Wyszków – dajcie sygnał!
(Zam: 16.11.2010 r., godz. 12.48)Tak do publiczności krzyczał Muniek Staszczyk, gdy ze sceny wybrzmiewały najbardziej rock’n’rollowe kawałki T.Love. Zespół wystąpił 13 listopada w Wyszkowskim Ośrodku Kultury „Hutnik”. Koncert był zachwycający.
Zainteresowanie występem było ogromne – mimo wyprzedanych biletów fani wciąż dopytywali w kasie „Hutnika” o T.Love. Przed wyszkowianami zaprezentowała swoje kawałki jedna z najbardziej energetycznych, świetnie sprawdzających się na koncertach kapel w Polsce. T.Love istnieje już dwadzieścia osiem lat. Mimo kryzysów i zmian w składzie, grupa wciąż zniewala rockowym żywiołem, jaki potrafi rozpętać na scenie.
Atmosfera jeszcze przed występem byłą gorąca – publiczność prawie w komplecie czekała na wejście na salę już pół godziny przed planowanym koncertem. Zespół wyszedł na scenę z półgodzinnym opóźnieniem. Początkowo zniecierpliwiona widownia dała się szybko udobruchać – przyjmując przeprosiny Muńska za obsuwę i ulegając magnetyzmowi temu, co zaprezentował w trakcie swojego występu. T.Love wykonało utwory ze wszystkich okresów swojej działalności. Zaczęli od najnowszych kawałków, stosunkowo chyba najmniej znanych przez publiczność, choć Muniek Staszczyk parę razy ze zdziwieniem stwierdził, że także i one nie były obce części publiczności.
Gdy na scenę wyszedł Tom Pierzchalski ze swoim saksofonem oznaczało to jedno – za chwilę muzycy uderzą w struny gitar, perkusja rozgrzeje się do czerwoności, a fani usłyszą stare, świetne przeboje grupy. Zabrzmiały więc „Autobusy i tramwaje”, „IV LO”, „Garaż”, „King”, „Wychowanie”, „Marzyciele”. Były też nowsze kawałki „Chłopaki nie płaczą”, „Ajrisz”, czy pochodzące z albumu „I hate rock’n’roll” „Love and hate”, „Foto”, „Jazz nad Wisłą”.
Wśród słuchaczy byli przedstawiciele każdego pokolenia: od dzieci i młodzieży, po tych dobrze pamiętających początki twórczości T.Love. Występ ich po prostu porwał i zachwycił – inaczej nie można ocenić sytuacji, do jakiej doszło. Już w połowie dwugodzinnego koncertu wszyscy wstali z siedzeń, machali rękami, klaskali, śpiewali na głos utwory domagając się kolejnych. Wszystko to pośród świetnie zaaranżowanych efektów świetlnych.
T.Love!, T.Love!, T.Love! – skandowała publiczność, gdy zespół zszedł ze sceny. Gdy grupa powróciła, Muniek usiadł na krześle i zaśpiewał „Lucyfera” do piosenki Boba Dylana. Na bis było także m.in. „Passenger” Iggiego Popa i „No woman no cry” Boba Marleya.
Po występnie nie brakowało chętnych na płyty i koszulki zespołu oraz autografy i foty z Muńkiem.
J.P.
Atmosfera jeszcze przed występem byłą gorąca – publiczność prawie w komplecie czekała na wejście na salę już pół godziny przed planowanym koncertem. Zespół wyszedł na scenę z półgodzinnym opóźnieniem. Początkowo zniecierpliwiona widownia dała się szybko udobruchać – przyjmując przeprosiny Muńska za obsuwę i ulegając magnetyzmowi temu, co zaprezentował w trakcie swojego występu. T.Love wykonało utwory ze wszystkich okresów swojej działalności. Zaczęli od najnowszych kawałków, stosunkowo chyba najmniej znanych przez publiczność, choć Muniek Staszczyk parę razy ze zdziwieniem stwierdził, że także i one nie były obce części publiczności.
Gdy na scenę wyszedł Tom Pierzchalski ze swoim saksofonem oznaczało to jedno – za chwilę muzycy uderzą w struny gitar, perkusja rozgrzeje się do czerwoności, a fani usłyszą stare, świetne przeboje grupy. Zabrzmiały więc „Autobusy i tramwaje”, „IV LO”, „Garaż”, „King”, „Wychowanie”, „Marzyciele”. Były też nowsze kawałki „Chłopaki nie płaczą”, „Ajrisz”, czy pochodzące z albumu „I hate rock’n’roll” „Love and hate”, „Foto”, „Jazz nad Wisłą”.
Wśród słuchaczy byli przedstawiciele każdego pokolenia: od dzieci i młodzieży, po tych dobrze pamiętających początki twórczości T.Love. Występ ich po prostu porwał i zachwycił – inaczej nie można ocenić sytuacji, do jakiej doszło. Już w połowie dwugodzinnego koncertu wszyscy wstali z siedzeń, machali rękami, klaskali, śpiewali na głos utwory domagając się kolejnych. Wszystko to pośród świetnie zaaranżowanych efektów świetlnych.
T.Love!, T.Love!, T.Love! – skandowała publiczność, gdy zespół zszedł ze sceny. Gdy grupa powróciła, Muniek usiadł na krześle i zaśpiewał „Lucyfera” do piosenki Boba Dylana. Na bis było także m.in. „Passenger” Iggiego Popa i „No woman no cry” Boba Marleya.
Po występnie nie brakowało chętnych na płyty i koszulki zespołu oraz autografy i foty z Muńkiem.
J.P.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl