Co można z bobrami?
(Zam: 02.04.2014 r., godz. 17.03)Cześć mieszkańców gminy Zabrodzie niemalże co dzień mierzy się z poważnym problemem. Ich posesje notorycznie są atakowane przez bobry. Jak na razie rozwiązania problemu trudno szukać w najbliższej przyszłości.
Problem z bobrami w Zabrodziu pojawił się już kilka lat temu. Ludzie skarżyli się wówczas, że zwierzęta wchodzą na ich posesje i niszczą dobytek. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Zakaz polowania na te zwierzęta mimo dość licznej obecnie populacji powoduje problemy nie do przeskoczenia. Na ostatniej sesji gminnej do tematu powrócił sołtys miejscowości Przykory Piotr Gajcy.
– Z bobrami niewiele można. Owszem, można pisać podania do organów zajmujących się ochroną środowiska z prośbą o odłowienie. Na tym koniec – tłumaczy P. Gajcy. – Tam zbudowanych przez te zwierzęta też nie możemy rozbierać, ani w żaden inny sposób niszczyć, ponieważ bobry są pod ochroną. Zezwolenie na rozbiórkę tam ma tylko zarząd wojewódzki, zajmujący się rowami państwowymi. Tylko oni podczas konserwacji rowów taką tamę mogą rozebrać. Oczywiście, trzeba się do nich wcześniej z taką prośbą zwrócić.
Piotr Gajcy uważa, że to sołtysi wsi, w których bobry są szczególnie aktywne powinni zebrać podpisy mieszkańców i wysłać do odpowiednich organów. Jego zdaniem to jedyny sposób, by pozbyć się niechcianego problemu.
– Przez bobry i zbudowane przez nie tamy woda nie schodzi w dół i zalewa pobliskie pola. Jeśli plony zostały z tego powodu utracone, można pisać podanie o przyznanie odszkodowania, by choć po części zrekompensować te straty – tłumaczy Piotr Gajcy.
Odszkodowanie, o ile zostanie wypłacone, do wysokich z pewnością nie będzie należało. Przekonał się o tym Stefan Szyszko z Gaju, który opowiedział o swojej wieloletniej przygodzie z tymi zwierzętami.
– Już raz występowałem o odszkodowanie. W końcu się doczekałem. Za 25 zniszczonych drzew, starych gatunków jabłoni otrzymałem sześćset złotych odszkodowania. Teraz przechodzę kolejny atak bobrów. Tym razem zjadły mi fundament. One żrą po prostu wszystko – mówił wyraźnie wzburzony. – Napisałem kolejny wniosek o odszkodowanie, a gdy dzwoniłem pani, która odbierała telefon w wyraźnie w rozrywkowym nastroju, mówi: „Co tam pana płot, my właśnie rozpatrujemy zjedzenie stodoły”. Po tamtej stronie to wygląda jak kabaret, a w rzeczywistości to jest potworna plaga i szkodnictwo. To, co się dzieje to jest ekoterroryzm, a bobry uprawiają wandalizm na koszt podatnika. Te bobry zniszczyły mi ponad metr brzegu nad Fiszorem – przecież to jest utrata wartości nieruchomości.
Zdaniem S. Szyszko, bobry w Fiszorze czują się bardzo dobrze, dlatego sukcesywnie przemieszczają się i niszczą kolejne tereny.
– Poszły w bagna ponad kilometr od brzegu, niszcząc po drodze całe połacie lasu. One czują się dobrze nawet w stojącej wodzie – a to już jest najwyższy alarm. Ja przez nie mam straszliwe straty – tłumaczy S. Szyszko. – W Kanadzie problem rozwiązują w inny sposób. Strzelają do nich z wiatrówek dużą ilością śrutu i po pół roku bóbr umiera na ołowicę. Sam nie radzę tego rozwiązania – mówi poszkodowany.
Zdaniem radnego Sławomira Ołdaka, to spółka wodna działająca na terenie gminy powinna bardziej rzetelnie pracować.
– 1/3 gminy należy do spółki wodnej i na walnym zgromadzeniu spółki kombinuje się, co by tu zrobić, żeby spółkę utrzymać. Pierwszym wyjściem z sytuacji jest podniesienie składek. Pytam – komu podnieść te składki? Tym paru osobom, które zostały na wsi i próbują coś robić? – zastanawia się radny. – Jeśli chodzi o rowy, spółka jakoś działa, ale jeśli chodzi o meliorację – to zupełnie nic nie robią. Przez te bobry to może się stać jeszcze jakiś nieszczęśliwy wypadek.
A.B.
– Z bobrami niewiele można. Owszem, można pisać podania do organów zajmujących się ochroną środowiska z prośbą o odłowienie. Na tym koniec – tłumaczy P. Gajcy. – Tam zbudowanych przez te zwierzęta też nie możemy rozbierać, ani w żaden inny sposób niszczyć, ponieważ bobry są pod ochroną. Zezwolenie na rozbiórkę tam ma tylko zarząd wojewódzki, zajmujący się rowami państwowymi. Tylko oni podczas konserwacji rowów taką tamę mogą rozebrać. Oczywiście, trzeba się do nich wcześniej z taką prośbą zwrócić.
Piotr Gajcy uważa, że to sołtysi wsi, w których bobry są szczególnie aktywne powinni zebrać podpisy mieszkańców i wysłać do odpowiednich organów. Jego zdaniem to jedyny sposób, by pozbyć się niechcianego problemu.
– Przez bobry i zbudowane przez nie tamy woda nie schodzi w dół i zalewa pobliskie pola. Jeśli plony zostały z tego powodu utracone, można pisać podanie o przyznanie odszkodowania, by choć po części zrekompensować te straty – tłumaczy Piotr Gajcy.
Odszkodowanie, o ile zostanie wypłacone, do wysokich z pewnością nie będzie należało. Przekonał się o tym Stefan Szyszko z Gaju, który opowiedział o swojej wieloletniej przygodzie z tymi zwierzętami.
– Już raz występowałem o odszkodowanie. W końcu się doczekałem. Za 25 zniszczonych drzew, starych gatunków jabłoni otrzymałem sześćset złotych odszkodowania. Teraz przechodzę kolejny atak bobrów. Tym razem zjadły mi fundament. One żrą po prostu wszystko – mówił wyraźnie wzburzony. – Napisałem kolejny wniosek o odszkodowanie, a gdy dzwoniłem pani, która odbierała telefon w wyraźnie w rozrywkowym nastroju, mówi: „Co tam pana płot, my właśnie rozpatrujemy zjedzenie stodoły”. Po tamtej stronie to wygląda jak kabaret, a w rzeczywistości to jest potworna plaga i szkodnictwo. To, co się dzieje to jest ekoterroryzm, a bobry uprawiają wandalizm na koszt podatnika. Te bobry zniszczyły mi ponad metr brzegu nad Fiszorem – przecież to jest utrata wartości nieruchomości.
Zdaniem S. Szyszko, bobry w Fiszorze czują się bardzo dobrze, dlatego sukcesywnie przemieszczają się i niszczą kolejne tereny.
– Poszły w bagna ponad kilometr od brzegu, niszcząc po drodze całe połacie lasu. One czują się dobrze nawet w stojącej wodzie – a to już jest najwyższy alarm. Ja przez nie mam straszliwe straty – tłumaczy S. Szyszko. – W Kanadzie problem rozwiązują w inny sposób. Strzelają do nich z wiatrówek dużą ilością śrutu i po pół roku bóbr umiera na ołowicę. Sam nie radzę tego rozwiązania – mówi poszkodowany.
Zdaniem radnego Sławomira Ołdaka, to spółka wodna działająca na terenie gminy powinna bardziej rzetelnie pracować.
– 1/3 gminy należy do spółki wodnej i na walnym zgromadzeniu spółki kombinuje się, co by tu zrobić, żeby spółkę utrzymać. Pierwszym wyjściem z sytuacji jest podniesienie składek. Pytam – komu podnieść te składki? Tym paru osobom, które zostały na wsi i próbują coś robić? – zastanawia się radny. – Jeśli chodzi o rowy, spółka jakoś działa, ale jeśli chodzi o meliorację – to zupełnie nic nie robią. Przez te bobry to może się stać jeszcze jakiś nieszczęśliwy wypadek.
A.B.
Komentarze
Dodane przez Gość, w dniu 02.04.2014 r., godz. 23.58
"Kto zabije Bobra, ten nie zazna dobra"!!!
"Kto zabije Bobra, ten nie zazna dobra"!!!
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl