"Tak to widzę" - dwa felietony
(Zam: 21.08.2013 r., godz. 10.30)Obiecanki cacanki
Do kolejnych wyborów samorządowych jeszcze trochę czasu zostało. Ich przedsmak jednak się pojawił już dzisiaj. Ostatnio miały miejsce wybory na wójta Zabrodzia. Apele o niewystawianie kandydatów się pojawiły, gdyż jedna słuszna osoba miała poparcie wśród radnych gminy.
Apel na nic się zdał. Kilka osób zaczęło mieć chęć na stołek wójta. Nie dziwi to wcale. Demokrację mamy, więc każdy może sobie komitecik założyć i stanąć do walki o wyższe, zaszczytne stanowisko. Poseł pochodzący z naszego rejonu swoje niezadowolenie co do niezastosowania się do apelu radnych zabrodziańskich publicznie wyraził. Zdaje się, że „mądrości radnych” niewielu doceniło i mimo licznych apeli społeczeństwo postanowiło oddać swoje głosy na swojego faworyta. Nie jestem z Zabrodzia i nie bardzo umiem ocenić, który z dwóch kandydatów, pomiędzy którymi walka o urząd w II turze wyborów się rozegra, zasługuje na zaufanie wyborców.
Tak sobie jednak myśleć zaczęłam, że to co dzieje się dzisiaj w Zabrodziu za chwilę będzie miało miejsce w całym kraju. Nas oczywiście najbardziej będą interesowały wybory te nasze lokalne. Czas płynie tak szybko, że kilka miesięcy, które do wyborów zostało minie jak z bicza strzelił. Już dzisiaj widać kto i w jaki sposób zaczął kampanię wyborczą.
Nagle liczni przedstawiciele władz gminnych i powiatowych zaczęli brać udział w uroczystościach. Tak jakby przypomnieli sobie, że kolejne rocznice należy jednak obchodzić. Tłok pod pomnikami się zaczął. Kolejka z kwiatami, wieńcami i zniczami zaczęła się ustawiać. Przepychanki miejsce mają, kto pierwszy powinien oddać hołd. Ciągnięcie losów się zaczyna kto, kiedy, gdzie zostanie reprezentantem władz powiatowych i gminnych. Niedługo zapewne modne stanie się bywanie na uroczystościach szkolnych. Młodzi, niedoświadczeni wyborcy będą mieli możliwość poznania tych, którzy rządzą nami i wydają nasze pieniądze. Wszak ci młodzi za rok po raz pierwszy będą brali udział w wyborach.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzi tak bardzo ciągnie do władzy. Dlaczego tak bardzo chcą zostać reprezentantami narodu. Czy jest to chęć działania na rzecz społeczności lokalnej, czy chęć zdobycia konkretnej pozycji.
Zaczęłam sobie myśleć, że gdyby funkcja radnego była funkcją społeczną nie byłaby tak mocno oblegana. Jak wiadomo, każdy radny dietę za „społeczną” działalność pobiera. Różnie w różnych gminach, jak również powiecie naliczaną. Zasad naliczania diety opisywała nie będę, nie bardzo mi się chce wertować uchwały, które zasady te określają. Warto jednak podkreślić, że tak naprawdę uchwały te niewiele wnoszą. Dieta się po prostu należy. Bez względu na to, czy udziałem swoim sesję lub komisję zaszczycił, dietę będzie miał wypłaconą. Wystarczy usprawiedliwić swoją ewentualną nieobecność, by 100% świadczenia mieć wypłacone. Dziwi to trochę, gdyż wiadomo, iż za nieobecności w pracy wynagrodzenie nasze jest pomniejszane (z wyjątkiem nieobecności spowodowanej otrzymaniem wymarzonego urlopu wypoczynkowego). Jeśli więc chorujemy i pracować nie możemy, wynagrodzenie nasze zostaje „obcięte”. Radny chorować może do woli. Usprawiedliwi się – cała dietka się mu należy. Zastanawiam się, co by było, gdyby nagle okazało się, że funkcja radnego nie może być opłacana. Ilu z tych, którzy na listach wyborczych się znajdowało zgodziłoby się na ponowne kandydowanie i na pełnienie nieodpłatnej funkcji radnego.
Czy radny jest faktycznie przedstawicielem lokalnej społeczności? Czy bycie radnym daje nam jakąś pozycję? A może funkcja ta daje nam jakieś przywileje? Czy radny może spełnić obietnice wyborcze, jeśli się znajdzie w opozycji? Co znaczy opozycja i koalicja wśród radnych zawarta?
Pojedynczy radny nic sam nie wskóra. Może głos zabrać, błędy władzy może pokazać, wizytówkę może sobie wydrukować i wykazać wysokość pobranej diety w oświadczeniu majątkowym. Grupa radnych również niewiele może wskórać. Przywileje pojedynczego radnego posiada, z wyjątkiem tego że pogadać może sobie. Pogadać może – owszem, ale po cichu, przy wódce, tak by nikt nie słyszał. Umowa koalicyjna obowiązuje i bez względu na swoje zdanie łapkę w górę trzeba podnieść, by w koalicji pozostać.
Zaczęłam się również zastanawiać się, co tak naprawdę powoduje, że ktoś na kandydowanie na urząd wójta lub burmistrza się decyduje. Czy jest to chęć wprowadzenia zmian, chęć kontynuowania rządów poprzednika, jeśli jest co kontynuować, chęć pracy dla ludzi, chęć zysku czy potrzeba posiadania nowej pozycji zawodowej?
Zaczęłam kombinować, czy jeśli urząd wójta/burmistrza nie byłby tak sowicie opłacany, to czy w ogóle ktokolwiek chciał ten urząd piastować? Czy człowiek, który chce coś zmienić, chce być uczciwy, nie chce w układy wchodzić żadne ma szansę na, to by kierownicze stanowisko w samorządzie zająć? Jak długo porządzi, jeśli na uczciwość swoją i ludzi, z którymi pracuje będzie liczył? Troszkę się przestraszyłam, bo wyszło mi, że porządzi zaledwie rok. To znaczy, do czasu pierwszego absolutorium. Potem zostanie odwołany, pozamiatany, sponiewierany. Potem pomyślałam sobie, że na pewno źle myślę i uczciwy człowiek ma jednak możliwość uczciwie urzędem kierować.
Poczytałam sobie programy wyborcze dwóch kandydatów do II tury wyborów na wójta w Zabrodziu. Troszkę obiecują, kokietują, rozumieją wszystkich i wszystkim pomagać będą – czyli standard. Na unijne pieniądze pazurki ostrzą, oświatą obiecują się zająć jako priorytetową sprawą w gminie. Pomyślałam sobie, że ich zamierzenia w 4-letniej kadencji trudne do realizacji by były, a co dopiero w czasie kilku miesięcy, które do kolejnych wyborów zostały. Zaczęłam się zastanawiać, czy szanowni kandydaci zdają sobie sprawę, że czas ich panowania wynosił będzie 14 miesięcy. Dużo planów, dużo słów jak zwykle w czasie kampanii. Według mnie, ostrożnie należy obietnice składać. Za chwilkę nowe wybory, nowa kampania się zacznie. Ile ze składanych obietnic będzie zrealizowanych, a ile na kolejnej ulotce wyborczej na następną kampanię wyborczą (być może dla kogoś innego) zostanie przepisanych?
Wybory i prowadzone kampanie wyborcze wśród ludzi wywołują duże emocje. Kandydaci obiecują, a ludzie do piątego pokolenia ich życie prześwietlą. Strach się bać, co za rok zacznie się w prasie ukazywać. Strach myśleć, ile nowych obietnic usłyszymy, ilu nowych wspaniałych kandydatów zobaczymy i ile pięknych słów zostanie wypowiedzianych. Strach, że znowu komuś z nowych/starych kandydatów uwierzymy i na kolejne 4 lata pozwolimy kierować naszym miastem/gminą/powiatem.
Judyta
***
Trochę o polityce będzie
Lokalna prasa rozpisywała się ostatnio obszernie o wyborach na zabrodzkiego wójta. Tuż przed II turą wyborów debata dwóch kandydatów miała się odbyć. Mieszkanką Zabrodzia ani gminy zabrodzkiej nie jestem, więc tak naprawdę temat ten nie bardzo mnie dotyczył. Skoro jednak o debacie napisali, to ośmieliłam się artykuły przeczytać.
Debata się odbyła, pomimo iż frekwencja kandydatów na wójta wyniosła 50 proc. To znaczy jeden kandydat przyszedł, drugi postanowił, że udziału w debacie nie weźmie.
Kulis umawiania debaty nie doczytałam się nigdzie, ale pomyślałam sobie, że skoro wyznaczono termin i miejsce debaty, to znaczy, że przedstawiciele obydwu komitetów wyborczych brali w rozmowach udział. Widocznie jednak umawianie się na debatę wygląda zupełnie inaczej. Być może to jeden kandydat wyznacza miejsce i czas debaty, a reszta albo się dostosuje albo nie. Ale czy wtedy takie umawianie można nazwać debatą?
Kandydat jeden przybył i ludzie licznie na debatę przybyli również. Drugi kandydat liścik do swoich wyborców wystosował. W liście wymienione zostały m.in. cztery elementy, z powodu których Pan na debacie nie był.
Powód 1: Program wyborczy jest znany wyborcom, więc nie ma potrzeby ponownego jego przedstawiania.
W sumie słusznie. Czytać potrafią, niech czytają sami. Nie sądzę, aby w ciągu tygodnia nowy program wyborczy powstał. Jeśli ktoś czytanego tekstu nie rozumie, jego problem. Kandydat na wójta nie będzie się zajmował ponownym tłumaczeniem, co w gminie robić zamierza.
Powód 2: Debata ma ograniczony zasięg nie ma pewności, że dotrze do 4,5 tys. wyborców.
O masz ci los! Czy znaczy to, że kandydat na wójta oczekiwał na przybycie takiej liczby zainteresowanych? W jaki sposób ma dotrzeć debata do wyborców, skoro kandydat na debatę nie przyszedł? A co by się stało, gdyby gmina cała na debatę przybiegła, a tu skucha – kandydata PSL-u nie ma?
Powód 3: Debata odbywa się w Gminnym Ośrodku Kultury w Zabrodziu, a kampanii wyborczej nie można prowadzić w lokalach organizacyjnych gminy.
Gały wywaliłam. Czytam raz, drugi, trzeci. Za czytanie przepisów się wzięłam, bo w końcu może czegoś nie rozumiem. Ciekawą naturę posiadam, więc lubię wiedzieć co i jak powinno się odbywać. Kodeks wyborczy wpadł w mi ręce. Czytam. Znajduję zapis:
„Art. 108. § 1. Zabrania się prowadzenia agitacji wyborczej:
1) na terenie urzędów administracji rządowej i administracji samorządu terytorialnego oraz sądów;
2) na terenie zakładów pracy w sposób i w formach zakłócających ich normalne funkcjonowanie;
3) na terenie jednostek wojskowych i innych jednostek organizacyjnych podległych Ministrowi Obrony Narodowej oraz oddziałów obrony cywilnej, a także skoszarowanych jednostek podległych ministrowi właściwemu do spraw wewnętrznych.”
Szukam dalej, bo może nie bardzo rozumiem to, co napisane. Wydaje mi się jednak, że GOK w Zabrodziu urzędem administracji samorządowej nie jest. Gdyby GOK w Zabrodziu był jednostką organizacyjną MON to rozumiem, że tam kampanii wyborczej prowadzić nie można. Z tego, co się orientuję GOK w Zabrodziu jest organizacyjną gminy. Przepis ten więc GOK-u nie dotyczy. Być może rozumowanie moje jest błędne i bardzo bym chciała wiedzieć, dlaczego ktoś ze sztabu wyborczego PSL taką właśnie wykładnię prawa zastosował.
Powód 4: Pan Michalik szanuje Panią Sosnowską i dlatego nie może z nią polemizować, bo jest jego przełożoną.
Znowu zdziwienie mnie ogarnia. Pan Michalik nie miał oporów do tego, by kandydatem na wójta się robić. Opory co do ewentualnego braku szacunku pojawiły się przed samą debatą. Zastanawiam się również, co ma podległość służbowa do polemiki. Czy jeśli się w polemikę z kimś wdajemy to oznacza to, że szacunku do drugiej osoby nie mamy?
Zupełnie nie tak dawno, gdyż 4 listopada 2010 roku odbyła się w Wyszkowie debata kandydatów na burmistrza Wyszkowa. Debatę organizował „Nowy Wyszkowiak”. Pięciu kandydatów miało brać udział w debacie. Jak wszystkim wiadomo, jeden kandydat na debatę nie przybył. Nieobecność swą uzasadnił listem do wyborców. Formuła debaty kandydatowi nie przypadła do gustu. Miała prawo nie przypaść. Mi samej też nie bardzo się podobała. Wiadomo, że co jednym się podoba, inni nie muszą pochwalać. Kandydatka nie przyszła – na pytania nie odpowiadała – wolne krzesełko zostało na scenie na debacie. Niezadowolenie wśród internautów się pojawiło, ale to też w sumie żadna nowość. Społeczeństwo obsmarowało tych, co w debacie uczestniczyli, obsmarowali też kandydatkę nieobecną. Wyszło na to, że nie ma się czym tak naprawdę przejmować. Debata wówczas przeprowadzona przypomina mi dzisiaj teleturniej „Jeden z dziesięciu”. Pytanie – odpowiedź. Każdy inne pytanko dostał i na nie odpowiedzieć musiał. Kto miał szczęście ten odpowiedź na pytanie znał, kto szczęścia nie miał mógł się trochę poplątać. W teleturnieju nagrody są przewidziane – każdy skrzyneczkę słodyczy dostaje, a zwycięzca kasę jakąś zgarnia. W debacie kuferków ze słodyczami co prawda zabrakło, ale ten co gadał najlepiej zwiększył swą szansę na przywłaszczenie sobie fotela burmistrza na 4 lata, czyli nagrodę dostał.
Wiadomo również, że jeden z kandydatów również był wówczas w służbowej podległości do miłościwie na panującego burmistrza. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek napisał, że polemika Pani Trzaski i Pana Nowosielskiego miejsca mieć nie powinna, gdyż będzie to przejawem braku poszanowania do przełożonego.
Pomyślałam sobie również, że biorący udział w debacie kandydaci na „fotel” burmistrza nie mieli zapewne świadomości, iż ich wystąpienie nie dotrze do 30 412 osób uprawnionych do głosowania w ówczesnych wyborach samorządowych. Myślę sobie, że gdyby świadomość taką posiadali, nie zgodziliby się czasu swojego marnować i na nudne pytania nie musieliby odpowiadać. Każdy kandydat swój program wyborczy miał. Każdy sam mógł sobie przeczytać co kto planuje i co już zrobił. Jeśli całe 30 412 osób o debacie nie usłyszy, to czy jest sens ją przeprowadzać?
Poszperałam również w archiwalnych numerach prasy lokalnej, by dowiedzieć się, gdzie wyborcze spotkania się odbywały.
Zarówno PiS jak i Wspólnota Samorządowa spotkania z wyborcami organizowali w Wyszkowskim Ośrodku Kultury „Hutnik”. Zdaje mi się, że WOK „Hutnik” jest jednostką organizacyjną gminy Wyszków. Skoro jest, to dlaczego nikt z PSL-u nie zareagował wówczas na jawne łamanie prawa? Kodeks wyborczy obowiązuje od połowy 2011 roku. Wcześniej kwestie te regulowała ustawa z 1998 r. - ordynacja wyborcza do rad gmin, rad powiatów i sejmików województw. Zapis art. 65 ust 2 ustawy z 1998 r. był jednak identyczny jak zapis art. 108 ust 2 obowiązującego obecnie kodeksu wyborczego.
Pisząc to co piszę, nie znam wyników wyborów na wójta Zabrodzia. Licząc na uczciwość komisji wyborczych oraz mądrość mieszkańców gminy Zabrodzie myśleć należy, że wybiorą odpowiedniego dla siebie wójta. Jeśli nie – za rok mogą go zmienić.
Pomyślałam sobie również , że bardzo ekscytujący rok nas czeka…
Judyta
Tak sobie jednak myśleć zaczęłam, że to co dzieje się dzisiaj w Zabrodziu za chwilę będzie miało miejsce w całym kraju. Nas oczywiście najbardziej będą interesowały wybory te nasze lokalne. Czas płynie tak szybko, że kilka miesięcy, które do wyborów zostało minie jak z bicza strzelił. Już dzisiaj widać kto i w jaki sposób zaczął kampanię wyborczą.
Nagle liczni przedstawiciele władz gminnych i powiatowych zaczęli brać udział w uroczystościach. Tak jakby przypomnieli sobie, że kolejne rocznice należy jednak obchodzić. Tłok pod pomnikami się zaczął. Kolejka z kwiatami, wieńcami i zniczami zaczęła się ustawiać. Przepychanki miejsce mają, kto pierwszy powinien oddać hołd. Ciągnięcie losów się zaczyna kto, kiedy, gdzie zostanie reprezentantem władz powiatowych i gminnych. Niedługo zapewne modne stanie się bywanie na uroczystościach szkolnych. Młodzi, niedoświadczeni wyborcy będą mieli możliwość poznania tych, którzy rządzą nami i wydają nasze pieniądze. Wszak ci młodzi za rok po raz pierwszy będą brali udział w wyborach.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego ludzi tak bardzo ciągnie do władzy. Dlaczego tak bardzo chcą zostać reprezentantami narodu. Czy jest to chęć działania na rzecz społeczności lokalnej, czy chęć zdobycia konkretnej pozycji.
Zaczęłam sobie myśleć, że gdyby funkcja radnego była funkcją społeczną nie byłaby tak mocno oblegana. Jak wiadomo, każdy radny dietę za „społeczną” działalność pobiera. Różnie w różnych gminach, jak również powiecie naliczaną. Zasad naliczania diety opisywała nie będę, nie bardzo mi się chce wertować uchwały, które zasady te określają. Warto jednak podkreślić, że tak naprawdę uchwały te niewiele wnoszą. Dieta się po prostu należy. Bez względu na to, czy udziałem swoim sesję lub komisję zaszczycił, dietę będzie miał wypłaconą. Wystarczy usprawiedliwić swoją ewentualną nieobecność, by 100% świadczenia mieć wypłacone. Dziwi to trochę, gdyż wiadomo, iż za nieobecności w pracy wynagrodzenie nasze jest pomniejszane (z wyjątkiem nieobecności spowodowanej otrzymaniem wymarzonego urlopu wypoczynkowego). Jeśli więc chorujemy i pracować nie możemy, wynagrodzenie nasze zostaje „obcięte”. Radny chorować może do woli. Usprawiedliwi się – cała dietka się mu należy. Zastanawiam się, co by było, gdyby nagle okazało się, że funkcja radnego nie może być opłacana. Ilu z tych, którzy na listach wyborczych się znajdowało zgodziłoby się na ponowne kandydowanie i na pełnienie nieodpłatnej funkcji radnego.
Czy radny jest faktycznie przedstawicielem lokalnej społeczności? Czy bycie radnym daje nam jakąś pozycję? A może funkcja ta daje nam jakieś przywileje? Czy radny może spełnić obietnice wyborcze, jeśli się znajdzie w opozycji? Co znaczy opozycja i koalicja wśród radnych zawarta?
Pojedynczy radny nic sam nie wskóra. Może głos zabrać, błędy władzy może pokazać, wizytówkę może sobie wydrukować i wykazać wysokość pobranej diety w oświadczeniu majątkowym. Grupa radnych również niewiele może wskórać. Przywileje pojedynczego radnego posiada, z wyjątkiem tego że pogadać może sobie. Pogadać może – owszem, ale po cichu, przy wódce, tak by nikt nie słyszał. Umowa koalicyjna obowiązuje i bez względu na swoje zdanie łapkę w górę trzeba podnieść, by w koalicji pozostać.
Zaczęłam się również zastanawiać się, co tak naprawdę powoduje, że ktoś na kandydowanie na urząd wójta lub burmistrza się decyduje. Czy jest to chęć wprowadzenia zmian, chęć kontynuowania rządów poprzednika, jeśli jest co kontynuować, chęć pracy dla ludzi, chęć zysku czy potrzeba posiadania nowej pozycji zawodowej?
Zaczęłam kombinować, czy jeśli urząd wójta/burmistrza nie byłby tak sowicie opłacany, to czy w ogóle ktokolwiek chciał ten urząd piastować? Czy człowiek, który chce coś zmienić, chce być uczciwy, nie chce w układy wchodzić żadne ma szansę na, to by kierownicze stanowisko w samorządzie zająć? Jak długo porządzi, jeśli na uczciwość swoją i ludzi, z którymi pracuje będzie liczył? Troszkę się przestraszyłam, bo wyszło mi, że porządzi zaledwie rok. To znaczy, do czasu pierwszego absolutorium. Potem zostanie odwołany, pozamiatany, sponiewierany. Potem pomyślałam sobie, że na pewno źle myślę i uczciwy człowiek ma jednak możliwość uczciwie urzędem kierować.
Poczytałam sobie programy wyborcze dwóch kandydatów do II tury wyborów na wójta w Zabrodziu. Troszkę obiecują, kokietują, rozumieją wszystkich i wszystkim pomagać będą – czyli standard. Na unijne pieniądze pazurki ostrzą, oświatą obiecują się zająć jako priorytetową sprawą w gminie. Pomyślałam sobie, że ich zamierzenia w 4-letniej kadencji trudne do realizacji by były, a co dopiero w czasie kilku miesięcy, które do kolejnych wyborów zostały. Zaczęłam się zastanawiać, czy szanowni kandydaci zdają sobie sprawę, że czas ich panowania wynosił będzie 14 miesięcy. Dużo planów, dużo słów jak zwykle w czasie kampanii. Według mnie, ostrożnie należy obietnice składać. Za chwilkę nowe wybory, nowa kampania się zacznie. Ile ze składanych obietnic będzie zrealizowanych, a ile na kolejnej ulotce wyborczej na następną kampanię wyborczą (być może dla kogoś innego) zostanie przepisanych?
Wybory i prowadzone kampanie wyborcze wśród ludzi wywołują duże emocje. Kandydaci obiecują, a ludzie do piątego pokolenia ich życie prześwietlą. Strach się bać, co za rok zacznie się w prasie ukazywać. Strach myśleć, ile nowych obietnic usłyszymy, ilu nowych wspaniałych kandydatów zobaczymy i ile pięknych słów zostanie wypowiedzianych. Strach, że znowu komuś z nowych/starych kandydatów uwierzymy i na kolejne 4 lata pozwolimy kierować naszym miastem/gminą/powiatem.
Judyta
***
Trochę o polityce będzie
Lokalna prasa rozpisywała się ostatnio obszernie o wyborach na zabrodzkiego wójta. Tuż przed II turą wyborów debata dwóch kandydatów miała się odbyć. Mieszkanką Zabrodzia ani gminy zabrodzkiej nie jestem, więc tak naprawdę temat ten nie bardzo mnie dotyczył. Skoro jednak o debacie napisali, to ośmieliłam się artykuły przeczytać.
Debata się odbyła, pomimo iż frekwencja kandydatów na wójta wyniosła 50 proc. To znaczy jeden kandydat przyszedł, drugi postanowił, że udziału w debacie nie weźmie.
Kulis umawiania debaty nie doczytałam się nigdzie, ale pomyślałam sobie, że skoro wyznaczono termin i miejsce debaty, to znaczy, że przedstawiciele obydwu komitetów wyborczych brali w rozmowach udział. Widocznie jednak umawianie się na debatę wygląda zupełnie inaczej. Być może to jeden kandydat wyznacza miejsce i czas debaty, a reszta albo się dostosuje albo nie. Ale czy wtedy takie umawianie można nazwać debatą?
Kandydat jeden przybył i ludzie licznie na debatę przybyli również. Drugi kandydat liścik do swoich wyborców wystosował. W liście wymienione zostały m.in. cztery elementy, z powodu których Pan na debacie nie był.
Powód 1: Program wyborczy jest znany wyborcom, więc nie ma potrzeby ponownego jego przedstawiania.
W sumie słusznie. Czytać potrafią, niech czytają sami. Nie sądzę, aby w ciągu tygodnia nowy program wyborczy powstał. Jeśli ktoś czytanego tekstu nie rozumie, jego problem. Kandydat na wójta nie będzie się zajmował ponownym tłumaczeniem, co w gminie robić zamierza.
Powód 2: Debata ma ograniczony zasięg nie ma pewności, że dotrze do 4,5 tys. wyborców.
O masz ci los! Czy znaczy to, że kandydat na wójta oczekiwał na przybycie takiej liczby zainteresowanych? W jaki sposób ma dotrzeć debata do wyborców, skoro kandydat na debatę nie przyszedł? A co by się stało, gdyby gmina cała na debatę przybiegła, a tu skucha – kandydata PSL-u nie ma?
Powód 3: Debata odbywa się w Gminnym Ośrodku Kultury w Zabrodziu, a kampanii wyborczej nie można prowadzić w lokalach organizacyjnych gminy.
Gały wywaliłam. Czytam raz, drugi, trzeci. Za czytanie przepisów się wzięłam, bo w końcu może czegoś nie rozumiem. Ciekawą naturę posiadam, więc lubię wiedzieć co i jak powinno się odbywać. Kodeks wyborczy wpadł w mi ręce. Czytam. Znajduję zapis:
„Art. 108. § 1. Zabrania się prowadzenia agitacji wyborczej:
1) na terenie urzędów administracji rządowej i administracji samorządu terytorialnego oraz sądów;
2) na terenie zakładów pracy w sposób i w formach zakłócających ich normalne funkcjonowanie;
3) na terenie jednostek wojskowych i innych jednostek organizacyjnych podległych Ministrowi Obrony Narodowej oraz oddziałów obrony cywilnej, a także skoszarowanych jednostek podległych ministrowi właściwemu do spraw wewnętrznych.”
Szukam dalej, bo może nie bardzo rozumiem to, co napisane. Wydaje mi się jednak, że GOK w Zabrodziu urzędem administracji samorządowej nie jest. Gdyby GOK w Zabrodziu był jednostką organizacyjną MON to rozumiem, że tam kampanii wyborczej prowadzić nie można. Z tego, co się orientuję GOK w Zabrodziu jest organizacyjną gminy. Przepis ten więc GOK-u nie dotyczy. Być może rozumowanie moje jest błędne i bardzo bym chciała wiedzieć, dlaczego ktoś ze sztabu wyborczego PSL taką właśnie wykładnię prawa zastosował.
Powód 4: Pan Michalik szanuje Panią Sosnowską i dlatego nie może z nią polemizować, bo jest jego przełożoną.
Znowu zdziwienie mnie ogarnia. Pan Michalik nie miał oporów do tego, by kandydatem na wójta się robić. Opory co do ewentualnego braku szacunku pojawiły się przed samą debatą. Zastanawiam się również, co ma podległość służbowa do polemiki. Czy jeśli się w polemikę z kimś wdajemy to oznacza to, że szacunku do drugiej osoby nie mamy?
Zupełnie nie tak dawno, gdyż 4 listopada 2010 roku odbyła się w Wyszkowie debata kandydatów na burmistrza Wyszkowa. Debatę organizował „Nowy Wyszkowiak”. Pięciu kandydatów miało brać udział w debacie. Jak wszystkim wiadomo, jeden kandydat na debatę nie przybył. Nieobecność swą uzasadnił listem do wyborców. Formuła debaty kandydatowi nie przypadła do gustu. Miała prawo nie przypaść. Mi samej też nie bardzo się podobała. Wiadomo, że co jednym się podoba, inni nie muszą pochwalać. Kandydatka nie przyszła – na pytania nie odpowiadała – wolne krzesełko zostało na scenie na debacie. Niezadowolenie wśród internautów się pojawiło, ale to też w sumie żadna nowość. Społeczeństwo obsmarowało tych, co w debacie uczestniczyli, obsmarowali też kandydatkę nieobecną. Wyszło na to, że nie ma się czym tak naprawdę przejmować. Debata wówczas przeprowadzona przypomina mi dzisiaj teleturniej „Jeden z dziesięciu”. Pytanie – odpowiedź. Każdy inne pytanko dostał i na nie odpowiedzieć musiał. Kto miał szczęście ten odpowiedź na pytanie znał, kto szczęścia nie miał mógł się trochę poplątać. W teleturnieju nagrody są przewidziane – każdy skrzyneczkę słodyczy dostaje, a zwycięzca kasę jakąś zgarnia. W debacie kuferków ze słodyczami co prawda zabrakło, ale ten co gadał najlepiej zwiększył swą szansę na przywłaszczenie sobie fotela burmistrza na 4 lata, czyli nagrodę dostał.
Wiadomo również, że jeden z kandydatów również był wówczas w służbowej podległości do miłościwie na panującego burmistrza. Nie przypominam sobie, aby ktokolwiek napisał, że polemika Pani Trzaski i Pana Nowosielskiego miejsca mieć nie powinna, gdyż będzie to przejawem braku poszanowania do przełożonego.
Pomyślałam sobie również, że biorący udział w debacie kandydaci na „fotel” burmistrza nie mieli zapewne świadomości, iż ich wystąpienie nie dotrze do 30 412 osób uprawnionych do głosowania w ówczesnych wyborach samorządowych. Myślę sobie, że gdyby świadomość taką posiadali, nie zgodziliby się czasu swojego marnować i na nudne pytania nie musieliby odpowiadać. Każdy kandydat swój program wyborczy miał. Każdy sam mógł sobie przeczytać co kto planuje i co już zrobił. Jeśli całe 30 412 osób o debacie nie usłyszy, to czy jest sens ją przeprowadzać?
Poszperałam również w archiwalnych numerach prasy lokalnej, by dowiedzieć się, gdzie wyborcze spotkania się odbywały.
Zarówno PiS jak i Wspólnota Samorządowa spotkania z wyborcami organizowali w Wyszkowskim Ośrodku Kultury „Hutnik”. Zdaje mi się, że WOK „Hutnik” jest jednostką organizacyjną gminy Wyszków. Skoro jest, to dlaczego nikt z PSL-u nie zareagował wówczas na jawne łamanie prawa? Kodeks wyborczy obowiązuje od połowy 2011 roku. Wcześniej kwestie te regulowała ustawa z 1998 r. - ordynacja wyborcza do rad gmin, rad powiatów i sejmików województw. Zapis art. 65 ust 2 ustawy z 1998 r. był jednak identyczny jak zapis art. 108 ust 2 obowiązującego obecnie kodeksu wyborczego.
Pisząc to co piszę, nie znam wyników wyborów na wójta Zabrodzia. Licząc na uczciwość komisji wyborczych oraz mądrość mieszkańców gminy Zabrodzie myśleć należy, że wybiorą odpowiedniego dla siebie wójta. Jeśli nie – za rok mogą go zmienić.
Pomyślałam sobie również , że bardzo ekscytujący rok nas czeka…
Judyta
Komentarze
Dodane przez Mostowiak, w dniu 22.08.2013 r., godz. 10.04
Strach mnie ogarnia jak pomyślę jak bardzo może się okazać pazerna tas tłuszczańska kandydatka.
Strach mnie ogarnia jak pomyślę jak bardzo może się okazać pazerna tas tłuszczańska kandydatka.
Dodane przez Chruszczow, w dniu 22.08.2013 r., godz. 11.25
Kampania się już zaczęła także i w Wyszkowie. Patologią jest POdporządkowanie wszystkich działań wydziału promocji temu jednemu celowi...
Kampania się już zaczęła także i w Wyszkowie. Patologią jest POdporządkowanie wszystkich działań wydziału promocji temu jednemu celowi...
Dodane przez WG, w dniu 22.08.2013 r., godz. 11.49
Kto by POmyślał,że pani sekretarz tak zasmakuje władzy? Ja nie widzę jej jako skutecznego wójta. Z tymi projektami to bazuje ona na "Równinie Wołomińskiej" i nigdy nie będą one wystarczająco duże.
Kto by POmyślał,że pani sekretarz tak zasmakuje władzy? Ja nie widzę jej jako skutecznego wójta. Z tymi projektami to bazuje ona na "Równinie Wołomińskiej" i nigdy nie będą one wystarczająco duże.
Dodane przez Dżuma, w dniu 22.08.2013 r., godz. 13.17
Z ty prześwietlaniem do 5 pokolenia naszych kandydatów trochę przesadziłaś. Życiorys Wałęsy zaczyna się od momentu pojawienia się w stoczni gdańskiej w roku 1970, podobnie z Kwaśniewskim - jego życiorys znamy od momentu "prawie ukończenia" studiów. Co było przedtem? Czarna dziura. Tyle wiemy o ludziach pełniących w swoim czasie najwyższe funkcje w naszym państwie! Zresztą, po co szukać tak daleko. Kto zna życiorys wicestarosty Bociana? Przecież kandydował na burmistrza a nikt (nawet dziennikarze!) go nie spytał skad się wziął w Wyszkowie i co robił przedtem. Niestety wyborcy w odruchu głosują na kompletnie nie znanych sobie ludzi, jedynie na podstawie ładnych fotografii i wyborczej kiełbasy dla naiwnych
Z ty prześwietlaniem do 5 pokolenia naszych kandydatów trochę przesadziłaś. Życiorys Wałęsy zaczyna się od momentu pojawienia się w stoczni gdańskiej w roku 1970, podobnie z Kwaśniewskim - jego życiorys znamy od momentu "prawie ukończenia" studiów. Co było przedtem? Czarna dziura. Tyle wiemy o ludziach pełniących w swoim czasie najwyższe funkcje w naszym państwie! Zresztą, po co szukać tak daleko. Kto zna życiorys wicestarosty Bociana? Przecież kandydował na burmistrza a nikt (nawet dziennikarze!) go nie spytał skad się wziął w Wyszkowie i co robił przedtem. Niestety wyborcy w odruchu głosują na kompletnie nie znanych sobie ludzi, jedynie na podstawie ładnych fotografii i wyborczej kiełbasy dla naiwnych
Dodane przez Jan4P, w dniu 23.08.2013 r., godz. 10.34
Dobrze przygotowany materiał! Argumenty pana Michalika poszły w rozsypkę. Warto ludzi uczulać na taką degrengoladę, za rok wybory także w Wyszkowie... Głupie tłumaczenia będziemy musieli z miejsca punktować, aż się odechce pustej paplaniny. Wyszkowska debata NW, przez wielu czytelników została uznana za tzw. "ustawkę". Na co dzień widać z jaką zażyłością burmistrz obcuje z naszymi "etycznymi" dziennikareczkami. W Zabrodziu również debata została przygotowana pod konkretnego kandydata i przez to stała się niezbyt czystym narzędziem propagandy.
Dobrze przygotowany materiał! Argumenty pana Michalika poszły w rozsypkę. Warto ludzi uczulać na taką degrengoladę, za rok wybory także w Wyszkowie... Głupie tłumaczenia będziemy musieli z miejsca punktować, aż się odechce pustej paplaniny. Wyszkowska debata NW, przez wielu czytelników została uznana za tzw. "ustawkę". Na co dzień widać z jaką zażyłością burmistrz obcuje z naszymi "etycznymi" dziennikareczkami. W Zabrodziu również debata została przygotowana pod konkretnego kandydata i przez to stała się niezbyt czystym narzędziem propagandy.
Dodane przez Bożena, w dniu 23.08.2013 r., godz. 17.19
Nowokomusza debata, śmiech na auli! Pytania z kapelusza... To dobry przykład jak debat nie POwinno się robić.
Nowokomusza debata, śmiech na auli! Pytania z kapelusza... To dobry przykład jak debat nie POwinno się robić.
Osiadły Bocian
Dodane przez Trep z Komorowa, w dniu 24.08.2013 r., godz. 07.31
Akurat Bociana trochę znam. Odbywając służbę zasadniczą w wojsku w Komorowie miałem z nim kontakt. Był tam zwykłym "trepem" )podoficerm). Wspominam go bardzo źle. Obecnie jest na wojskowej emeryturze a w Wyszkowie robi za samorzadowca. Mata Wyszkowianie człowieka na jakiego zasługujecie.
Dodane przez Trep z Komorowa, w dniu 24.08.2013 r., godz. 07.31
Akurat Bociana trochę znam. Odbywając służbę zasadniczą w wojsku w Komorowie miałem z nim kontakt. Był tam zwykłym "trepem" )podoficerm). Wspominam go bardzo źle. Obecnie jest na wojskowej emeryturze a w Wyszkowie robi za samorzadowca. Mata Wyszkowianie człowieka na jakiego zasługujecie.
Dodane przez O.N.A., w dniu 24.08.2013 r., godz. 23.42
Każda debata, nawet najlepsza, może być wypaczona przez media. Niestety mamy z tym w Wyszkowie problem.
Każda debata, nawet najlepsza, może być wypaczona przez media. Niestety mamy z tym w Wyszkowie problem.
Pani Judyto
Dodane przez Adelajda, w dniu 26.08.2013 r., godz. 09.30
Nieobecność pana Michalika na debacie wcale nie przeszkodziła mieszkańcom na wybranie go na wójta. Problem tkwi w tym, że i tam mieszkańcy nie do końca są przekonani co do uczciwości takich spotkań. Dla przykładu wyszkowska debata okazała się parodią.
Dodane przez Adelajda, w dniu 26.08.2013 r., godz. 09.30
Nieobecność pana Michalika na debacie wcale nie przeszkodziła mieszkańcom na wybranie go na wójta. Problem tkwi w tym, że i tam mieszkańcy nie do końca są przekonani co do uczciwości takich spotkań. Dla przykładu wyszkowska debata okazała się parodią.
Nepotyzm wkurza!
Dodane przez O.N.A., w dniu 27.08.2013 r., godz. 22.09
Ludziom przestaje się podobać to, że do pracy ściąga się ludzi z zewnątrz. W Wyszkowie nie wiem czemu etat zajmuje koleżanka Nowosa i Warpasa z Poczty Polskiej, warszawianka.
Dodane przez O.N.A., w dniu 27.08.2013 r., godz. 22.09
Ludziom przestaje się podobać to, że do pracy ściąga się ludzi z zewnątrz. W Wyszkowie nie wiem czemu etat zajmuje koleżanka Nowosa i Warpasa z Poczty Polskiej, warszawianka.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl