Szkoła warta utrzymania
(Zam: 28.06.2012 r., godz. 11.40)Rozmowa z dyrektor Publicznej Szkoły Podstawowej w Sieczychach, Urszulą Gałecką oraz wójtem Stanisławem Jastrzębskim o sytuacji placówki, planach na przyszłość i trudnej sytuacji polskiej oświaty.
„Wyszkowiak”: – Jak będzie wyglądała sytuacja w szkole w Sieczychach od września?
Urszula Gałecka: – Obecnie emocje już opadły. Czynimy przymiarki do nowego roku szkolnego, jaki będzie, możemy powiedzieć, kiedy się skończy. Mogę stwierdzić, że będziemy robić wszystko, żeby dzieci i rodzice nie odczuli tych zmian, dobro dzieci jest tutaj priorytetem. Zmiany najbardziej odczują nauczyciele, nie wszyscy mogli zostać. Jedna pani znalazła pracę w Przedszkolu Samorządowym w Długosiodle, inna ma po pół etatu w dwóch szkołach, dwie osoby zrezygnowały. Uważam, że ten problem należy spokojnie przemyśleć, może wakacje będą dobrym czasem, żeby bez emocji czy żalu zastanowić się nad tym.
Jak pracownicy szkoły i rodzice przyjęli informację o zamiarze przekazania jej stowarzyszeniu?
– Obawialiśmy się, że kiedyś może przyjść taki moment. Nie spodziewaliśmy się jednak, że nastąpi to tak szybko. A przyszło bardzo szybko, żyliśmy nadzieją, że nastąpi to dopiero za rok, pragnęliśmy się oswoić z tą myślą, przygotować zarówno psychicznie, jak i organizacyjnie, właśnie m.in. w kwestii stowarzyszenia. Mamy trochę żalu o ten brak czasu. Chrzczanka dostała trzy lata, my chcieliśmy tylko ten rok. Nie mam pretensji do gminy, wiem, jakie są koszty funkcjonowania szkoły i jakie subwencje, chyba żadnej gminie nie starcza jej na pokrycie kosztów oświaty. W naszej szkole za dwa lata będzie więcej dzieci w pełnych sześciu oddziałach, wtedy sytuacja finansowa powinna się polepszyć.
Czy są chętne osoby do zawiązania własnego stowarzyszenia?
– Na początku rodzice chcieli to zrobić, teraz czekają, jak wszystko się rozwinie. Być może zawiążą, ale nie w tym roku. Ale bardzo im zależy na szkole, nam też. Nie chcą, by dzieci dojeżdżały do szkoły, teraz są spokojni o ich bezpieczeństwo i w każdej chwili mogą do nich zajść. Ja pracuję tu od 25 lat, włożyłam w to miejsce wraz z całą radą pedagogiczną ogrom pracy i serca. Od wielu lat mamy najlepsze w gminie wyniki ze sprawdzianów zewnętrznych, w tym roku też (średnia 26 punktów, wynik dużo powyżej średniej gminy, powiatu i kraju ), uzyskaliśmy też certyfikat „Bezpieczna Szkoła”. To mała szkoła, ale dla nas ważna. Małe szkoły mają klimat, dzieci są „dopatrzone”, wszyscy się znamy. Jeżeli chcemy utrzymać placówkę, zdołamy, ale kosztem nauczycieli. Etat ma wynieść 25 godzin, obecnie są to 18 godzin i dwie tzw. karciane, razem 20. Będzie więcej godzin i prawdopodobnie niższa pensja, oby tylko pokryła najważniejsze wydatki. Wynagrodzenia są dużą częścią kosztów szkoły, i to one są podstawowym źródłem oszczędności. Mamy pewne pomysły i plany na zmniejszenie kosztów eksploatacji budynku, zobaczymy, jak się powiodą, zawsze to będą jakieś pieniądze.
Media przy okazji tematu likwidowania bądź przekształcania szkół często podnoszą kwestie nauczycielskich pensji i przywilejów, wynikających z Karty Nauczyciela.
– Należy pamiętać, że te 20 godzin nauczyciel spędza przy tablicy, natomiast przygotowywanie lekcji, testów, sprawdzanie prac i zeszytów, cała dokumentacja, wszystko to wykonuje się w domu. Przygotowanie uroczystości, konkursy, też w to się wlicza. Nasza szkoła, z uwagi na patrona, bierze udział w wielu uroczystościach nie tylko powiatowych, ale i wojewódzkich. Reprezentujemy na nich gminę i często poświęcamy na wyjazdy soboty, niedziele. Gdyby tak uczciwie zmierzyć czas pracy nauczyciela, wyszłoby z pewnością ponad 40 godzin tygodniowo. Ja sama w szkole przebywam najczęściej do 16.00. W Karcie Nauczyciela jest przecież zapis o 40-godzinnym tygodniu pracy. Media często podnoszą temat nauczycielskich przywilejów i corocznych podwyżek, wskazują pedagogów jako „pożeraczy” publicznych pieniędzy. Rzeczywiście, podwyżki są, jednak groszowe. Jeżeli rząd je zapewnia, powinien zadbać o to, by gminy miały na to środki.
Co sądzi Pani o zauważalnych od kilku lat zmianach w kierunku przekazywania szkół stowarzyszeniom?
- W XXI w. na szkole nie powinno się oszczędzać. Myślę, że nie powinno dojść do sytuacji, kiedy większość szkół np w. gminie byłaby prowadzona przez stowarzyszenia. Powinny być one naprawdę publiczne. Gminy jednak je przekazują, nie dlatego, że chcą się ich pozbyć, one nie mają pieniędzy. Myślę, że intencją ustawodawcy było pozostawienie samorządom furtki, możliwość wyboru mniejszego zła. W obliczu groźby likwidacji lepiej przekazać. Wszystko ma źródło w finansach, niskich subwencjach, demografii. W naszym kraju brakuje dobrej polityki prorodzinnej, zachęcającej do posiadania dzieci. Rodzina z trójką dzieci określana jest jako „wielodzietna”, być może wielu rodziców chciałoby mieć więcej dzieci, ale ich nie stać. Sieczychy są miejscowością rozwijającą się, jest tu wiele młodych małżeństw, ale posiadających jedną, dwie pociechy.
***
Szkoła w Sieczychach od września przejdzie pod zarząd stowarzyszenia. Budzi to zrozumiały niepokój wśród pedagogów i rodziców. Proszę przybliżyć względy, którymi kierował się Pan, podejmując tę decyzję.
Stanisław Jastrzębski: – Najważniejsze jest dobro dzieci. Działania te stwarzają możliwości utrzymania placówki przy dobrej współpracy z nauczycielami, rodzicami, mieszkańcami i środowiskiem lokalnym. Zaproponowana forma prowadzenia szkoły daje możliwość oszczędniejszego gospodarowania subwencją. Od września zmniejszy się liczba dzieci.
Jak Pan skomentuje sytuację szkolnictwa i podejmowane w związku z tym przez samorządy trudne decyzje?
– Niż demograficzny powoduje, że z roku na rok środki na utrzymanie placówek oświatowych realnie zmniejszają się. Na tę chwilę samorządy z tym problemem pozostały same. Uważam, że czas najwyższy, abyśmy wspólnie z MEN i z organizacjami samorządowymi i przedstawicielami nauczycieli poszukali rozwiązań. Pozostawienie samych samorządów z tym problemem to najgorsze rozwiązanie, bo ekonomia jest nieubłagana. Oprócz finansowania placówek oświatowych konieczna jest pomoc państwa z zakresie prowadzenia przedszkoli i finansowania oddziałów „0”.
Rozmawiała
Ewa Elward
Urszula Gałecka: – Obecnie emocje już opadły. Czynimy przymiarki do nowego roku szkolnego, jaki będzie, możemy powiedzieć, kiedy się skończy. Mogę stwierdzić, że będziemy robić wszystko, żeby dzieci i rodzice nie odczuli tych zmian, dobro dzieci jest tutaj priorytetem. Zmiany najbardziej odczują nauczyciele, nie wszyscy mogli zostać. Jedna pani znalazła pracę w Przedszkolu Samorządowym w Długosiodle, inna ma po pół etatu w dwóch szkołach, dwie osoby zrezygnowały. Uważam, że ten problem należy spokojnie przemyśleć, może wakacje będą dobrym czasem, żeby bez emocji czy żalu zastanowić się nad tym.
Jak pracownicy szkoły i rodzice przyjęli informację o zamiarze przekazania jej stowarzyszeniu?
– Obawialiśmy się, że kiedyś może przyjść taki moment. Nie spodziewaliśmy się jednak, że nastąpi to tak szybko. A przyszło bardzo szybko, żyliśmy nadzieją, że nastąpi to dopiero za rok, pragnęliśmy się oswoić z tą myślą, przygotować zarówno psychicznie, jak i organizacyjnie, właśnie m.in. w kwestii stowarzyszenia. Mamy trochę żalu o ten brak czasu. Chrzczanka dostała trzy lata, my chcieliśmy tylko ten rok. Nie mam pretensji do gminy, wiem, jakie są koszty funkcjonowania szkoły i jakie subwencje, chyba żadnej gminie nie starcza jej na pokrycie kosztów oświaty. W naszej szkole za dwa lata będzie więcej dzieci w pełnych sześciu oddziałach, wtedy sytuacja finansowa powinna się polepszyć.
Czy są chętne osoby do zawiązania własnego stowarzyszenia?
– Na początku rodzice chcieli to zrobić, teraz czekają, jak wszystko się rozwinie. Być może zawiążą, ale nie w tym roku. Ale bardzo im zależy na szkole, nam też. Nie chcą, by dzieci dojeżdżały do szkoły, teraz są spokojni o ich bezpieczeństwo i w każdej chwili mogą do nich zajść. Ja pracuję tu od 25 lat, włożyłam w to miejsce wraz z całą radą pedagogiczną ogrom pracy i serca. Od wielu lat mamy najlepsze w gminie wyniki ze sprawdzianów zewnętrznych, w tym roku też (średnia 26 punktów, wynik dużo powyżej średniej gminy, powiatu i kraju ), uzyskaliśmy też certyfikat „Bezpieczna Szkoła”. To mała szkoła, ale dla nas ważna. Małe szkoły mają klimat, dzieci są „dopatrzone”, wszyscy się znamy. Jeżeli chcemy utrzymać placówkę, zdołamy, ale kosztem nauczycieli. Etat ma wynieść 25 godzin, obecnie są to 18 godzin i dwie tzw. karciane, razem 20. Będzie więcej godzin i prawdopodobnie niższa pensja, oby tylko pokryła najważniejsze wydatki. Wynagrodzenia są dużą częścią kosztów szkoły, i to one są podstawowym źródłem oszczędności. Mamy pewne pomysły i plany na zmniejszenie kosztów eksploatacji budynku, zobaczymy, jak się powiodą, zawsze to będą jakieś pieniądze.
Media przy okazji tematu likwidowania bądź przekształcania szkół często podnoszą kwestie nauczycielskich pensji i przywilejów, wynikających z Karty Nauczyciela.
– Należy pamiętać, że te 20 godzin nauczyciel spędza przy tablicy, natomiast przygotowywanie lekcji, testów, sprawdzanie prac i zeszytów, cała dokumentacja, wszystko to wykonuje się w domu. Przygotowanie uroczystości, konkursy, też w to się wlicza. Nasza szkoła, z uwagi na patrona, bierze udział w wielu uroczystościach nie tylko powiatowych, ale i wojewódzkich. Reprezentujemy na nich gminę i często poświęcamy na wyjazdy soboty, niedziele. Gdyby tak uczciwie zmierzyć czas pracy nauczyciela, wyszłoby z pewnością ponad 40 godzin tygodniowo. Ja sama w szkole przebywam najczęściej do 16.00. W Karcie Nauczyciela jest przecież zapis o 40-godzinnym tygodniu pracy. Media często podnoszą temat nauczycielskich przywilejów i corocznych podwyżek, wskazują pedagogów jako „pożeraczy” publicznych pieniędzy. Rzeczywiście, podwyżki są, jednak groszowe. Jeżeli rząd je zapewnia, powinien zadbać o to, by gminy miały na to środki.
Co sądzi Pani o zauważalnych od kilku lat zmianach w kierunku przekazywania szkół stowarzyszeniom?
- W XXI w. na szkole nie powinno się oszczędzać. Myślę, że nie powinno dojść do sytuacji, kiedy większość szkół np w. gminie byłaby prowadzona przez stowarzyszenia. Powinny być one naprawdę publiczne. Gminy jednak je przekazują, nie dlatego, że chcą się ich pozbyć, one nie mają pieniędzy. Myślę, że intencją ustawodawcy było pozostawienie samorządom furtki, możliwość wyboru mniejszego zła. W obliczu groźby likwidacji lepiej przekazać. Wszystko ma źródło w finansach, niskich subwencjach, demografii. W naszym kraju brakuje dobrej polityki prorodzinnej, zachęcającej do posiadania dzieci. Rodzina z trójką dzieci określana jest jako „wielodzietna”, być może wielu rodziców chciałoby mieć więcej dzieci, ale ich nie stać. Sieczychy są miejscowością rozwijającą się, jest tu wiele młodych małżeństw, ale posiadających jedną, dwie pociechy.
***
Szkoła w Sieczychach od września przejdzie pod zarząd stowarzyszenia. Budzi to zrozumiały niepokój wśród pedagogów i rodziców. Proszę przybliżyć względy, którymi kierował się Pan, podejmując tę decyzję.
Stanisław Jastrzębski: – Najważniejsze jest dobro dzieci. Działania te stwarzają możliwości utrzymania placówki przy dobrej współpracy z nauczycielami, rodzicami, mieszkańcami i środowiskiem lokalnym. Zaproponowana forma prowadzenia szkoły daje możliwość oszczędniejszego gospodarowania subwencją. Od września zmniejszy się liczba dzieci.
Jak Pan skomentuje sytuację szkolnictwa i podejmowane w związku z tym przez samorządy trudne decyzje?
– Niż demograficzny powoduje, że z roku na rok środki na utrzymanie placówek oświatowych realnie zmniejszają się. Na tę chwilę samorządy z tym problemem pozostały same. Uważam, że czas najwyższy, abyśmy wspólnie z MEN i z organizacjami samorządowymi i przedstawicielami nauczycieli poszukali rozwiązań. Pozostawienie samych samorządów z tym problemem to najgorsze rozwiązanie, bo ekonomia jest nieubłagana. Oprócz finansowania placówek oświatowych konieczna jest pomoc państwa z zakresie prowadzenia przedszkoli i finansowania oddziałów „0”.
Rozmawiała
Ewa Elward
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl