Pasja zmienia smak codzienności
(Zam: 08.01.2014 r., godz. 19.47)Karolina Szewczyk – odważna, utalentowana i pełna fantazji wyszkowianka, która nie boi się podejmować śmiałych decyzji. Porzuciła pracę w gazecie, by otworzyć własny biznes i spełniać się w swojej pasji – tworzy niepowtarzalne rękodzieła.
Jak twierdzi, daje jej to wewnętrzne uczucie spełnienia. W wywiadzie zdradza, które ze znalezionych pod choinką prezentów mogą być wynikiem jej pracy.
„Wyszkowiak”: Wcześniej pracowałaś jako redaktor prasowy i korektor językowy, jak to się stało, że zostawiłaś pracę w gazecie, by zająć się rękodziełem?
Karolina Szewczyk: – W pewnym momencie (było to 2,5 roku temu) na skutek zawirowań życiowych, związanych z osobistą stratą, znalazłam się na długim zwolnieniu lekarskim. Wtedy przeglądając strony internetowe natknęłam się na polskich twórców rękodzielników, którzy pracą własnych rąk tworzyli prawdziwe „cuda” – biżuterię, ozdoby, albumy, kartki okolicznościowe. Nie mogłam wyjść z podziwu. Całe cztery tygodnie zwolnienia chłonęłam świat, którego wcześniej nie znałam. Czułam, że muszę spróbować sama i zaczęłam powolutku coś tam sobie dłubać. Myślę, że szczególnie ten pierwszy etap moich zainteresowań był swego rodzaju terapią. Czułam, że przy tego rodzaju pracy odpoczywam, ale i odkrywałam w sobie cechy, których dotąd nie zauważałam. Jeszcze wtedy nie przypuszczałam, że to będzie coś więcej niż pasja po godzinach pracy. Moje nowe zainteresowania pochłonęły mnie tak bardzo, że w pewnym momencie odważyłam się na rezygnację z pracy w Warszawie i założenie własnego biznesu w Wyszkowie.
Co jako pierwsze zaczęłaś tworzyć?
– Biżuterię, ale bardzo szybko pochłonęły mnie bardziej skomplikowane techniki. Najpierw był to decoupage – czyli technika zdobienia przedmiotów za pomocą wyciętych wzorów w taki sposób, by imitowały malarstwo. Zdobiłam tak niemal wszystko, co wpadło mi w ręce: pudełka, szkatułeczki, ramki, chusteczniki, komódki, ale i kielichy, butelki, wazony.
Co było potem?
– Miałam w sobie pragnienie, by poznawać coraz to nowsze techniki rękodzielnicze. Wydawało mi się, że jestem w stanie nauczyć się wszystkiego. Tyle było we mnie radości, zapału i fascynacji, że każdą wolną chwilę poświęcałam na swoje nowe zainteresowania. Po decoupagu przyszła kolej na filcowanie. Jest to technika uzyskiwania zwartej struktury z pojedynczych włókien wełny za pomocą pocierania, ugniatania i masowania. Można w ten sposób zrobić najróżniejsze elementy odzieży – szale, kapelusze, czapki, rękawice, torebki, paski, a także oryginalną biżuterię. Ograniczeniem jest tylko własna wyobraźnia.
Twoje prace są piękne, wyjątkowe i bardzo starannie wykonane, jak się nauczyłaś tworzyć te wszystkie przedmioty? Przeszłaś jakiś kurs, czy wystarczy talent?
– Na początku uczyłam się wszystkiego sama – podpatrywałam w Internecie, dopytywałam w sklepach dla hobbystów. Z czasem jednak, chcąc poznać coraz bardziej skomplikowane techniki, zaczęłam jeździć na kursy i warsztaty, organizowane przez innych pasjonatów rękodzieła. Ogromną pomocą było dla mnie dofinansowanie z Powiatowego Urzędu Pracy. Dzięki unijnym środkom kupiłam niezbędny sprzęt i część materiałów na rozwój własnej pracowni. Założyłam sklep w Internecie i zaczęłam współpracę z kilkoma sklepami stacjonarnymi, także w Wyszkowie, które pośredniczyły w sprzedaży moich produktów. Dzięki temu moja nowo odkryta pasja stała się sposobem na życie.
Jak można zapoznać się z Twoją twórczością?
– Prowadzę sklep internetowy, w którym sprzedaję swoje prace (www.lab-sztuki.pl), a także blog, na którym staram się pokazywać wszystko, co wyszło spod moich rąk. Jego adres to karolinaszewczyk.blogspot.com. Można osobiście się ze mną umówić na obejrzenie moich prac, ewentualnie mailowo lub telefonicznie ustalić szczegóły zamówienia. Część moich wyrobów można również kupić w Wyszkowie: w Galerii w sklepie Magnus, a także w sklepie-pracowni Makowe Pole przy ul. Daszyńskiego 47.
Mamy okres świąteczny, podejrzewam, że wiele Twoich produktów zdobi dom niejednego wyszkowianina i pod choinką na pewno też znalazło się sporo Twoich cudeniek. Zdradzisz co cieszyło się ostatnio największą popularnością?
– Ozdoby świąteczne: bombki, zawieszki na choinkę, torby prezentowe, pudełka na prezenty, kartki świąteczne. W tym okresie klientki najczęściej zamawiały również wyroby z filcu – dla siebie lub jako prezent dla kogoś bliskiego. Często pytały też o szkatułki, pudełka, ramki itp., ozdobione techniką decoupage – takie rzeczy bowiem świetnie się sprawdzają jako niezobowiązujący, uniwersalny podarunek.
Wykonujesz rzeczy, które sama wymyślasz, czy zdarzają Ci się klienci z własnymi pomysłami? Realizujesz je?
– Wynik pracy to najczęściej suma pomysłów moich i osoby zamawiającej. Niektóre klientki (bo są to najczęściej kobiety) przychodzą do mnie z dokładnym wyobrażeniem tego, czego chcą. Z innymi jednak staram się wspólnie wypracować jakąś spójną wizję, poznać ich gust, upodobania. Czasem zdarza się, że zamówienie nie odpowiada mojemu gustowi. Ale i wówczas staram się wykonać zlecenie jak najlepiej i na szczęście zwykle przekonuję się, że cudza, odmienna perspektywa tylko mnie ubogaca i inspiruje do nowych pomysłów.
Czym różnią się rzeczy robione przez Ciebie od innych?
– Ogromną i niezaprzeczalną zaletą wyrobów ręcznych jest to, że są one oryginalne, niepowtarzalne. Nie potrafię wykonać dwóch identycznych szali czy kapeluszy. Zawsze będą się one między sobą różniły w detalach. Ręczne wyroby mają tę przewagę nad innymi, że mogą być ściśle dostosowane do potrzeb, gustu czy upodobań klienta, są bowiem najczęściej wykonywane na zamówienie. Zdarza się, że ktoś porównuje ceny moich wyrobów z czymś, co zostało wyprodukowane fabrycznie w Chinach i sprzedawane jest w sklepach za grosze. Nie pomyśli o tym, że przedmiot wykonany ręcznie wymaga dużego nakładu czasu, sił, a także serca, że taka rzecz jest cenna także, a może przede wszystkim dlatego, że jest wyjątkowa, niepowtarzalna
Czy kiedykolwiek spotkałaś się z czyjąś krytyką? Były osoby, które demotywowały Cię w Twoich działaniach?
– Było różnie. Wielu ludzi z mojego otoczenia uważało, że lepiej mieć jakąkolwiek stałą pracę niż zaryzykować, że mogłoby im nie wyjść. Ja miałam ułatwiony wybór. Jestem mamą, wtedy moja córka miała niecałe dwa lata. I to tak naprawdę ze względu na nią ostatecznie zdobyłam się na odwagę i zostawiłam ciekawą, ale wymagającą długiej nieobecności w domu, pracę w redakcji w Warszawie na rzecz pracy, która była na miejscu, w dodatku w bardzo elastycznym wymiarze godzin. Co więcej, to, co robiłam, pozwalało mi na twórcze spędzanie czasu z własnym dzieckiem. Moja córka często dopytuje, kiedy w końcu razem popracujemy. Uwielbia moje farby, papiery, tasiemki, dziurkacze i wszystkie inne twórcze „przydasie”.
Co stanowi dla Ciebie największą frajdę w tej pracy?
– Najbardziej cieszy mnie, kiedy uda mi się zrobić coś nowego – czego dotąd nie robiłam. Jakiś nowy pomysł na szalik, oryginalny wzór kapelusza. Obecnie też na przykład małymi kroczkami zgłębiam tajniki scrapbookingu – czyli sztuki tworzenia albumów, „chwytania chwil” uwiecznionych na fotografiach i nadawania im ram papierowych, najczęściej właśnie formy albumowej. Próbuję robić kartki dla bliskich, zamykam rodzinne wspomnienia w albumy i ramki, eksperymentuję z farbami i innymi mediami. W planach mam jeszcze naukę szydełkowania, szycia, wyplatania z wikliny papierowej, robienia lalek (śmiech). Oby mi tylko na to wszystko życia starczyło.
Taka praca wymaga cierpliwości, precyzji, zaangażowania – to są Twoje cechy charakteru? Nigdy Cię to nie nudzi?
– Faktem jest, że praca ręczna potrafi znużyć, zwłaszcza kiedy minie etap twórczy, a trzeba przejść do ciężkiej pracy masowania. Nie zniechęca mnie to jednak. Lubię czekać na efekt. Zwykle staram się ten czas jakoś dodatkowo zagospodarować: słucham w tym czasie nagrań, różnych konferencji, czasem oglądam filmy, planuję kolejne prace, zbieram w myślach nowe pomysły.
Jesteś szczęśliwą osobą, realizujesz się w tym co robisz?
– Tak, to co robię, przynosi mi dużo radości, choć czasem oczywiście tęsknię też za pisaniem, które bardzo lubiłam. Nie wiem, jak potoczy się moja przyszłość. Ale jestem przekonana, że nawet jeśli rynek okaże się dla rękodzielników bezlitosny, będę robiła to, co robię, nadal – tyle że pewnie do przysłowiowej szuflady.
O czym marzysz w związku z tym hobby?
– Marzę o tym, by mieć pracownię z prawdziwego zdarzenia – przestrzenną, jasną, z zadaszonym tarasem, bym letnią porą mogła pracować na zewnątrz, najlepiej we własnym ogródku. I jeszcze, by już zawsze w moim życiu nie zabrakło pasji. Nieważne, czy do filcowania, czy do malowania, czy do pieczenia chleba. Pasja – jakakolwiek, ale autentyczna, zmienia smak codzienności. Przekonałam się o tym osobiście.
Rozmawiała Paulina Dąbrowska
„Wyszkowiak”: Wcześniej pracowałaś jako redaktor prasowy i korektor językowy, jak to się stało, że zostawiłaś pracę w gazecie, by zająć się rękodziełem?
Karolina Szewczyk: – W pewnym momencie (było to 2,5 roku temu) na skutek zawirowań życiowych, związanych z osobistą stratą, znalazłam się na długim zwolnieniu lekarskim. Wtedy przeglądając strony internetowe natknęłam się na polskich twórców rękodzielników, którzy pracą własnych rąk tworzyli prawdziwe „cuda” – biżuterię, ozdoby, albumy, kartki okolicznościowe. Nie mogłam wyjść z podziwu. Całe cztery tygodnie zwolnienia chłonęłam świat, którego wcześniej nie znałam. Czułam, że muszę spróbować sama i zaczęłam powolutku coś tam sobie dłubać. Myślę, że szczególnie ten pierwszy etap moich zainteresowań był swego rodzaju terapią. Czułam, że przy tego rodzaju pracy odpoczywam, ale i odkrywałam w sobie cechy, których dotąd nie zauważałam. Jeszcze wtedy nie przypuszczałam, że to będzie coś więcej niż pasja po godzinach pracy. Moje nowe zainteresowania pochłonęły mnie tak bardzo, że w pewnym momencie odważyłam się na rezygnację z pracy w Warszawie i założenie własnego biznesu w Wyszkowie.
Co jako pierwsze zaczęłaś tworzyć?
– Biżuterię, ale bardzo szybko pochłonęły mnie bardziej skomplikowane techniki. Najpierw był to decoupage – czyli technika zdobienia przedmiotów za pomocą wyciętych wzorów w taki sposób, by imitowały malarstwo. Zdobiłam tak niemal wszystko, co wpadło mi w ręce: pudełka, szkatułeczki, ramki, chusteczniki, komódki, ale i kielichy, butelki, wazony.
Co było potem?
– Miałam w sobie pragnienie, by poznawać coraz to nowsze techniki rękodzielnicze. Wydawało mi się, że jestem w stanie nauczyć się wszystkiego. Tyle było we mnie radości, zapału i fascynacji, że każdą wolną chwilę poświęcałam na swoje nowe zainteresowania. Po decoupagu przyszła kolej na filcowanie. Jest to technika uzyskiwania zwartej struktury z pojedynczych włókien wełny za pomocą pocierania, ugniatania i masowania. Można w ten sposób zrobić najróżniejsze elementy odzieży – szale, kapelusze, czapki, rękawice, torebki, paski, a także oryginalną biżuterię. Ograniczeniem jest tylko własna wyobraźnia.
Twoje prace są piękne, wyjątkowe i bardzo starannie wykonane, jak się nauczyłaś tworzyć te wszystkie przedmioty? Przeszłaś jakiś kurs, czy wystarczy talent?
– Na początku uczyłam się wszystkiego sama – podpatrywałam w Internecie, dopytywałam w sklepach dla hobbystów. Z czasem jednak, chcąc poznać coraz bardziej skomplikowane techniki, zaczęłam jeździć na kursy i warsztaty, organizowane przez innych pasjonatów rękodzieła. Ogromną pomocą było dla mnie dofinansowanie z Powiatowego Urzędu Pracy. Dzięki unijnym środkom kupiłam niezbędny sprzęt i część materiałów na rozwój własnej pracowni. Założyłam sklep w Internecie i zaczęłam współpracę z kilkoma sklepami stacjonarnymi, także w Wyszkowie, które pośredniczyły w sprzedaży moich produktów. Dzięki temu moja nowo odkryta pasja stała się sposobem na życie.
Jak można zapoznać się z Twoją twórczością?
– Prowadzę sklep internetowy, w którym sprzedaję swoje prace (www.lab-sztuki.pl), a także blog, na którym staram się pokazywać wszystko, co wyszło spod moich rąk. Jego adres to karolinaszewczyk.blogspot.com. Można osobiście się ze mną umówić na obejrzenie moich prac, ewentualnie mailowo lub telefonicznie ustalić szczegóły zamówienia. Część moich wyrobów można również kupić w Wyszkowie: w Galerii w sklepie Magnus, a także w sklepie-pracowni Makowe Pole przy ul. Daszyńskiego 47.
Mamy okres świąteczny, podejrzewam, że wiele Twoich produktów zdobi dom niejednego wyszkowianina i pod choinką na pewno też znalazło się sporo Twoich cudeniek. Zdradzisz co cieszyło się ostatnio największą popularnością?
– Ozdoby świąteczne: bombki, zawieszki na choinkę, torby prezentowe, pudełka na prezenty, kartki świąteczne. W tym okresie klientki najczęściej zamawiały również wyroby z filcu – dla siebie lub jako prezent dla kogoś bliskiego. Często pytały też o szkatułki, pudełka, ramki itp., ozdobione techniką decoupage – takie rzeczy bowiem świetnie się sprawdzają jako niezobowiązujący, uniwersalny podarunek.
Wykonujesz rzeczy, które sama wymyślasz, czy zdarzają Ci się klienci z własnymi pomysłami? Realizujesz je?
– Wynik pracy to najczęściej suma pomysłów moich i osoby zamawiającej. Niektóre klientki (bo są to najczęściej kobiety) przychodzą do mnie z dokładnym wyobrażeniem tego, czego chcą. Z innymi jednak staram się wspólnie wypracować jakąś spójną wizję, poznać ich gust, upodobania. Czasem zdarza się, że zamówienie nie odpowiada mojemu gustowi. Ale i wówczas staram się wykonać zlecenie jak najlepiej i na szczęście zwykle przekonuję się, że cudza, odmienna perspektywa tylko mnie ubogaca i inspiruje do nowych pomysłów.
Czym różnią się rzeczy robione przez Ciebie od innych?
– Ogromną i niezaprzeczalną zaletą wyrobów ręcznych jest to, że są one oryginalne, niepowtarzalne. Nie potrafię wykonać dwóch identycznych szali czy kapeluszy. Zawsze będą się one między sobą różniły w detalach. Ręczne wyroby mają tę przewagę nad innymi, że mogą być ściśle dostosowane do potrzeb, gustu czy upodobań klienta, są bowiem najczęściej wykonywane na zamówienie. Zdarza się, że ktoś porównuje ceny moich wyrobów z czymś, co zostało wyprodukowane fabrycznie w Chinach i sprzedawane jest w sklepach za grosze. Nie pomyśli o tym, że przedmiot wykonany ręcznie wymaga dużego nakładu czasu, sił, a także serca, że taka rzecz jest cenna także, a może przede wszystkim dlatego, że jest wyjątkowa, niepowtarzalna
Czy kiedykolwiek spotkałaś się z czyjąś krytyką? Były osoby, które demotywowały Cię w Twoich działaniach?
– Było różnie. Wielu ludzi z mojego otoczenia uważało, że lepiej mieć jakąkolwiek stałą pracę niż zaryzykować, że mogłoby im nie wyjść. Ja miałam ułatwiony wybór. Jestem mamą, wtedy moja córka miała niecałe dwa lata. I to tak naprawdę ze względu na nią ostatecznie zdobyłam się na odwagę i zostawiłam ciekawą, ale wymagającą długiej nieobecności w domu, pracę w redakcji w Warszawie na rzecz pracy, która była na miejscu, w dodatku w bardzo elastycznym wymiarze godzin. Co więcej, to, co robiłam, pozwalało mi na twórcze spędzanie czasu z własnym dzieckiem. Moja córka często dopytuje, kiedy w końcu razem popracujemy. Uwielbia moje farby, papiery, tasiemki, dziurkacze i wszystkie inne twórcze „przydasie”.
Co stanowi dla Ciebie największą frajdę w tej pracy?
– Najbardziej cieszy mnie, kiedy uda mi się zrobić coś nowego – czego dotąd nie robiłam. Jakiś nowy pomysł na szalik, oryginalny wzór kapelusza. Obecnie też na przykład małymi kroczkami zgłębiam tajniki scrapbookingu – czyli sztuki tworzenia albumów, „chwytania chwil” uwiecznionych na fotografiach i nadawania im ram papierowych, najczęściej właśnie formy albumowej. Próbuję robić kartki dla bliskich, zamykam rodzinne wspomnienia w albumy i ramki, eksperymentuję z farbami i innymi mediami. W planach mam jeszcze naukę szydełkowania, szycia, wyplatania z wikliny papierowej, robienia lalek (śmiech). Oby mi tylko na to wszystko życia starczyło.
Taka praca wymaga cierpliwości, precyzji, zaangażowania – to są Twoje cechy charakteru? Nigdy Cię to nie nudzi?
– Faktem jest, że praca ręczna potrafi znużyć, zwłaszcza kiedy minie etap twórczy, a trzeba przejść do ciężkiej pracy masowania. Nie zniechęca mnie to jednak. Lubię czekać na efekt. Zwykle staram się ten czas jakoś dodatkowo zagospodarować: słucham w tym czasie nagrań, różnych konferencji, czasem oglądam filmy, planuję kolejne prace, zbieram w myślach nowe pomysły.
Jesteś szczęśliwą osobą, realizujesz się w tym co robisz?
– Tak, to co robię, przynosi mi dużo radości, choć czasem oczywiście tęsknię też za pisaniem, które bardzo lubiłam. Nie wiem, jak potoczy się moja przyszłość. Ale jestem przekonana, że nawet jeśli rynek okaże się dla rękodzielników bezlitosny, będę robiła to, co robię, nadal – tyle że pewnie do przysłowiowej szuflady.
O czym marzysz w związku z tym hobby?
– Marzę o tym, by mieć pracownię z prawdziwego zdarzenia – przestrzenną, jasną, z zadaszonym tarasem, bym letnią porą mogła pracować na zewnątrz, najlepiej we własnym ogródku. I jeszcze, by już zawsze w moim życiu nie zabrakło pasji. Nieważne, czy do filcowania, czy do malowania, czy do pieczenia chleba. Pasja – jakakolwiek, ale autentyczna, zmienia smak codzienności. Przekonałam się o tym osobiście.
Rozmawiała Paulina Dąbrowska
Komentarze
Dodane przez TD, w dniu 10.01.2014 r., godz. 15.58
Bardzo przyjemny wywiad. Pozdrawiam obie Panie.
Bardzo przyjemny wywiad. Pozdrawiam obie Panie.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl