Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 19 kwietnia 2024 r., imieniny Adolfa, Leona



„Argumenty” znajdowane w ziemi

(Zam: 24.08.2017 r., godz. 18.23)

Z prezesem Stowarzyszenia Wizna 1939 Dariuszem Szymanowskim spotkaliśmy się w pochodzącym z przełomu XVI-XVII w. kościele w Andrzejewie – świątyni, do której we wrześniu 1939 r. przywożono rannych w bitwie pod Andrzejewem.



Organizacja prowadzi badania w Andrzejewie i Łętownicy, ale niebawem zamierza także rozpocząć prace historyczne w powiecie wyszkowskim.

„Wyszkowiak”: Jaki jest cel Państwa pobytu w Andrzejewie?
Dariusz Szymanowski:
Realizujemy projekt, którego celem jest badanie terenów związanych z bitwą pod Andrzejewem i Łętownicą, gdzie swój ostatni bój stoczyła 18. Dywizja Piechoty. Szukamy materialnych śladów tej bitwy, z zamiarem pozostawienia ich w lokalnej Izbie Historycznej, i z nadzieją, że ta przekształci się kiedyś w profesjonalne, duże muzeum. Głównie chodzi o upamiętnienie ludzi, którzy tu polegli i stoczonych przez nich walk. Realizacja projektu dopiero się zaczyna i zakładamy, że potrwa do końca przyszłego roku. Istotnym jego wątkiem jest poszukiwanie sztandaru 71. Pułku Piechoty z Zambrowa, który po bitwie został ukryty gdzieś w Łętownicy. Jego część, głowica, została odnaleziona i jest zdeponowana w jednym z muzeów w Polsce. Zakładamy, że pozostała część albo u kogoś jest ukryta, albo wciąż znajduje się w ziemi. Przynajmniej chcielibyśmy wyjaśnić, co się z nim stało. Zwróciliśmy się nawet z prośbą do miejscowego proboszcza, by w czasie ogłoszeń w kościele odczytał archiwalny list oficera z 71. Pułku Piechoty sprzed 45 lat, który już wtedy poszukiwał sztandaru. Celem naszych działań jest także nagłośnienie sprawy, by ludzie rozmawiali i wymieniali między sobą informacje. Być może w trakcie takich rozmów komuś przypomni się coś ważnego dla naszych badań i na to bardzo liczymy. Mogę powiedzieć, że już są nawet tego pierwsze efekty. Dziś, podczas kręcenia programu „Było, nie minęło” przyszedł do nas mieszkaniec Łętownicy i pokazał miejsce, gdzie była kiedyś zbiorowa mogiła 78 polskich żołnierzy, których potem ekshumowano. To jest tylko przykład, ale mamy też kolejne sygnały, że ktoś coś słyszał, coś wie. To jednocześnie ostatni moment na zebranie takich informacji, bo ostatni świadkowie wojennych zdarzeń odchodzą.

Skąd wziął się pomysł na taki projekt?
– Projekt został stworzony przez nas wspólnie z wójtem gminy Andrzejewo, nawiązaliśmy również współpracę z wójtem gminy Szumowo (na terenie tej gminy położona jest Łętownica). Nazywamy to projektem, choć nasze działania nie są przez nikogo dofinansowane. Koszty jego realizacji pokrywamy z naszych składek członkowskich i jest to nasza działalność statutowa, wolontariacka.

Ewentualne muzeum też ma powstać dzięki zaangażowaniu stowarzyszenia?
– Istniejąca Izba Historyczna jest bardzo bogata w przedmioty zabytkowe. Chcemy wesprzeć to miejsce naszymi działaniami. Wspominam o muzeum, bo bitwa pod Andrzejewem powinna mieć profesjonalne muzeum, gdzie będą prowadzone prace badawcze, gdzie zostanie zachowane świadectwo walki, która tutaj była. Wiemy skądinąd, że z tych terenów wiele przedmiotów zostało już zabranych, dlatego na naszej stronie internetowej zaapelowałem do kolegów poszukiwaczy, by przedmioty odnalezione na polu bitwy wróciły tu, do Andrzejewa, i wzbogaciły zbiory. To historia tego miejsca i każdy, nawet drobny przedmiot, łuska po naboju czy odłamek, ma tu swój kontekst i swoje znaczenie historyczne.

Co liczycie Państwo odnaleźć, szukając materialnych śladów bitwy?
– Istnieje taka możliwość, że podczas prac odnajdziemy nieznane mogiły polskich żołnierzy, którzy – nie mam co do tego wątpliwości – nadal tu spoczywają. Wprawdzie po wojnie były przeprowadzone ekshumacje, ale według naszych szacunków więcej osób tu zginęło niż zostało do tej pory pochowanych, stąd takiej sytuacji nie możemy wykluczyć. Gdy zaś chodzi
o przedmioty związane z bitwą i walkami, to możemy natrafić na orzełki, nieśmiertelniki, guziki czy inne elementy oporządzenia wojskowego, łuski itp.

Czy na podstawie prowadzonych badań będziecie Państwo opracowywać też publikacje?
– Tak. Tylko wtedy nasze działania mają sens, jeśli na ich podstawie powstanie wartościowa praca. Wyniki prac muszą być zarejestrowane, opisane i opublikowane. Bardzo często odnalezione przedmioty pozwalają nam odtworzyć jakąś historię. Samo opracowywanie jej na podstawie dokumentów archiwalnych nie do końca jest wystarczające, brakuje „argumentów” znalezionych w ziemi.

Czy bitwa pod Andrzejewem jest dobrze zbadana i opisana w literaturze?
– Wręcz przeciwnie. To ważna bitwa, dramatyczna i tragiczna w skutkach, a jednocześnie mało o niej wiemy. Zdziesiątkowane oddziały 18. Dywizji Piechoty zostały 12 września 1939 r. okrążone przez siły niemieckie w rejonie Łętownicy. Chcąc się wydostać z tego „kotła” trzeba było podjąć próbę przebicia się w kierunku południowym (na Andrzejewo). Takie próby były podejmowane trzykrotnie, przez co podczas walk poległo tak wielu żołnierzy. Zginęło ich ok. 400, choć są to tylko szacunki. Z całą pewnością wielu żołnierzy do dziś spoczywa na polach Andrzejewa i Łętownicy. Dla porównania, Niemcy podają w swoich kronikach, że ich straty były niewielkie, bo ok. 50 żołnierzy. Oczywiście, możemy się domyślać, że są to liczby bardzo zaniżone.
Jak widać, jest to temat, który powinien się doczekać obszernego i bardzo szczegółowego opracowania.

Celem Państwa działań w powiecie wyszkowskim będzie szukanie śladów Powstania Styczniowego.
– Nie tylko to, ale rzeczywiście podjęliśmy już działania, mające na celu uzyskanie zezwolenia na takie poszukiwania. Mamy już wytypowane miejsca, gdzie będziemy te badania robić. Będą to prace quasi-archeologiczne. Nasze wykrywacze metalu sięgają bowiem 20-30 cm w głąb ziemi, a więc działamy jedynie w wierzchniej warstwie gruntu. Najczęściej jest to warstwa uprawna, więc trudno mówić o poszukiwaniu zabytków i jakiejkolwiek archeologii sensu stricto. Przewidujemy, że prace w powiecie wyszkowskim zaczną się za dwa, trzy miesiące, bo musimy jeszcze uzyskać decyzję od konserwatora zabytków. Potrwają kilka dni, może tydzień.

Podpisaliście jako stowarzyszenie porozumienie ze starostą wyszkowskim. Czy przedmioty znalezienie w powiecie wyszkowskim mają szansę pozostać na tej ziemi?
– Mogę zapewnić, że o ile coś zostanie tu odnalezione, na pewno pozostanie na ziemi wyszkowskiej. Przedmioty dotyczące Powstania Styczniowego będziemy chcieli zdeponować w Izbie Pamięci w Porębie. Mamy zgodę proboszcza i zostało to także uzgodnione z konserwatorem zabytków. To, gdzie przekazujemy przedmioty zależy głównie od tego, czy w danym miejscu istnieje muzeum. Jest to bowiem nie tylko kwestia przekazania znalezisk, ale także wzięcia odpowiedzialności za nie, konserwacji i zabezpieczenia. Uważamy, że to, co zostanie w danym miejscu odnalezione, powinno w tym miejscu (miejscowości, regionie) pozostać.

Po badaniach w powiecie wyszkowskim także powstanie publikacja?
– Po naszych poszukiwaniach musi pozostać ślad w postaci publikacji. Po to m.in. robimy zdjęcia, wykonujemy opisy, a przy tym zawsze sięgamy do źródeł naukowych. Nasze publikacje nie są stricte pracami naukowymi, ale może dzięki temu teksty są ciekawsze, bardziej dostępne dla przeciętnego odbiorcy. Tak powstała m.in. dwuczęściowa (na razie) publikacja zatytułowana „Tynne – historia na nowo pisana” – książka mojego autorstwa. Jej wydanie jest podsumowaniem naszych wyjazdów na Kresy, gdzie po kilku latach poszukiwań odnaleźliśmy miejsce rozstrzelania żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza przez sowietów we wrześniu 1939 r. Było to możliwe właśnie dzięki rozmowom z ludźmi. Miejscowość Tynne k. Sarn (obecnie terytorium Ukrainy) – tam chodziłem, prowadziłem rozmowy z mieszkańcami, i w końcu trafiłem na człowieka, który w chwili opisywanych zdarzeń miał 10 lat. Widział, jak po walkach prowadzono grupę polskich żołnierzy – obandażowanych i rannych. Opisał mi miejsce, gdzie sowieci ich poprowadzili i rozstrzelali. 10-letni chłopiec zapamiętał obraz, który dziś zaprowadził mnie w to ważne miejsce. Znaleźliśmy tam m.in. polskie monety, kawałek drutu kolczastego, guziki, medalik. To przykład, że nasza praca przynosi efekty, a skoro tak, to musi po niej zostać ślad w postaci publikacji. Trzeba to wszystko opisywać, bez względu na to, czy się coś znajdzie, czy nie. Przykładem jest Tynne – pierwsze nasze wyprawy nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, ale zostało to opisane, choćby po to, by kolejna ekipa, która tam wyjedzie, wiedziała o rezultatach naszych badań.
Rozmawiała Justyna Pochmara







Komentarze

Andrzejewo
Dodane przez MR, w dniu 27.08.2017 r., godz. 12.53
Póki co najbardziej rzeczywistymi sladami bitwy pod Andrzejewem, o czym autor i kapłan nie wspominają, jest kwatera żołnierzy znajdująca się na miejscowym cmentarzu. Nie wyobrażam sobie, żeby podobne badania nie rozpoczęły się właśnie od wizyty na grobie poległych, oddania hołdu oraz złożenia kwiatów i zapalenia zniczy. Inaczej całą poszukiwawczą eskapadę uznać należy za bezrefleksyjną pogonią za sensacją. PS. O tym, że na cmentarzu w Kamieńczyku pochowani są dziadkowie Prymasa Tysiąclecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego wiedzą zapewne i pan Karsznia i pani Pochmara. W Andrzejewie niedaleko wojennej kwatery znajduje sie grób matki prymasa. czym Andrzejewo wpisuje się w szlak pamięci związanego z Ziemia Wyszkowską kapłana. Myślę, że również tego faktu nie przeoczono podczas tej wyjątkowej wyprawy do Andrzejewa (dawniej Wronowa).
Andrzejewo
Dodane przez Marcin, w dniu 28.08.2017 r., godz. 22.26
Zapewniam MR, że badania rozpoczęły się od wizyty na mogiłach poległych, a nasze poszukiwania nie są pogonią za sensacją. Finałem naszych wypraw są najczęściej publikacje, artefakty, które oddajemy do miejscowych placówek muzealnych lub izb pamięci, ewentualnie wojskowych sal tradycji. Oczywiście na temat Prymasa Tysiąclecia także były dysputy i to na początku, ponieważ same badania są uwieńczeniem naszych wcześniejszych wizyt i rekonesansów.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta