Życie jest muzyką
(Zam: 20.09.2011 r., godz. 11.55)Urodzili się w Milówce. Są twórcami takich przebojów jak „Ściernisko”, „Lornetka” czy „Słodycze”. Muzykę mają we krwi, a na scenie czują się jak ryby w wodzie. Kochają góry, ale koncertują na całym świecie. Wystąpili m.in. przed papieżem Janem Pawłem II. Energiczni, pracowici, charyzmatyczni – tacy właśnie są bracia Golec, którzy 11 września wystąpili przed wyszkowską publicznością.
„Wyszkowiak”: Czy jest piosenka, z której jesteście szczególnie dumni?
Golec uOrkiestra: - Jest wiele takich piosenek. Na pewno sentyment mamy do tych pierwszych z Golec uOrkiestra 1, bo od tego też wszystko się zaczęło. Wtedy nazwano nas „zjawiskiem muzycznym na polskim rynku” Była „Lornetka” czy „Crazy is my life”. Druga płyta to: „Ściernisko”, „Słodycze”, „Do Milówki wróć”. Na każdej płycie jest tak naprawdę kilka dobrych hitów. Takim szczególnym utworem na pewno jest piosenka, którą żegnaliśmy Ojca Świętego na Krakowskich Balicach. W 2002 r. Utwór „Leć muzyczko” napisany został specjalnie na tamtą okoliczność – pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Możliwość zaśpiewania Ojcu Świętemu była dla nas wielkim wyróżnieniem i chwilą, która na zawsze zostanie w naszej pamięci. Golec Orkiestra w 2004 r. koncertowała również w Watykanie i było to dla nas niesamowite przeżycie duchowe.
No właśnie, jak wspominacie swoje zagraniczne występy?
- Wielokrotnie koncertowaliśmy w Ameryce, Kanadzie, Niemczech, Anglii, Belgii, Holandii, we Włoszech, Grecji, Austrii, w Czechach, na Węgrzech, na Litwie i na Ukrainie. Każdy z tych koncertów był niepowtarzalny, lecz na niemal każdym występie piosenka „Do Milówki wróć” była przyjmowana z łezką w oku.
A czy jakiś koncert szczególnie zapadł wam w pamięci?
- Dziś mamy rocznicę zamachu na World Trade Center. Dziesięć lat temu, dziesięć dni po katastrofie Golec uOrkiestra miała zaplanowane koncerty w Ameryce. Samolot z Okęcia wystartował praktycznie pusty. Leciało nas może czterdzieści osób na dwieście miejsc. Wyprzedane zostały wszystkie bilety na nasze koncerty, cała trasa była ustalona i zaplanowana dużo wcześniej. Trzeba było jechać. To były niesamowite koncerty, musieliśmy zmienić nasz repertuar, dostosować go do sytuacji i ogromu tragedii nowojorskiej.
Na pewno wyjątkowy koncert daliśmy w Serbii w sierpniu zeszłego roku. Byliśmy na festiwalu w małej miejscowości o nazwie Guca, położonej jakieś 150 km od Belgradu. Tamtejszy festiwal ma już pięćdziesiąt lat i jest porównywany do naszego w Sopocie. Podczas takiej imprezy pojawia się mnóstwo publiczności, na ten jubileusz przyjechało około miliona wielbicieli trąbki. Przede wszystkim jest to ich narodowe święto , zaś serbskim narodowym instrumentem jest właśnie trąbka. My reprezentowaliśmy Polskę i naprawdę bardzo miło wspominamy ten koncert.
A jak wspominacie swój udział w programie telewizyjnym „Bitwa na głosy”?
- Ciekawe doświadczenie, bardzo fajny program. Myślę że wiele młodych osób, które tam wystąpiły, zobaczyło jak rzeczywiście wygląda ten biznes od „podwórka”. Uczestnicy widzieli, ile trzeba poświęcić czasu, żeby stworzyć grupę, nauczyć ją śpiewać wybraną piosenkę i do całości opracować jeszcze odpowiednią choreografię i stworzyć stosowną kreację. Tak naprawdę to trudne zadanie.
Ważny moment w waszej karierze?
- Pierwszy nasz festiwal w Opolu, pierwszy Fryderyk. Sopocki Festiwal w 2000 roku. Fryderyki, Wiktory. To są takie decydujące wydarzenia na samym początku, które od razu ustawiają zespół na jakimś miejscu. Także wydanie każdej kolejnej płyty, wiąże się z wielkimi emocjami. To często obawy, czy płyta spodoba się słuchaczom i jak na nią zareagują. Nie zawsze to, co nam się podoba, znajduje odzwierciedlenie w gustach naszych stałych fanów i słuchaczy. Wielokrotnie stawialiśmy na jakąś piosenkę, a okazało się, że odbiorcom spodobało się coś innego, zupełnie inny utwór stawał się hitem.
Nie mieliście nigdy momentu załamania, w którym myśleliście o zakończeniu przygody z muzyką?
- Nie. Studiowaliśmy jazz w Akademii Muzycznej w Katowicach. Od czwartej klasy szkoły podstawowej uczęszczaliśmy do szkół muzycznych. Nas po prostu fascynuje to, co robimy. Kręcą nas dźwięki i komponowanie, nagrywanie i koncertowanie.
Czym jest dla was muzyka?
- „Życie jest muzyką, życie jest wygraną, póki nasze serca kochać nie przestaną” – to tekst jednej z naszych piosenek i tym jest dla nas muzyka – całym życiem. Robimy to, co kochamy, a na scenie czujemy się jak ryby w wodzie. To cała nasza pasja, która nas pochłonęła bezgranicznie i mamy nadzieję, że jeszcze długo muzyka i jej tworzenie będzie naszym udziałem. Większość życia poświęciliśmy muzyce, więc jest ona dla nas drugą lub bardziej pierwszą żoną… (śmiech).
Wiem, że jesteście sympatykami Adama Małysza. Zadedykowaliście mu piosenkę „Zwycięstwo”. Wasza kariera rozwijała się właściwie równolegle z jego sukcesami sportowymi. Co sądzicie o zakończeniu przez niego kariery skoczka narciarskiego?
- Trzeba wiedzieć, kiedy odejść w dobrym stylu i być niepokonanym. I tę decyzję Adama cenimy .W pewnych dyscyplinach sportowych po prostu naprawdę wiek decyduje o tym, czy warto dalej ryzykować życiem i zdrowiem. Oglądaliśmy jego fenomen ponad dziesięć lat. Adam Małysz to wielka osobowość, wielki sportowiec, a co wyróżnia wielkich? To, że są skromni i normalni. To samo można zaobserwować w show biznesie – ci, którzy naprawdę znają się na swoim fachu i wykonują dobrą robotę, dystansują się od tego taniego blichtru, który zapanował na stałe w tabloidach i na salonach. Wielcy ludzie, prawdziwi artyści mają pokorę i do publiczności, i do tego, co wykonują. Nie potrzebują tanich sensacji i sztucznej kreacji.
Adam był, można powiedzieć, naszym narodowym lekiem na zimowe depresje. Na pewno będzie go brakować. Póki co, piosenka została, a co najważniejsze jest utożsamiana z Wielkim Mistrzem Skoków.
Doskonale udaje się wam łączyć życie prywatne i zawodowe . Czy nie ma między wami nieporozumień? Nie różnicie się poglądami na różne sprawy związane z muzyką?
- Różnice są. Przecież jesteśmy zupełnie innymi osobami, jeden ma taki pogląd, a drugi taki. Ale trzeba znaleźć kompromis, tak zwany wspólny mianownik i nad tym często pracujemy… (śmiech).
Jakie macie cele, plany na przyszłość?
- Właśnie kończymy dziesiątą płytę Golców. W najbliższym czasie ukaże się The Best of Golec uOrkiestra. To będą największe nasze przeboje w udoskonalonych aranżacjach, a do tego jako bonus chcemy dodać zupełnie nowe piosenki. Proszę trzymać kciuki, żeby płyta się udała i mile zaskoczyła słuchaczy.
Rozmawiała Aleksandra Samselska
Golec uOrkiestra: - Jest wiele takich piosenek. Na pewno sentyment mamy do tych pierwszych z Golec uOrkiestra 1, bo od tego też wszystko się zaczęło. Wtedy nazwano nas „zjawiskiem muzycznym na polskim rynku” Była „Lornetka” czy „Crazy is my life”. Druga płyta to: „Ściernisko”, „Słodycze”, „Do Milówki wróć”. Na każdej płycie jest tak naprawdę kilka dobrych hitów. Takim szczególnym utworem na pewno jest piosenka, którą żegnaliśmy Ojca Świętego na Krakowskich Balicach. W 2002 r. Utwór „Leć muzyczko” napisany został specjalnie na tamtą okoliczność – pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. Możliwość zaśpiewania Ojcu Świętemu była dla nas wielkim wyróżnieniem i chwilą, która na zawsze zostanie w naszej pamięci. Golec Orkiestra w 2004 r. koncertowała również w Watykanie i było to dla nas niesamowite przeżycie duchowe.
No właśnie, jak wspominacie swoje zagraniczne występy?
- Wielokrotnie koncertowaliśmy w Ameryce, Kanadzie, Niemczech, Anglii, Belgii, Holandii, we Włoszech, Grecji, Austrii, w Czechach, na Węgrzech, na Litwie i na Ukrainie. Każdy z tych koncertów był niepowtarzalny, lecz na niemal każdym występie piosenka „Do Milówki wróć” była przyjmowana z łezką w oku.
A czy jakiś koncert szczególnie zapadł wam w pamięci?
- Dziś mamy rocznicę zamachu na World Trade Center. Dziesięć lat temu, dziesięć dni po katastrofie Golec uOrkiestra miała zaplanowane koncerty w Ameryce. Samolot z Okęcia wystartował praktycznie pusty. Leciało nas może czterdzieści osób na dwieście miejsc. Wyprzedane zostały wszystkie bilety na nasze koncerty, cała trasa była ustalona i zaplanowana dużo wcześniej. Trzeba było jechać. To były niesamowite koncerty, musieliśmy zmienić nasz repertuar, dostosować go do sytuacji i ogromu tragedii nowojorskiej.
Na pewno wyjątkowy koncert daliśmy w Serbii w sierpniu zeszłego roku. Byliśmy na festiwalu w małej miejscowości o nazwie Guca, położonej jakieś 150 km od Belgradu. Tamtejszy festiwal ma już pięćdziesiąt lat i jest porównywany do naszego w Sopocie. Podczas takiej imprezy pojawia się mnóstwo publiczności, na ten jubileusz przyjechało około miliona wielbicieli trąbki. Przede wszystkim jest to ich narodowe święto , zaś serbskim narodowym instrumentem jest właśnie trąbka. My reprezentowaliśmy Polskę i naprawdę bardzo miło wspominamy ten koncert.
A jak wspominacie swój udział w programie telewizyjnym „Bitwa na głosy”?
- Ciekawe doświadczenie, bardzo fajny program. Myślę że wiele młodych osób, które tam wystąpiły, zobaczyło jak rzeczywiście wygląda ten biznes od „podwórka”. Uczestnicy widzieli, ile trzeba poświęcić czasu, żeby stworzyć grupę, nauczyć ją śpiewać wybraną piosenkę i do całości opracować jeszcze odpowiednią choreografię i stworzyć stosowną kreację. Tak naprawdę to trudne zadanie.
Ważny moment w waszej karierze?
- Pierwszy nasz festiwal w Opolu, pierwszy Fryderyk. Sopocki Festiwal w 2000 roku. Fryderyki, Wiktory. To są takie decydujące wydarzenia na samym początku, które od razu ustawiają zespół na jakimś miejscu. Także wydanie każdej kolejnej płyty, wiąże się z wielkimi emocjami. To często obawy, czy płyta spodoba się słuchaczom i jak na nią zareagują. Nie zawsze to, co nam się podoba, znajduje odzwierciedlenie w gustach naszych stałych fanów i słuchaczy. Wielokrotnie stawialiśmy na jakąś piosenkę, a okazało się, że odbiorcom spodobało się coś innego, zupełnie inny utwór stawał się hitem.
Nie mieliście nigdy momentu załamania, w którym myśleliście o zakończeniu przygody z muzyką?
- Nie. Studiowaliśmy jazz w Akademii Muzycznej w Katowicach. Od czwartej klasy szkoły podstawowej uczęszczaliśmy do szkół muzycznych. Nas po prostu fascynuje to, co robimy. Kręcą nas dźwięki i komponowanie, nagrywanie i koncertowanie.
Czym jest dla was muzyka?
- „Życie jest muzyką, życie jest wygraną, póki nasze serca kochać nie przestaną” – to tekst jednej z naszych piosenek i tym jest dla nas muzyka – całym życiem. Robimy to, co kochamy, a na scenie czujemy się jak ryby w wodzie. To cała nasza pasja, która nas pochłonęła bezgranicznie i mamy nadzieję, że jeszcze długo muzyka i jej tworzenie będzie naszym udziałem. Większość życia poświęciliśmy muzyce, więc jest ona dla nas drugą lub bardziej pierwszą żoną… (śmiech).
Wiem, że jesteście sympatykami Adama Małysza. Zadedykowaliście mu piosenkę „Zwycięstwo”. Wasza kariera rozwijała się właściwie równolegle z jego sukcesami sportowymi. Co sądzicie o zakończeniu przez niego kariery skoczka narciarskiego?
- Trzeba wiedzieć, kiedy odejść w dobrym stylu i być niepokonanym. I tę decyzję Adama cenimy .W pewnych dyscyplinach sportowych po prostu naprawdę wiek decyduje o tym, czy warto dalej ryzykować życiem i zdrowiem. Oglądaliśmy jego fenomen ponad dziesięć lat. Adam Małysz to wielka osobowość, wielki sportowiec, a co wyróżnia wielkich? To, że są skromni i normalni. To samo można zaobserwować w show biznesie – ci, którzy naprawdę znają się na swoim fachu i wykonują dobrą robotę, dystansują się od tego taniego blichtru, który zapanował na stałe w tabloidach i na salonach. Wielcy ludzie, prawdziwi artyści mają pokorę i do publiczności, i do tego, co wykonują. Nie potrzebują tanich sensacji i sztucznej kreacji.
Adam był, można powiedzieć, naszym narodowym lekiem na zimowe depresje. Na pewno będzie go brakować. Póki co, piosenka została, a co najważniejsze jest utożsamiana z Wielkim Mistrzem Skoków.
Doskonale udaje się wam łączyć życie prywatne i zawodowe . Czy nie ma między wami nieporozumień? Nie różnicie się poglądami na różne sprawy związane z muzyką?
- Różnice są. Przecież jesteśmy zupełnie innymi osobami, jeden ma taki pogląd, a drugi taki. Ale trzeba znaleźć kompromis, tak zwany wspólny mianownik i nad tym często pracujemy… (śmiech).
Jakie macie cele, plany na przyszłość?
- Właśnie kończymy dziesiątą płytę Golców. W najbliższym czasie ukaże się The Best of Golec uOrkiestra. To będą największe nasze przeboje w udoskonalonych aranżacjach, a do tego jako bonus chcemy dodać zupełnie nowe piosenki. Proszę trzymać kciuki, żeby płyta się udała i mile zaskoczyła słuchaczy.
Rozmawiała Aleksandra Samselska
Komentarze
Fajnie było
Dodane przez Ada, w dniu 22.09.2011 r., godz. 13.20
dziękujemy całą rodziną za ten koncert wszystkim bez wyjatku organizatorom. Szczergólnie starostwu i miastu!
Dodane przez Ada, w dniu 22.09.2011 r., godz. 13.20
dziękujemy całą rodziną za ten koncert wszystkim bez wyjatku organizatorom. Szczergólnie starostwu i miastu!
Nie było źle
Dodane przez Ktoś, w dniu 22.09.2011 r., godz. 14.45
Ale mam wrazenie, że z mocą państwo organizatorzy prochę poskapili. Pierwsze kawałki były głośniejsze potem trochę jakby słabło. Dosyć przymilania sie do wszystkich naraz. Komu głośno niech na ten wieczór wyjedzie na wieś. W końcu tyle pieniędzy kosztują takie wystepy i nie może być, żeby zawsze wszystko było na pół gwizdka.
Dodane przez Ktoś, w dniu 22.09.2011 r., godz. 14.45
Ale mam wrazenie, że z mocą państwo organizatorzy prochę poskapili. Pierwsze kawałki były głośniejsze potem trochę jakby słabło. Dosyć przymilania sie do wszystkich naraz. Komu głośno niech na ten wieczór wyjedzie na wieś. W końcu tyle pieniędzy kosztują takie wystepy i nie może być, żeby zawsze wszystko było na pół gwizdka.
Coś w tym jest panie Ktoś
Dodane przez RGB, w dniu 24.09.2011 r., godz. 10.58
Płacić płacimy za całóśc tylko imprezy wychodza nam na pół gwizdka
Dodane przez RGB, w dniu 24.09.2011 r., godz. 10.58
Płacić płacimy za całóśc tylko imprezy wychodza nam na pół gwizdka
Napisz komentarz
- Komentarze naruszające netykietę nie będą publikowane.
- Komentarze promujące własne np. strony, produkty itp. nie będą publikowane.
- Za treść komentarza odpowiada jego autor.
- Regulamin komentowania w serwisie wyszkowiak.pl