Menu górne

REKLAMA

  • Reklama
Dziś jest 22 grudnia 2024 r., imieniny Honoraty, Zenona



Nieuzasadniony lęk

(Zam: 23.11.2011 r., godz. 08.55)

Tempo życia, współczesne czasy sprawiają, że liczba chorych psychicznie wzrasta, także w powiecie wyszkowskim. Problem ten może dotknąć każdego. – Nie ma osób, które mogą powiedzieć, że ich to nie spotka – mówi kierownik Środowiskowego Domu Samopomocy „Soteria” Hanna Wargocka, która opowiedziała nam o problemach chorych psychicznie i sposobach pomocy im.

„Wyszkowiak”: Choroba psychiczna stygmatyzuje. Na ile jest to poważne zjawisko?
Hanna Wargocka
: - Badania przeprowadzone w Europie i Polsce pokazują, że pośród wszystkich niepełnosprawności choroba psychiczna najbardziej wyklucza człowieka z życia rodzinnego, społecznego, pracy itp. To jest spowodowane lękiem otoczenia, brakiem akceptacji, wiedzy. Wskaźnik osób chorych psychicznie, które pracują jest najniższy. Badania robione w Europie, wskazują, że nawet osoby niepełnosprawne wśród siebie najbardziej wykluczają chorych psychicznie. Łatwiej jest im zaakceptować niepełnosprawność fizyczną, jakąkolwiek inną chorobę, jeśli mają możliwość wyboru znajomych wśród osób niepełnosprawnych, najrzadziej wskażą chorych psychicznie. To poważny problem społeczny.

Jak te osoby radzą sobie ze stygmatyzacją? Czy są jakieś sposoby ochrony ich przed nią?
- Na świecie idzie się kierunku tzw. psychiatrii środowiskowej. Ona daje bazę do tego, by chorzy mogli się ochronić. Odchodzi się od dużych szpitali, bo to właśnie one powodują, że człowiek jest wykluczany. W tych molochach leczenie jest przedmiotowe, nie podmiotowe, duża liczba pacjentów sprawia, że kontakt z lekarzem, terapeutą jest ograniczony – brakuje bowiem terapeutów, psychologów, pedagogów, którzy mogliby porozmawiać z chorym, pomóc w normalnym wyjściu po chorobie. Największy wskaźnik powrotów do zdrowienia jest wtedy, gdy chory bezpośrednio po wyjściu ze szpitala dostaje pomoc psychologiczną, terapeutyczną, wtedy ma oparcie, jest z nim kontakt. Osoba taka nie ma ostrych objawów choroby, można więc z nią wiele wypracować. W dużych miastach w Polsce ten system działa, w mniejszych nie ma takich możliwości. W powiecie wyszkowskim na 72 tys. mieszkańców jest jeden psycholog w poradni i nie jest w stanie pomóc wszystkim pacjentom.

Czy nieefektywna pomoc wynika jedynie wynika z braku specjalistów, czy też funkcjonującego systemu pomocy chorym psychicznie?
- To są naczynia połączone. Do tej pory nikt na to nie zwracał większej uwagi, bo ciężar leczenia przejmowały duże szpitale, najprostszym rozwianiem było umieścić w nim chorego. W związku z tym, że ten system się nie sprawdza, a szpitale są przepełnione, chory wracając do domu nie ma oparcia, często nawet we własnej rodzinie, więc po bardzo krótkim okresie najczęściej wraca do szpitala. Narodowy Program Zdrowia Psychicznego idzie w kierunku rozbudowywania sieci pomocy w miejscu zamieszkania. Chodzi między innymi o stworzenie łóżek przy szpitalach powiatowych na krótką hospitalizację, by chore osoby nie musiały wyjeżdżać do dużego miasta w okresach zaostrzenia choroby. W naszym powiecie pomoc chorym na miejscu udzielają Warsztaty Terapii Zajęciowej, w ŚDS „Soteria”, świadczone są usługi specjalistyczne. W samym Wyszkowie zaczątek psychiatrii środowiskowej więc funkcjonuje. Jest ona w strukturach pomocy społecznej, ale tak naprawdę ciężar powinien być przeniesiony na lecznictwo. W Narodowym Programie mówi się o powstaniu Centrum Zdrowia Psychicznego, który ułatwi funkcjonowanie chorym. Mało jest lekarzy psychiatrów, szczególnie o specjalności dziecięcej, bardzo mało terapeutów, psychologów z doświadczeniem w pracy z osobami chorymi psychicznie, pielęgniarek neuropsychiatrycznych, są to trudne zawody, wymagające predyspozycji osobowościowych. Ludzie wolą wybrać lżejszy zawód, który daje takie same możliwości rozwoju i nie niesie za sobą takiego ciężaru. Jestem w zespole koordynującym postępy i realizację Powiatowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego. W jego ramach planowane jest m.in. stworzenie środowiskowego domu dla osób z niepełnosprawnością intelektualną, bo spora grupa osób kończących Ośrodek Szkolno-Wychowawczy zostaje w domu. Rodzice powinni mieć możliwość zapewniania opieki także dorosłemu dziecku. Większość działań przewidzianych w Programie to promocja zdrowia psychicznego od dzieciństwa do dorosłości. W Narodowym Programie nie ma źródeł ich finansowania, więc od woli samorządów zależeć będzie wygospodarowanie pieniędzy.

System zmierza więc w kierunki psychiatrii środowiskowej, czyli tańszej od hospitalizacji formy pomocy.
- Tak, pomoc udzielana w miejscu zamieszkania jest wielokrotnie mniej kosztowna niż pomoc stacjonarna. W naszym powiecie średni koszt utrzymania osoby w domu pomocy społecznej to 2,5 tys. zł miesięcznie, w „Soterii” – 900 zł. W tym drugim przypadku utrzymuje się osoby w środowisku lokalnym, nie są one izolowane, mogą funkcjonować we własnym środowisku. Często osoby trafiają do domów pomocy społecznej z powodu braku zapewniania im opieki i bezpieczeństwa na miejscu. Gdyby rodzina albo chory, który mieszka sam, mieli wsparcie, nie musieliby trafiać do szpitala na długie pobyty ani do domów pomocy społecznej.

Sposób najtańszy jednocześnie jest najbardziej skuteczny, bo dzięki niemu chory najlepiej może sobie radzić w życiu.
- On daje szanse pełnienia normalnych roli społecznych, samodzielnego funkcjonowania. Skuteczność środowiskowej terapii w ŚDS „Soteria” mierzy się między innymi pobytami w szpitalu. Moi uczestnicy przed trafianiem tutaj byli po kilkanaście, kilkadziesiąt razy w szpitalu. Jedna z naszych podopiecznych była hospitalizowana trzydzieści pięć razy, z pobytami, które trwały nawet rok. Od momentu, kiedy zaczęła korzystać z usług specjalistycznych, a potem przyszła do ŚDS, trafia do szpitala raz na dwa, trzy lata na okres kilku tygodni. Wraca i znów funkcjonuje w lokalnym środowisku. Psychiatria środowiskowa to mniej drastyczna forma pomocy, pozostawia wolność choremu, który ma poczucie sprawstwa, kontroli, pewności, że ma się do kogo zwrócić, sprawia, że nie stosujemy przymusu bezpośredniego, nie ma konieczności stosowania tak drastycznych sposobów jak wyważanie drzwi z asystą policji. Wobec chorych od pięciu lat nie zastosowaliśmy przymusu bezpośredniego. To wymierny efekt. Osoba umieszczona w szpitalu wbrew jej woli niechętnie przyjmuje leki, ich skuteczność jest niższa, remisja następuje dużo wolniej niż w przypadku osób, które poszły do szpitala dobrowolnie. Ci ostatni mniej przyjmują leków, sprawują kontrolę nad ich braniem, mają inne relacje z otoczeniem. Część naszych chorych ma rodzinę, dzieci i to, że tu przychodzą, mogą korzystać z pomocy na miejscu, nie muszą być w szpitalu powoduje, iż ich rodzina lepiej funkcjonuje. W psychiatrii środowiskowej pracuje się też z rodzinami, przekonuje, że zachowanie chorego nie wynika z jego złej woli, złośliwości, trudnego charakteru, ale choroby. Lekarz często nie ma czasu na takie rozmowy.

Zatem kolejną zaletą psychiatrii środowiskowej jest wpływanie na postrzeganie osób chorych psychicznie.
- Tak, wpływa ona na społeczne postrzeganie tych osób. Funkcjonują normalnie, mają sąsiadów, znajomych, wychodzą normalnie ubrane, robią zakupy, utrzymują kontakty interpersonalne. Ludzie wiedząc, że ktoś jest chory i widząc jego normalność przestają się bać. W psychiatrii środowiskowej kładzie się nacisk na to, by społeczeństwo postrzegało chorych jako normalnych, zwykłych ludzi funkcjonujących w swojej chorobie. Terapeuci dużo czasu poświęcają, by nie było dziwaczności w ich w ubraniu, czy zachowaniu. To można wypracować. Chory w szpitalu dostaje jedzenie, nie musi martwić się o dochody, sztab ludzi go obsługuje i w pewnym momencie zatraca podstawowe umiejętności, a potem wraca do domu i musi kupić sobie jedzenie, płacić rachunki itp. Jeśli jest z rodziną, oczekuje od niej opieki, na co ta często nie ma czasu, czy ochoty. Z kolei, jeśli chory wracający do swojego środowiska ma oparcie w specjalistach, to jest on w stanie wykonywać codzienne czynności, mieć dobre relacje z rodziną, sąsiadami. Jest mniejszym obciążeniem dla bliskich i społeczeństwa.

Stąd pewna dzienna rutyna, praktykowana przed uczestników ŚDS „Soteria”, sprawia, że potrafią oni radzić sobie w życiu, a z drugiej strony zapewnia im pewien psychiczny komfort.
- Tu nie ma obsługi, uczestnicy muszą wykonywać czynności związane z przygotowaniem posiłków, sprzątaniem, koszeniem trawy. Bywa, że człowiek o kulach prowadzi osobę na wózku inwalidzkim, z własnej inicjatywy sobie pomagają. Bycie razem pozwala im stwierdzić, że nie są jedyni w swojej chorobie, opowiadają sobie o pobytach w szpitalu, objawach, doradzają sobie nawzajem. Są dla siebie wsparciem. Był przypadek, gdy jeden z domowników zachorował i nie przyszedł do „Soterii”, inny go odwiedził, zobaczył jego stan i wezwał pogotowie. Jeśli te osoby potrafią rozwiązywać takie problemy poza murami „Soterii”, wiedzą, że w chorobie trzeba się odwiedzić, przynieść jedzenie, to o czym tu jeszcze marzyć. Są dla siebie prawdziwą grupą wsparcia, więzi między nimi wytworzyły się samoistnie, nie jest to wyuczone zachowanie, nauczyli się bardzo wiele. Ta choroba izoluje, najłatwiej zamknąć się, bo wtedy nie popada się w konflikty, człowiek nie musi się konfrontować z rzeczywistością. To z kolei powoduje egoizm, brak zainteresowania środowiskiem. U nas podopieczni potrafią przyznać, że ktoś jest bardziej chory od nich, uczą się akceptowania stanów zaostrzenia choroby. Bywa, że zwracają uwagę, że coś złego się w innymi podopiecznymi dzieje. Mieliśmy przypadek, że pewna podopieczna stała się agresywna, zrobiliśmy spotkanie społeczności, pytałam, co robić w tej sytuacji. Wymieniamy poglądy, a one nie wychodzą poza drzwi „Soteri”.

Powiatowy Program jest skierowany na promocję zdrowia psychicznego. Jednym ze sposobów poszerzenia wiedzy na temat chorych był zorganizowany „Dzień otwarty”.
- Wizyta młodzieży podczas „Dni otwartych” wiązała się z pewnym niepokojem dla pracowników, społeczności jak i samej młodzieży. Gdy ci młodzi ludzie weszli, domownicy byli zaniepokojeni, ale okazało się, że nie było problemu. Kiedy otworzy się drzwi, da okazję poznania, to wszystko idzie własnym trybem, nie dochodzi do konfliktów. To spotkanie mnie bardzo zaskoczyło, nikt nikogo nie oceniał, nie krytykował. Podopieczni i młodzież wykonywała te same czynności. Było to spotkanie czysto ludzkie. Młodzież nie chciała stąd wychodzić, zafascynowały ją umiejętności uczestników, a oni cieszyli się, że mogą coś pokazać. Chcemy zorganizować od nowego roku cykl spotkań z „Soterią”, każdy chętny będzie mógł konkretnego dnia przyjść i uczestniczyć w naszym życiu np. w warsztatach, robieniu ozdób na święta.

Osoby, które nie znają chorych psychicznie, nie wiedzą jak się wobec nich zachować, ale z tego co Pani mówi wynika, że najlepszym sposobem jest poznanie chorych i traktowanie ich po partnersku.
- Największym problemem wykluczającym chorych psychicznie jest lęk wobec nich wyniesiony z prasy, filmów itp. i postrzeganie ich jako osób groźnych. Gdy ich poznajemy, przekonujemy się, że lęk nie jest uzasadniony, okazuje się, że to choroba jak każda inna, która ma różne okresy.

Czego można się nauczyć od chorych psychicznie?
- Pokory do życia, przekonania, że nie wszystko da się kontrolować, że człowiek jest w stanie dużo znieść. Trzeba przechodzić kolejne etapy, chorzy upadają i podnoszą się, a my w życiu w różnych chorobach często się poddajemy. W tej chorobie ludzie przestają kontrolować swoje życie, inni często by się poddali, a oni walczą. Ci ludzie są pogodni, sympatyczni, mili, to prezent od losu, bo mieliby przecież powód być zgorzkniali, nieprzyjemni.

Uczenie się, poznawanie osób chorych jest o tyle ważne, że choroba psychiczna może dotknąć każdego z nas.
- Nie ma osób, które mogą powiedzieć, że ich to nie spotka. Tempo życia, czasy sprawiają, że może to dotknąć ucznia, dorosłego, emeryta, osobę bez wykształcenia i wykształconą. Ta choroba jest sprawiedliwa, nie omija żadnego środowiska. Jeśli się wie, jak w sytuacji choroby postępować, szybciej pozwoli to sięgnąć po pomoc. Dotychczas wizyta u lekarza psychiatry była tematem tabu. Przekonanie siebie, że potrzebuje się pomocy lekarza to decyzja, do której się dorasta. Wiele osób wypiera możliwość choroby psychicznej. Na szczęście coraz liczniejsza grupa szuka pomocy. Ludzie częściej zwracają też uwagę na obniżone samopoczucie innych, wiedzą, że to nie jest sprawa osobowości, ale być może choroby. Wiedzą, że można to leczyć. Rodzina zaczyna rozmawiać, chce pomagać. Im wcześniej zareagują, tym większa możliwość pomocy.

Do kogo się zwrócić, jeśli podejrzewamy u siebie na przykład depresję?
- Najprościej do lekarza pierwszego kontaktu, który jest w stanie ocenić objawy. Nie trzeba szukać wcale na początku psychiatry. Można też udać się do psychologa, który jest w stanie stwierdzić, że dany problem nie nadaje się do zwykłej terapii psychologicznej. Leki nowej generacji działają bardzo szybko, pierwsza poprawa jest po dwóch tygodniach. Są dobre, na światowym poziomie. Nieleczona depresja wyklucza człowieka, postępuje, pogłębia się. Prowadzi do prób samobójczych.

Czy kryzys ekonomiczny, który nas dotyka, także będzie miał wpływ na zwiększenie liczby chorych psychicznie?
- Tak, są badania pokazujące, że każda sytuacja kryzysowa skutkuje zwiększeniem ilości pacjentów i zachorowań. Efekty naszych czasów będą widoczne za kilka lat. Zdrowie psychiczne zaczyna się od dziecka, jeśli rodzice pędzą do pracy i nie mają czasu, by zająć się potrzebami emocjonalnymi dziecka, a skupiają się na tym, by przetrwać ekonomiczne, to ono będzie funkcjonowało inaczej. Stan rodziców przekłada się na stan dziecka. Rodziny ekonomicznie mogą funkcjonować dobrze, ale emocjonalnie się rozpadają.
Rozmawiała
Justyna Pochmara


Środowiskowy Dom Samopomocy „Soteria” to dzienny ośrodek wsparcia dla osób z chorobą psychiczną. Działa od 2007 r. i obejmuje działaniem obszar gminy Wyszków. Realizuje zajęcia terapeutyczne, plastyczne, muzykoterapię, zajęcia ruchowe, treningi (m.in. prowadzenia rozmowy, poszukiwania pracy, asertywności, pozytywnego myślenia), poradnictwo dla uczestników i ich rodzin, pomoc w rozwiązywaniu trudnych sytuacji życiowych itp. Według danych zawartych w Powiatowym Programie Ochrony Zdrowia Psychicznego, w powiecie wyszkowskim leczonych jest 845 osób z zaburzeniami psychicznymi.

Komentarze

Dodane przez Wanda, w dniu 23.11.2011 r., godz. 16.33
Ludzie mają tyle problemów na głowie, że przypadki depresji będą coraz częstrze. Proponuję na poczatek ograniczyć bezmyslne ogladanie telewizji. To jest przyczyną wielu frustracji i stresów.
Dodane przez Maria, w dniu 23.11.2011 r., godz. 16.53
Wiosną w szpitalu odwiedzałam siostrę a później na przystanku przy ZDZ czekałam na autobus. Zawsze z ciekawością spoglądałam w stronę Soterii, myśląc cóż się tam znajduje. Moją uwagę przykuwał aniołek zawieszony przy drzwiach ale dawno już tam nie byłam i nie wiem czy jeszcze wisi. Cieszę się na to, co o tym wspaniałym miejscu przeczytałam. Zbliżają się święta więc "Szczęść Wam Boże"
Dodane przez Daria, w dniu 23.11.2011 r., godz. 17.36
Żyją posród nas :) Pozdrawiam wszystkich
Dodane przez Pipi, w dniu 23.11.2011 r., godz. 20.04
Wszyscy dziś mądrzy, a człowiek kiedy ma problemy zamyka się w sobie co nie ułatwia sprawy. Boi się wytykania palcami. Wstydliwy temat a jak się przyjrzeć kłopoty ma wielu z nas.
Dodane przez Marta, w dniu 23.11.2011 r., godz. 21.21
Pamiętam jak w latach 90-tych na wyszkowskich murach młodzież malowała szablon z napisem "telewizja zabija myslenie". Niewielu ludzi wtedy to rozumiało. Dziś sieczka POdawana przez oficjalne media robi ludziom wodę z mózgu. Wyłączcie telewizory na tydzień a zobaczycie prawdziwe oblicz rzeczywistości dokoła siebie.
Dodane przez ~~~~~~~, w dniu 24.11.2011 r., godz. 09.24
Nie przypadkowo mówi się "naogladał się telewizji i mu odwaliło" :)
Dodane przez Adam, w dniu 24.11.2011 r., godz. 12.31
W powiecie leczonych jest 845 osób. Moim zdaniem powinno byc ich co najmniej trzy razy tyle. Ludzie, rodziny zamykają się ze swoimi problemami w czterech ścianach. Społeczeństwo jest niedoinformowane, wciąż zawodzi edukacja.
Dodane przez Anna Maria W, w dniu 24.11.2011 r., godz. 13.12
Lepiej się nie przyznawać do niczego, a szczególnie gdy ma sie rodzinę. Zaraz stado kuratorek was dopadnie i bynajmniej nie bezinteresownie. Sąd uzna, że dzieci trzeba zabrać, albo powierzyc "kurateli"...
Dodane przez Piotrek, w dniu 24.11.2011 r., godz. 21.14
(: Chyba się nikt nie pogniewa jak złożę Wam życzenia - "Odlotowego Sylwestra" :)
Dodane przez Maria, w dniu 25.11.2011 r., godz. 08.16
Wczoraj (czwartek) po obejrzeniu programu Jana Pośpieszalskiego przełączyłam tv na 1. Jak na zamówienie trafiłam na piękny film o rodzinie, chorobie psychicznej i łódce. Film już trwał i niewiem nawet jaki miał tytuł. Poruszał tematy tu opisywane. Pozdrawiam
Dodane przez Daria, w dniu 25.11.2011 r., godz. 13.38
Również ogladałam ten film. Jego tytuł to: "Obraz jej duszy". Wyczytałam ..."Dziesięcioletni Chris zyje we własnym świecie. Matka chłopca, Mary, cierpi na schizofrenię, a ojciec, John, stara się utrzymać rodzinę i płacić za leczenie żony"... Wzruszałam sie wielokrotnie
Dodane przez Bożena, w dniu 25.11.2011 r., godz. 15.10
Ciekawa jestem czy kuratorki z taką ochotą poswięcałyby czas wolny na swoją "działalnosć" gdyby miały to robić w ramach pensji jedynie.
Dodane przez Ewelina, w dniu 27.11.2011 r., godz. 11.07
Osiedle POLONEZ wydaje mi sie taką tykającą bombą. Patrzę na rodziny, w których ojciec to chłopo-robotnik pochodzący z Budykierza matka to chłopo-urzędniczka z Ochudna. Wrzuceni w miejskie osiedle (gdyby mogli to chętnie w piwnicy uchowaliby prosiaczka na święta) za pracą jeżdzą do Warszawy. Nie ma ich od świtu do nocy. Rodzina ta jest bez tożsamości, bo ani już nie wiejska, ani jeszcze nie miejska. Dzieciaki całe dzieciństwo spędziły na klatce. Dziś to są poważane dresiki z ogolonymi łbami. Mówi się o nich - rodzina na wariackich papierach.

Napisz komentarz

Projekt witryny

Wykonanie: INFOSTRONY - Adam Podemski, e-mail: adam.podemski@infostrony.pl , Poczta