Burmistrzem się bywa, człowiekiem jest się zawsze
(Zam: 02.11.2010 r., godz. 12.54)Mają dwóch dorosłych synów, Kamila i Tomasza. Są dojrzali, mają spory bagaż doświadczeń życiowych, ale żyją przyszłością. Nadal chcą aktywnie działać i zmieniać otaczającą rzeczywistość. O życiu rodzinnym i kulisach kariery politycznej kandydatki na burmistrza Wyszkowa Teresy Trzaski rozmawialiśmy z jej mężem Janem.
„Wyszkowiak”: Pełniąc funkcję wiceburmistrza Wyszkowa Pańska żona ma wiele obowiązków. Czy znajduje wystarczająco dużo czasu dla rodziny, dla Pana?
Jan Trzaska: − Myślę, że tak. Żona świetnie potrafi pogodzić obowiązki służbowe i domowe. Opiekuje się i pomaga również mojej chorej matce. Teresa umie też wygospodarować czas na działkę.
Jak dzielicie się Państwo obowiązkami domowymi?
- Prowadzeniem domu na ogół zajmuje się kobieta. Natomiast mężczyzna może jej tylko w tym pomóc. Nie inaczej jest też u nas. Jeżeli zachodzi taka potrzeba, obowiązkami dzielimy się po równo. Tak było, dopóki dzieci były małe. Nie sposób nie zaangażować się w wychowywanie własnych dzieci, a żonę obarczyć wszelkimi obowiązkami. Myślę, że każde zgodne i rozumiejące się małżeństwo nie ma z tym problemu. Jeśli małżonkowie są w pierwszej kolejności przyjaciółmi, w drugiej zaś małżonkami, to te sprawy się jakoś same naturalnie regulują.
Jak spędzacie Państwo wolny czas?
- Bardzo lubimy podróżować. W tym roku byliśmy w Rzymie i Watykanie. Jeździmy też do Warszawy, do kina i teatru. Aczkolwiek te wypady uzależnione są od oferty programowej i proponowanego repertuaru. Często zabieram żonę do Pułtuska, skąd pochodzę. Jest to urokliwe miasto i wspominam je z wielkim sentymentem. Tam spędziliśmy z żoną naszą młodość. Aktywnie wypoczywamy również w naszym domku na wsi, gdzie mamy bardzo ładny ogród, który przede wszystkim pielęgnuje żona. Ponadto, co roku uczestniczymy w rekolekcjach rodzinnych. To dla nas bardzo ważne. Wiara, wspólnota chrześcijańska, wspólne chodzenie do kościoła zawsze było elementem cementującym naszą rodzinę.
Czym się Pan interesuje?
- Studiowałem w Szczecinie na WSP i Politechnice Szczecińskiej. Dodatkowo moją pasją jest filozofia. Czasami udaje mi się napisać rozprawy filozoficzne i artykuły.
Publikuje je Pan gdzieś?
- Nie, robię to na własny użytek. Można powiedzieć, że piszę do szuflady. Ale sprawia mi to przyjemność i daje pewną satysfakcję.
Czym się Pan zajmuje zawodowo?
- Od niespełna trzech lat pracuję w Domu Pomocy Społecznej w Obrytem i jest to praca, na którą wiele lat czekałem z utęsknieniem. Zrezygnowałem z wielu, być może bardziej intratnych ofert pracy, aby znaleźć się właśnie tam. Moją pracę wykonuję z wielkim zamiłowaniem. I mówiąc zupełnie bez patosu, to jest po prostu piękna rzecz. Taka praca człowieka uszlachetnia. Wielu naszych podopiecznych ma chore umysły, ale piękne serca.
Gdy żona w natłoku obowiązków znajduje chwilę dla siebie, co wtedy najczęściej robi?
- Teresa przede wszystkim stara się rozwijać i poszerzać swoją wiedzę. Często czyta książki specjalistyczne z zakresu psychologii, pedagogiki i kontaktów międzyludzkich. To jest obszar jej zainteresowań zawodowych. Z wykształcenia przecież jest pedagogiem. Wiele lat pracowała w wyszkowskiej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, również jako dyrektor tej placówki.
Skąd więc pomysł na zajęcie się polityką?
− Teresa zawsze była typem społecznika. Ona lubi działać. Myślę, że przede wszystkim to jednak naturalna konsekwencja pewnej postawy życiowej, której wzorce każdy z nas otrzymywał w domu rodzinnym. Funkcjonując w rzeczywistości socjalistycznej byliśmy znakiem sprzeciwu wobec tego wszystkiego, co proponowała ówczesna władza. Tak też zresztą pozostało do dziś. Zawsze byliśmy i będziemy znakiem sprzeciwu wobec postaw uderzających w godność człowieka. Stąd narodziła się w nas potrzeba występowania w obronie tych, których prawa są gwałcone, a których indywidualność i możliwość rozwoju tłamszona i spychana na margines. Poza tym, nie godziliśmy się na laicki styl życia proponowany przez ówczesną władzę, gdzie nie było miejsca na uniwersalne wartości, takie jak chociażby prawda czy sprawiedliwość.
Byliście Państwo działaczami opozycji?
- Tak. Wspólnie z żoną tworzyliśmy struktury „Solidarności” nauczycielskiej w Pułtusku.
Jest Pan zadowolony, że ma żonę-polityka?
- Bardzo ponieważ widzę, że żona realizuje się w swojej działalności i jednocześnie kontynuuje te wartości, o których zawsze mówiło się w naszym domu. Poza tym wiem, że Teresa wykonuje swoje obowiązki profesjonalnie i odpowiedzialnie, co zresztą udowodniła pracując na stanowisku dyrektora wyszkowskiej poradni.
Pana zdaniem, kobiety powinny czynnie uczestniczyć w życiu publicznym, politycznym?
- Naturalnie. Nie ma żadnych przeciwwskazań, aby kobiety nie mogły uczestniczyć w życiu publicznym, jeśli tego chcą i czują się na siłach.
To znaczy, że jest Pan zwolennikiem parytetów?
- To nie tyle kwestia parytetów, co indywidualnych predyspozycji każdego człowieka do sprawowania danej funkcji. Albo jest się do czegoś stworzonym, albo nie. Poza tym, każdy z nas, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, pomalutku w swoim życiu na skutek różnych doświadczeń i wiedzy, przejmuje pewne cechy płci przeciwnej. Jeżeli przeniesiemy to na obszar polityki, to obecność kobiet w polityce może tylko poprawić jej jakość, ale na pewno nie pogorszyć. Oczywistym jest, że mężczyźni mają inne priorytety i inny styl sprawowania władzy niż kobiety. Kobiety mają inne cechy. Dążą do konsensusu i unikają ostrej konfrontacji. W momencie, kiedy widzą jawną niesprawiedliwość, to walczą o sprawiedliwość. Natomiast z mężczyznami bywa różnie. Oni mają zhierarchizowany porządek świata i dążą do dominacji.
Jak żona przeżywa swoją pracę?
- Bardzo angażuje się w to, co robi. Jest perfekcjonistką i zawsze chciałaby „wszystko dopiąć na ostatni guzik”. Jest szczerze oddana sprawom innych ludzi. Natomiast, jeżeli napotyka jakieś przeszkody czy trudności, często zresztą powodowane małostkowością ludzi, jak każdy człowiek bardzo to przeżywa. Ale wtedy ma nas − rodzinę. Wspieramy ją i pomagamy się jej odstresować.
Polityka często gości w Państwa domu?
- Tak, aczkolwiek żona stara się ograniczać rozmowy na tematy polityczne. Jest wiele kwestii, o których można by dyskutować, ale w pewnym momencie mogłoby się to stać po prostu męczące dla niej samej.
Czy Pan doradza żonie w sprawach gminy i miasta?
- Żeby mówić o jakimkolwiek doradztwie w sprawach miasta i gminy trzeba być na bieżąco. Ze względu na fakt, że pracuję poza Wyszkowem, nie mam bezpośredniego kontaktu z problemami codziennymi tego miasta. Nie oznacza to jednak, że się nimi nie interesuje. Czasami zdarza się, że żona pyta mnie o zdanie w tej czy innej kwestii.
Spędził Pan kawałek swojego życia w Wyszkowie. Jakie plusy i minusy ma to miasto?
- Mieszkałem w Pułtusku i z niechęcią przeprowadzałem się do Wyszkowa przed dwudziestu kilku laty, bo to miasto nie wyglądało dobrze. Ale w miarę upływu lat zachodziły tu zmiany, przede wszystkim w wizerunku Wyszkowa, jego estetyki. I były to zmiany tylko na lepsze. Dlatego w tej chwili nie chciałbym się z powrotem przeprowadzić do rodzimego Pułtuska.
Czy widzi Pan jakieś minusy Wyszkowa?
- Minusem atrakcyjności turystycznej Wyszkowa jest to, że nie ma tak bogatej historii. Wyszków ma dwa czy trzy zabytki, i to tak naprawdę jest wszystko. Z kolei Pułtusk ma historię starszą nawet od Warszawy. Chcę jednak podkreślić, że samą przeszłością nie można żyć. Żyjemy teraźniejszością i przyszłością, na którą to miasto stawia i dlatego się rozwija.
Co warto by zmienić w Wyszkowie?
- Jako zwykły mieszkaniec tego miasta sugerowałbym w końcu wykorzystać ten potencjał, który mamy za mostem. Są tam przecież spore zbiorniki czystej wody i powinno się jakoś zagospodarować teren wokół nich. Z pewnością przyciągnęłoby to nie tylko turystów z Warszawy i okolic, ale również inwestorów.
Dlaczego Pańska żona zdecydowała się startować w tegorocznych wyborach na urząd burmistrza?
- Jest to pewna kontynuacja podjętych wcześniej działań i zobowiązań wobec ludzi, którzy powierzyli jej swoje zaufanie i którzy nadal deklarują poparcie. Ponadto, istnieje też coś takiego jak odpowiedzialność za wcześniej podjęte decyzje. Dotrzymanie słowa danego wyborcom sprzed czterech lat wymusza w sposób naturalny podejmowanie dalszych inicjatyw. W końcu, ta praca i służba ludziom sprawia jej dużą radość.
To była Wasza wspólna decyzja czy indywidualna żony?
- Dużo o tym rozmawialiśmy i myślę, że nasze rozmowy miały wpływ na ostateczną decyzję żony. Ja, w każdym razie, nie byłem temu przeciwny.
To znaczy, że jest Pan zadowolony?
- W takim czysto ludzkim wymiarze, ponieważ żona będzie miała wpływ na rzeczywistość. Będzie mogła działać i zmieniać coś na lepsze. Będzie mogła walczyć o pewne wartości i idee.
Pan już raz w życiu postawił na żonę, dlaczego mieliby to zrobić inni?
- To przede wszystkim predyspozycje i pewne przymioty powinny zadecydować o wyborze odpowiedniego kandydata. Jak to czasem moja żona mówi: „Burmistrzem się bywa, człowiekiem jest się zawsze”. Teresa jest człowiekiem zdeterminowanym i pracowitym, a przy tym nie brak jej też profesjonalizmu. Lubi służyć na rzecz innych, bo w takich kategoriach powinno się rozpatrywać pracę w administracji publicznej. Żona posiada również umiejętność przewidywania skutków podejmowanych decyzji. To osoba aktyna, której nie brak inicjatywy. Widzę, że potrafi swoim zaangażowaniem zarażać też inne osoby.
Będzie Pan wspierał żonę w tej kampanii?
- Oczywiście na miarę swoich możliwości i jej oczekiwań.
Rozmawiała
agrafka
Jan Trzaska: − Myślę, że tak. Żona świetnie potrafi pogodzić obowiązki służbowe i domowe. Opiekuje się i pomaga również mojej chorej matce. Teresa umie też wygospodarować czas na działkę.
Jak dzielicie się Państwo obowiązkami domowymi?
- Prowadzeniem domu na ogół zajmuje się kobieta. Natomiast mężczyzna może jej tylko w tym pomóc. Nie inaczej jest też u nas. Jeżeli zachodzi taka potrzeba, obowiązkami dzielimy się po równo. Tak było, dopóki dzieci były małe. Nie sposób nie zaangażować się w wychowywanie własnych dzieci, a żonę obarczyć wszelkimi obowiązkami. Myślę, że każde zgodne i rozumiejące się małżeństwo nie ma z tym problemu. Jeśli małżonkowie są w pierwszej kolejności przyjaciółmi, w drugiej zaś małżonkami, to te sprawy się jakoś same naturalnie regulują.
Jak spędzacie Państwo wolny czas?
- Bardzo lubimy podróżować. W tym roku byliśmy w Rzymie i Watykanie. Jeździmy też do Warszawy, do kina i teatru. Aczkolwiek te wypady uzależnione są od oferty programowej i proponowanego repertuaru. Często zabieram żonę do Pułtuska, skąd pochodzę. Jest to urokliwe miasto i wspominam je z wielkim sentymentem. Tam spędziliśmy z żoną naszą młodość. Aktywnie wypoczywamy również w naszym domku na wsi, gdzie mamy bardzo ładny ogród, który przede wszystkim pielęgnuje żona. Ponadto, co roku uczestniczymy w rekolekcjach rodzinnych. To dla nas bardzo ważne. Wiara, wspólnota chrześcijańska, wspólne chodzenie do kościoła zawsze było elementem cementującym naszą rodzinę.
Czym się Pan interesuje?
- Studiowałem w Szczecinie na WSP i Politechnice Szczecińskiej. Dodatkowo moją pasją jest filozofia. Czasami udaje mi się napisać rozprawy filozoficzne i artykuły.
Publikuje je Pan gdzieś?
- Nie, robię to na własny użytek. Można powiedzieć, że piszę do szuflady. Ale sprawia mi to przyjemność i daje pewną satysfakcję.
Czym się Pan zajmuje zawodowo?
- Od niespełna trzech lat pracuję w Domu Pomocy Społecznej w Obrytem i jest to praca, na którą wiele lat czekałem z utęsknieniem. Zrezygnowałem z wielu, być może bardziej intratnych ofert pracy, aby znaleźć się właśnie tam. Moją pracę wykonuję z wielkim zamiłowaniem. I mówiąc zupełnie bez patosu, to jest po prostu piękna rzecz. Taka praca człowieka uszlachetnia. Wielu naszych podopiecznych ma chore umysły, ale piękne serca.
Gdy żona w natłoku obowiązków znajduje chwilę dla siebie, co wtedy najczęściej robi?
- Teresa przede wszystkim stara się rozwijać i poszerzać swoją wiedzę. Często czyta książki specjalistyczne z zakresu psychologii, pedagogiki i kontaktów międzyludzkich. To jest obszar jej zainteresowań zawodowych. Z wykształcenia przecież jest pedagogiem. Wiele lat pracowała w wyszkowskiej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, również jako dyrektor tej placówki.
Skąd więc pomysł na zajęcie się polityką?
− Teresa zawsze była typem społecznika. Ona lubi działać. Myślę, że przede wszystkim to jednak naturalna konsekwencja pewnej postawy życiowej, której wzorce każdy z nas otrzymywał w domu rodzinnym. Funkcjonując w rzeczywistości socjalistycznej byliśmy znakiem sprzeciwu wobec tego wszystkiego, co proponowała ówczesna władza. Tak też zresztą pozostało do dziś. Zawsze byliśmy i będziemy znakiem sprzeciwu wobec postaw uderzających w godność człowieka. Stąd narodziła się w nas potrzeba występowania w obronie tych, których prawa są gwałcone, a których indywidualność i możliwość rozwoju tłamszona i spychana na margines. Poza tym, nie godziliśmy się na laicki styl życia proponowany przez ówczesną władzę, gdzie nie było miejsca na uniwersalne wartości, takie jak chociażby prawda czy sprawiedliwość.
Byliście Państwo działaczami opozycji?
- Tak. Wspólnie z żoną tworzyliśmy struktury „Solidarności” nauczycielskiej w Pułtusku.
Jest Pan zadowolony, że ma żonę-polityka?
- Bardzo ponieważ widzę, że żona realizuje się w swojej działalności i jednocześnie kontynuuje te wartości, o których zawsze mówiło się w naszym domu. Poza tym wiem, że Teresa wykonuje swoje obowiązki profesjonalnie i odpowiedzialnie, co zresztą udowodniła pracując na stanowisku dyrektora wyszkowskiej poradni.
Pana zdaniem, kobiety powinny czynnie uczestniczyć w życiu publicznym, politycznym?
- Naturalnie. Nie ma żadnych przeciwwskazań, aby kobiety nie mogły uczestniczyć w życiu publicznym, jeśli tego chcą i czują się na siłach.
To znaczy, że jest Pan zwolennikiem parytetów?
- To nie tyle kwestia parytetów, co indywidualnych predyspozycji każdego człowieka do sprawowania danej funkcji. Albo jest się do czegoś stworzonym, albo nie. Poza tym, każdy z nas, zarówno mężczyźni, jak i kobiety, pomalutku w swoim życiu na skutek różnych doświadczeń i wiedzy, przejmuje pewne cechy płci przeciwnej. Jeżeli przeniesiemy to na obszar polityki, to obecność kobiet w polityce może tylko poprawić jej jakość, ale na pewno nie pogorszyć. Oczywistym jest, że mężczyźni mają inne priorytety i inny styl sprawowania władzy niż kobiety. Kobiety mają inne cechy. Dążą do konsensusu i unikają ostrej konfrontacji. W momencie, kiedy widzą jawną niesprawiedliwość, to walczą o sprawiedliwość. Natomiast z mężczyznami bywa różnie. Oni mają zhierarchizowany porządek świata i dążą do dominacji.
Jak żona przeżywa swoją pracę?
- Bardzo angażuje się w to, co robi. Jest perfekcjonistką i zawsze chciałaby „wszystko dopiąć na ostatni guzik”. Jest szczerze oddana sprawom innych ludzi. Natomiast, jeżeli napotyka jakieś przeszkody czy trudności, często zresztą powodowane małostkowością ludzi, jak każdy człowiek bardzo to przeżywa. Ale wtedy ma nas − rodzinę. Wspieramy ją i pomagamy się jej odstresować.
Polityka często gości w Państwa domu?
- Tak, aczkolwiek żona stara się ograniczać rozmowy na tematy polityczne. Jest wiele kwestii, o których można by dyskutować, ale w pewnym momencie mogłoby się to stać po prostu męczące dla niej samej.
Czy Pan doradza żonie w sprawach gminy i miasta?
- Żeby mówić o jakimkolwiek doradztwie w sprawach miasta i gminy trzeba być na bieżąco. Ze względu na fakt, że pracuję poza Wyszkowem, nie mam bezpośredniego kontaktu z problemami codziennymi tego miasta. Nie oznacza to jednak, że się nimi nie interesuje. Czasami zdarza się, że żona pyta mnie o zdanie w tej czy innej kwestii.
Spędził Pan kawałek swojego życia w Wyszkowie. Jakie plusy i minusy ma to miasto?
- Mieszkałem w Pułtusku i z niechęcią przeprowadzałem się do Wyszkowa przed dwudziestu kilku laty, bo to miasto nie wyglądało dobrze. Ale w miarę upływu lat zachodziły tu zmiany, przede wszystkim w wizerunku Wyszkowa, jego estetyki. I były to zmiany tylko na lepsze. Dlatego w tej chwili nie chciałbym się z powrotem przeprowadzić do rodzimego Pułtuska.
Czy widzi Pan jakieś minusy Wyszkowa?
- Minusem atrakcyjności turystycznej Wyszkowa jest to, że nie ma tak bogatej historii. Wyszków ma dwa czy trzy zabytki, i to tak naprawdę jest wszystko. Z kolei Pułtusk ma historię starszą nawet od Warszawy. Chcę jednak podkreślić, że samą przeszłością nie można żyć. Żyjemy teraźniejszością i przyszłością, na którą to miasto stawia i dlatego się rozwija.
Co warto by zmienić w Wyszkowie?
- Jako zwykły mieszkaniec tego miasta sugerowałbym w końcu wykorzystać ten potencjał, który mamy za mostem. Są tam przecież spore zbiorniki czystej wody i powinno się jakoś zagospodarować teren wokół nich. Z pewnością przyciągnęłoby to nie tylko turystów z Warszawy i okolic, ale również inwestorów.
Dlaczego Pańska żona zdecydowała się startować w tegorocznych wyborach na urząd burmistrza?
- Jest to pewna kontynuacja podjętych wcześniej działań i zobowiązań wobec ludzi, którzy powierzyli jej swoje zaufanie i którzy nadal deklarują poparcie. Ponadto, istnieje też coś takiego jak odpowiedzialność za wcześniej podjęte decyzje. Dotrzymanie słowa danego wyborcom sprzed czterech lat wymusza w sposób naturalny podejmowanie dalszych inicjatyw. W końcu, ta praca i służba ludziom sprawia jej dużą radość.
To była Wasza wspólna decyzja czy indywidualna żony?
- Dużo o tym rozmawialiśmy i myślę, że nasze rozmowy miały wpływ na ostateczną decyzję żony. Ja, w każdym razie, nie byłem temu przeciwny.
To znaczy, że jest Pan zadowolony?
- W takim czysto ludzkim wymiarze, ponieważ żona będzie miała wpływ na rzeczywistość. Będzie mogła działać i zmieniać coś na lepsze. Będzie mogła walczyć o pewne wartości i idee.
Pan już raz w życiu postawił na żonę, dlaczego mieliby to zrobić inni?
- To przede wszystkim predyspozycje i pewne przymioty powinny zadecydować o wyborze odpowiedniego kandydata. Jak to czasem moja żona mówi: „Burmistrzem się bywa, człowiekiem jest się zawsze”. Teresa jest człowiekiem zdeterminowanym i pracowitym, a przy tym nie brak jej też profesjonalizmu. Lubi służyć na rzecz innych, bo w takich kategoriach powinno się rozpatrywać pracę w administracji publicznej. Żona posiada również umiejętność przewidywania skutków podejmowanych decyzji. To osoba aktyna, której nie brak inicjatywy. Widzę, że potrafi swoim zaangażowaniem zarażać też inne osoby.
Będzie Pan wspierał żonę w tej kampanii?
- Oczywiście na miarę swoich możliwości i jej oczekiwań.
Rozmawiała
agrafka
Komentarze
Dodane przez jan, w dniu 16.11.2010 r., godz. 17.39
Czyżby to ten Trzaska dawny SBek. Teraz PIS. Żenujące. Precz z esbecją.
Czyżby to ten Trzaska dawny SBek. Teraz PIS. Żenujące. Precz z esbecją.
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl