Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 20 kwietnia 2024 r., imieniny Agnieszki, Teodora



Sztuka to towar luksusowy

Ikona
(Zam: 15.02.2011 r., godz. 12.42)

Cykl publikacji zapowiadających ukazanie się książki pt. „Kobieta o oczach rzeki” kończymy wywiadem z jej autorką, Darią Galant – znakomitą pisarka i poetką, reżyserem i producentem filmowym, właścicielką „Olchowych Łąk" – magicznego miejsca, gdzie wspaniale czują się zarówno ludzie, jak i konie, których jest wielkim przyjacielem i terapeutą.

Wyszkowiak: Jak Pani postrzega terapeutyczne znaczenie swoich opowiadań, do kogo są skierowane i jak mają pomóc?
Daria Galant: – Na pewno uświadamiają to, co głęboko w nas ukryte. Co wypieramy, do czego się nie przyznajemy przed samym sobą. Np. w opowiadaniu „Miejsce błękitnej ważki” mowa jest o anoreksji i braku siły na to, aby być nadal anorektyczką. Wtedy pojawia się poszukiwanie innych metod niszczenia siebie, pod pozorem życiowych zmian. To, jak myślimy o sobie i o świecie, przekłada się na to, jak żyjemy, co nam się przytrafia. Mój dom odwiedzają ludzie, którzy chcą porozmawiać, poradzić się, opowiedzieć o swoich problemach. Od lat tak się dzieje, jakoś samoistnie, naturalnie. Jednak na przestrzeni ostatniego roku, bardziej intensywnie. Zauważam, że duchowość staje się dla ludzi ważna. Jeszcze niedawno było inaczej. Materializm, pieniądz, kariera. Teraz częściej zagląda się w siebie. Dlatego, że człowiek czuje się bardziej zagubiony. I traci siły. W związku z tym siłę chce w sobie odnaleźć. Okazuje się, że nie stanowisko, dobry samochód, kariera, dobrobyt dają poczucie spełnienia. Ono musi najpierw zaistnieć w naszych duszach. Zdarzało się, że miałam gości z odległych zakątków Polski, świata. Wszyscy przychodzili z tym samym – z lękiem. A w życiu, mimo okoliczności, powinniśmy czuć się bezpiecznie. Tego jednak trzeba się nauczyć. Współpracuję z psychologami klinicznymi. Proszą mnie o dopełnienie ich psychologii o aspekt duchowy, filozoficzny, literacki, hippiczny. Nawet czasopisma psychologiczne stają się teraz mniej „fachowe”. Bardziej natomiast humanistyczne, co mnie niezmiernie cieszy. No i w końcu w czasopismach psychologicznych mogę pisać o zaklinaniu koni, magii przyrody, naznaczonych miejscach. Kiedyś mogłam pisać tylko o np. młodych mężczyznach, którzy tańczą dla kobiet na wieczorkach panieńskich i w knajpach i co dzieje się potem z ich seksualnością. Albo o żigolakach.

Czego Pani boi się, czego nie lubi w ludziach?
D.G.: – W ludziach nie boję się niczego. Człowiek natomiast potrafi być nikczemny, inaczej niż zwierzę. To zadanie dla ludzkości – pracować nad tą ciemną stroną ludzkiej natury.

Niemal wszyscy mówią, że chcą być szczęśliwi, co zatem im może w tym przeszkadzać?
D.G.: – Sposób myślenia. Złe intencje. Aby samemu być szczęśliwym, innym najpierw trzeba dawać to szczęście.

Pokusi się Pani o sformułowanie recepty na dobre, szczęśliwe życie?
D.G.: – Powiem za Anną Dębską, wybitną, światowej sławy, współcześnie żyjącą rzeźbiarką. Zresztą tu, obok Wyszkowa. Słowa padły w filmie dokumentalnym, który robiłam dla TVP 2 w 2008 r. pt: „Opowieść o koniach i ludziach. Anna Dębska”. Powiedziała wtedy: „Nie ma recepty na szczęśliwe życie. Nie ma. A ludzie myślą, że jest. A recepty nie ma”.
Pamiętam, że na montażu Artur Wyrzykowski, montażysta, z którym zrobiła wszystkie swoje najlepsze filmy, nacisnął pauzę i powiedział: „Odważne stwierdzenia, ale to jest prawda”.
Anna to mój artystyczny nauczyciel i prywatnie chrzestna matka naszej najmłodszej córeczki Lilii. Kobieta o szczególnej mądrości życiowej i artystycznej. Szczególnej bezkompromisowości. Kultowa postać w powojennej hodowli konia arabskiego. Wielka dama polskiej sztuki w każdym calu.

Co Pani postrzega jako najbardziej destruktywne i twórcze emocje, dążenia człowieka?
D.G.: – Twórczą emocją jest zachwyt. Destruktywną, zawiść. Ludzie, którzy umieją się zachwycać, nie mają w sobie zazdrości. Zazdrość natomiast jest szalenie krwiożercza. Doprowadza człowieka do szaleństwa. Taki człowiek jest skazany na wieczne poczucie kłucia w brzuchu, lęku, nienawiści. To tak, jakby wypełniał go czarny kolor w środku. A to przecież przekłada się na bezpośrednio na jego życie.

Ludzie nas otaczający, my, jako naród – jak Pani nas widzi, czy lata zaborów, później komunizmu, wpłynęły na narodową świadomość (podświadomość) Polaków?
D.G.: – Na pewno, ale nie w całości. Nie można ciągle żyć przeszłością: jest tak, bo było tak. Jest tak, bo jest tak. Naprawdę życie toczy się tylko w chwili obecnej. To, jak myślimy dziś, tak będzie jutro. To, jak dziś nie myślimy, tak nie będzie jutro.

Bohaterowie Pani książek początkowo sprawiać mogą wrażenie baśniowych, nierealnych postaci. Czy nie jest tak, że są to bardziej portrety emocji, stanów duszy?
D.G.: – Tak, to ładnie powiedziane. „Kobieta o oczach rzeki” jest książką- galerią. Wiszą w niej portrety ludzi, którzy miotają się w swoim życiu. Walczą z nim, zamiast je tworzyć.

Motyw rzeki a konstrukcja bohaterów i świata – przemijanie, ciągły ruch i jednocześnie trwanie świata?
D.G.: – Bug to realistyczna woda, bliski nam wszystkim, którzy mieszkają w tych okolicach. To również symbolika, filozofia, życiodajna przystań. W książce to właśnie nad rzeką bohaterowie rozmyślają. Myśli też sama rzeka i podpowiada im, co robić. Rzeka jest strumieniem świadomości bohaterów. Pomaga im zrozumieć otaczające ich problemy. W pewien sposób ich broni przed nimi samymi.

Natura w Pani opowiadaniach nasuwa na myśl inne literackie oblicze przyrody, w „Balladach i romansach” Mickiewicza. Czy w Pani tekstach jest ona bohaterem czy bardziej tłem?
D.G.: – Jest najważniejszym bohaterem. Sprawcą i wyrocznią tego, co dzieje się z ludźmi pod jej wpływem. Od Natury wszystko zależy.

Romantyzm – co z tej niemodnej dla wielu epoki warto ocalić, reaktywować, czy istnieje romantyzm codzienności? Czy według Pani romantyzm, pojmowany jako filozofia życiowa, sposób widzenia świata, ma rację bytu we współczesnym świecie?
D.G.: – Gdy przestaniemy być romantyczni, czyli pełni uczuć i emocji, świat stanie się nudny. Nasze życie będzie nudne. Tylko romantyzm ma rację bytu w przyszłości. Gdy byłam małą dziewczynką moja „przyszywana” ciotka Irena Ptaszyńska z Wrocławia, kobieta wytworna i niezwykle bogata jak na owe czasy, wpisała mi się do pamiętnika, słowami Mickiewicza: „Miej serce i patrz w serce”.
Był to pierwszy wpis w pięknym szarym zeszyciku, który dostałam pod choinkę. Do dziś noszę go w swoim sercu. Pamiętam nawet, jak był napisany i jak rozkładał się na karteczce. Reszty wpisów nie pamiętam.

Dom – czym dla Pani jest jako miejsce symboliczne?
D.G.: – To wyłącznie ludzie. Dom oddycha tymi, którzy w nim mieszkają. Mój dom ma wiele wymiarów. Mieszkają z nami konie, zatem składa się z przestrzeni naszej i przestrzeni zwierząt. W stajniach zawsze panuje magiczna atmosfera. Lubię wieczorami po nich spacerować. W naszym domu natomiast dużo jest książek. Wszędzie. One żyją własnym życiem i żyją z nami. To domownicy. Często widzę, że jakaś książka lub album wypadł z biblioteki prosto w ręce jednej z naszych córeczek. Siedzi zatem dziewczynka na podłodze i przegląda to, co na nią „skoczyło”. W ten sposób poznaje malarstwo, architekturę, rasy koni, rzeźbiarzy, świat. To dzieje się samo. Jest jeszcze przyroda dokoła. Niezmiernie ważna dla mnie, Przemka (męża) i naszych dzieci. To też nasz dom. Zielony, zaglądający przez okna. Rano zawsze komentujemy, jak wygląda budzące się niebo a wieczorem – w jakiej fazie jest księżyc i jakie ciekawe odgłosy wydaje wiatr.

Natura, zwierzęta zajmują w Pani życiu ważne miejsce, również artystycznym, twórczym. Czy można nauczyć się być twórcą? Np. poprzez kształtowanie swojego życia?
D.G.: – Jest taki termin, określenie pewnych cech człowieka, jak „osobowość artystyczna”. Rozmawiałam o tym z psychologiem klinicznym i medioznawcą Krzysztofem Koroną, który był ekspertem w mojej publikacji pt: „Samotność pustelnicza” w styczniowym wydaniu psychologicznego magazyn „Sens”. To umiejętność kreowania swojej rzeczywistości, dojrzałego życia w odpowiedzialności za nie, ale bez poddawania się obowiązującym kanonom, oczekiwaniom. Wobec tego nie wiem, czy można nauczyć się „być twórcą”. Jeśli ktoś lubi kopiować życie innych, to nie jest jego twórcą, tylko propagatorem.

Zatem, sztuka to towar pierwszej potrzeby czy towar luksusowy?
D.G.: – To towar pierwszej potrzeby, dlatego luksusowy. Coraz ciężej o prawdziwą sztukę.


„Kobieta o oczach rzeki” to tytuł najnowszej książki Darii Galant. Składają się na nią opowiadania o odczuciach. „O tym, jak człowiek widzi świat przez pryzmat swojego umysłu. Jakie zaczynają się dziać sytuacje wtedy, gdy umysł zachowuje się w określony sposób”. Do ich napisania zainspirowała pisarkę rzeka Bug, a historie bohaterów z książki – jak mówi – przyszły same, gdy mieszkała przez ostatnich kilka lat w Ojcowiźnie, podczas konnych i pieszych wędrówek po Brańszczyku i jego okolicy. Książka, której fragmenty publikowaliśmy w ubiegłym roku w „Wyszkowiaku”, ukaże się w maju br. nakładem wydawnictwa Arte Cinema Films.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta