Sport prawdziwych mężczyzn
(Zam: 29.01.2014 r., godz. 16.16)Z zawodu przedstawiciel handlowy, z zamiłowania sportowiec – Daniel Kanownik (26 lat) jest zawodnikiem drużyny futbolu amerykańskiego Crusaders Warszawa, gra w drugiej lidze, na pozycji obrońcy. Jak sam twierdzi, to zajęcie daje mu poczucie własnej wartości, czuje się dzięki niemu szczęśliwszy.
„Wyszkowiak”: Jak reagują ludzie, którzy dopiero dowiadują się o Twojej pasji, są zaskoczeni, robi to wrażenie? Bo w Polsce znacznie bardziej popularna jest piłka nożna, boks, a futbol amerykański raczej kojarzymy z filmów…
Daniel Kanownik: – Na pewno są zdziwieni, że w Polsce istnieje coś takiego jak PLFA – Polska Liga Futbolu Amerykańskiego. Większość z nich nawet nie wie, że są drużyny, które prowadzą rozgrywki ligowe. Niektórych to odstrasza, innych fascynuje, ale na pewno wszystkich łączy jedno – zaskoczenie, że wybrałem właśnie ten sport.
Należysz do klubu Crusaders Warszawa, od jak dawna i jak się tam znalazłeś?
– Dzięki mojemu koledze, który trenował w tej drużynie. Musiałem przejść test sprawnościowy, który wstępnie pokazuje, czy dana osoba nadaje się do tego sportu czy też nie. Trenuję stosunkowo od niedawna – sierpnia 2013 r.
Od dziecka interesował Cię ten rodzaj futbolu, czy wszystko zaczęło się wraz ze wstąpieniem do Crusadersów?
– Około 10 lat temu, kiedy pierwszy raz miałem możliwość wybrać się do USA, zwróciłem uwagę na fakt, ile ten sport znaczy dla Amerykanów. Zacząłem zagłębiać się w temat, oglądać mecze i po pewnym czasie dostrzegłem, co w nim jest takiego wyjątkowego, wiedziałem, że chcę trenować. Niestety, w Polsce było to bardzo trudne z racji tego, że FA w Europie dopiero się rozwija, choć w tej chwili to rozwój bardzo dynamiczny. Kilka lat temu był pomysł na wyszkowską drużynę futbolową, miała ona nosić nazwę Rhinos Wyszków, ale zainteresowanie było znikome i pomysł umarł śmiercią naturalną – z 10 osób nie da się zrobić drużyny futbolowej. Później kilka lat z kolegami graliśmy amatorsko spotykając się czasem i rzucając piłką. Szansa na szkolenie umiejętności narodziła się w maju 2013 roku, kiedy dowiedzieliśmy się o drużynie Crusaders Warszawa, otworzyła nam ona drogę do profesjonalnej gry.
Pierwsze treningi, pierwszy mecz zapewne nie były lekkie, jak to wyglądało?
– Zdecydowanie było ciężko, jest to sport, do którego nas w szkole nie przygotowywano, gra się inaczej niż w piłkę nożną. Kosztowało mnie to wiele ciężkiej pracy, aby odnaleźć się w roli gracza formacji defensywnej. Musiałem się nauczyć zachowań na boisku, czytania gry i oczywiście odpowiedniego blokowania zawodników przeciwnej formacji. Już pod koniec sezonu 2013 udało mi się wejść na boisko, pomimo iż dopiero dołączyłem do drużyny, w tak krótkim czasie to było dla mnie duże osiągnięcie.
Jakie są sukcesy drużyny?
– Nasza drużyna jest młoda została założona w 2012 roku z zawodników, którzy wcześniej nie trenowali zawodowo. Rozegraliśmy pełny sezon jako team, zdobyliśmy doświadczenie, które w tym roku zaprocentuje, więc póki co, nie udało nam się osiągnąć wiele. W tym roku mamy bardzo dużą liczbę zawodników doświadczonych, więc będziemy się starać o awans do PLFA 1, czyli pierwszej ligi.
Jak dbasz o siebie, by lepiej grać, być wydajnym i efektywnym na boisku?
– Same treningi techniczne nie uczynią z nikogo pełnowartościowego zawodnika, trzeba przelać dużo potu na siłowni, co najmniej 4 razy w tygodniu po około 2 godziny. Utrzymuję kondycję na odpowiednim poziomie biegając, wraz z innymi zawodnikami, uczęszczam na zajęcia crossfitowe, które podnoszą wydolność organizmu, pływam na basenie. Dieta też jest ważna, trzeba się zdrowo odżywiać. Nie imprezuję, nie palę, staram się nie spożywać alkoholu, każdą wolną chwilę poświęcam na to, aby być lepszym zawodnikiem i człowiekiem.
To wszystko wymaga siły charakteru i konsekwencji. Jak Twoje cechy pomagają Ci na boisku?
– Jestem optymistą. Myślę, że upór, zrównoważenie i ambicja pomagają w grze, ambicja powoduje, że mimo kilku nieudanych prób nie poddaję się, a zrównoważenie pozwala mi trzeźwo myśleć na boisku. Tu oprócz siły, mięśni i kondycji ważne jest logiczne myślenie, ponieważ na boisku trzeba cały czas być skupionym i odczytywać zagrywki przeciwnika, aby móc go skutecznie blokować, bądź ominąć w celu zdobycia punktów.
W takich warunkach nietrudno o kontuzje, zdarzyły Ci się jakieś? Jak sobie z nimi radzisz?
– FA jest sportem kolizyjnym, gdzie zderzają się faceci o średniej wadze 90 kg. Miałem kilka drobnych kontuzji typu powybijane palce, lekko skręcona kostka, liczne otarcia i siniaki. Kilku kolegów miało skręcone kolana, czego następstwem była długa rehabilitacja i noszenie kortezy. Niektórzy, niestety poprzez kontuzje musieli odpuścić ten sport przechodząc do sztabu szkoleniowego, ja uniknąłem większych wypadków. W razie potrzeby mamy drużynowych fizjoterapeutów, znajomych lekarzy, którzy służą nam pomocą przy wracaniu do zdrowia po tych bardziej i mniej dolegliwych kontuzjach.
Lepiej, żeby nie mieli za wiele pracy. Powiedz, jaka panuje atmosfera w drużynie? Jaki macie do siebie stosunek?
– Zawodnicy są dla siebie jak rodzina, tu każdy każdego wspiera, motywuje do działania, karci gdy jest taka potrzeba. To podejście pomaga nam osiągać cele, które sobie wyznaczyliśmy, tu nie wygrywają jednostki, jesteśmy tak silni, jak najsilniejsze ogniwo w drużynie.
A jak w przypadku zawodników drużyny przeciwnej, trudno jest się przyjaźnić?
– Znamy się, szanujemy i lubimy, ale gdy na boisku rozlega się odgłos gwizdka nie ma miejsca na ustępstwa czy ulgi, moim zadaniem jest zatrzymać zawodnika przeciwnej drużyny i tylko na tym się skupiam.
Czego nauczył Cię ten sport?
– Pokory, samodyscypliny, wytrwałości w dążeniu do celu, odporności na ból i stres oraz współpracy zespołowej. Czuję się spełniony i, co najważniejsze, mogę robić to, co naprawdę lubię. Często jestem posiniaczony i obolały, ale wtedy właśnie czuję, że żyję.
Czy można do was dołączyć? Jak to zrobić?
– Oczywiście. Co pewien czas organizowane są treningi rekrutacyjne, które pozwalają nam werbować nowe osoby. Należy pamiętać, że futbol amerykański jest sportem dla prawdziwych mężczyzn, nie ma tu miejsca na słabości czy też strach, jest sportem kolizyjnym, kontuzjogennym i bardzo wymagającym.
Czy wiążesz z nim swoją przyszłość? Jakie są Twoje marzenia?
– Jasne, ale na pewno nie zawodowo, ponieważ mam już swoje lata, a poza tym w naszym kraju na tym sporcie nie da się zarobić. Gramy dla przyjemności, nie dla pieniędzy. W niedalekiej przyszłości widzę siebie w pierwszym składzie Crusaders Warszawa. Chciałbym, abyśmy awansowali do I ligi, a następnie do tej prestiżowej, czyli Topligi, ale na to potrzeba czasu.
Jak sądzisz, czy ludziom pochodzącym z miejscowości takich jak Wyszków trudniej jest realizować swoje marzenia, dążyć do realizacji swoich pasji i osiągać sukcesy?
– Jestem przekonany, że jeżeli ktoś ma jakąś pasję, to potrafi znaleźć sposób, aby nie była ona tylko pustym niezrealizowanym marzeniem. Mnie się udało spełnić swoje marzenie, więc myślę, że każdy może robić to, co lubi. Wystarczy spojrzeć na mieszkańców naszego miasta, znajdziemy wśród nich mistrzów sztuk walki, świetnych piłkarzy, pływaków i osoby, które swoim uporem i determinacją dochodziły do obranych celów, promując przy tym nasze miasto na terenie kraju i za granicą.
Rozmawiała
Paulina Dąbrowska
Daniel Kanownik: – Na pewno są zdziwieni, że w Polsce istnieje coś takiego jak PLFA – Polska Liga Futbolu Amerykańskiego. Większość z nich nawet nie wie, że są drużyny, które prowadzą rozgrywki ligowe. Niektórych to odstrasza, innych fascynuje, ale na pewno wszystkich łączy jedno – zaskoczenie, że wybrałem właśnie ten sport.
Należysz do klubu Crusaders Warszawa, od jak dawna i jak się tam znalazłeś?
– Dzięki mojemu koledze, który trenował w tej drużynie. Musiałem przejść test sprawnościowy, który wstępnie pokazuje, czy dana osoba nadaje się do tego sportu czy też nie. Trenuję stosunkowo od niedawna – sierpnia 2013 r.
Od dziecka interesował Cię ten rodzaj futbolu, czy wszystko zaczęło się wraz ze wstąpieniem do Crusadersów?
– Około 10 lat temu, kiedy pierwszy raz miałem możliwość wybrać się do USA, zwróciłem uwagę na fakt, ile ten sport znaczy dla Amerykanów. Zacząłem zagłębiać się w temat, oglądać mecze i po pewnym czasie dostrzegłem, co w nim jest takiego wyjątkowego, wiedziałem, że chcę trenować. Niestety, w Polsce było to bardzo trudne z racji tego, że FA w Europie dopiero się rozwija, choć w tej chwili to rozwój bardzo dynamiczny. Kilka lat temu był pomysł na wyszkowską drużynę futbolową, miała ona nosić nazwę Rhinos Wyszków, ale zainteresowanie było znikome i pomysł umarł śmiercią naturalną – z 10 osób nie da się zrobić drużyny futbolowej. Później kilka lat z kolegami graliśmy amatorsko spotykając się czasem i rzucając piłką. Szansa na szkolenie umiejętności narodziła się w maju 2013 roku, kiedy dowiedzieliśmy się o drużynie Crusaders Warszawa, otworzyła nam ona drogę do profesjonalnej gry.
Pierwsze treningi, pierwszy mecz zapewne nie były lekkie, jak to wyglądało?
– Zdecydowanie było ciężko, jest to sport, do którego nas w szkole nie przygotowywano, gra się inaczej niż w piłkę nożną. Kosztowało mnie to wiele ciężkiej pracy, aby odnaleźć się w roli gracza formacji defensywnej. Musiałem się nauczyć zachowań na boisku, czytania gry i oczywiście odpowiedniego blokowania zawodników przeciwnej formacji. Już pod koniec sezonu 2013 udało mi się wejść na boisko, pomimo iż dopiero dołączyłem do drużyny, w tak krótkim czasie to było dla mnie duże osiągnięcie.
Jakie są sukcesy drużyny?
– Nasza drużyna jest młoda została założona w 2012 roku z zawodników, którzy wcześniej nie trenowali zawodowo. Rozegraliśmy pełny sezon jako team, zdobyliśmy doświadczenie, które w tym roku zaprocentuje, więc póki co, nie udało nam się osiągnąć wiele. W tym roku mamy bardzo dużą liczbę zawodników doświadczonych, więc będziemy się starać o awans do PLFA 1, czyli pierwszej ligi.
Jak dbasz o siebie, by lepiej grać, być wydajnym i efektywnym na boisku?
– Same treningi techniczne nie uczynią z nikogo pełnowartościowego zawodnika, trzeba przelać dużo potu na siłowni, co najmniej 4 razy w tygodniu po około 2 godziny. Utrzymuję kondycję na odpowiednim poziomie biegając, wraz z innymi zawodnikami, uczęszczam na zajęcia crossfitowe, które podnoszą wydolność organizmu, pływam na basenie. Dieta też jest ważna, trzeba się zdrowo odżywiać. Nie imprezuję, nie palę, staram się nie spożywać alkoholu, każdą wolną chwilę poświęcam na to, aby być lepszym zawodnikiem i człowiekiem.
To wszystko wymaga siły charakteru i konsekwencji. Jak Twoje cechy pomagają Ci na boisku?
– Jestem optymistą. Myślę, że upór, zrównoważenie i ambicja pomagają w grze, ambicja powoduje, że mimo kilku nieudanych prób nie poddaję się, a zrównoważenie pozwala mi trzeźwo myśleć na boisku. Tu oprócz siły, mięśni i kondycji ważne jest logiczne myślenie, ponieważ na boisku trzeba cały czas być skupionym i odczytywać zagrywki przeciwnika, aby móc go skutecznie blokować, bądź ominąć w celu zdobycia punktów.
W takich warunkach nietrudno o kontuzje, zdarzyły Ci się jakieś? Jak sobie z nimi radzisz?
– FA jest sportem kolizyjnym, gdzie zderzają się faceci o średniej wadze 90 kg. Miałem kilka drobnych kontuzji typu powybijane palce, lekko skręcona kostka, liczne otarcia i siniaki. Kilku kolegów miało skręcone kolana, czego następstwem była długa rehabilitacja i noszenie kortezy. Niektórzy, niestety poprzez kontuzje musieli odpuścić ten sport przechodząc do sztabu szkoleniowego, ja uniknąłem większych wypadków. W razie potrzeby mamy drużynowych fizjoterapeutów, znajomych lekarzy, którzy służą nam pomocą przy wracaniu do zdrowia po tych bardziej i mniej dolegliwych kontuzjach.
Lepiej, żeby nie mieli za wiele pracy. Powiedz, jaka panuje atmosfera w drużynie? Jaki macie do siebie stosunek?
– Zawodnicy są dla siebie jak rodzina, tu każdy każdego wspiera, motywuje do działania, karci gdy jest taka potrzeba. To podejście pomaga nam osiągać cele, które sobie wyznaczyliśmy, tu nie wygrywają jednostki, jesteśmy tak silni, jak najsilniejsze ogniwo w drużynie.
A jak w przypadku zawodników drużyny przeciwnej, trudno jest się przyjaźnić?
– Znamy się, szanujemy i lubimy, ale gdy na boisku rozlega się odgłos gwizdka nie ma miejsca na ustępstwa czy ulgi, moim zadaniem jest zatrzymać zawodnika przeciwnej drużyny i tylko na tym się skupiam.
Czego nauczył Cię ten sport?
– Pokory, samodyscypliny, wytrwałości w dążeniu do celu, odporności na ból i stres oraz współpracy zespołowej. Czuję się spełniony i, co najważniejsze, mogę robić to, co naprawdę lubię. Często jestem posiniaczony i obolały, ale wtedy właśnie czuję, że żyję.
Czy można do was dołączyć? Jak to zrobić?
– Oczywiście. Co pewien czas organizowane są treningi rekrutacyjne, które pozwalają nam werbować nowe osoby. Należy pamiętać, że futbol amerykański jest sportem dla prawdziwych mężczyzn, nie ma tu miejsca na słabości czy też strach, jest sportem kolizyjnym, kontuzjogennym i bardzo wymagającym.
Czy wiążesz z nim swoją przyszłość? Jakie są Twoje marzenia?
– Jasne, ale na pewno nie zawodowo, ponieważ mam już swoje lata, a poza tym w naszym kraju na tym sporcie nie da się zarobić. Gramy dla przyjemności, nie dla pieniędzy. W niedalekiej przyszłości widzę siebie w pierwszym składzie Crusaders Warszawa. Chciałbym, abyśmy awansowali do I ligi, a następnie do tej prestiżowej, czyli Topligi, ale na to potrzeba czasu.
Jak sądzisz, czy ludziom pochodzącym z miejscowości takich jak Wyszków trudniej jest realizować swoje marzenia, dążyć do realizacji swoich pasji i osiągać sukcesy?
– Jestem przekonany, że jeżeli ktoś ma jakąś pasję, to potrafi znaleźć sposób, aby nie była ona tylko pustym niezrealizowanym marzeniem. Mnie się udało spełnić swoje marzenie, więc myślę, że każdy może robić to, co lubi. Wystarczy spojrzeć na mieszkańców naszego miasta, znajdziemy wśród nich mistrzów sztuk walki, świetnych piłkarzy, pływaków i osoby, które swoim uporem i determinacją dochodziły do obranych celów, promując przy tym nasze miasto na terenie kraju i za granicą.
Rozmawiała
Paulina Dąbrowska
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl