Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 21 listopada 2024 r., imieniny Janusza, Konrada



Wierzyłem, że jestem silniejszy, a słabłem z każdym dniem

(Zam: 05.06.2013 r., godz. 10.30)

Uczyć się żyć normalnie, skończyć szkołę, realizować dawne pasje to cele, które stawia sobie pochodzący z Torunia osiemnastoletni Michał. W Wyszkowie w ośrodku Monar i w grupie Anonimowych Narkomanów znalazł wsparcie, które pozwala mu wyjść z uzależnienia. Ważnym etapem w drodze trzeźwienia okazał się także wolontariat w Środowiskowym Domu Samopomocy „Soteria”.

Jak wyglądało Twoje życie, zanim zetknąłeś się z narkotykami?
- Byłem normalnym dzieckiem, tak jak wszyscy, tylko od młodych lat miałem problemy natury osobowościowej, wiązały się z tym problemy w szkole, z moim zachowaniem. Ogólnie wydaje mi się, że byłem z dobrego domu, dobrze wychowywany, tylko zawsze miałem swój pogląd na świat, na rzeczywistość, zawsze mi czegoś brakowało w życiu i myślałem, że znajdę to w narkotykach, ale myliłem się.

Da się zdefiniować ten brak czegoś?
- Trudno jest to określić, to pragnienie większego czucia rzeczy, mocniejszego przeżywania. Co prawda dawały to narkotyki, ale na chwilę i teraz na to patrząc, niosły za sobą duże straty.

Jak wyglądała Twoja sytuacja rodzinna?
- Wychowywała mnie matka, z ojcem nie utrzymywała kontaktu – on też był uzależniony i się z nim rozwiodła. W międzyczasie poznała innego mężczyznę, który stał się moim ojczymem. Z mamą relacje miałem dobre, ojczym z reguły był w domu tylko wieczorami, bo pracował cały czas. Niczego mi nie brakowało materialnie, ale brakowało mi ojca, który byłby przy mnie.

Jak zetknąłeś się pierwszy raz z narkotykami?
- Miałem 14 lat, chciałem zaimponować w grupie znajomych i zapaliłem marihuanę. Spodobało mi się to i sięgnąłem po więcej. Im częściej spotykałem się z kolegami, tym częściej paliłem. W marihuanie znajdowałem to „czucie”, kiedy brałem narkotyki często czułem się lepszy.

Pewnie nie myślałeś, że możesz się wciągnąć, że może to być niebezpieczne?
- Nie byłem świadomy konsekwencji, że mogę się uzależnić, bo nikt mi tej wiedzy nie przekazał. Brzmi to jak obwinianie kogoś, ale to były moje decyzje, ja je podjąłem i biorę za nie pełną odpowiedzialność. Jestem osobą uzależnioną i będzie mi to towarzyszyć długie lata.

Kiedy przyszło uzależnienie, taka świadomość, że coś niedobrego się z Tobą dzieje?
- Świadomość, że jestem uzależniony dotarła do mnie dopiero w Monarze w Wyszkowie. W pierwszym ośrodku, w którym byłem ludzie mówili mi, że jestem uzależniony, ale ja nie chciałem przyjąć tej myśli. Tłumaczyłem sobie, że zażywam narkotyki co jakiś czas, że każdy ma prawo do radości, że ja ją czerpię z narkotyku, a nie jak inni np. z jazdy na rowerze czy gry komputerowej. Narkotyki były tym, w czym się odnajdywałem. Ich konsekwencją były jednak sprawy sądowe, pogorszyły się moje relacje z rodziną, zostałem praktycznie wyrzucony z domu. Zawsze obwiniałem kogoś za to wszystko, a wina leżała we mnie.

Jak mama się zorientowała, że w Twoim życiu są narkotyki?
- Znajdowała u mnie gadżety, które stosowałem do brania narkotyków. Któregoś dnia zapisała mnie do poradni leczenia uzależnień w Toruniu. Poszedłem tam i zostałem skierowany do ośrodka w Garwolinie. Miałem wtedy 17 lat, to było po trzech latach ciągłego zażywania narkotyków.

Ciągłego, to znaczy jak często po nie sięgałeś?
- Na początku to zdarzało się w weekendy. Po około trzech miesiącach codziennie je brałem – marihuanę, kokainę, amfetaminę. Nie mogłem bez nich funkcjonować, normalnie iść do szkoły, wstać. Żeby zasnąć, musiałem zapalić marihuanę.

Skąd brałeś na to pieniądze?
- Nie pracowałem, często brałem pieniądze od mamy. Jak ona nie miał, to kradłem w sklepach ubrania, sprzęt RTV. Sprzedawałem te rzeczy lub zamieniałem na narkotyki. Stąd moje konflikty z prawem.

Czym się one kończyły?
- Najcięższy wyrok w sądzie dla nieletnich, jaki dostałem, to dozór kuratora sądowego i nakaz leczenia. Byłem sądowo skierowany na leczenie w Wyszkowie, po trzech miesiącach pobytu tu, sprawa została umorzona. Od tego czasu jestem w ośrodku w Wyszkowie, bo chcę, a nie bo muszę.

W stanie uzależnienia myśli skupiają się tylko wokół narkotyków – jak zdobyć pieniądze, zażyć, mieć z głowy na jakiś czas, a potem znowu.
- Dokładnie tak. Od momentu, kiedy wpadłem w ciąg amfetaminowy, który trwał cztery miesiące, codziennie moje życie polegało na wstaniu rano, załatwieniu pieniędzy, potem załatwieniu towaru, przygrzaniu, potem załatwianiu pieniędzy, towaru i tak ciągle. Tak wyglądało moje życie. Olałem całkowicie szkołę, naukę, rodzinę i skupiłem się tylko na narkotykach.

W takim stanie branie narkotyków nadal przynosi radość?
- Kiedy byłem nieświadomy ryzyka, zagrożeń, to sprawiało mi to radość. Miałem poczucie, że muszę wziąć, żeby normalnie funkcjonować. Czułem, że takie zachowanie jest normalne, a nie było. Krzywdziłem wszystkich wokół siebie, przede wszystkim samego siebie.

W tym stanie wszystko wokół przestaje mieć znaczenie.
- Miałem pasje, interesowałem się piłką nożną, grałem w klubie piłkarskim, chodziłem na boks. To wszystko odeszło na drugi plan. Pierwsze stały się narkotyki, a ponieważ je zażywałem nie mogłem kontynuować sportu, bo spadała mi kondycja fizyczna, choć wzrastało we mnie iluzoryczne poczucie mocy. Wierzyłem, że jestem silniejszy, a tak naprawdę słabłem z każdym dniem.

Zdarzało się, że byłeś w szkole pod wpływem narkotyków?
- Nie mogłem uczyć się nie biorąc narkotyków, wydawało się to trudne. Teraz jestem czysty, od dwóch lat prawie nie biorę i szkoła daje mi radość. Kilka lat temu nie pomyślałbym, że nauka może cieszyć, dowartościować. Teraz z niej bardzo dużo czerpię dla siebie.

Co czułeś, kiedy dostałeś decyzję o przymusowym leczeniu?
- Na początku byłem bardzo oporny zmianie. Nie dopuszczałem myśli, że jestem uzależniony, ale to zmieniło się po grupach psychoedukacyjnych – spisywałem myśli na papierze i widziałem, że całe moje życie opierało się wokół dwóch rzeczy – zdobyciu narkotyku i jego zażyciu.

Czy uzależniając się wpadłeś w konkretne towarzystwo?
- Z początku tak, musiałem mieć znajomości, żeby mieć dostęp do narkotyków. Ćpałem na początku z ludźmi. Potem tak się to uzależnienie rozwinęło, że nie chciałem wyjść do ludzi, bo wiedziałem, że będę się musiał podzielić narkotykiem. Załatwiałem sobie narkotyki i się izolowałem. Uzależnienie to choroba brania, chciałem więcej i więcej dla siebie.

Myślisz czasem, co by się z Tobą stało, gdybyś nie przerwał brania?
- Na grupach Anonimowych Narkomanów często czytamy, że uzależnienie kończy się zawsze tak samo: więzieniem, szpitalem lub śmiercią. Szpital mam za sobą, więzienia na szczęście jeszcze nie było. Skończyło by się to dla mnie na pewno więzieniem lub śmiercią.

Przy zażywaniu narkotyków pojawiają się problemy ze zdrowiem.
- Kiedy pojechałem do pierwszego ośrodka, po miesięcznym ciągu amfetaminowym, skutkiem odstawiennym było codzienne krwawienie z nosa, które trwało dwa tygodnie. Wcześniej, kiedy byłem nagrzany, często wdawałem się w bójki, kończyło się to dla mnie uszkodzeniami ciała.
Trzy razy byłem w szpitalu psychiatrycznym, w związku z braniem narkotyków miałem podejrzenie schizofrenii paranoidalnej. Przez osiem miesięcy brałem leki psychotropowe. Choroba psychiczna się nasiliła, co prawda uniknąłem schizofrenii, ale miałem stany hipomaniakalne.

Czym się przejawiały?
- Zmiennością nastrojów, była to taka sinusoida – raz było bardzo dobrze, raz bardzo źle i tak na zmianę. Nie umiałem znaleźć wewnętrznej równowagi. Od depresji do euforii. To był skutek brania narkotyków.

Jak przebiega terapia?
- Z ośrodka w Garwolinie wyjechałem, uzależnienie wygrało ze mną, upiłem się wtedy po prostu. Teraz wiem, że byłem słaby. Zdarzało się, że kiedy nie miałem narkotyków, zastępowałem go alkoholem.

Jak często będąc w terapii pojawia się myśl „nie dam rady”?
- W koszty uzależnienia wpisane są myśli o powrocie do nałogu i słabsze momenty. Ja miałem kilka kryzysów, kilka razy chciałem wyjeżdżać z ośrodka, jednak społeczność i kadra ośrodka zatrzymali mnie, z czego jestem bardzo zadowolony. Pojawiły się u mnie mechanizmy uzależnienia, iluzji i zaprzeczeń. Kiedy byłem w nowej sytuacji, z kimś w konflikcie, tkwiłem w tym sam, moje poczucie żalu, złości potęgowało się, to przeradzało się w myśli o narkotykach. Nieradzenie sobie z różnymi sytuacjami powoduje, że sięga się po narkotyki, żeby o tym nie myśleć. To było jednak skuteczne tylko na chwilę, kiedy trzeźwiałem, złe myśli powracały we mnie z podwójną siłą.

Walka z uzależnieniem w dużej mierze polega na zmianie sposobu myślenia.
- Tak, na zmianie systemu wartości, starego otoczenia. Kiedyś sięgałem po narkotyki, bo sobie nie radziłem, teraz uczę się cały czas i mam wiedzę, jak mogę sobie radzić z trudnymi sytuacjami nie biorąc narkotyków. Najlepiej w takich sytuacjach porozmawiać z kimś, zadzwonić do przyjaciela, zwierzyć się, poprosić kogoś o pomoc. Nikt mnie tego wcześniej nie nauczył, dowiedziałem się dopiero tego w ośrodku.

Uzależnienie to walka do końca życia.
- Z uzależnieniem nie można walczyć, z nim się nie wygra. Trzeba pogodzić się, że jest się uzależnionym i nauczyć się z tym żyć. Często moje uzależnienie podsuwało mi różne dziwne pomysły, bałem się różnych rzeczy, pojawiała się myśl, że nie dam sobie rady z problemem. Bardzo mi pomogły grupy NA w Wyszkowie, spotkania są organizowane w poniedziałki bibliotece miejskiej – spotykają się tam osoby uzależnione i dzielą się smutkami, radościami, tym, czym sobie nie radzą. Nie ma tam terapeutów i stąd wiem, że osoba uzależniona może najlepiej pomóc drugiemu uzależnionemu, że jesteśmy sobie nawzajem potrzebni. Bardzo dużo czerpię z tych spotkań i dużo daję innym, kiedy mówię o swoim problemie.

Co straciłeś przez uzależnienie i czy jest coś, co zyskałeś?
- Bilans zysków jest taki, że mogłem na chwilę zapomnieć o problemach, na chwilę poczuć się fajnie. Negatywnych konsekwencji jest o wiele więcej – konflikty z prawem, pogorszenie relacji z rodziną, strata pasji, zainteresowań i in. Robiłem taki bilans, wyszło mi około 15 strat i 2 zyski. To jest po prostu nieopłacalne. Mogłem w życiu dokonać lepszych wyborów, zbłądziłem, ponoszę tego konsekwencje i będę je ponosił do końca życia. Teraz chodzę do szkoły, odbudowuję relacje z rodziną, powróciłem do gry w piłkę, chcę trenować ju jitsu. Uczę się normalnego życia. Wcześniej bałem się normalności, dla mnie kiedyś było nią branie narkotyków.

Jaką rolę na etapie powrotu do normalności odgrywa Środowiskowy Dom Samopomocy „Soteria”?
- Jestem tu wolontariuszem od kilku miesięcy, przyszedłem tu, by nauczyć się uwrażliwiać na ludzi, na cudze nieszczęście, bardzo dużo pracy w to włożyłem i przynosi to teraz efekty. Kiedy teraz wchodzę do Soterii, wszyscy witają mnie z otwartymi rękami, cieszę się z kontaktu z podopiecznymi, to są normalni ludzie, jak wszyscy, tylko borykają się z chorobą. Ja borykam się z uzależnieniem i mogę porównać siebie do mich. Jak mam chorobę do końca życia i ci ludzie też.

Jak im pomagasz?
- Rozmawiając próbuję rozwiązać ich problemy, często jak ja nie widzą wyjścia z sytuacji, a kiedy ja patrzę na to z boku, to wiem, że czasem wystarczy po prostu iść i załatwić daną sprawę.

Czego się od nich nauczyłeś?
- Żyć normalnie. Podopieczni Soterii mają swoje obawy, problemy, nie sięgnęli nigdy po narkotyki i radzą sobie. To mi dodaje wiary, że ja nie mam najgorzej na świecie, uczy mnie to empatii.

Mówi się, że narkotyki powodują zanik uczuć wyższych.
- Z uczuć wyższych największy problem mam z miłością do drugiej osoby. Nigdy jej nie czułem, możliwe, że boję się tego uczucia, nie wiem, jak odnajdę się w relacji, kiedy będę kogoś kochał. Są różne rodzaje miłości – rodzicielska partnerska, czy np. do zwierząt. W miłości do zwierząt się odnajduję, za to boję się miłości partnerskiej, bo nigdy nie kochałem na sto procent i taka osoba nie była dla mnie najważniejsza na świecie.

Po piętnastu miesiącach kończysz pobyt w Wyszkowie i co dalej?
- Przenoszę się do szkoły w Toruniu, będę szukał tam Środowiskowego Domu Samopomocy, gdzie zamierzam pracować jako wolontariusz albo stażysta. Chcę znaleźć sobie stałą pracę. Będę chodził do terapeuty. Z planów dalekosiężnych chciałbym pójść na studia, na psychologię, resocjalizację. Chciałbym kiedyś zostać terapeutą uzależnień.

Rozmawiała
Justyna Pochmara

Komentarze

Dodane przez Zen, w dniu 05.06.2013 r., godz. 20.53
Żaden lewacki polityk nie przekona mnie co do słuszności idei zalegalizowania tzw. "miękkich narkotyków". Tylu młodych ludzi jest zbyt podatnych na uzależnienia. Szerzy się bezrobocie i coraz mniej przed nimi perspektyw.
Dodane przez Grześ, w dniu 05.06.2013 r., godz. 22.02
Pallikot zamieszał w głowach młodych ludzi, że trawka będzie legalna, a nawet za darmo! Nic dobrego z tego nie wyjdzie. A jak się okazuje poza tymi chwytami niewiele ma do zaoferowania.
Dodane przez Asia, w dniu 05.06.2013 r., godz. 22.32
Bardzo szczery i osobisty wywiad. mam nadzieję, że ku przestrodze. Z narkotykami wielu romansowało, ale wielu spośród nich przez nie tragicznie skończyło. Najważniejsze żeby dać tym ludziom drugą szansę.
Dodane przez Zdzich, w dniu 06.06.2013 r., godz. 08.11
Bądź sobie chłopie wolontariuszem, ale skończ dobrą zawodówkę. Znajdź zajmującą pracę i przestań marzyć o uzależnieniach, nawet czyiś.
Dodane przez Jan4P, w dniu 06.06.2013 r., godz. 13.23
Choć to bardzo tragiczna historia młodego człowieka, to najważniejszym jest to, że chłopak potrafił wziąć się w garść i widzi swoją przyszłość. Trzymam za to kciuki
Dodane przez ank, w dniu 06.06.2013 r., godz. 19.34
dobrze ze udalo sie uratowac tyle mlodych lat najlepsze przed toba wytrwalosci i powodzenia w spelnianiu marzen i czerpania radosci z normalnego codziennego zycia
Dodane przez TD, w dniu 06.06.2013 r., godz. 20.21
Trzymaj się. Złap wiatru i żyj uczciwie, nie głosuj na PO ;)
Dodane przez Bożena, w dniu 06.06.2013 r., godz. 23.07
Trzymajmy kciuki za wszystkich.
Dodane przez Grześ, w dniu 07.06.2013 r., godz. 09.34
Zwróćcie uwagę na fajnie dobraną fotografię. Jest to droga w kierunku światła.
Dodane przez Iza, w dniu 07.06.2013 r., godz. 19.11
Trzeba walczyć o każdego młodego człowieka, bez wyjątków. Do zwycięstwa. Nie zawiedź siebie, nie zawiedź nas.
DO MOJEGO SYNA
Dodane przez MAMA, w dniu 07.06.2013 r., godz. 21.57
WIERZYŁA, WIERZĘ I ZAWSZE BĘDĘ WIERZYĆ W CIEBIE SYNKU. Pamiętaj tylko o jednym,,ŻE JESTEM'' GRATULUJE I KOCHAM CIĘ
Dodane przez O.N.A., w dniu 08.06.2013 r., godz. 09.26
Bez wsparcia rodziny trudno jest nawet ćpać. Przecież to ją się pierwszą okrada. Trzymaj kurs, i pamiętaj o matce.
Dodane przez Królowa Bona, w dniu 09.06.2013 r., godz. 14.03
...Miałem wtedy 17 lat, to było po trzech latach ciągłego zażywania narkotyków... To przykład w jak wczesnym wieku można popaść w ten nałóg.
Dodane przez Zen, w dniu 09.06.2013 r., godz. 16.32
Nawet Monar w Wyszkowie ma swoją dobrą markę.
Dodane przez Wlad, w dniu 09.06.2013 r., godz. 18.25
Pamiętam protesty mieszkańców Rybienka Starego na początku lat 90. Wieśniacy bali się HIV
Dodane przez Bożena, w dniu 09.06.2013 r., godz. 19.20
Zwróćcie Państwo uwagę, na to, że im większe bezrobocie i społeczny marazm tym młodzi ludzie pozbawieni perspektyw częściej sięgają po środki "znieczulające".
Dodane przez Wanda, w dniu 09.06.2013 r., godz. 20.37
Ma Bożena rację. Poza tym, kontrola rozprzestrzeniania się narkomanii i HIV to nasz zbiorowy obowiązek. Wszyscy powinniśmy czuć się odpowiedzialni za tych wszystkich skaleczonych ludzi. Wsparcie musi być zewsząd. Pozdrawiam bohatera wywiadu, panią redaktor i mamę.
Dodane przez Jacek, w dniu 10.06.2013 r., godz. 18.21
Kiedy tylko czytam o spotkaniach, warsztatach, seminariach, na których obecny jest burmistrz Warpas, zaraz mam obawy, że to co do tej POry dobrze funkcjonowało, zaraz zacznie się sypać... Niech nieroby nie POdszywają się POd osiągnięcia i sukcesy innych.
Dodane przez Golem, w dniu 10.06.2013 r., godz. 19.46
Pozdrawiam chłopaka i wierzę, że wystarczy mu na wszystko determinacji i konsekwencji. Najważniejsze jest chyba to, żeby mieć postawiony przed sobą właściwy cel, który pozwoli na dalszy rozwój.
Dodane przez Kinia, w dniu 10.06.2013 r., godz. 22.30
Nawet nie zdajemy sobie sprawy, że MONAR to jedna z nielicznych instytucji w naszym mieście, którą stawia się za wzór dla innych miejscowości. Jak widać również "Soteria" staje się powoli wyszkowską wizytówką.
Dodane przez Pipi, w dniu 11.06.2013 r., godz. 08.33
Widział ktoś aby w Monarze swoje paluchy maczała wyszkowska władza? Nie, i dlatego wszędzie tam (z dala od władzuni) dobrze się dzieje. Nie zapominajmy, że pan Nowosielski już próbował wyeksmitować Monra z ul. 3 Maja, jego znajomy ostrzył sobie zęby na sąsiedztwo przy odremontowanym pałacu...
....
Dodane przez aga, w dniu 11.06.2013 r., godz. 16.06
mnie teraz monar kojarzy się z teatrem terapeutycznym ktury tam mają.to wielka sprawa a i władze pewnie patrzą przychylniej.czytalam o tym co te przedstawienia im dają i wiem jak ogromnej pasii potrzeba by tak działali.gratuluje kierowniczce pomysłu.oby tak dalej.
Dodane przez Wanda, w dniu 11.06.2013 r., godz. 22.49
Czytaliśmy o teatrze oczywiście. Wspaniała sprawa, tu terapia zawsze przybierała ciekawe formy, efektem czego wiele naszych festynów uatrakcyjnianych było monarowskimi kucykami, klaunami, Drużyną Rycerską, stajnią i zawodami jeździeckimi. Dziękuję, w tych latach dorastały moje dzieci
Dodane przez Krzysztof, w dniu 12.06.2013 r., godz. 11.00
Dawniej te kucyki były naprawdę atrakcją niedoinwestowanych wyszkowskich festyników. Monar wrósł pozytywnie w nasze miasto.
wiara
Dodane przez gosia, w dniu 23.08.2015 r., godz. 13.35
Wierzę,ze kiedyś usłyszę takie wyznanie od mojego syna. Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta