Wyważyć emocje i znaleźć złoty środek
(Zam: 19.10.2010 r., godz. 11.55)Mają dwie córki, Paulinę (11 lat) i Nikolę (1,5 roku). Choć czasami brakuje im czasu dla siebie, tworzą zgraną rodzinę. O życiu rodzinnym oraz o niełatwej sztuce dzielenia obowiązków domowych i służbowych rozmawialiśmy z Niną Żołyńską, żoną Andrzeja Żołyńskiego, wójta gminy Somianka.
Nina Żołyńska: – Kiedyś pracowałam, ale odkąd pojawiło się drugie dziecko, zajęłam się dzieciakami i prowadzeniem domu na dobre. Może gdybym mieszkała w mieście, np. w Wyszkowie, gdzie są z pewnością większe możliwości dla matek z dziećmi, mogłabym się zorganizować i podjąć pracę zawodową. Są przecież przedszkola i żłobki. Zawsze można kogoś zatrudnić do opieki nad dzieckiem na te kilka godzin dziennie. Tu na wsi, gdzie mieszkamy, jest to raczej niemożliwe. Zmuszona byłabym dojeżdżać do pracy, na co traciłabym cenny czas, który poświęcam dzieciom.
Co Pani robiła zawodowo?
– Moim ostatnim zajęciem zawodowym przed narodzinami Nikoli była praca w biurze.
Czy mąż, sprawując urząd wójta, znajduje wystarczającą ilość czasu dla rodziny, dla Pani i dzieci?
– Mąż jest bardzo zaangażowany w swoją pracę i nie ukrywam, że zabiera mu ona dużo czasu. Bardzo często wraca późno do domu i wiem, że jest po prostu zmęczony. Pełniąc funkcje publiczną trzeba się liczyć z tym, że życie prywatne podyktowane jest życiem publicznym. Poza tym, chcąc wykonywać swoja prace dobrze, jaka by ona nie była, trzeba się zaangażować i dać coś z siebie. Ja to rozumiem.
Jak dzielicie się Państwo obowiązkami?
– Mąż, jako były bankowiec (finansista) jest odpowiedzialny za nasze wszelkie rozliczenia finansowe. Natomiast ja prowadzę dom i wychowuję dzieci. Starsza córka Paulina pomaga mi w domu na miarę swoich możliwości. Często bawi się z Nikolą. Wtedy ja mogę zając się czymś innym.
A czy mąż pomaga Pani w domu?
– Mąż często żartuje, że ma trzy kobiety w domu i jest zwolniony z obowiązków domowych. A tak już poważniej, to Andrzej, gdy już jest w domu, to np. chętnie chwyta za kosiarkę i kosi trawę – bierze się za takie raczej męskie zajęcia.
Odrabianie lekcji z córką to czyja domena?
– Andrzej często wraca bardzo późno z pracy, gdy lekcje są już właściwie zrobione. Na początku ja pomagałam Paulince w lekcjach, ale kiedy na świat przyszła Nikola, nasza starsza córka musiała zrobić się bardziej samodzielna i lekcje stara się odrabiać sama.
Jak spędzacie wolny czas?
– Jeżeli już takowy się trafi, a zdarza się to dość rzadko, a przy tym jest ładna pogoda, to najczęściej spędzamy go na podwórku z dziećmi. Jest naprawdę wiele możliwości aktywnego wypoczynku z dziećmi na świeżym powietrzu. Mąż bardzo lubi jeździć rowerem i często w lato, kiedy dzień był nieco dłuższy, zabierał też ze sobą dziewczynki. Natomiast gdy pogoda nie dopisuje, to oczywiście najczęściej spędzamy wolny czas w domu. Mąż uwielbia tańczyć z Nikolą. Mówi, że to najlepsza partnerka do tańca, jaką sobie może wymarzyć, bo nie depcze jej po palcach. Młodsza córka bardzo lubi żartować, bawić się w „ganianego” i w „chowanego”. Wieczory to przeważnie szaleństwa Nikoli i Andrzeja. Jak każdy maluch, nasza córeczka wymaga sporo uwagi.
Nina Żołyńska z córką, Nikolą fot. agrafka |
Czy mąż po pracy ma czas na jakieś hobby?
– Dopóki Andrzej nie został wójtem, bardzo często w wolnych chwilach majsterkował przy komputerach. Bardzo to lubił. Teraz brakuje mu na to czasu.
Kończy się kadencja urzędowania Pani męża, jak zmieniło się Wasze życie przez te cztery lata?
– Przede wszystkim mamy mniej czasu dla siebie jako rodzina. Ale widzę, że mąż bardzo lubi swoją pracę i czuje sie dobrze w tym, co robi. Dlatego zaakceptowałam to i z czasem nawet do tego przywykłam. Poza tym, to dość oczywiste, że pełniąc funkcję publiczną człowiek powinien się liczyć z ograniczeniem sfery prywatnej.
Czy rozmawiacie Państwo z mężem o polityce? Czy doradza mu Pani w sprawach gminy?
– Na początku mnie to interesowało, to było dla mnie coś nowego. Mąż także potrzebował poradzić się kogoś w pewnych sprawach, więc polityka często gościła w naszym domu. Jednak z biegiem czasu było jej coraz mniej. Stawało się to męczące dla nas, a w szczególności dla męża, który stykał się na okrągło z polityką i w pracy, i w domu. To było po prostu niezdrowe.
Jak mąż przeżywa swoją pracę?
– Jak już wspomniałam, Andrzej jest bardzo zaangażowany w swoją pracę. Czasem bywa ona stresująca. Ale fajne jest w nim to, że ma dystans do siebie, do innych i do tego, co robi. Ja bym tak nie potrafiła. Podchodzę do niektórych spraw za bardzo emocjonalnie. On potrafi wyważyć swoje emocje i znaleźć złoty środek.
Czy jest Pani zadowolona, że mąż związał swoją karierę zawodową z polityką?
– Na początku, dopóki nie wiedziałam do końca, jak to wygląda w rzeczywistości, byłam zadowolona. Teraz nie jestem do tego przekonana w stu procentach. Ale najważniejsze jest to, że Andrzej to lubi. I sprawdza się w roli wójta.
Czy uważa Pani, że mąż jest dobrym gospodarzem gminy?
– Myślę, że tak. Jest bardzo zaangażowany w sprawy gminy. Czasem nawet mam wrażenie, że to gmina jest na pierwszym miejscu, my natomiast często schodzimy na drugi plan. Zdarzały się takie prozaiczne sytuacje, w których dało się to odczuć. Na przykład idąc gdzieś ulicą Andrzej spostrzegł czy to jakieś ciekawe ławeczki, kosze na śmieci czy ładne kwiatki. Byłam pewna, że zwracał uwagę na te rzeczy pod kontem domu i naszych potrzeb. Za chwilę okazywało się, że „fajnie byłoby zrobić coś takiego w gminie”. Z drugiej strony wiadomo, że „jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”. Na pewno nie wszystkim musi się podobać to, co i jak robi mój mąż.
Dlaczego Pani mąż w ogóle zdecydował się startować w wyborach cztery lata temu?
– Andrzej to taki typ społecznika. Lubi pomagać ludziom i wiem, że sprawia mu to ogromną przyjemność. Właściwie to nie potrafię powiedzieć, czemu do tego doszło. To nie był jakiś długi proces, a raczej bardzo spontaniczna decyzja.
Wspólna czy męża?
– Cztery lata temu, gdy mąż powiedział mi o tym, że zamierza startować, ja go do tego zachęcałam. Więc można powiedzieć, że to była wspólna decyzja.
Pani mąż to młody człowiek, obejmując urząd wójta miał zaledwie 28 lat. Czy trudno było mu odnaleźć się w tej roli i przejąć obowiązki ustępującego, starszego wójta?
– Myślę, że wiek nie miał tutaj znaczenia. W wielu innych profesjach młodzi ludzie często sprawdzają się bardzo dobrze, a nawet i niekiedy lepiej od starszych. Po prostu, jeżeli człowiek się czegoś podejmuje, to raczej jest świadomy swoich umiejętności i predyspozycji, jakie posiada do wykonywania danej funkcji. Andrzej wiedział, na co go stać, z czym to się wiąże oraz czego oczekuje od siebie i innych, wcześniej przez 9 lat pracował z ludźmi w Somiance w banku.
Skąd pomysł na reelekcję, mąż nie jest już zmęczony polityką?
– Nie, on tym właściwie żyje. Poza tym, zmienianie gminy to nie jednorazowa czynność, a długotrwały i stopniowy proces. Wiele projektów jest pozaczynanych, inne czekają na realizację. To wszystko wymaga czasu. Pewnych spraw nie da się załatwić w ciągu czterech lat. Mąż chciałby doprowadzić zaczęte projekty do końca i zebrać owoce swojej pracy, dlatego ponownie ubiega się o stanowisko wójta gminy Somianka. Poza tym, jeśli nie zdecydowałby się w ogóle startować w tych wyborach, to prawda jest taka, że swojemu następcy podałby wiele rzeczy „gotowych na tacy”.
Jak będzie Pani wspierać męża w tej kampanii?
– W pierwszą kampanię byłam aktywnie zaangażowana. Zdarzało mi się nawet wieszać plakaty wyborcze. To była dobra okazja do poznania gminy. Teraz, ze względu na dom, dzieciaki i ogrom obowiązków poprzestanę raczej na – bardzo ważnym – duchowym i emocjonalnym wspieraniu Andrzeja.
Rozmawiała
agrafka
Wywiady z małżonkami kandydatów na wójtów i burmistrza Wyszkowa
To już trzecie bezpośrednie wybory burmistrza i wójtów. Dają one możliwość głosowania na człowieka, a nie na partyjną listę. Dlatego postanowiliśmy opublikować cykl wywiadów z partnerami życiowymi kandydatów, dzięki któremu – mamy nadzieję – przedstawić ich z bardziej „ludzkiej”, a mniej urzędowej strony. Do tej pory propozycję zaprezentowania się wyborcom w tej formie złożyliśmy Sylwii Nowosielskiej, żonie starającego się o reelekcję burmistrza Wyszkowa, Grzegorza Nowosielskiego, oraz partnerom innych kandydatów na burmistrza – Zdzisława Damiana Bociana, Adama Warpasa i Agnieszki Londzin. W ostatnim przypadku za pośrednictwem Jana Malinowskiego, pełnomocnika KWW „Przymierze dla Wyszkowa”. Propozycję składaliśmy tylko raz – brak reakcji odczytując jako brak zainteresowania zaistnieniem na łamach prasy w naszym cyklu. Następnie złożyliśmy ofertę kandydatom na wójtów gmin powiatu Wyszkowskiego: Wiesławowi Przybylskiemu (to był jedyny nam dotąd znany, nowy, oficjalny kandydat na wójta z gminy Brańszczyk, w której zarejestrowano najwięcej komitetów wyborczych) i Andrzejowi Żołyńskiemu (to starający się o ponowny wybór wójt gminy Somianka, który w poprzednich wyborach sprawił największą niespodziankę wyborczą). Złożymy je jeszcze pozostałym kandydatom na wójtów – kto będzie chciał, skorzysta, i na tym nasz cykl zakończymy.
Redakcja
Komentarze
Dodane przez ~(), w dniu 22.10.2010 r., godz. 19.14
a asystentka jest luks. gratuluję wyboru
Dodane przez olo, w dniu 22.10.2010 r., godz. 22.15
bardzo ciekawy artykuł więcej takich
Dodane przez tolo, w dniu 24.10.2010 r., godz. 07.31
popieram id-ola bardzo ciekawy artykuł.
Dodane przez tete, w dniu 31.10.2010 r., godz. 20.35
Praca w biurze? Niby gdzie? To co lepsza niż praca jako pomoc fryzjerki do podawania wałków? Chyba raczej mąż tego wywiadu udzielał a nie żona. Jak na Panią Ninę to zbyt trudne sformułowania.
Dodane przez ab, w dniu 09.11.2010 r., godz. 21.21
Znam Ninę i napewno nie są zbyt trudne sformułowania jak na nią
Śliczna córeczka.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl