Wielka kariera
(Zam: 18.04.2012 r., godz. 10.00)Wojciech Łapka piętnaście lat temu skończył wyszkowskie liceum, a od ośmiu lat pracuje w CERN-ie - Europejskim Ośrodku Badań Jądrowych, słynnym ze stworzonego tam Wielkiego Zderzacza Hadronów. W minionym tygodniu odwiedził I LO, by opowiedzieć młodzieży o swojej pracy i drodze do sukcesu.
Wojciech Łapka, pracujący na co dzień jako informatyk w ośrodku pod Genewą, przyjechał do Polski na Święta Wielkanocne. Wykorzystał ten czas, by 12 kwietnia odwiedzić ogólniak, w którym kształcił się w klasie matematyczno-fizycznej. Zaproponował dyrekcji szkoły to spotkanie, bo, jak mówi, chce przekonać młodzież, że warto się uczyć i mieć w życiu cel.
- Najlepszą inwestycją jest nauka. W XXI wieku znaczenie ma ekonomia oparta o wiedzę, a będzie miała jeszcze większe, gdy skończycie studia – przekonywał. – Nauka bywa trudna, ale ten wysiłek się opłaca.
Gość opowiadał o swojej pracy w CERN-ie.
- Działalność ośrodka to czysta nauka, szukanie odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące przyrody – podkreślił. – Celem Wielkiego Zderzacza Hadronów jest rekonstrukcja zdarzeń z chwili Wielkiego Wybuchu. Cząstki rozpędzane są w nim do prędkości bliskiej prędkości światła. To najszybszy tor wyścigowy na świecie.
Jak podkreślił, w CERN-ie powstały technologie wykorzystywane w medycynie, przy ochronie granic (detektory), a także powszechna dziś sieć www. Gość próbował też przełamać stereotyp naukowca.
- To normalni ludzie, którzy nie spędzają jedynie czasu przed komputerem. Działają u nas kluby, np. żeglarski – powiedział.
Zachęcał młodych ludzi do zainteresowania się CERN-em, który oferuje możliwość zwiedzania ośrodka, programy dla nauczycieli fizyki.
Szkole podarował książkę napisaną przez dyrektora CERN-u Rolfa Heuera, od dyrektora Władysława Klimaszewskiego otrzymał pamiątkową tabliczkę.
Więcej o sobie Wojciech Łapka opowiedział w wywiadzie udzielonym „Wyszkowiakowi”.
J.P.
Warto się starać
„Wyszkowiak”: Jak wspomina Pan naukę w wyszkowskim liceum?
Wojciech Łapka: - Gdybym miał jeszcze raz wybierać, wybrałbym to samo liceum, to przecież najlepsza szkoła w Wyszkowie. Naukę w niej wspominam bardzo dobrze, szczególnie pedagogów: panią Karłowicz, która była moją wychowawczynią, panią Sieńkowską, panią Kowalkowską, choć właściwie najchętniej wymieniłbym wszystkich nauczycieli. Chodziłem do klasy matematyczno-fizycznej, w której było wiele ambitnych koleżanek i kolegów, kilku z nich skończyło ten sam wydział, co ja. Były przedmioty, z których dużo czerpałem, jak fizyka, matematyka, język angielski, niemiecki. Byłem umysłem ścisłym, więc trochę mniej lubiłem przedmioty humanistyczne. Nie byłem najlepszym uczniem w klasie, choć dość pilnym. Na języku polskim miałem przeważnie czwórki, jednak na maturze dostałem z tego przedmiotu piątkę. Wydaję mi się, że najbardziej otworzyła mnie właśnie matura. Wypracowanie, które wtedy napisałem to był pierwszy raz, kiedy zdecydowałem się na odważne wyrażanie myśli, pozbyłem się zachowawczej postawy. Ten fakt wspominam jako krok milowy, zrozumiałem, że jeśli będę aktywny i będę podejmował większe ryzyko, nie będę się bał, to mam szansę coś więcej osiągnąć.
Czy wybór studiów na Politechnice Warszawskiej był dla Pana czymś oczywistym?
- Lubiłem matematykę i fizykę, więc studia techniczne były jedną z opcji, chociaż myślałem bardziej o studiach ekonomicznych. Złożyłem swoje papiery na Informatykę za poradą starszej siostry, która mówiła, że to dobry i ciekawy zawód. Gdy trafiłem na informatykę, nie miałem jeszcze nawet komputera. Dopiero na Politechnice zderzyłem się z tą dziedziną na poważnie, przeszedłem dużą szkołę życia.
Na czym ona polegała?
- Po pierwszym miesiącu miałem ochotę z tych studiów rezygnować. Stwierdziłem, że sobie nie poradzę, że to dla mnie za trudne, uważałem, że inni lepiej znają się na komputerach. Przyznam się, że na początku studiów miałem syndrom człowieka z prowincji, czułem się gorszy od kolegów z wielkich miast, którzy byli bardziej obyci z nowymi technologiami. Dzięki rozmowom z najbliższymi zacząłem jednak walczyć, uczyć się i to z czasem zaczęło przynosić bardzo dobre efekty.
Czy uwierzył Pan wtedy w to, co mówi Pan dziś młodzieży, że nauka się opłaca, że dzięki niej można osiągnąć wiele?
- Wyniki pierwszych egzaminów, które poszły dobrze, umocniły mnie w tym przekonaniu, ale miałem jeszcze chwile zwątpienia, nie byłem pewien, czy kierunek, który wybrałem jest odpowiedni. Najistotniejszym „kopem” był dla mnie moment, kiedy skończyłem studia, zacząłem pracować i byłem doceniany przez pracodawców oraz moment, gdy wyjechałem do CERN-u osiem lat temu. To było jak rzucenie się na głęboką wodę, coś szalonego. Gdy dostałem się do CERN-u nie byłem pewien, czy nie robię czegoś, co jest ponad moje możliwości. Teraz wiem, że tak nie było. Z czasem nabrałem pewności siebie, uwierzyłem, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Powodem, dla którego poprosiłem dyrekcję wyszkowskiego liceum o możliwość zrobienia prezentacji dla młodzieży, była chęć pokazania młodym ludziom, że nie ma podziału na ludzi zdolnych i mniej zdolnych. Są ludzie pracowici i niepracowici, ci, którzy wiedzą, co chcą osiągnąć i ci, którzy nie mają celu. Wiara w siebie, ciężka praca na pewno dają efekty. To moja filozofia, którą chciałem przekazać w tej prezentacji.
Spotkania z młodzieżą uważa Pan za swego rodzaju swoją misję?
- Opowiadałem licealistom o CERN-ie, ale w pewnym sensie moim celem było pokazanie im, że warto się uczyć, warto robić coś pozytywnego ze swoim życiem w dziedzinie, która ich interesuje. Poczułem misję, by młodym ludziom pokazać, że warto się starać.
Jak Pan trafił do CERN-u?
- Kiedy kończyłem studia, spotkałem przypadkiem kolegę z uczelni, który wyjechał do CERN-u. Opowiedział mi o tym miejscu i zaintrygowało mnie ono. Pomyślałem, że jeśli on pojechał tam i się sprawdził, to ja też mogę. Złożyłem aplikację. Mniej więcej po roku zadzwoniła do mnie moja przyszła szefowa, miałem rozmowę kwalifikacyjną przez telefon i udało się.
Jakie wrażenie zrobił na Panu CERN?
- Byłem szczęśliwy, że trafiłem do tak wyjątkowego miejsca. Ponadto w czasach, kiedy kończyłem studia dość powszechna była praca ponad siły, po dwanaście, czternaście godzin na dobę. Taka filozofia była także w dziale, w którym pracowałem w Polsce. W CERN-ie spotkałem się z czymś odwrotnym. Szef nie był zadowolony, gdy zostawałem po godzinach. Uważam, że dzięki takiemu podejściu jestem o wiele bardziej wydajny niż wtedy, gdy zaczynałem karierę. Na Zachodzie Europy dość dużą wartość przykłada się do wypoczynku, rekreacji i zdrowego trybu życia. Ja dużo biegam, w minionym roku przebiegłem maraton warszawski.
Na czym polega Pana praca?
- Odpowiadam za utrzymanie i rozwój systemu, który monitoruje światową sieć GRID. W chwili obecnej koordynuję pracę programistów, którzy na co dzień znajdują się w różnych krajach: Szwajcaria, Indie, Chorwacja i Grecja. Ponadto odpowiadam też za kontakt z eksperymentami i naukowcami w CERN, którzy są jednymi z użytkowników naszego systemu. Jest to bardzo pasjonujące, gdyż pracuję w miejscu i projekcie unikalnym na skalę świata.
Praca w CERN umożliwiła mi też udział w międzynarodowych konferencjach, na których prezentowałem wyniki swoje i zespołu. Pozwoliło mi to na opanowanie sztuki wystąpień publicznych oraz zwiedzenie ciekawych miejsc, jak USA, Tajwan, Hiszpania czy Francja. Moim zdaniem, jeśli młody człowiek chciałby kiedyś przyjechać do CERN-u i pracować na przykład jako informatyk, powinien mieć umiejętności programistyczne, znać nowe technologie i być bardzo otwarty na zdobywanie wiedzy. Bardzo ważna jest też znajomość języka angielskiego.
Jak Pan poczuł się w tym międzynarodowym tyglu?
- Jest to bardzo fascynujące i wymagające zarazem, gdyż pracuję z ludźmi z krajów bardzo różnych kulturowo, jak większość krajów europejskich, kraje arabskie, Indie, Stany Zjednoczone. Dlatego też bardzo ważnym aspektem pracy w CERN są umiejętności interpersonalne, tolerancja, umiejętność słuchania i rozumienia ludzi odmiennych kulturowo. Poza tym, Genewa jest miastem wielokulturowym, gdyż jest tam wiele organizacji i firm międzynarodowych (np. ONZ) i ponad połowa mieszkańców ma zagraniczny paszport. Myślę, że właśnie to doświadczenie jest dla mnie i mojej rodziny (na przykład niania naszych dzieci jest Tunezyjką) jednym z najbardziej wartościowych aspektów pobytu.
W CERN-ie pracuje też dość dużo Polaków, wśród nich wielu informatyków, którzy są bardzo dobrze postrzegani na Zachodzie. Dość często wolne chwile (jak weekendy, urodziny, wakacje) spędzamy więc z polskimi przyjaciółmi i ich rodzinami.
Jak dziś wyglądają Pana kontakty z Polską, Wyszkowem?
- Moi rodzice mieszkają w Komorowie. Do Polski przyjeżdżam trzy, cztery razy w roku razem z żoną i dziećmi. Zawsze odwiedzamy moich i żony rodziców. Zawsze też wpadam do Wyszkowa, na dzień, pół dnia.
Sentyment do tego miasta pozostał?
- Tak i dlatego też byłem tak bardzo szczęśliwy, że mogłem przyjechać do młodzieży z moją prezentacją. Dodam jeszcze, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony reakcją dyrekcji liceum, nauczycieli i uczniów, którzy byli bardzo zainteresowani dzisiejszą prelekcją i zadawali mi bardzo dużo ciekawych pytań.
Jak Pan ocenia zmiany, które przechodzi Wyszków?
- Uważam, że Wyszków jak i inne miasta w Polsce zmienia się pozytywnie pod względem wizualnym. Wiele osób gratuluje mi, że jestem za granicą, ale uważam, że Polsce naprawdę nie jest źle. Na przykład przeciętny Polak uważa, że Szwajcaria to bogaty kraj, ale w rzeczywistości wielu jest tam takich ludzi, którym trudno przeżyć od pierwszego do pierwszego. Polska przez te osiem lat, od kiedy wyjechałem, bardzo się zmieniła. Moim zdaniem, z Polski możemy i powinniśmy być dumni.
Czy związał się Pan na tyle z CERN-em, tamtejszą atmosferą pracy, że chciałby Pan tam zostać, czy też na dłuższą metę wolałby Pan jednak wrócić do Polski?
- Nie znam odpowiedzi na te pytanie, gdyż nie wiem jeszcze, co z żoną zadecydujemy. Są rzeczy, które się nam teraz podobają – praca w międzynarodowym środowisku, w tak ciekawej organizacji. Z drugiej strony widzimy, że doświadczenie, które tam zdobyliśmy może mieć dużą wartość w Polsce, w polskich firmach. CERN zachęca nawet pracowników do szerzenia wiedzy w swoich krajach, wykorzystywania w swoich ojczyznach doświadczenia zdobytego w międzynarodowym środowisku. Mam więc nadzieję, że wśród dzisiejszych uczniów lub studentów z Wyszkowa znajdą się osoby, które nas „zastąpią” w CERN, jeśli zdecydujemy się na powrót do Polski.
Rozmawiała
Justyna Pochmara
***
CERN, czyli Europejska Organizacja Badań Jądrowych to ośrodek naukowo-badawczy na przedmieściach Genewy, przy granicy Francji i Szwajcarii. Należy do niej dwadzieścia państw (Polska od 1991 r.). Pracuje w nim około 10 000 osób – pracowników, naukowców (wśród nich także laureaci Nagrody Nobla). CERN zasłynął dzięki stworzonemu w ośrodku Wielkiemu Zderzaczowi Hadronów – akceleratorowi cząstek umieszczonemu w tunelu o długości około 27 km.
- Najlepszą inwestycją jest nauka. W XXI wieku znaczenie ma ekonomia oparta o wiedzę, a będzie miała jeszcze większe, gdy skończycie studia – przekonywał. – Nauka bywa trudna, ale ten wysiłek się opłaca.
Gość opowiadał o swojej pracy w CERN-ie.
- Działalność ośrodka to czysta nauka, szukanie odpowiedzi na podstawowe pytania dotyczące przyrody – podkreślił. – Celem Wielkiego Zderzacza Hadronów jest rekonstrukcja zdarzeń z chwili Wielkiego Wybuchu. Cząstki rozpędzane są w nim do prędkości bliskiej prędkości światła. To najszybszy tor wyścigowy na świecie.
Jak podkreślił, w CERN-ie powstały technologie wykorzystywane w medycynie, przy ochronie granic (detektory), a także powszechna dziś sieć www. Gość próbował też przełamać stereotyp naukowca.
- To normalni ludzie, którzy nie spędzają jedynie czasu przed komputerem. Działają u nas kluby, np. żeglarski – powiedział.
Zachęcał młodych ludzi do zainteresowania się CERN-em, który oferuje możliwość zwiedzania ośrodka, programy dla nauczycieli fizyki.
Szkole podarował książkę napisaną przez dyrektora CERN-u Rolfa Heuera, od dyrektora Władysława Klimaszewskiego otrzymał pamiątkową tabliczkę.
Więcej o sobie Wojciech Łapka opowiedział w wywiadzie udzielonym „Wyszkowiakowi”.
J.P.
Warto się starać
„Wyszkowiak”: Jak wspomina Pan naukę w wyszkowskim liceum?
Wojciech Łapka: - Gdybym miał jeszcze raz wybierać, wybrałbym to samo liceum, to przecież najlepsza szkoła w Wyszkowie. Naukę w niej wspominam bardzo dobrze, szczególnie pedagogów: panią Karłowicz, która była moją wychowawczynią, panią Sieńkowską, panią Kowalkowską, choć właściwie najchętniej wymieniłbym wszystkich nauczycieli. Chodziłem do klasy matematyczno-fizycznej, w której było wiele ambitnych koleżanek i kolegów, kilku z nich skończyło ten sam wydział, co ja. Były przedmioty, z których dużo czerpałem, jak fizyka, matematyka, język angielski, niemiecki. Byłem umysłem ścisłym, więc trochę mniej lubiłem przedmioty humanistyczne. Nie byłem najlepszym uczniem w klasie, choć dość pilnym. Na języku polskim miałem przeważnie czwórki, jednak na maturze dostałem z tego przedmiotu piątkę. Wydaję mi się, że najbardziej otworzyła mnie właśnie matura. Wypracowanie, które wtedy napisałem to był pierwszy raz, kiedy zdecydowałem się na odważne wyrażanie myśli, pozbyłem się zachowawczej postawy. Ten fakt wspominam jako krok milowy, zrozumiałem, że jeśli będę aktywny i będę podejmował większe ryzyko, nie będę się bał, to mam szansę coś więcej osiągnąć.
Czy wybór studiów na Politechnice Warszawskiej był dla Pana czymś oczywistym?
- Lubiłem matematykę i fizykę, więc studia techniczne były jedną z opcji, chociaż myślałem bardziej o studiach ekonomicznych. Złożyłem swoje papiery na Informatykę za poradą starszej siostry, która mówiła, że to dobry i ciekawy zawód. Gdy trafiłem na informatykę, nie miałem jeszcze nawet komputera. Dopiero na Politechnice zderzyłem się z tą dziedziną na poważnie, przeszedłem dużą szkołę życia.
Na czym ona polegała?
- Po pierwszym miesiącu miałem ochotę z tych studiów rezygnować. Stwierdziłem, że sobie nie poradzę, że to dla mnie za trudne, uważałem, że inni lepiej znają się na komputerach. Przyznam się, że na początku studiów miałem syndrom człowieka z prowincji, czułem się gorszy od kolegów z wielkich miast, którzy byli bardziej obyci z nowymi technologiami. Dzięki rozmowom z najbliższymi zacząłem jednak walczyć, uczyć się i to z czasem zaczęło przynosić bardzo dobre efekty.
Czy uwierzył Pan wtedy w to, co mówi Pan dziś młodzieży, że nauka się opłaca, że dzięki niej można osiągnąć wiele?
- Wyniki pierwszych egzaminów, które poszły dobrze, umocniły mnie w tym przekonaniu, ale miałem jeszcze chwile zwątpienia, nie byłem pewien, czy kierunek, który wybrałem jest odpowiedni. Najistotniejszym „kopem” był dla mnie moment, kiedy skończyłem studia, zacząłem pracować i byłem doceniany przez pracodawców oraz moment, gdy wyjechałem do CERN-u osiem lat temu. To było jak rzucenie się na głęboką wodę, coś szalonego. Gdy dostałem się do CERN-u nie byłem pewien, czy nie robię czegoś, co jest ponad moje możliwości. Teraz wiem, że tak nie było. Z czasem nabrałem pewności siebie, uwierzyłem, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Powodem, dla którego poprosiłem dyrekcję wyszkowskiego liceum o możliwość zrobienia prezentacji dla młodzieży, była chęć pokazania młodym ludziom, że nie ma podziału na ludzi zdolnych i mniej zdolnych. Są ludzie pracowici i niepracowici, ci, którzy wiedzą, co chcą osiągnąć i ci, którzy nie mają celu. Wiara w siebie, ciężka praca na pewno dają efekty. To moja filozofia, którą chciałem przekazać w tej prezentacji.
Spotkania z młodzieżą uważa Pan za swego rodzaju swoją misję?
- Opowiadałem licealistom o CERN-ie, ale w pewnym sensie moim celem było pokazanie im, że warto się uczyć, warto robić coś pozytywnego ze swoim życiem w dziedzinie, która ich interesuje. Poczułem misję, by młodym ludziom pokazać, że warto się starać.
Jak Pan trafił do CERN-u?
- Kiedy kończyłem studia, spotkałem przypadkiem kolegę z uczelni, który wyjechał do CERN-u. Opowiedział mi o tym miejscu i zaintrygowało mnie ono. Pomyślałem, że jeśli on pojechał tam i się sprawdził, to ja też mogę. Złożyłem aplikację. Mniej więcej po roku zadzwoniła do mnie moja przyszła szefowa, miałem rozmowę kwalifikacyjną przez telefon i udało się.
Jakie wrażenie zrobił na Panu CERN?
- Byłem szczęśliwy, że trafiłem do tak wyjątkowego miejsca. Ponadto w czasach, kiedy kończyłem studia dość powszechna była praca ponad siły, po dwanaście, czternaście godzin na dobę. Taka filozofia była także w dziale, w którym pracowałem w Polsce. W CERN-ie spotkałem się z czymś odwrotnym. Szef nie był zadowolony, gdy zostawałem po godzinach. Uważam, że dzięki takiemu podejściu jestem o wiele bardziej wydajny niż wtedy, gdy zaczynałem karierę. Na Zachodzie Europy dość dużą wartość przykłada się do wypoczynku, rekreacji i zdrowego trybu życia. Ja dużo biegam, w minionym roku przebiegłem maraton warszawski.
Na czym polega Pana praca?
- Odpowiadam za utrzymanie i rozwój systemu, który monitoruje światową sieć GRID. W chwili obecnej koordynuję pracę programistów, którzy na co dzień znajdują się w różnych krajach: Szwajcaria, Indie, Chorwacja i Grecja. Ponadto odpowiadam też za kontakt z eksperymentami i naukowcami w CERN, którzy są jednymi z użytkowników naszego systemu. Jest to bardzo pasjonujące, gdyż pracuję w miejscu i projekcie unikalnym na skalę świata.
Praca w CERN umożliwiła mi też udział w międzynarodowych konferencjach, na których prezentowałem wyniki swoje i zespołu. Pozwoliło mi to na opanowanie sztuki wystąpień publicznych oraz zwiedzenie ciekawych miejsc, jak USA, Tajwan, Hiszpania czy Francja. Moim zdaniem, jeśli młody człowiek chciałby kiedyś przyjechać do CERN-u i pracować na przykład jako informatyk, powinien mieć umiejętności programistyczne, znać nowe technologie i być bardzo otwarty na zdobywanie wiedzy. Bardzo ważna jest też znajomość języka angielskiego.
Jak Pan poczuł się w tym międzynarodowym tyglu?
- Jest to bardzo fascynujące i wymagające zarazem, gdyż pracuję z ludźmi z krajów bardzo różnych kulturowo, jak większość krajów europejskich, kraje arabskie, Indie, Stany Zjednoczone. Dlatego też bardzo ważnym aspektem pracy w CERN są umiejętności interpersonalne, tolerancja, umiejętność słuchania i rozumienia ludzi odmiennych kulturowo. Poza tym, Genewa jest miastem wielokulturowym, gdyż jest tam wiele organizacji i firm międzynarodowych (np. ONZ) i ponad połowa mieszkańców ma zagraniczny paszport. Myślę, że właśnie to doświadczenie jest dla mnie i mojej rodziny (na przykład niania naszych dzieci jest Tunezyjką) jednym z najbardziej wartościowych aspektów pobytu.
W CERN-ie pracuje też dość dużo Polaków, wśród nich wielu informatyków, którzy są bardzo dobrze postrzegani na Zachodzie. Dość często wolne chwile (jak weekendy, urodziny, wakacje) spędzamy więc z polskimi przyjaciółmi i ich rodzinami.
Jak dziś wyglądają Pana kontakty z Polską, Wyszkowem?
- Moi rodzice mieszkają w Komorowie. Do Polski przyjeżdżam trzy, cztery razy w roku razem z żoną i dziećmi. Zawsze odwiedzamy moich i żony rodziców. Zawsze też wpadam do Wyszkowa, na dzień, pół dnia.
Sentyment do tego miasta pozostał?
- Tak i dlatego też byłem tak bardzo szczęśliwy, że mogłem przyjechać do młodzieży z moją prezentacją. Dodam jeszcze, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony reakcją dyrekcji liceum, nauczycieli i uczniów, którzy byli bardzo zainteresowani dzisiejszą prelekcją i zadawali mi bardzo dużo ciekawych pytań.
Jak Pan ocenia zmiany, które przechodzi Wyszków?
- Uważam, że Wyszków jak i inne miasta w Polsce zmienia się pozytywnie pod względem wizualnym. Wiele osób gratuluje mi, że jestem za granicą, ale uważam, że Polsce naprawdę nie jest źle. Na przykład przeciętny Polak uważa, że Szwajcaria to bogaty kraj, ale w rzeczywistości wielu jest tam takich ludzi, którym trudno przeżyć od pierwszego do pierwszego. Polska przez te osiem lat, od kiedy wyjechałem, bardzo się zmieniła. Moim zdaniem, z Polski możemy i powinniśmy być dumni.
Czy związał się Pan na tyle z CERN-em, tamtejszą atmosferą pracy, że chciałby Pan tam zostać, czy też na dłuższą metę wolałby Pan jednak wrócić do Polski?
- Nie znam odpowiedzi na te pytanie, gdyż nie wiem jeszcze, co z żoną zadecydujemy. Są rzeczy, które się nam teraz podobają – praca w międzynarodowym środowisku, w tak ciekawej organizacji. Z drugiej strony widzimy, że doświadczenie, które tam zdobyliśmy może mieć dużą wartość w Polsce, w polskich firmach. CERN zachęca nawet pracowników do szerzenia wiedzy w swoich krajach, wykorzystywania w swoich ojczyznach doświadczenia zdobytego w międzynarodowym środowisku. Mam więc nadzieję, że wśród dzisiejszych uczniów lub studentów z Wyszkowa znajdą się osoby, które nas „zastąpią” w CERN, jeśli zdecydujemy się na powrót do Polski.
Rozmawiała
Justyna Pochmara
***
CERN, czyli Europejska Organizacja Badań Jądrowych to ośrodek naukowo-badawczy na przedmieściach Genewy, przy granicy Francji i Szwajcarii. Należy do niej dwadzieścia państw (Polska od 1991 r.). Pracuje w nim około 10 000 osób – pracowników, naukowców (wśród nich także laureaci Nagrody Nobla). CERN zasłynął dzięki stworzonemu w ośrodku Wielkiemu Zderzaczowi Hadronów – akceleratorowi cząstek umieszczonemu w tunelu o długości około 27 km.
Komentarze
Dodane przez czytelnik, w dniu 18.04.2012 r., godz. 15.36
szkoda że redakcja nie wykazala na tyle staranności zeby poprawnie napisac nazwisko głownego bohatera artykułu
szkoda że redakcja nie wykazala na tyle staranności zeby poprawnie napisac nazwisko głownego bohatera artykułu
Dodane przez abc, w dniu 18.04.2012 r., godz. 19.07
Czytelnik, o co ci chodzi? Nazwisko jest jak najbardziej poprawnie napisane. A Wojtkowi gratuluję.
Czytelnik, o co ci chodzi? Nazwisko jest jak najbardziej poprawnie napisane. A Wojtkowi gratuluję.
Dodane przez czytelnik, w dniu 20.04.2012 r., godz. 09.52
przeczytaj gazete - bedzie wiedział, a Wojtkowi "Łatce" też gratuluje ;-)
przeczytaj gazete - bedzie wiedział, a Wojtkowi "Łatce" też gratuluje ;-)
Dodane przez Wanda, w dniu 20.04.2012 r., godz. 09.53
Panie Wojciechu proszę przyjąć szczere gratulacje. Pańska kariera jest godna podziwu i niechaj będzie wzorem dla naszej zbyt często marnującej się młodzieży. Bardzo serdeczne pozdrawiam. I proszę od czasu do czasu skontaktować się z sznowną redakcją, byśmy mogli za jej pośrednictwem dowiedzieć się co tam u Pana oraz w świecie wielkiej nauki i technologii słychać.
Panie Wojciechu proszę przyjąć szczere gratulacje. Pańska kariera jest godna podziwu i niechaj będzie wzorem dla naszej zbyt często marnującej się młodzieży. Bardzo serdeczne pozdrawiam. I proszę od czasu do czasu skontaktować się z sznowną redakcją, byśmy mogli za jej pośrednictwem dowiedzieć się co tam u Pana oraz w świecie wielkiej nauki i technologii słychać.
Dodane przez Jan4P, w dniu 20.04.2012 r., godz. 09.54
Świetna robota! Pani Justyno gratuluję kolejnego swietnego tematu. Bardzo lubię Wasze arykuły i coraz ciekawsze wywiady. Jak popełniony został błąd w pisowni nazwiska, to wierzę, że Pan Woiciech został za to przeproszony i jak się nie pogniewał, to my nie powinniśmy robić z tego afery. Panie Wojciechu miło o panu poczytać. Od dawna interesował mnie temat akceleratorów. Podobno mieliśmy jego miniaturkę w Polsce. Gratuluję!
Świetna robota! Pani Justyno gratuluję kolejnego swietnego tematu. Bardzo lubię Wasze arykuły i coraz ciekawsze wywiady. Jak popełniony został błąd w pisowni nazwiska, to wierzę, że Pan Woiciech został za to przeproszony i jak się nie pogniewał, to my nie powinniśmy robić z tego afery. Panie Wojciechu miło o panu poczytać. Od dawna interesował mnie temat akceleratorów. Podobno mieliśmy jego miniaturkę w Polsce. Gratuluję!
Dodane przez Xenna, w dniu 20.04.2012 r., godz. 09.54
Panie Wojciechu a Pana Małżonka to Polka?
Panie Wojciechu a Pana Małżonka to Polka?
Dodane przez Bożena, w dniu 20.04.2012 r., godz. 09.54
Chyba Polka, jak mówi, że może kedyś zdecydują się na powrót do Polski. Pozdrawiam Państwa serdecznie. Jestem z was dumna! Ciekawam jeszcze z jakiego regionu kraju. Kurpianka?
Chyba Polka, jak mówi, że może kedyś zdecydują się na powrót do Polski. Pozdrawiam Państwa serdecznie. Jestem z was dumna! Ciekawam jeszcze z jakiego regionu kraju. Kurpianka?
Dodane przez Barbapapa, w dniu 20.04.2012 r., godz. 09.55
Trzymaj się tam chłopie. I zawsze pamiętaj kim jesteś! Takie spotkania powinny być otwarte dla szerszej publiczności. Chwała redakcji za materiał.
Trzymaj się tam chłopie. I zawsze pamiętaj kim jesteś! Takie spotkania powinny być otwarte dla szerszej publiczności. Chwała redakcji za materiał.
Dodane przez Iza, w dniu 20.04.2012 r., godz. 13.53
Gratuluję rodzicom Pana Wijciecha. Wspaniali ludzie wychowali syna na wspaniałego człowieka, któremu jak widać sotka nie udeżyła do głowy ;) Pozdrawiam
Gratuluję rodzicom Pana Wijciecha. Wspaniali ludzie wychowali syna na wspaniałego człowieka, któremu jak widać sotka nie udeżyła do głowy ;) Pozdrawiam
Dodane przez Pipi, w dniu 20.04.2012 r., godz. 16.02
To wielka satysfakcja wychować taką pociechę. Pozdrowienia i szacun dla rodziców.
To wielka satysfakcja wychować taką pociechę. Pozdrowienia i szacun dla rodziców.
Dodane przez ..., w dniu 20.04.2012 r., godz. 16.17
sotka nie udeżyła ??? Polskiego nie uczyli???
sotka nie udeżyła ??? Polskiego nie uczyli???
Dodane przez Golem, w dniu 20.04.2012 r., godz. 18.07
Polski cyklotro znajduje sie w Warszawie. Jest to chyba taka miniaturka.
Polski cyklotro znajduje sie w Warszawie. Jest to chyba taka miniaturka.
Dodane przez ziomek, w dniu 20.04.2012 r., godz. 19.43
Miło czytać takie rzeczy o koledze ze szkolnej ławki, tej w Komorowie. Tak, tak... Wojtku , szacun.
Miło czytać takie rzeczy o koledze ze szkolnej ławki, tej w Komorowie. Tak, tak... Wojtku , szacun.
Wyszków ma wielu Wojtków
Dodane przez nie wojtek, w dniu 22.04.2012 r., godz. 21.50
Jak w temacie, w Wyszkowie jest wiele osób anonimowych, które osiągnęły sukces w życiu.
Dodane przez nie wojtek, w dniu 22.04.2012 r., godz. 21.50
Jak w temacie, w Wyszkowie jest wiele osób anonimowych, które osiągnęły sukces w życiu.
Dodane przez Jerzyk, w dniu 22.04.2012 r., godz. 22.58
Jako mieszkaniec Wyszkowa - jestem podwójnie bardzo dumny z pana Wojtka! BRAWO!
Jako mieszkaniec Wyszkowa - jestem podwójnie bardzo dumny z pana Wojtka! BRAWO!
Dodane przez Kolo, w dniu 23.04.2012 r., godz. 11.34
Jest wielu "Wojtków"' , którzy osiągnęli sukces i nie pchają się do darmowego żłoba na budżetówce.
Jest wielu "Wojtków"' , którzy osiągnęli sukces i nie pchają się do darmowego żłoba na budżetówce.
Dodane przez Wlad, w dniu 25.04.2012 r., godz. 11.10
Wielu Wojtków po prostu wierzy w siebie i sami kreują swoją rzeczywistość. Inni pchają się na próżną urzędniczą budżetówkę
Wielu Wojtków po prostu wierzy w siebie i sami kreują swoją rzeczywistość. Inni pchają się na próżną urzędniczą budżetówkę
Dodane przez czytelnik, w dniu 15.05.2012 r., godz. 15.47
nawet nie stać was było na sprostowanie... pogratulować profesjonalizmu
nawet nie stać was było na sprostowanie... pogratulować profesjonalizmu
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl