O komuniach po raz drugi
(Zam: 13.05.2015 r., godz. 17.35)Już za chwileczkę, już za momencik rozpocznie się sezon komunijny. O komercyjności komunii pisałam już kiedyś (w swoim drugim felietonie). Pisałam o tortach wielkości młyńskiego koła, o szale przerabiania małych dziewczynek w mało dojrzałe panny młode. Pisałam o pokomunijnych obiadkach dla najbliższej rodzinki suto zakrapianych alkoholem zapakowanym do buteleczek po słodkich napojach.
Minęły trzy lata, od kiedy po raz pierwszy poruszyłam temat szaleństwa komunijnego. Ponieważ dzieci moich przyjaciół, tak zwane dzieci rodzinne i moje własne dzieci dawno temu są „po” komunijnym szaleństwie, przestałam interesować się tym, co dzisiaj wypada dać dzieciakowi na komunijny prezent.
Przyznam również, że zapomniałam, iż maj to miesiąc, w którym dzieciaki pomykają w białych albach do kościoła. Z zainteresowaniem posłuchałam więc medialnych informacji, czego dzieci oczekują od gości, których zaprosiły na tę ważną uroczystość. Właściwie to gości zapraszają rodzice, a dzieci jedynie czekają na kosztowne prezenty.
Trzy lata temu napisałam tak „Słyszę rozmowy moich znajomych i w środku we mnie się wszystko gotuje. Koniec świata nastąpi niechybnie niedługo. Modne stały się listy prezentów (dokładnie takie same jak lista prezentów ślubnych). A na liście: komputer, skuter, rower z tysiącem przerzutek, telewizor płaski z wejściem HD, FT, KT MN (na pewno coś pomieszałam), najnowszy iPhone i iPod, wycieczka do Egiptu, chociaż nie, to już nie modne – może raczej Wyspy Kanaryjskie, złota kolia, lokata terminowa ze ściśle określoną kwotą, quad i inne dziwactwa”. Czy w tym roku również najbardziej kultowe są quady, skutery i rowery? Nie, nie, nie, nic bardziej mylnego. Jeśli dziadziuś, ciocia lub mamusia chrzestna zakupiła taki prezencik, natychmiast powinna dokonać jego zwrotu do sklepu. Jak wiadomo, nieużywany prezencik zawsze można zwrócić. Zwrotu nie można jednak dokonać, jeśli smarkacz prezent zobaczy, rozryczy się, bo nie tego przecież oczekiwał i rzuci prezentem o podłogę. Uszkodzenia mechaniczne nie podlegają reklamacji, a my zostaniemy z różowym, pogniecionym rowerkiem lub skuterkiem dostosowanym dla dzieci do lat 10.
Co dzisiaj jest wyczekiwane, wyglądane i pożądane przez małych „komunistów”? Pogrzebałam w Internecie i na jednym z portali natrafiłam na ranking prezencików. Numerem jeden jest dzisiaj Poweriser Junior, czyli skaczące szczudła. Kto ich nie widział, to wyjaśniam, że jest to takie coś zagięte na co się staje, przypina się to coś do nóg i podobno się na tym chodzi. Jak podaje portalik „Przy odrobinie wprawy, na własnych nogach można poruszać się jak na trampolinie i czuć się jak prawdziwy superbohater”. Ponieważ każdy mały chłopczyk chce być superbohaterem, to taki prezencik jest jak najbardziej wskazany. Moja wyobraźnia ruszyła i „zobaczyłam” drugoklasistów pomykających do szkoły na szczudłach Poweriser Junior. Jednocześnie włączyło mi się czarne myślenie i pomyślałam, że taki prezent jest jednak mocno kontuzyjny i zachodzi obawa, że nasz powiatowy SOR nie nadąży z przyjmowaniem pokomunijnych połamańców. Ja takiego prezentu nikomu bym nie kupiła.
Kolejnym hitem jest Crazy Cart, czyli samochodzik wyposażony w malutkie kółka napędzane dwoma silniczkami elektrycznymi. Samochodzik ma specjalną wajchę, która podnosi tylne zawieszenie pozwalając kołom obracać się w dowolną stronę, a tym samym wprowadzając pojazd w tryb dryftu. Niestety, nie miałam pojęcia co znaczy „drift”, więc musiałam posiłkować się wiedzą zawartą w Internecie. Okazało się, że drift to kontrolowany poślizg. Portalik podaje „Takie rozwiązanie umożliwia dzieciom nie tylko tradycyjną jazdę, ale przede wszystkim emocjonujące ślizgi czy wirowanie wokół własnej osi. Opatentowany system pozwala kierowcy na ruch we wszystkich kierunkach: do przodu, tyłu i pod każdym innym kątem”. Oczy ze zdziwienia wybałuszyłam i zdenerwowana pomyślałam, że teraz jako kierowca musze uważać nie tylko na pieszych i rowerzystów, ale również na maleńkie samochodziki Crazy Cart z niedoświadczonymi, małoletnimi kierowcami „za kółkiem”.
Kto obawia się o życie i zdrowie „komunisty”, a chce mu sprawić prezent pozwalający na szybkie przemieszczanie się, może kupić na prezent elektryczną hulajnogę. Moim zdaniem, elektryczna hulajnoga to żadna nowość i takie hulajnogi od dawna można spotkać na miejskich ulicach. Czy dziecko będzie zadowolone z takiego prezentu? Moim zdaniem, raczej nie.
Jeśli zatroskany gość nie chce kupować prezentu, za pomocą którego dziecko może nam odjechać lub uciec, powinien rozważyć zakup robota Bero. Robocik potrafi mówić, tańczyć i przemieszczać się. Zdziwiłam się, że taki robot jest komunijnym hitem, gdyż jestem przekonana, że po kilkugodzinnej fascynacji Bero zostanie on rzucony do kąta, a pokomunijny małolat będzie oczekiwał bardziej fascynującego prezentu od babci, cioci lub wujka. Czy taki robot to na pewno dobry pomysł na prezent? Czy naszym dzieciom potrzebny jest taki sztuczny kolega? Być może jednak ja się nie znam i nie rozumiem potrzeb dzisiejszych dziewięciolatków.
Może więc lepiej kupić dzieciakowi zwierzątko, którym będzie musiało się opiekować? Na te rozterki portalik również znalazł rozwiązanie i proponuje zakup parki ptaszków Zeberka. Jak wiadomo ptaszki trzyma się w klatce, na spacer nie trzeba z nimi wychodzić więc na pewno są mało kłopotliwe i nie sprawią, że rodzice dziecka po komunii będą nas omijali szerokim łukiem. Jednocześnie dowiedziałam się, że w poprzednich latach przebojem komunijnych prezentów był jeż pigmejski i domowy lisek. Gdybym ja miała dokonywać wyboru prezentowego zwierzaczka kupiłabym jeżyka, którego też nie trzeba wyprowadzać na spacer, a zapewne jest bardziej zabawny od siedzących w klatce ptaszków.
Coraz większą popularnością cieszą się również statuetki komunijne. Zastanawiam się jednak po co komu taka statuetka? Czemu ona ma służyć i co z nią zrobić? Czy taka statuetka to na pewno dobry pomysł na prezent dla drugoklasisty? Już od kilku lat „w modzie” jest obdarowywanie statuetkami rodziców młodej pary. Dostajesz taką statuetkę i stajesz przed dylematem – gdzie ją do licha postawić? Schować do szafy nie wypada, bo darczyńca się obrazi, trzymać na wierzchu też nie ma powodu. Skoro dla dorosłego człowieka statuetka jest problematycznym prezentem, to tym bardziej dla małego człowieka nie będzie ona atrakcją.
Z ulgą stwierdziłam, że się cieszę, że nie muszę się zastanawiać nad prezentem komunijnym. Jestem zdecydowaną przeciwniczką obdarowywania dzieci drogimi prezentami. Jestem zdecydowaną przeciwniczką urządzania wystawnych komunii, na które zaprasza się całą rodzinę (tą bliższą, dalszą i najdalszą) tylko po to, by nasze dziecko mogło się pochwalić, ile prezentów „zgarnęło” w ten wyjątkowy dzień.
Zastanawiam się, kiedy w końcu przyjdzie opanowanie i przestaniemy traktować uroczystości związane z I komunią naszego dziecka jak „targ próżności”? Czy potrafimy wytłumaczyć dziecku i zaproszonym gościom, że nie ma znaczenia, jaki prezent zostanie z tej okazji kupiony? A może to nas – rodziców, a nie dzieci i gości należy uświadomić, że nie wielkość i jakość prezentu ma wówczas znaczenie?
Judyta
judyta@wyszkowiak.pl
Przyznam również, że zapomniałam, iż maj to miesiąc, w którym dzieciaki pomykają w białych albach do kościoła. Z zainteresowaniem posłuchałam więc medialnych informacji, czego dzieci oczekują od gości, których zaprosiły na tę ważną uroczystość. Właściwie to gości zapraszają rodzice, a dzieci jedynie czekają na kosztowne prezenty.
Trzy lata temu napisałam tak „Słyszę rozmowy moich znajomych i w środku we mnie się wszystko gotuje. Koniec świata nastąpi niechybnie niedługo. Modne stały się listy prezentów (dokładnie takie same jak lista prezentów ślubnych). A na liście: komputer, skuter, rower z tysiącem przerzutek, telewizor płaski z wejściem HD, FT, KT MN (na pewno coś pomieszałam), najnowszy iPhone i iPod, wycieczka do Egiptu, chociaż nie, to już nie modne – może raczej Wyspy Kanaryjskie, złota kolia, lokata terminowa ze ściśle określoną kwotą, quad i inne dziwactwa”. Czy w tym roku również najbardziej kultowe są quady, skutery i rowery? Nie, nie, nie, nic bardziej mylnego. Jeśli dziadziuś, ciocia lub mamusia chrzestna zakupiła taki prezencik, natychmiast powinna dokonać jego zwrotu do sklepu. Jak wiadomo, nieużywany prezencik zawsze można zwrócić. Zwrotu nie można jednak dokonać, jeśli smarkacz prezent zobaczy, rozryczy się, bo nie tego przecież oczekiwał i rzuci prezentem o podłogę. Uszkodzenia mechaniczne nie podlegają reklamacji, a my zostaniemy z różowym, pogniecionym rowerkiem lub skuterkiem dostosowanym dla dzieci do lat 10.
Co dzisiaj jest wyczekiwane, wyglądane i pożądane przez małych „komunistów”? Pogrzebałam w Internecie i na jednym z portali natrafiłam na ranking prezencików. Numerem jeden jest dzisiaj Poweriser Junior, czyli skaczące szczudła. Kto ich nie widział, to wyjaśniam, że jest to takie coś zagięte na co się staje, przypina się to coś do nóg i podobno się na tym chodzi. Jak podaje portalik „Przy odrobinie wprawy, na własnych nogach można poruszać się jak na trampolinie i czuć się jak prawdziwy superbohater”. Ponieważ każdy mały chłopczyk chce być superbohaterem, to taki prezencik jest jak najbardziej wskazany. Moja wyobraźnia ruszyła i „zobaczyłam” drugoklasistów pomykających do szkoły na szczudłach Poweriser Junior. Jednocześnie włączyło mi się czarne myślenie i pomyślałam, że taki prezent jest jednak mocno kontuzyjny i zachodzi obawa, że nasz powiatowy SOR nie nadąży z przyjmowaniem pokomunijnych połamańców. Ja takiego prezentu nikomu bym nie kupiła.
Kolejnym hitem jest Crazy Cart, czyli samochodzik wyposażony w malutkie kółka napędzane dwoma silniczkami elektrycznymi. Samochodzik ma specjalną wajchę, która podnosi tylne zawieszenie pozwalając kołom obracać się w dowolną stronę, a tym samym wprowadzając pojazd w tryb dryftu. Niestety, nie miałam pojęcia co znaczy „drift”, więc musiałam posiłkować się wiedzą zawartą w Internecie. Okazało się, że drift to kontrolowany poślizg. Portalik podaje „Takie rozwiązanie umożliwia dzieciom nie tylko tradycyjną jazdę, ale przede wszystkim emocjonujące ślizgi czy wirowanie wokół własnej osi. Opatentowany system pozwala kierowcy na ruch we wszystkich kierunkach: do przodu, tyłu i pod każdym innym kątem”. Oczy ze zdziwienia wybałuszyłam i zdenerwowana pomyślałam, że teraz jako kierowca musze uważać nie tylko na pieszych i rowerzystów, ale również na maleńkie samochodziki Crazy Cart z niedoświadczonymi, małoletnimi kierowcami „za kółkiem”.
Kto obawia się o życie i zdrowie „komunisty”, a chce mu sprawić prezent pozwalający na szybkie przemieszczanie się, może kupić na prezent elektryczną hulajnogę. Moim zdaniem, elektryczna hulajnoga to żadna nowość i takie hulajnogi od dawna można spotkać na miejskich ulicach. Czy dziecko będzie zadowolone z takiego prezentu? Moim zdaniem, raczej nie.
Jeśli zatroskany gość nie chce kupować prezentu, za pomocą którego dziecko może nam odjechać lub uciec, powinien rozważyć zakup robota Bero. Robocik potrafi mówić, tańczyć i przemieszczać się. Zdziwiłam się, że taki robot jest komunijnym hitem, gdyż jestem przekonana, że po kilkugodzinnej fascynacji Bero zostanie on rzucony do kąta, a pokomunijny małolat będzie oczekiwał bardziej fascynującego prezentu od babci, cioci lub wujka. Czy taki robot to na pewno dobry pomysł na prezent? Czy naszym dzieciom potrzebny jest taki sztuczny kolega? Być może jednak ja się nie znam i nie rozumiem potrzeb dzisiejszych dziewięciolatków.
Może więc lepiej kupić dzieciakowi zwierzątko, którym będzie musiało się opiekować? Na te rozterki portalik również znalazł rozwiązanie i proponuje zakup parki ptaszków Zeberka. Jak wiadomo ptaszki trzyma się w klatce, na spacer nie trzeba z nimi wychodzić więc na pewno są mało kłopotliwe i nie sprawią, że rodzice dziecka po komunii będą nas omijali szerokim łukiem. Jednocześnie dowiedziałam się, że w poprzednich latach przebojem komunijnych prezentów był jeż pigmejski i domowy lisek. Gdybym ja miała dokonywać wyboru prezentowego zwierzaczka kupiłabym jeżyka, którego też nie trzeba wyprowadzać na spacer, a zapewne jest bardziej zabawny od siedzących w klatce ptaszków.
Coraz większą popularnością cieszą się również statuetki komunijne. Zastanawiam się jednak po co komu taka statuetka? Czemu ona ma służyć i co z nią zrobić? Czy taka statuetka to na pewno dobry pomysł na prezent dla drugoklasisty? Już od kilku lat „w modzie” jest obdarowywanie statuetkami rodziców młodej pary. Dostajesz taką statuetkę i stajesz przed dylematem – gdzie ją do licha postawić? Schować do szafy nie wypada, bo darczyńca się obrazi, trzymać na wierzchu też nie ma powodu. Skoro dla dorosłego człowieka statuetka jest problematycznym prezentem, to tym bardziej dla małego człowieka nie będzie ona atrakcją.
Z ulgą stwierdziłam, że się cieszę, że nie muszę się zastanawiać nad prezentem komunijnym. Jestem zdecydowaną przeciwniczką obdarowywania dzieci drogimi prezentami. Jestem zdecydowaną przeciwniczką urządzania wystawnych komunii, na które zaprasza się całą rodzinę (tą bliższą, dalszą i najdalszą) tylko po to, by nasze dziecko mogło się pochwalić, ile prezentów „zgarnęło” w ten wyjątkowy dzień.
Zastanawiam się, kiedy w końcu przyjdzie opanowanie i przestaniemy traktować uroczystości związane z I komunią naszego dziecka jak „targ próżności”? Czy potrafimy wytłumaczyć dziecku i zaproszonym gościom, że nie ma znaczenia, jaki prezent zostanie z tej okazji kupiony? A może to nas – rodziców, a nie dzieci i gości należy uświadomić, że nie wielkość i jakość prezentu ma wówczas znaczenie?
Judyta
judyta@wyszkowiak.pl
Komentarze
mama
Dodane przez wiecej skromności, w dniu 15.05.2015 r., godz. 08.21
Mam dwójkę dzieci które juz są po konunii i nie było takiej glupawki z wyprawieniem jej, gośćmi i prezentami . wszystko zależy od rodziców i ich podejścia . zaproszeni tylko najbliżsi, a jedynym prezentem na ktory się zgodziłam by synowie dostali to medalik, który będzie przypominał ten wazny dzień. Nigdy nie usłyszałam od synow, że byli niezadowoleni. Wczesniej dużo z nimi rozmawiałam na temat tej uroczystości i jakie ma ona znaczenie.wiedziałam, ze co niektórzy mają różne wygórowane wymagania, ale te o ktorych piszę Pani Judyta to raczej odchylenia.
Dodane przez wiecej skromności, w dniu 15.05.2015 r., godz. 08.21
Mam dwójkę dzieci które juz są po konunii i nie było takiej glupawki z wyprawieniem jej, gośćmi i prezentami . wszystko zależy od rodziców i ich podejścia . zaproszeni tylko najbliżsi, a jedynym prezentem na ktory się zgodziłam by synowie dostali to medalik, który będzie przypominał ten wazny dzień. Nigdy nie usłyszałam od synow, że byli niezadowoleni. Wczesniej dużo z nimi rozmawiałam na temat tej uroczystości i jakie ma ona znaczenie.wiedziałam, ze co niektórzy mają różne wygórowane wymagania, ale te o ktorych piszę Pani Judyta to raczej odchylenia.
Bry
Dodane przez Jacek, w dniu 13.12.2017 r., godz. 15.49
Skaczące szczudła powerizer dla dzieci są świetnym pomysłem na prezent, nie tylko z okazji komunii. Pod choinką też świetnie się mieszczą, na urodziny i bez okazji sprawiają mnóstwo frajdy dzieciom, a co najważniejsze, dzięki nim dzieciaki są zdrowsze! Polecam.
Dodane przez Jacek, w dniu 13.12.2017 r., godz. 15.49
Skaczące szczudła powerizer dla dzieci są świetnym pomysłem na prezent, nie tylko z okazji komunii. Pod choinką też świetnie się mieszczą, na urodziny i bez okazji sprawiają mnóstwo frajdy dzieciom, a co najważniejsze, dzięki nim dzieciaki są zdrowsze! Polecam.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl