w koło. Ognisko pojawiło się szybko, a na moje pytanie, czy nikt nie zmarzł odpowiedź była jedna. „Jesteśmy gotowi na kolejny taki wypad!”.
Andrzej Grajczyk
Grupa pedagogiki niekonwencjonalnej działa w ramach projektu dofinansowanego przez gminę Wyszków i realizowanego od roku 2015 przez Fundację Nad Bugiem.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl