Krajobraz po (wyborach)
(Zam: 03.12.2014 r., godz. 16.42)Wybory w demokratycznym państwie mają gwarantować obywatelom wpływ na władzę. To podstawowe prawo obywateli. Zapytajmy siebie, swoich bliskich, znajomych, co zrobiliśmy, by skorzystać z tego prawa w dopiero co zakończonych wyborach samorządowych? Co się zmieni po wyborach? Czy rzeczywiście nie chcieliśmy wyraźnych zmian?
W tajnym głosowaniu udzielaliśmy poparcia zgłoszonym wcześniej kandydatom – tym spośród nas, którzy ubiegali się o sprawowanie władzy, reprezentowanie społeczności powiatu wyszkowskiego i jego poszczególnych gmin w radach – organach uchwałodawczych i kontrolnych. Kto z nas, komu i dlaczego udzielił poparcia? Wyniki wyborów wskazują, że dokonała tego jedynie blisko połowa uprawnionych. Wybrano prawie tych samych albo z takich samych ugrupowań partii, które wcześniej sprawowały władzę. O ich wyborze zadecydowała niewielka liczba wyborców na nich głosująca i… wszyscy, którzy nie poszli do wyborów. Niewielka, bo – na przykład – o wyborze radnego gminnego czy miejskiego zdecydowała przecież niewielka liczba wyborców, ale najliczniejsza spośród wszystkich grup głosujących na innych kandydatów. W skrajnym przypadku w jednym z okręgów o wyborze na radnego miejskiego zadecydowało 115 osób. Z ich decyzją musi się pogodzić 407 osób głosujących na innych kandydatów. I blisko 500 osób, które uznały, że dokonywanie wyboru radnego ich w ogóle nie interesuje. A więc około 9/10 wszystkich wyborców! Niewiele „lepsza” sytuacja jest w pozostałych okręgach do Rady Miejskiej w Wyszkowie, radach poszczególnych gmin i Radzie Powiatu Wyszkowskiego.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kilka okoliczności, które mogą znacząco wpływać na niezadowolenie wyborców. Zaskakująco dużo oddanych głosów zostało unieważnionych. Szczególnie w wyborach do Rady Powiatu Wyszkowskiego i Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Każdy wyborca otrzymał wielostronicową kartę do głosowania. Mógł na niej postawić znak „X” tylko przy jednym nazwisku na jednej stronie. Wiele osób stawiało takie znaki przy wielu osobach albo na wielu stronach i ich wysiłek… poszedł na marne. Dlaczego tak się stało? Przecież to nie pierwsze wybory, w których karta do głosowania miała wiele stron?
Kto wystartował w wyborach? Wiele osób zrobiło to po raz kolejny. Wśród nich były osoby wcześniej wielokrotnie wybierane na radnych, wszyscy dotychczasowi wójtowie, burmistrz (rekordziści od 3-4 kadencji). Swoich kandydatów wystawiła każda licząca się partia polityczna. W gronie doświadczonych politycznie i zasłużonych partyjnie znalazło się kilku debiutantów. Jakie były ich motywy, by wystartować w wyborach? Różne. Część z nich podpisze się pod następującymi powodami. By swoją pracowitość, sumienność, rzetelność przenieść na niwę pracy samorządowej. Zamiast narzekać, spróbować samemu wpłynąć na sposób i jakość sprawowania władzy w gminie, powiecie.
Naiwnością byłoby twierdzić, że wszyscy kandydujący mieli równe szanse na wybór. Najłatwiej mieli najbardziej doświadczeni, popierani przez największe partie polityczne i ugrupowania, których przedstawiciele sprawowali obecnie władzę w samorządzie. Wspierani przez partie polityczne zarówno wizerunkowo, jak i finansowo, sponsorów o zasobnych portfelach. Oczywiście, można wskazać przykłady, że i to niektórym nie pomogło. Ważne było, w jaki sposób poszczególni kandydaci zostali zapamiętani w swojej społeczności. Jak pracowali podczas kampanii wyborczej. Czy i jak docierali do swoich potencjalnych wyborców. Ale, niestety, sama uczciwość, pracowitość i dobre imię sukcesu nie zapewniało... Dlaczego?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Niewielu wyborców przeczytało program wyborczy lub choćby deklaracje wyborcze poszczególnych kandydatów. Większość opowiedziała się za przewidywalną kontynuacją rządów obecnie sprawujących władzę. Część z nich dlatego, że zadowala ich praca samorządowców. Część z obawy przed zmianami, obawy o utratę pracy swojej lub bliskich. Pozostali, którzy nie mieli nic do zyskania i nic do stracenia, nierzadko dokonywali wyboru kandydata/kandydatki „po twarzy”, czyli po prostu dlatego, że spodobała się im twarz zobaczona na plakacie, banerze. Część zdecydowała się na wybór tylko dlatego, że była przeciwko innemu, który źle im się kojarzył. Inna grupa kierowała się modą i sugestiami mediów…
Spotkały się dwie znajome. Rozmawiały o wyborach. Pierwsza zadeklarowała, że będzie głosować na dotychczasowego burmistrza. Druga stanowczo zaprotestowała: „Nie chcę o tym słyszeć. Ja będę głosowała na pana X”. „Dlaczego?” – dopytuje pierwsza zaintrygowana stanowczością koleżanki, sądząc że ma wiele przemyśleń i szczegółowo uzasadni swój wybór. Tymczasem zapytana tak rzekła: „Bo jest taki przystojny, elegancki. Widziałam go, jak chodził po targu z koszykiem”…
Z wyborów na wybory coraz trudniej będzie wygrać z partiami i ugrupowaniami, które umacniają swoją władzę i sieci powiązań w gminie i powiecie. Nowi kandydaci będą mieli do zaproponowania tylko deklaracje, obietnice. Nawet, jeśli wcześniej osiągnęli jakieś sukcesy w pracy, niewielu wyborców będą w stanie do siebie przekonać. Czym one będą wobec listy dokonań wójtów, burmistrza starających się o reelekcję, którzy „przekonywali” do siebie ogromem i skalą prowadzonych przez siebie inwestycji finansowanych z publicznych pieniędzy, widowiskowo kończonych tuż przed przez „przecinanie wstęgi w blasku fleszy”?
Niemniej dopóki są wolne wybory, zawsze istnieć będzie szansa na dokonanie zmiany. Na początek choćby po to, by na nowo zbudować opozycję, która w każdej demokracji jest niezbędna. Inaczej grozi nam dyktat jednego ugrupowania, jednej grupy interesu. „Jednomyślność” władzy znamy z poprzedniego systemu, z PRL-u. To niebezpieczne zjawisko dla demokracji grożące jej erozją i zwyrodnieniem.
Potrzeba jednak już od dziś przygotowywać się do kolejnych wyborów, a nie czekać cztery lata i uaktywnić się dopiero tuż przed głosowaniem. Tym łatwiej będzie ją dokonać, im większej liczbie mieszkańców zacznie na tym zależeć. Zamiast ograniczać swoją aktywność obywatelską do anonimowych komentarzy w Internecie, zaczną działać w realnym świecie – na początku jako wolontariusze, społecznicy, z czasem utworzą stowarzyszenie, fundację (lub dołączą do już istniejących), pozyskają środki na realizację przedsięwzięć, które wzbogacą lokalną ofertę społeczną, dobroczynną, kulturalną. Przyczynią się do rozwiązania jakiegoś konkretnego problemu. Nawet, jeśli ta mozolna, uczciwa praca na rzecz społeczności nie przyczyni się do zdobycia mandatów radnych w kolejnych wyborach, a następnie do poprawy jakości sprawowania władzy w samorządzie, warto ją podjąć. Żyje się tylko raz. Przeżytego czasu nie można cofnąć. A mieszkańcom można służyć nie tylko będąc radnym, wójtem czy burmistrzem. I w przeciwieństwie do nich nie ma obowiązku tego robić, a jedynie można...
Artur Laskowski
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze kilka okoliczności, które mogą znacząco wpływać na niezadowolenie wyborców. Zaskakująco dużo oddanych głosów zostało unieważnionych. Szczególnie w wyborach do Rady Powiatu Wyszkowskiego i Sejmiku Województwa Mazowieckiego. Każdy wyborca otrzymał wielostronicową kartę do głosowania. Mógł na niej postawić znak „X” tylko przy jednym nazwisku na jednej stronie. Wiele osób stawiało takie znaki przy wielu osobach albo na wielu stronach i ich wysiłek… poszedł na marne. Dlaczego tak się stało? Przecież to nie pierwsze wybory, w których karta do głosowania miała wiele stron?
Kto wystartował w wyborach? Wiele osób zrobiło to po raz kolejny. Wśród nich były osoby wcześniej wielokrotnie wybierane na radnych, wszyscy dotychczasowi wójtowie, burmistrz (rekordziści od 3-4 kadencji). Swoich kandydatów wystawiła każda licząca się partia polityczna. W gronie doświadczonych politycznie i zasłużonych partyjnie znalazło się kilku debiutantów. Jakie były ich motywy, by wystartować w wyborach? Różne. Część z nich podpisze się pod następującymi powodami. By swoją pracowitość, sumienność, rzetelność przenieść na niwę pracy samorządowej. Zamiast narzekać, spróbować samemu wpłynąć na sposób i jakość sprawowania władzy w gminie, powiecie.
Naiwnością byłoby twierdzić, że wszyscy kandydujący mieli równe szanse na wybór. Najłatwiej mieli najbardziej doświadczeni, popierani przez największe partie polityczne i ugrupowania, których przedstawiciele sprawowali obecnie władzę w samorządzie. Wspierani przez partie polityczne zarówno wizerunkowo, jak i finansowo, sponsorów o zasobnych portfelach. Oczywiście, można wskazać przykłady, że i to niektórym nie pomogło. Ważne było, w jaki sposób poszczególni kandydaci zostali zapamiętani w swojej społeczności. Jak pracowali podczas kampanii wyborczej. Czy i jak docierali do swoich potencjalnych wyborców. Ale, niestety, sama uczciwość, pracowitość i dobre imię sukcesu nie zapewniało... Dlaczego?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Niewielu wyborców przeczytało program wyborczy lub choćby deklaracje wyborcze poszczególnych kandydatów. Większość opowiedziała się za przewidywalną kontynuacją rządów obecnie sprawujących władzę. Część z nich dlatego, że zadowala ich praca samorządowców. Część z obawy przed zmianami, obawy o utratę pracy swojej lub bliskich. Pozostali, którzy nie mieli nic do zyskania i nic do stracenia, nierzadko dokonywali wyboru kandydata/kandydatki „po twarzy”, czyli po prostu dlatego, że spodobała się im twarz zobaczona na plakacie, banerze. Część zdecydowała się na wybór tylko dlatego, że była przeciwko innemu, który źle im się kojarzył. Inna grupa kierowała się modą i sugestiami mediów…
Spotkały się dwie znajome. Rozmawiały o wyborach. Pierwsza zadeklarowała, że będzie głosować na dotychczasowego burmistrza. Druga stanowczo zaprotestowała: „Nie chcę o tym słyszeć. Ja będę głosowała na pana X”. „Dlaczego?” – dopytuje pierwsza zaintrygowana stanowczością koleżanki, sądząc że ma wiele przemyśleń i szczegółowo uzasadni swój wybór. Tymczasem zapytana tak rzekła: „Bo jest taki przystojny, elegancki. Widziałam go, jak chodził po targu z koszykiem”…
Z wyborów na wybory coraz trudniej będzie wygrać z partiami i ugrupowaniami, które umacniają swoją władzę i sieci powiązań w gminie i powiecie. Nowi kandydaci będą mieli do zaproponowania tylko deklaracje, obietnice. Nawet, jeśli wcześniej osiągnęli jakieś sukcesy w pracy, niewielu wyborców będą w stanie do siebie przekonać. Czym one będą wobec listy dokonań wójtów, burmistrza starających się o reelekcję, którzy „przekonywali” do siebie ogromem i skalą prowadzonych przez siebie inwestycji finansowanych z publicznych pieniędzy, widowiskowo kończonych tuż przed przez „przecinanie wstęgi w blasku fleszy”?
Niemniej dopóki są wolne wybory, zawsze istnieć będzie szansa na dokonanie zmiany. Na początek choćby po to, by na nowo zbudować opozycję, która w każdej demokracji jest niezbędna. Inaczej grozi nam dyktat jednego ugrupowania, jednej grupy interesu. „Jednomyślność” władzy znamy z poprzedniego systemu, z PRL-u. To niebezpieczne zjawisko dla demokracji grożące jej erozją i zwyrodnieniem.
Potrzeba jednak już od dziś przygotowywać się do kolejnych wyborów, a nie czekać cztery lata i uaktywnić się dopiero tuż przed głosowaniem. Tym łatwiej będzie ją dokonać, im większej liczbie mieszkańców zacznie na tym zależeć. Zamiast ograniczać swoją aktywność obywatelską do anonimowych komentarzy w Internecie, zaczną działać w realnym świecie – na początku jako wolontariusze, społecznicy, z czasem utworzą stowarzyszenie, fundację (lub dołączą do już istniejących), pozyskają środki na realizację przedsięwzięć, które wzbogacą lokalną ofertę społeczną, dobroczynną, kulturalną. Przyczynią się do rozwiązania jakiegoś konkretnego problemu. Nawet, jeśli ta mozolna, uczciwa praca na rzecz społeczności nie przyczyni się do zdobycia mandatów radnych w kolejnych wyborach, a następnie do poprawy jakości sprawowania władzy w samorządzie, warto ją podjąć. Żyje się tylko raz. Przeżytego czasu nie można cofnąć. A mieszkańcom można służyć nie tylko będąc radnym, wójtem czy burmistrzem. I w przeciwieństwie do nich nie ma obowiązku tego robić, a jedynie można...
Artur Laskowski
Komentarze
Dodane przez ola, w dniu 03.12.2014 r., godz. 18.30
Wszystko pięknie, ale nie rozumię dlaczego autor wdał się w wyborczy romans ze Zdzisławem Bocianem i panem od KOMbudu? Oni są znani z tego, że zawsze dobrze chcą, tylko najczęściej srednio im to wychodzi. Tak jak z wyborami.
Wszystko pięknie, ale nie rozumię dlaczego autor wdał się w wyborczy romans ze Zdzisławem Bocianem i panem od KOMbudu? Oni są znani z tego, że zawsze dobrze chcą, tylko najczęściej srednio im to wychodzi. Tak jak z wyborami.
Dodane przez TT, w dniu 03.12.2014 r., godz. 23.03
BPW nie chciał wygrać tych wyborów więc teraz nie rozumiem rozżalenia. Prawie zero aktywności wspólnej komitetu. Nawet na stronie prezentował się wyłącznie Bocian.
BPW nie chciał wygrać tych wyborów więc teraz nie rozumiem rozżalenia. Prawie zero aktywności wspólnej komitetu. Nawet na stronie prezentował się wyłącznie Bocian.
Dodane przez absurd, w dniu 08.12.2014 r., godz. 10.14
Władza będzie bezkarna jak media lokalne nie będą patrzeć jej na ręce. A u nas jest odwrotnie np infowyszkow.pl czepiał się kandydatów opozycyjnych jak Garbarczyk, Osęki czy Głowackiego a wobec Nowosielskiego cisza.A powinni zapytać o relacje burmistrza z niektórymi biznesami. jedynie pani Judyta była głosem wyszkowskiego społeczeństwa. Będę kupował tylko Wyszkowiaka.
Władza będzie bezkarna jak media lokalne nie będą patrzeć jej na ręce. A u nas jest odwrotnie np infowyszkow.pl czepiał się kandydatów opozycyjnych jak Garbarczyk, Osęki czy Głowackiego a wobec Nowosielskiego cisza.A powinni zapytać o relacje burmistrza z niektórymi biznesami. jedynie pani Judyta była głosem wyszkowskiego społeczeństwa. Będę kupował tylko Wyszkowiaka.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl