Takie przeżycia umacniają wiarę
(Zam: 10.05.2011 r., godz. 11.50)Na uroczystościach beatyfikacyjnych w Watykanie było obecnych wielu mieszkańców naszego powiatu, stanowili część ogromnej rzeszy Polaków, która w tych dniach odwiedziła Włochy. Wyszków reprezentowała m.in. pielgrzymka, zorganizowana przez Wojciecha Chodkowskiego.
– W piątek wieczorem uczestniczyliśmy w mszy z relikwiami – o tym, co działo się w Rzymie opowiada Stanisław Wawdejuk. – W sobotę rano pojechaliśmy na Plac, żeby zobaczyć, jak wyglądają przygotowania, rozejrzeć się. Ustaliliśmy, że będziemy podnosić banner, żeby zdążyć przed godz. 19.00. Udało się, co prawda z kłopotami. Trzeba było napompować balony helem, żeby go uniosły. Robiliśmy to u Polki, która ma pizzerię niedaleko Placu. Napompowaliśmy 10 balonów, jeden pękł przy podnoszeniu, okazało się, że jest ich za mało. Przynieśliśmy cztery, z których pierwsze dwa też pękły. Zdenerwowani byliśmy bardzo, ale wreszcie się udało.
Banner z napisem „Deo gratias” był dumą grupy, widoczny z daleka, odróżniał się od innych transparentów i chorągwi. Członkowie grupy obawiali się, czy będą mogli wnieść go na Plac, ale okazało się, że nie było z tym problemów.
– Przed 19.00 podnieśliśmy banner, dwóch musiało to trzymać, reszta grupy była opodal – kontynuuje opowieść Stanisław Wawdejuk. – Zaczęli wszystkich usuwać z tego rejonu. Akurat ja trzymałem banner, kiedy naszą grupę wyproszono. Do 1.00 w nocy byliśmy tam sami. Z tego placu usunięto może 100 tys. osób, zostały małe grupki obok nas. To wychodzenie trwało kilka godzin, karabinierzy powoli, ale cały czas odsuwali ludzi. O godz. 1.00 powiedzieli, że dalej już nie będą odsuwać. Wtedy zmienili nas ludzie z grupy i postanowiliśmy wszyscy przejść bliżej.
– Czekaliśmy całą noc, wreszcie padło hasło: „Idziemy!” – wspomina Stanisław Żurawski. – Spotkanie w Watykanie przypieczętowało moją miłość do Ojca Świętego. Nie zapomnę tego do końca życia. Na Placu były tłumy ludzi, zajęliśmy miejsce jak najbliżej ołtarza. Warto było czekać w okolicy całą noc. Była świetna organizacja, dobre nagłośnienie. Obecność Polaków była znacząca, wszędzie wokół słyszeliśmy polskie rozmowy, były widoczne polskie media, dziennikarze. Mieliśmy polskie chorągiewki, podeszła do nas Hiszpanka i poprosiła o jedną. Gdy odeszła, pomyślałem, że przecież mogłem jej dać jeszcze znaczek. Byłem pewien, że już się nie spotkamy – a jednak spotkaliśmy się jeszcze raz, i wręczyłem jej wtedy ten znaczek.
Stanisław Żurawski od lat jeździ na pielgrzymki, był obecny w Warszawie na pamiętnej mszy w 1979 r., gdy Jan Paweł II po raz pierwszy przyjechał do Polski. Był w wielu miastach Polski, w których odbywały się spotkania z papieżem. Do Rzymu pojechał po raz pierwszy.
– Bycie tam, na miejscu, było przeżyciem niesamowitym, nieporównywalnym do niczego innego – o pielgrzymce mówi wyraźnie wzruszony. – Nie ma porównania między byciem tam a oglądaniem tego w telewizji. Nie mogłem być w Watykanie, gdy odchodził, byłem teraz, by oddać hołd. Przeżyłem niezapomniane chwile, najbardziej wzruszające dla mnie było czytanie życiorysu Papieża, Jego zasługach, o tym, jaką drogę obrał i dokąd Go zaprowadziła. Nie kryłem łez, płakałem – z radości, szczęścia.
Nie żałuję, że tam byłem. Ten wyjazd traktuję jako przypieczętowanie lat pielgrzymowania.
– Trudno określić, co się czuje w takim momencie – wspomina pan Wawdejuk. – Bardziej teraz czuję większą radość z tego że tam byłem. To osoba bardzo ważna też historycznie, znacząca w naszych dziejach. Czuje się podwójną radość, podwójny zaszczyt.
Wszyscy, którzy byli na uroczystościach beatyfikacyjnych, twierdzą, że obecność Polaków była wyraźna, wszędzie słyszało się polskie rozmowy, widać było polskie chorągiewki, polskie media.
– Przed telewizorem był oczywiście lepszy ogląd sytuacji – Stanisław Wawdejuk mimo to opowiada się za obecnością na takich uroczystościach. –Bezpośredniość emocji, udział z innymi w radości, modlitwie, jest bezcenny. Poczucie wspólnoty i pełnego uczestnictwa jest nie do opisania. To pogłębia wiarę.
Rozmówcy są wzruszeni, gdy opowiadają o pobycie w Watykanie, widać, że jeszcze żyją tamtymi emocjami. Przywołują wrażenia z mszy, przypominają obrazy ludzi, miejsc. To dla nich niezapomniane i bezcenne wspomnienia.
– Emocje są spore, dopiero teraz je porządkuję – przyznaje Stanisław Wawdejuk. – Tamte przeżycia były ogromne. Mam nadzieję, że będzie to owocować w moim życiu. Kiedy byłem już w domu, odczułem tę radość w pełni. Mam nadzieję, że to mi pomoże pogłębić moją wiarę, modlitwę. Człowiek nie zawsze może potrafi rozwiązywać swoje problemy. Takie przeżycie powoduje, że mocniej się wierzy. Taki wyjazd, zmęczenie, powinno czemuś służyć. Uczestnictwo w takich uroczystościach podbudowuje człowieka i umacnia wiarę.
– Myślę, że ludzie mają szansę stać się lepszymi ludźmi – zastanawia się Stanisław Żurawski. – Ja byłem zawsze stateczny, od najmłodszych lat uczęszczałem do kościoła, starałem się pomagać innym, i ta pielgrzymka utrwaliła mnie w wierze. Każdy ma swoją duchową odpowiedzialność, odpowiada za swoje postępowanie. Trzeba się dobrze w siebie wsłuchiwać. Ja osobiście bardzo wziąłem sobie do serca i polecam wszystkim słowa Jana Pawła II: „Bądźcie czujni, Bogu dziękujcie, ducha nie gaście, macie w Polsce wiele do zrobienia”.
E.E.
Banner z napisem „Deo gratias” był dumą grupy, widoczny z daleka, odróżniał się od innych transparentów i chorągwi. Członkowie grupy obawiali się, czy będą mogli wnieść go na Plac, ale okazało się, że nie było z tym problemów.
– Przed 19.00 podnieśliśmy banner, dwóch musiało to trzymać, reszta grupy była opodal – kontynuuje opowieść Stanisław Wawdejuk. – Zaczęli wszystkich usuwać z tego rejonu. Akurat ja trzymałem banner, kiedy naszą grupę wyproszono. Do 1.00 w nocy byliśmy tam sami. Z tego placu usunięto może 100 tys. osób, zostały małe grupki obok nas. To wychodzenie trwało kilka godzin, karabinierzy powoli, ale cały czas odsuwali ludzi. O godz. 1.00 powiedzieli, że dalej już nie będą odsuwać. Wtedy zmienili nas ludzie z grupy i postanowiliśmy wszyscy przejść bliżej.
– Czekaliśmy całą noc, wreszcie padło hasło: „Idziemy!” – wspomina Stanisław Żurawski. – Spotkanie w Watykanie przypieczętowało moją miłość do Ojca Świętego. Nie zapomnę tego do końca życia. Na Placu były tłumy ludzi, zajęliśmy miejsce jak najbliżej ołtarza. Warto było czekać w okolicy całą noc. Była świetna organizacja, dobre nagłośnienie. Obecność Polaków była znacząca, wszędzie wokół słyszeliśmy polskie rozmowy, były widoczne polskie media, dziennikarze. Mieliśmy polskie chorągiewki, podeszła do nas Hiszpanka i poprosiła o jedną. Gdy odeszła, pomyślałem, że przecież mogłem jej dać jeszcze znaczek. Byłem pewien, że już się nie spotkamy – a jednak spotkaliśmy się jeszcze raz, i wręczyłem jej wtedy ten znaczek.
Stanisław Żurawski od lat jeździ na pielgrzymki, był obecny w Warszawie na pamiętnej mszy w 1979 r., gdy Jan Paweł II po raz pierwszy przyjechał do Polski. Był w wielu miastach Polski, w których odbywały się spotkania z papieżem. Do Rzymu pojechał po raz pierwszy.
– Bycie tam, na miejscu, było przeżyciem niesamowitym, nieporównywalnym do niczego innego – o pielgrzymce mówi wyraźnie wzruszony. – Nie ma porównania między byciem tam a oglądaniem tego w telewizji. Nie mogłem być w Watykanie, gdy odchodził, byłem teraz, by oddać hołd. Przeżyłem niezapomniane chwile, najbardziej wzruszające dla mnie było czytanie życiorysu Papieża, Jego zasługach, o tym, jaką drogę obrał i dokąd Go zaprowadziła. Nie kryłem łez, płakałem – z radości, szczęścia.
Nie żałuję, że tam byłem. Ten wyjazd traktuję jako przypieczętowanie lat pielgrzymowania.
– Trudno określić, co się czuje w takim momencie – wspomina pan Wawdejuk. – Bardziej teraz czuję większą radość z tego że tam byłem. To osoba bardzo ważna też historycznie, znacząca w naszych dziejach. Czuje się podwójną radość, podwójny zaszczyt.
Wszyscy, którzy byli na uroczystościach beatyfikacyjnych, twierdzą, że obecność Polaków była wyraźna, wszędzie słyszało się polskie rozmowy, widać było polskie chorągiewki, polskie media.
– Przed telewizorem był oczywiście lepszy ogląd sytuacji – Stanisław Wawdejuk mimo to opowiada się za obecnością na takich uroczystościach. –Bezpośredniość emocji, udział z innymi w radości, modlitwie, jest bezcenny. Poczucie wspólnoty i pełnego uczestnictwa jest nie do opisania. To pogłębia wiarę.
Rozmówcy są wzruszeni, gdy opowiadają o pobycie w Watykanie, widać, że jeszcze żyją tamtymi emocjami. Przywołują wrażenia z mszy, przypominają obrazy ludzi, miejsc. To dla nich niezapomniane i bezcenne wspomnienia.
– Emocje są spore, dopiero teraz je porządkuję – przyznaje Stanisław Wawdejuk. – Tamte przeżycia były ogromne. Mam nadzieję, że będzie to owocować w moim życiu. Kiedy byłem już w domu, odczułem tę radość w pełni. Mam nadzieję, że to mi pomoże pogłębić moją wiarę, modlitwę. Człowiek nie zawsze może potrafi rozwiązywać swoje problemy. Takie przeżycie powoduje, że mocniej się wierzy. Taki wyjazd, zmęczenie, powinno czemuś służyć. Uczestnictwo w takich uroczystościach podbudowuje człowieka i umacnia wiarę.
– Myślę, że ludzie mają szansę stać się lepszymi ludźmi – zastanawia się Stanisław Żurawski. – Ja byłem zawsze stateczny, od najmłodszych lat uczęszczałem do kościoła, starałem się pomagać innym, i ta pielgrzymka utrwaliła mnie w wierze. Każdy ma swoją duchową odpowiedzialność, odpowiada za swoje postępowanie. Trzeba się dobrze w siebie wsłuchiwać. Ja osobiście bardzo wziąłem sobie do serca i polecam wszystkim słowa Jana Pawła II: „Bądźcie czujni, Bogu dziękujcie, ducha nie gaście, macie w Polsce wiele do zrobienia”.
E.E.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl